20-10-2021, 12:43 PM
O no właśnie! Sam już dał jej odpowiedź, że wcale się sam nie opierdoli! Ale następne zdanie… Co on w ogóle mówił? Pomijając nawet udawanego focha, to przecież wcale nie o tym mu mówiła!
— Nie! Znaczy, jeśli przyjdą Cię opierdolić, to ich decyzja, nie moja – uniosła dłonie, podkreślając swoją niewinność w tejże sytuacji. – Ale sam siebie to już byś mógł!
Pomijając chwilę autorefleksji, która by szła za tym opierdolem, to byłoby to nawet całkiem zabawne!
Zaraz machnęła ręką, jakby opędzając się od muchy, chociaż w praktyce opędzała się bardziej od palca Ethana tykającego ją w bok – chociaż zaraz sama trzepnęła go w ramię za komentarz, że Miles będzie dobrym kandydatem. Chociaż nie, nie konkretnie za to, a za to, że zadaje celne pytania.
I tym razem to ona udała oburzenie, chociaż chciało jej się śmiać na wspomnienie Milesa pytającego ją, czy ma okres. W tamtym momencie najchętniej by go rozniosła w drobny mak, ale teraz zdawało jej się to nawet zabawne. Pomijając fakt, że kobieta przecież nie musi być wkurzona tylko wtedy, gdy ma okres!
— Chyba tylko w zadawaniu takich pytań. Już widzę ten jego rzekomy opierdol. Kochana, wydaje mi się, że troszkę przegięłaś, Ethan jest bardzo niezadowolony. Ale rozumiem też Twój punkt widzenia.
W gruncie rzeczy nie miała pojęcia, czy Miles by tak powiedział, ale przynajmniej świetnie się bawiła, przerysowując sposób bycia i mówienia Villiersa!
— Poza tym ja się sama opierdolę i zreflektuję!
Nie. Nie było takiej opcji. Dopóki się Kai nie zatrzymało i nie pokazało palcem, że to ona zjebała, za nic w świecie by się nie przyznała!
Znaczy, zawsze można było wziąć ją jeszcze na litość, albo na przetrzymanie… w końcu pewnie by sama i tak podeszła, mając totalnie w dupie kłótnię.
Wyjątkiem był Cavington. I nawet nie umiała wyjaśnić, dlaczego. Może zwyczajnie przelała się czara goryczy.
A może, mając do wyboru stanąć za Ethanem vs. stanąć za Mickey’im wybrała tego pierwszego.
Czy to znaczyło, że od jakiegoś czasu podświadomie kochała Ethana…? Nie… Nie wydawało jej się. Może to ta dziwna lojalność. Albo fakt, że Ethana znała dłużej… A może po prostu nie nadawała się do związków, bo przedkładała nad partnera swoich przyjaciół. Taka opcja tez istniała, a Kaia miała dopiero szesnaście lat i brak możliwości, aby to zweryfikować lepiej.
Uniosła zaraz z powątpiewaniem brwi, kiedy ten westchnął teatralnie, jakby bardzo ciężko było mu się zebrać na buziaka. Zaraz miała strzelić kolejnego focha, ale na szczęście nie ociągał się z nim zbyt długo – i nawet nie ucałował jej w przelocie, a nieco… dłużej. Wargi Kai rozciągnęły się w lekkim uśmiechu, gdy na chwilę ich wargi się rozłączyły, po czym sama ucałowała go po raz kolejny, sięgając przy tym do jego twarzy, sunąc dłonią po policzku, aby zanurzyć dłoń w jego włosach i delikatnie zmierzwić je pomiędzy palcami.
Ale przy całej tej rozmowie czuła się tylko coraz gorzej. Sama już nie wiedziała, co ją napadło, ale… ale potrzebowała czuć się pewnie. Nawet nie za bardzo wiedziała, skąd przyszła jej ta nagła potrzeba – przecież nigdy nie zachowywała się aż tak desperacko! A może się zachowywała, i dopiero przy Ethanie to zauważyła, bo wiedziała, że przy nim normalnie to wszystko toczyłoby się normalnie inaczej? Sama nie wiedziała, ale…
Ethan bardzo szybko się poprawił. Kaia uśmiechnęła się tylko blado, ale mimo to uciekła zaraz spojrzeniem, rozplotła ich dłonie i odsunęła się delikatnie, aby oprzeć się o pień drzewa.
Sama już nie wiedziała, o co chodziło i czego chciała… Może Miles jednak wcale nie był bezczelny z tym pytaniem i jednak coś było na rzeczy…?
