04-10-2021, 08:19 PM
O nie... Cavington odebrał chyba tę uwagę dość personalnie, bo momentalnie zauważyła zmieszanie na jego twarzy i to, że nieco się wycofał, jakby stracił na swojej pewności. Nie, nie, nie chodziło jej o to, żeby go jakoś urazić, nie chodziło o to, żeby to jemu przytknąć, że tak się zachowywał, tylko... no, inni byli gorsi. Bardziej natrętni, namolni, potrafili gapić się na nią z otwartymi ustami i... och, to w ogóle nie chodziło o to!
— Nie, nie! - zawołała od razu dość żywo i nawet nieco podniosła się na łóżku. Nie za dużo, na tyle, że mogła poprawić się i nie zapadać już w pościeli, ale jednak. - Nie mówiłam tego do Ciebie, tylko... wiesz, niektórzy nawet nie próbują być taktowni...
Czy ona właśnie mówiła Ślizgonowi, że uważa go za taktownego? Chyba... Może... W sumie, słabo go znała, ale z tego, co zdołała dzisiaj zaobserwować, to był... okej. Nawet mu to powiedziała - no bo był naprawdę okej. I o ile jeszcze chwilę temu nie chciała go widzieć na oczy, tak teraz... teraz nie chciała, żeby sobie szedł, a jakoś tak... jakoś tak nie miała pomysłu, jak go zatrzymać, i przez tę chwilę niezręcznej ciszy czuła, że jednak będzie musiała pogodzić się z samotnością do przybycia drużyny i przyjaciół, i...
I wtedy powiedział coś, co sprawiło, ze nagle poderwała głowę, spojrzała na niego, jej wargi rozpromienił uśmiech, a końcówki jej włosów zmieniły swoją kolor nawet na żółty!
Czyli on też wcale nie chciał iść! To... nie wiedziała, czy powinna się z tego tak cieszyć, ale i tak sprawiało jej to ogromną przyjemność...
Pokręciła nieco zbyt gwałtownie głową, kiedy zaczął się tłumaczyć, albo że w razie czego może jeszcze wyjść - bo poczuła lekki ból w karku, ale poza delikatnym skrzywieniem się, obyło się bez drastycznych konsekwencji takiego szaleństwa.
— Nie, znaczy... - zaczęła dość niepewnie, nie mając pojęcia, jak powinna mu powiedzieć, że naprawdę chciała, żeby został. - Chętnie z Tobą poleżę. Znaczy, ja poleżę, Ty posiedzisz - dodała ku sprostowaniu, czując, jak niezręczność zaczyna do niej wracać, a na wargach pojawia się dość nerwowy uśmiech. - No i... nie wiem tylko, jak drużyna na Ciebie zareaguje. Mogą przyjść z wyzwiskami i może nie być przyjemnie... I wiem, że jestem dużą dziewczynką i chętnie bym Cię obroniła przed bandą oszołomionych, wkurwionych Gryfonów, ale tak troszkę nie jestem dzisiaj w formie...
O ile leżenie w skrzydle szpitalnym mogła faktycznie nazwać wyjściem z formy.
Poza tym - co ona w ogóle mówiła? Czemu kręciła się tak dokoła tematu?
— Ale będzie mi miło, jeśli ze mną zostaniesz - powiedziała w końcu, dla pewności i wszelkiego sprostowania, obdarowując go ciepłym, już nieco pewniejszym uśmiechem.
Chociaż wcale aż tak pewnie się nie czuła...
— Nie, nie! - zawołała od razu dość żywo i nawet nieco podniosła się na łóżku. Nie za dużo, na tyle, że mogła poprawić się i nie zapadać już w pościeli, ale jednak. - Nie mówiłam tego do Ciebie, tylko... wiesz, niektórzy nawet nie próbują być taktowni...
Czy ona właśnie mówiła Ślizgonowi, że uważa go za taktownego? Chyba... Może... W sumie, słabo go znała, ale z tego, co zdołała dzisiaj zaobserwować, to był... okej. Nawet mu to powiedziała - no bo był naprawdę okej. I o ile jeszcze chwilę temu nie chciała go widzieć na oczy, tak teraz... teraz nie chciała, żeby sobie szedł, a jakoś tak... jakoś tak nie miała pomysłu, jak go zatrzymać, i przez tę chwilę niezręcznej ciszy czuła, że jednak będzie musiała pogodzić się z samotnością do przybycia drużyny i przyjaciół, i...
I wtedy powiedział coś, co sprawiło, ze nagle poderwała głowę, spojrzała na niego, jej wargi rozpromienił uśmiech, a końcówki jej włosów zmieniły swoją kolor nawet na żółty!
Czyli on też wcale nie chciał iść! To... nie wiedziała, czy powinna się z tego tak cieszyć, ale i tak sprawiało jej to ogromną przyjemność...
Pokręciła nieco zbyt gwałtownie głową, kiedy zaczął się tłumaczyć, albo że w razie czego może jeszcze wyjść - bo poczuła lekki ból w karku, ale poza delikatnym skrzywieniem się, obyło się bez drastycznych konsekwencji takiego szaleństwa.
— Nie, znaczy... - zaczęła dość niepewnie, nie mając pojęcia, jak powinna mu powiedzieć, że naprawdę chciała, żeby został. - Chętnie z Tobą poleżę. Znaczy, ja poleżę, Ty posiedzisz - dodała ku sprostowaniu, czując, jak niezręczność zaczyna do niej wracać, a na wargach pojawia się dość nerwowy uśmiech. - No i... nie wiem tylko, jak drużyna na Ciebie zareaguje. Mogą przyjść z wyzwiskami i może nie być przyjemnie... I wiem, że jestem dużą dziewczynką i chętnie bym Cię obroniła przed bandą oszołomionych, wkurwionych Gryfonów, ale tak troszkę nie jestem dzisiaj w formie...
O ile leżenie w skrzydle szpitalnym mogła faktycznie nazwać wyjściem z formy.
Poza tym - co ona w ogóle mówiła? Czemu kręciła się tak dokoła tematu?
— Ale będzie mi miło, jeśli ze mną zostaniesz - powiedziała w końcu, dla pewności i wszelkiego sprostowania, obdarowując go ciepłym, już nieco pewniejszym uśmiechem.
Chociaż wcale aż tak pewnie się nie czuła...