12-09-2021, 12:00 PM
Zaśmiała się na jego wielkie oburzenie. Tak myślała, że wcale nie chodziło o żadne wybaczenie… Niemniej, tak to właśnie zabrzmiało! Pokręciła głową z rozbawieniem, a potem dodatkowo wywróciła oczami (choć z uśmiechem!) na tak jawne domaganie się pochwał i komplementów. A to cwaniaczek!
Ale nie zamierzała wcale się wycofywać.
— Mmmm… mniej więcej, że nie wiem, skąd wytrzasnęłam tak zajebistego… - urwała, bo o ile sobie przypominała, dalej padło słowo przyjaciel, a w tym momencie nie pasowało jej już do kontekstu.
To, jak się wobec siebie zachowywali… i to, jak się czuła… To nie mieściło się już w ramach kumplowania.
Cholera. Chyba dodatkowo zaczynała się stresować…
Chrząknęła tylko, jakby sama przywołując się do porządku, po czym uśmiechnęła się z odrobiną niezręczności, nim dokończyła nareszcie:
— Ethana. Tak zajebistego Ethana.
Brzmiało to dość żałośnie, ale ani przyjaciel, ani kumpel już jej tu nie pasowało.
W tym wszystkim uśmiechnęła się delikatnie, z odrobiną zawstydzenia i w sumie przypadkiem dostrzegła, jak wśród jej włosów zaczyna pojawiać się róż, tak nietypowy dla Kai, tak rzadko występujący.
Ostatnio pojawił się… dawno temu. I nie w towarzystwie Ethana. Ethan znał doskonale kolorystykę jej włosów, potrafił zareagować odpowiednio do jej humoru, ale… ale czy znał ten kolor?
Nie wiedziała już sama, czy chciała, żeby go znał, czy lepiej, żeby nie…
— Masz to jak w banku – odpowiedziała mu w końcu z uśmiechem. – W sensie, nielimitowany dostęp do pytań.
Zaraz jednak zaśmiała się cicho i z rozbawieniem nachyliła w stronę Ethana, aby szepnąć:
— Ale może poczekaj jednak jakąś chwilę z tymi pytaniami o okresie.
Okej, nie wiedziała, czy nie popsuła czasem klimatu, ale musiała! Po prostu musiała! Chociaż wcześniej nie było jej do śmiechu, w tym momencie pytanie Milesa ją niezmiernie bawiło i chyba jeszcze przez jakąś chwilę będzie przeżywała to jakże taktowne wydarzenie. Ale tylko chwilę! Potem pewnie z powrotem zapomni i znów będzie uwielbiała Milesa. Na swój sposób.
Uniosła nieco brwi na stwierdzenie, że brzmi to dla niego jak randka. Doprawdy, Kaia z alkoholem i zamkniętą komnatą dla niego tak właśnie brzmiała? I czy zawsze tak brzmiała, czy to dopiero dzisiaj, pod tym dziwnym nastrojem, któremu jakoś tak nie potrafiła się oprzeć…?
A może raczej nie chciała…
— Randka liczyłaby się dopiero od momentu, w którym byłbyś tam dobrowolnie – odparowała, chociaż poniekąd miała w tym ukryty cel. Przede wszystkim odpowiedź na pytanie, czy faktycznie rozważał taką możliwość jak on, ona i pójście na randkę…
Czekaj, od kiedy jej na tym zaczęło zależeć?
Czuła się tak kompletnie zmieszana! To, co się działo między nią a Ethanem… nawet nie umiała powiedzieć, skąd to wszystko się wzięło. Po prostu się pojawiło – pach, nagle, po prawie sześciu latach znajomości! Czy tak się dzieje w normalnym życiu, czy ludzie po prostu od razu padają sobie w ramiona, czy długotrwałe przyjaźnie po prostu tak mają, że w końcu przeradzają się w… coś więcej?