— No bo nie chodzi mi o to, że na zawsze. W sensie, nie mam jakichś… problemów, czy coś. Normalnie podobają mi się faceci… tylko to jeszcze chyba nie jest ta chwila. – Westchnęła głęboko, z poirytowaniem, ale wybrzmiewającym też politowaniem dla samej siebie. Podciągnęła tylko nogi pod brodę, a potem oparła tył głowy o korę drzewa, zamykając oczy. – Wybacz. W ogóle nie wiem, po co ciągnę ten temat. Psuję nam tylko wieczór.
Ale naprawdę czuła się okropnie. Czuła się tak, jakby zaraz cały świat miał jej runąć, jakby miała stracić grunt pod stopami, bo… bo bała się, że Ethan może być przez nią nieszczęśliwy. I chociaż dopiero zaczęli być razem, już zaczynała się bać, że ją zostawi. Że się rozstaną, również jako przyjaciele.
Czy to było normalne?
— Kiedy byłam mała, moja matka rozwiodła się z moim tatą. Znudziła się nim, znalazła sobie lepszego. Z dobrej rodziny, chyba nawet był czystej krwi, tak samo zresztą jak i ona – westchnęła głęboko. – Nie myślałam, że to miało na mnie jakiś wpływ, poza tym, że zaczęłam ją nienawidzić za to, jak potraktowała mojego tatę… Ale to chyba jednak miało na mnie wpływ, wiesz? – Otworzyła oczy, aby spojrzeć na Ethana. Mógł z nich śmiało wyczytać to, jak bardzo uważała się w tym momencie za słabą i żałosną. Nie za taką, jaką widział na co dzień do tej pory. Nie za silną, radosną, pełną energii, przebojową, chętną podbijać świat. Dzisiaj zdjęła maskę. Po raz pierwszy chyba zdjęła maskę sama przed sobą. – Wszystko było dobrze, aż pewnego dnia powiedziała mu, że nie czuje już tego samego i znalazła sobie kogoś lepszego. Kto bardziej do niej pasuje.
Zacisnęła nerwowo wargi i zwiesiła nieco głowę. Teraz dodatkowo pomiędzy biało-niebieskie kosmyki włosów zaczęła wkradać się czerń. Czuła się naprawdę beznadziejnie…
Odetchnęła raz jeszcze, głęboko, nim niemalże wyszeptała:
— Nie chcę obudzić się pewnego dnia i dowiedzieć się, że wszystko się zmieniło, jednak nie było okej i jednak nie byłam wystarczająca. Podziwiam mojego tatę, że to wytrzymał, bo… bo ja bym nie potrafiła.
— Nie! Znaczy, jeśli przyjdą Cię opierdolić, to ich decyzja, nie moja – uniosła dłonie, podkreślając swoją niewinność w tejże sytuacji. – Ale sam siebie to już byś mógł!
Pomijając chwilę autorefleksji, która by szła za tym opierdolem, to byłoby to nawet całkiem zabawne!
Zaraz machnęła ręką, jakby opędzając się od muchy, chociaż w praktyce opędzała się bardziej od palca Ethana tykającego ją w bok – chociaż zaraz sama trzepnęła go w ramię za komentarz, że Miles będzie dobrym kandydatem. Chociaż nie, nie konkretnie za to, a za to, że zadaje celne pytania.
I tym razem to ona udała oburzenie, chociaż chciało jej się śmiać na wspomnienie Milesa pytającego ją, czy ma okres. W tamtym momencie najchętniej by go rozniosła w drobny mak, ale teraz zdawało jej się to nawet zabawne. Pomijając fakt, że kobieta przecież nie musi być wkurzona tylko wtedy, gdy ma okres!
— Chyba tylko w zadawaniu takich pytań. Już widzę ten jego rzekomy opierdol. Kochana, wydaje mi się, że troszkę przegięłaś, Ethan jest bardzo niezadowolony. Ale rozumiem też Twój punkt widzenia.
W gruncie rzeczy nie miała pojęcia, czy Miles by tak powiedział, ale przynajmniej świetnie się bawiła, przerysowując sposób bycia i mówienia Villiersa!
— Poza tym ja się sama opierdolę i zreflektuję!
Nie. Nie było takiej opcji. Dopóki się Kai nie zatrzymało i nie pokazało palcem, że to ona zjebała, za nic w świecie by się nie przyznała!
Znaczy, zawsze można było wziąć ją jeszcze na litość, albo na przetrzymanie… w końcu pewnie by sama i tak podeszła, mając totalnie w dupie kłótnię.
Wyjątkiem był Cavington. I nawet nie umiała wyjaśnić, dlaczego. Może zwyczajnie przelała się czara goryczy.
A może, mając do wyboru stanąć za Ethanem vs. stanąć za Mickey’im wybrała tego pierwszego.
