25-07-2021, 11:55 AM
Praktycznie wszystko było już gotowe – a przynajmniej wszystko, czym zajmowała się Kaia. Czerwone kurtyny wisiały w oknach i zasłaniały widok. W nocy, po zachodzie słońca, po drugiej stronie zamku nie powinno być widać absolutnie nic – tak w razie gdyby ktoś zrobił sobie spacer po błoniach, albo gajowy miał wyściubić akurat nos ze swojej chatki. Całość komnaty spowijała przyjemna ciemność, która będzie przebijana jedynie drobnymi światełkami. Serpentyny wraz z balonami unosiły się już na górze, a stoły częściowo zastawione już były jedzeniem. Teraz wystarczyło tylko poczekać, aż przyjdą ludzie.
I chyba po to poszedł Ethan – po to, żeby pogonić Puchonów, bo na samym początku na pewno wszyscy rzucą się do jedzenia, jak zawsze, zanim znajdą w sobie siłę, żeby wejść na parkiet. Kaia jeszcze zerknęła na samogrający gramofon, który tylko czekał na jakieś życzenie i uśmiechnęła się z zadowoleniem. Była z siebie mega dumna!
Zaraz dostrzegła wchodzącą Harper, tak jak się umówiły, i uśmiechnęła się szeroko, widząc ją taką odstrzeloną.
— Harper, wyglądasz jak milion galeonów!
W sumie teraz to nawet zrobiło jej się trochę głupio, że sama przyszła na imprezę tak… zwyczajnie. W rozpuszczonych włosach, ciuchach, jakie by założyła normalnie, na co dzień, po zajęciach i ogółem tak… Ale z drugiej strony – tak ją wszyscy znali i lubili, a ona jakoś nie miała ochoty się nikomu podlizywać jeszcze bardziej swoim wyglądem.
Chciała już zaproponować, że kiedyś mogą się razem tak odstrzelić, jak już znajdzie jakiegoś chłopaka, dla którego chciałaby faktycznie tak wyglądać i mu jakoś zaimponować… Ale nagle nieudane Muffliato zaaferowało ją kompletnie, że aż zapomniała rzucić dodatkowym komentarzem.
Nie spodziewała się, że może nie wyjść. I nie mieli nikogo, kto by mógł wyciszyć salę za Harper! Cholera, co teraz?
— Może… spróbuj jeszcze raz? Może teraz wyjdzie? – zapytała dość niepewnie.
Cholera, głupio by było, gdyby wszystko już było gotowe, a na samej mecie mieli się wyrąbać na głupi ryj…
I chyba po to poszedł Ethan – po to, żeby pogonić Puchonów, bo na samym początku na pewno wszyscy rzucą się do jedzenia, jak zawsze, zanim znajdą w sobie siłę, żeby wejść na parkiet. Kaia jeszcze zerknęła na samogrający gramofon, który tylko czekał na jakieś życzenie i uśmiechnęła się z zadowoleniem. Była z siebie mega dumna!
Zaraz dostrzegła wchodzącą Harper, tak jak się umówiły, i uśmiechnęła się szeroko, widząc ją taką odstrzeloną.
— Harper, wyglądasz jak milion galeonów!
W sumie teraz to nawet zrobiło jej się trochę głupio, że sama przyszła na imprezę tak… zwyczajnie. W rozpuszczonych włosach, ciuchach, jakie by założyła normalnie, na co dzień, po zajęciach i ogółem tak… Ale z drugiej strony – tak ją wszyscy znali i lubili, a ona jakoś nie miała ochoty się nikomu podlizywać jeszcze bardziej swoim wyglądem.
Chciała już zaproponować, że kiedyś mogą się razem tak odstrzelić, jak już znajdzie jakiegoś chłopaka, dla którego chciałaby faktycznie tak wyglądać i mu jakoś zaimponować… Ale nagle nieudane Muffliato zaaferowało ją kompletnie, że aż zapomniała rzucić dodatkowym komentarzem.
Nie spodziewała się, że może nie wyjść. I nie mieli nikogo, kto by mógł wyciszyć salę za Harper! Cholera, co teraz?
— Może… spróbuj jeszcze raz? Może teraz wyjdzie? – zapytała dość niepewnie.
Cholera, głupio by było, gdyby wszystko już było gotowe, a na samej mecie mieli się wyrąbać na głupi ryj…