W tym wszystkim zignorowała nawet zmienioną muzykę, gdzie ktoś puścił AC/DC. W tym momencie jej nic nie przeszkadzało, gdy zdawała się żyć w zupełnie innym świecie, gdy nie potrafiła oderwać wzroku od oczu Ethana…
Roześmiała się na jego komentarz, kręcąc lekko głową. A już się nastawiała, obiecywał jej takie rzeczy…!
— Jak ja mam tańczyć, to musisz mi się czymś zrewanżować. Prywatny talent show, najpierw dla Ethana, potem dla Kai – uniosła nieco brwi, jakby w lekkim oczekiwaniu na to, co wymyśli. Poza żonglowaniem, którego, jak już ustalili, nie potrafił!
Ale jego kolejne pytanie kompletnie wybiło ją z rytmu. Róż na jej włosach zdawał się rozlegać coraz bardziej, a ona nie spodziewała się tak bezpośredniego pytania. Niemalże natychmiast poczuła szybsze bicie serca i na moment uciekła spojrzeniem w dół.
Rwałabym, ale się boję. Ale nie wiem, czy to nie popsuje naszej relacji. Ale nie wiem, czy to tylko ja dzisiaj jestem jakaś nienormalna i wyobrażam sobie niestworzone rzeczy. Ale nie wiem, czy jak się obudzę jutro, to ta bańka nie pęknie. Ale nie wiem, co wtedy będzie. Ale nie spodziewałam się, że poczuję coś takiego akurat do Ciebie, kogoś, kogo przez lata uważałam za po prostu przyjaciela. Ale nie wiem, co tak konkretnie czuję i nie potrafię tego nazwać…
— Ale nie wiem, czy Rzodkiew tego też chce – odezwała się, niezamierzenie, niemalże szeptem, ponownie unosząc spojrzenie, by spojrzeć w jego oczy.
Otoczenie zdawało się nie istnieć w tym momencie. W komnacie zrobiło się jakby bardziej gorąco, a ona… z całej masy wątpliwości nie wiedziała, dlaczego wybrała akurat tą.
Ale, cholera, chyba tego chciała. I chciała mieć nadzieję, że to nie tylko ona dzisiaj upadła kompletnie na głowę.
Ale nie zamierzała wcale się wycofywać.
— Mmmm… mniej więcej, że nie wiem, skąd wytrzasnęłam tak zajebistego… - urwała, bo o ile sobie przypominała, dalej padło słowo przyjaciel, a w tym momencie nie pasowało jej już do kontekstu.
To, jak się wobec siebie zachowywali… i to, jak się czuła… To nie mieściło się już w ramach kumplowania.
Cholera. Chyba dodatkowo zaczynała się stresować…
Chrząknęła tylko, jakby sama przywołując się do porządku, po czym uśmiechnęła się z odrobiną niezręczności, nim dokończyła nareszcie:
— Ethana. Tak zajebistego Ethana.
Brzmiało to dość żałośnie, ale ani przyjaciel, ani kumpel już jej tu nie pasowało.
W tym wszystkim uśmiechnęła się delikatnie, z odrobiną zawstydzenia i w sumie przypadkiem dostrzegła, jak wśród jej włosów zaczyna pojawiać się róż, tak nietypowy dla Kai, tak rzadko występujący.
Ostatnio pojawił się… dawno temu. I nie w towarzystwie Ethana. Ethan znał doskonale kolorystykę jej włosów, potrafił zareagować odpowiednio do jej humoru, ale… ale czy znał ten kolor?
Nie wiedziała już sama, czy chciała, żeby go znał, czy lepiej, żeby nie…
— Masz to jak w banku – odpowiedziała mu w końcu z uśmiechem. – W sensie, nielimitowany dostęp do pytań.
Zaraz jednak zaśmiała się cicho i z rozbawieniem nachyliła w stronę Ethana, aby szepnąć:
— Ale może poczekaj jednak jakąś chwilę z tymi pytaniami o okresie.