Czy to znaczyło, że od jakiegoś czasu podświadomie kochała Ethana…? Nie… Nie wydawało jej się. Może to ta dziwna lojalność. Albo fakt, że Ethana znała dłużej… A może po prostu nie nadawała się do związków, bo przedkładała nad partnera swoich przyjaciół. Taka opcja tez istniała, a Kaia miała dopiero szesnaście lat i brak możliwości, aby to zweryfikować lepiej.
Uniosła zaraz z powątpiewaniem brwi, kiedy ten westchnął teatralnie, jakby bardzo ciężko było mu się zebrać na buziaka. Zaraz miała strzelić kolejnego focha, ale na szczęście nie ociągał się z nim zbyt długo – i nawet nie ucałował jej w przelocie, a nieco… dłużej. Wargi Kai rozciągnęły się w lekkim uśmiechu, gdy na chwilę ich wargi się rozłączyły, po czym sama ucałowała go po raz kolejny, sięgając przy tym do jego twarzy, sunąc dłonią po policzku, aby zanurzyć dłoń w jego włosach i delikatnie zmierzwić je pomiędzy palcami.
Ale przy całej tej rozmowie czuła się tylko coraz gorzej. Sama już nie wiedziała, co ją napadło, ale… ale potrzebowała czuć się pewnie. Nawet nie za bardzo wiedziała, skąd przyszła jej ta nagła potrzeba – przecież nigdy nie zachowywała się aż tak desperacko! A może się zachowywała, i dopiero przy Ethanie to zauważyła, bo wiedziała, że przy nim normalnie to wszystko toczyłoby się normalnie inaczej? Sama nie wiedziała, ale…
Ethan bardzo szybko się poprawił. Kaia uśmiechnęła się tylko blado, ale mimo to uciekła zaraz spojrzeniem, rozplotła ich dłonie i odsunęła się delikatnie, aby oprzeć się o pień drzewa.
Sama już nie wiedziała, o co chodziło i czego chciała… Może Miles jednak wcale nie był bezczelny z tym pytaniem i jednak coś było na rzeczy…?
— No bo nie chodzi mi o to, że na zawsze. W sensie, nie mam jakichś… problemów, czy coś. Normalnie podobają mi się faceci… tylko to jeszcze chyba nie jest ta chwila. – Westchnęła głęboko, z poirytowaniem, ale wybrzmiewającym też politowaniem dla samej siebie. Podciągnęła tylko nogi pod brodę, a potem oparła tył głowy o korę drzewa, zamykając oczy. – Wybacz. W ogóle nie wiem, po co ciągnę ten temat. Psuję nam tylko wieczór.
Ale naprawdę czuła się okropnie. Czuła się tak, jakby zaraz cały świat miał jej runąć, jakby miała stracić grunt pod stopami, bo… bo bała się, że Ethan może być przez nią nieszczęśliwy. I chociaż dopiero zaczęli być razem, już zaczynała się bać, że ją zostawi. Że się rozstaną, również jako przyjaciele.
Czy to było normalne?
— Kiedy byłam mała, moja matka rozwiodła się z moim tatą. Znudziła się nim, znalazła sobie lepszego. Z dobrej rodziny, chyba nawet był czystej krwi, tak samo zresztą jak i ona – westchnęła głęboko. – Nie myślałam, że to miało na mnie jakiś wpływ, poza tym, że zaczęłam ją nienawidzić za to, jak potraktowała mojego tatę… Ale to chyba jednak miało na mnie wpływ, wiesz? – Otworzyła oczy, aby spojrzeć na Ethana. Mógł z nich śmiało wyczytać to, jak bardzo uważała się w tym momencie za słabą i żałosną. Nie za taką, jaką widział na co dzień do tej pory. Nie za silną, radosną, pełną energii, przebojową, chętną podbijać świat. Dzisiaj zdjęła maskę. Po raz pierwszy chyba zdjęła maskę sama przed sobą. – Wszystko było dobrze, aż pewnego dnia powiedziała mu, że nie czuje już tego samego i znalazła sobie kogoś lepszego. Kto bardziej do niej pasuje.
Zacisnęła nerwowo wargi i zwiesiła nieco głowę. Teraz dodatkowo pomiędzy biało-niebieskie kosmyki włosów zaczęła wkradać się czerń. Czuła się naprawdę beznadziejnie…
Odetchnęła raz jeszcze, głęboko, nim niemalże wyszeptała:
— Nie chcę obudzić się pewnego dnia i dowiedzieć się, że wszystko się zmieniło, jednak nie było okej i jednak nie byłam wystarczająca. Podziwiam mojego tatę, że to wytrzymał, bo… bo ja bym nie potrafiła.