15-07-2021, 11:21 AM
Kaia westchnęła z rezygnacją. Tak, Ava miała rację – nie musiała tego robić sama, mogły męczyć się nad tym razem. Tylko po co w ogóle się męczyć, skoro czas można spędzić o wiele przyjemniej niż na jakimś odrabianiu pracy domowej? Na przykład, chociażby, na lataniu na miotle…
Niechętnie, ale jednak, podniosła się do siadu i zerknęła raz jeszcze na pergamin z obrzydzeniem, jakby co najmniej był kupką okropnych pająków.
— Trzeba to w końcu zrobić. Przynajmniej potem będzie można robić co się chce…
Chciała się bardzo pocieszyć, aczkolwiek była bardzo świadoma faktu, że po odrobieniu tej cholernej pracy domowej praktycznie nie zostanie już w ogóle czasu na jakiekolwiek przyjemności i w zasadzie nie ma żadnego powodu ku temu, aby się zmotywować.
No ale musi…
Z głośnym westchnięciem przysunęła do siebie książkę od transmutacji, ale i tak nic z niej nie wyczytała, bo Ava zadała ją falą pytań, która w chwili obecnej zdawała jej się bardziej interesująca niż jakiekolwiek eseje.
— W zasadzie to tak, chociaż z metamorfomagią już się urodziłam. Od urodzenia się ona przejawiała, więc w sumie od urodzenia też rodzice wiedzieli, że będę czarownicą. – W sumie niewielkie było ryzyko, aby urodziła się bez magicznych zdolności, ale i tak. – Uczyłam się nad tym panować w sumie prawie całe życie. Ale jakoś jak miałam siedem lat to mi się to dość dobrze udawało. Zresztą, musiało, bo chodziłam do mugolskiej podstawówki i byłoby dziwnie, gdyby w trakcie lekcji mi się zmienił kolor włosów – stwierdziła. Tak zawsze jej tłumaczyli rodzice przynajmniej. – Musiałam mieć po prostu bardzo silną wolę i zachować spokój. Na początku było bardzo trudno. Teraz wystarczy, że o czymś pomyślę, coś sobie wyobrażę, i mogę zmienić na przykład swoją twarz. I nie muszę się tak bardzo kontrolować w tymi włosami. Ale nie wiem, czy to cecha wspólna, czy włosy i oczy są po prostu bardzo wrażliwe na nasze emocje – stwierdziła, wzruszając ramionami. – Może jest na to jakieś logiczne biologiczne wyjaśnienie, ale nie wiem.
Westchnęła z rozmarzeniem. Fajnie by było, gdyby faktycznie skrócili tydzień pracy do czterech dni…
— Coś wątpię, że w szkole nam się uda na to załapać. A w pracy… Ja zamierzam pracować w tym, co lubię, więc sądzę, że to nie będzie już mi tak bardzo potrzebne – wzruszyła ramionami.
Niechętnie, ale jednak, podniosła się do siadu i zerknęła raz jeszcze na pergamin z obrzydzeniem, jakby co najmniej był kupką okropnych pająków.
— Trzeba to w końcu zrobić. Przynajmniej potem będzie można robić co się chce…
Chciała się bardzo pocieszyć, aczkolwiek była bardzo świadoma faktu, że po odrobieniu tej cholernej pracy domowej praktycznie nie zostanie już w ogóle czasu na jakiekolwiek przyjemności i w zasadzie nie ma żadnego powodu ku temu, aby się zmotywować.
No ale musi…
Z głośnym westchnięciem przysunęła do siebie książkę od transmutacji, ale i tak nic z niej nie wyczytała, bo Ava zadała ją falą pytań, która w chwili obecnej zdawała jej się bardziej interesująca niż jakiekolwiek eseje.
— W zasadzie to tak, chociaż z metamorfomagią już się urodziłam. Od urodzenia się ona przejawiała, więc w sumie od urodzenia też rodzice wiedzieli, że będę czarownicą. – W sumie niewielkie było ryzyko, aby urodziła się bez magicznych zdolności, ale i tak. – Uczyłam się nad tym panować w sumie prawie całe życie. Ale jakoś jak miałam siedem lat to mi się to dość dobrze udawało. Zresztą, musiało, bo chodziłam do mugolskiej podstawówki i byłoby dziwnie, gdyby w trakcie lekcji mi się zmienił kolor włosów – stwierdziła. Tak zawsze jej tłumaczyli rodzice przynajmniej. – Musiałam mieć po prostu bardzo silną wolę i zachować spokój. Na początku było bardzo trudno. Teraz wystarczy, że o czymś pomyślę, coś sobie wyobrażę, i mogę zmienić na przykład swoją twarz. I nie muszę się tak bardzo kontrolować w tymi włosami. Ale nie wiem, czy to cecha wspólna, czy włosy i oczy są po prostu bardzo wrażliwe na nasze emocje – stwierdziła, wzruszając ramionami. – Może jest na to jakieś logiczne biologiczne wyjaśnienie, ale nie wiem.
Westchnęła z rozmarzeniem. Fajnie by było, gdyby faktycznie skrócili tydzień pracy do czterech dni…
— Coś wątpię, że w szkole nam się uda na to załapać. A w pracy… Ja zamierzam pracować w tym, co lubię, więc sądzę, że to nie będzie już mi tak bardzo potrzebne – wzruszyła ramionami.