Okej, nie wiedziała, czy nie popsuła czasem klimatu, ale musiała! Po prostu musiała! Chociaż wcześniej nie było jej do śmiechu, w tym momencie pytanie Milesa ją niezmiernie bawiło i chyba jeszcze przez jakąś chwilę będzie przeżywała to jakże taktowne wydarzenie. Ale tylko chwilę! Potem pewnie z powrotem zapomni i znów będzie uwielbiała Milesa. Na swój sposób.
Uniosła nieco brwi na stwierdzenie, że brzmi to dla niego jak randka. Doprawdy, Kaia z alkoholem i zamkniętą komnatą dla niego tak właśnie brzmiała? I czy zawsze tak brzmiała, czy to dopiero dzisiaj, pod tym dziwnym nastrojem, któremu jakoś tak nie potrafiła się oprzeć…?
A może raczej nie chciała…
— Randka liczyłaby się dopiero od momentu, w którym byłbyś tam dobrowolnie – odparowała, chociaż poniekąd miała w tym ukryty cel. Przede wszystkim odpowiedź na pytanie, czy faktycznie rozważał taką możliwość jak on, ona i pójście na randkę…
Czekaj, od kiedy jej na tym zaczęło zależeć?
Czuła się tak kompletnie zmieszana! To, co się działo między nią a Ethanem… nawet nie umiała powiedzieć, skąd to wszystko się wzięło. Po prostu się pojawiło – pach, nagle, po prawie sześciu latach znajomości! Czy tak się dzieje w normalnym życiu, czy ludzie po prostu od razu padają sobie w ramiona, czy długotrwałe przyjaźnie po prostu tak mają, że w końcu przeradzają się w… coś więcej?
W tym wszystkim zignorowała nawet zmienioną muzykę, gdzie ktoś puścił AC/DC. W tym momencie jej nic nie przeszkadzało, gdy zdawała się żyć w zupełnie innym świecie, gdy nie potrafiła oderwać wzroku od oczu Ethana…
Roześmiała się na jego komentarz, kręcąc lekko głową. A już się nastawiała, obiecywał jej takie rzeczy…!
— Jak ja mam tańczyć, to musisz mi się czymś zrewanżować. Prywatny talent show, najpierw dla Ethana, potem dla Kai – uniosła nieco brwi, jakby w lekkim oczekiwaniu na to, co wymyśli. Poza żonglowaniem, którego, jak już ustalili, nie potrafił!
Ale jego kolejne pytanie kompletnie wybiło ją z rytmu. Róż na jej włosach zdawał się rozlegać coraz bardziej, a ona nie spodziewała się tak bezpośredniego pytania. Niemalże natychmiast poczuła szybsze bicie serca i na moment uciekła spojrzeniem w dół.
Rwałabym, ale się boję. Ale nie wiem, czy to nie popsuje naszej relacji. Ale nie wiem, czy to tylko ja dzisiaj jestem jakaś nienormalna i wyobrażam sobie niestworzone rzeczy. Ale nie wiem, czy jak się obudzę jutro, to ta bańka nie pęknie. Ale nie wiem, co wtedy będzie. Ale nie spodziewałam się, że poczuję coś takiego akurat do Ciebie, kogoś, kogo przez lata uważałam za po prostu przyjaciela. Ale nie wiem, co tak konkretnie czuję i nie potrafię tego nazwać…
— Ale nie wiem, czy Rzodkiew tego też chce – odezwała się, niezamierzenie, niemalże szeptem, ponownie unosząc spojrzenie, by spojrzeć w jego oczy.
Otoczenie zdawało się nie istnieć w tym momencie. W komnacie zrobiło się jakby bardziej gorąco, a ona… z całej masy wątpliwości nie wiedziała, dlaczego wybrała akurat tą.
Ale, cholera, chyba tego chciała. I chciała mieć nadzieję, że to nie tylko ona dzisiaj upadła kompletnie na głowę.