23-10-2021, 12:16 AM
— Mhmmm… - mruknęła z udawaną powagą i pokiwała bardzo poważnie głową, jakby naprawdę zaczynała się bać! – Masz rację. Teraz oprócz trochę przegięłaś, ale rozumiem może dorzucić też chodź, pogadamy o tym, co lubi mój brat, a potem skoczymy na szybkie zakupy, co?
Dźgnęła go wrednie palcem pod żebra z szerokim uśmiechem, powstrzymując śmiech. Ale tak to sobie właśnie wyobrażała! A Miles przy okazji dziwnie pasował jej do archetypu kolegi-geja. No, może gejem nie był – aczkolwiek nie była na sto procent pewna! – ale tak jakoś jej pasował, no…
Zresztą, rozważanie na temat orientacji brata Ethana nie było teraz ważne. Dużo ważniejsze było to, co teraz się między nimi działo – a działo się… cóż. Chyba nie za dobrze.
Poza tym, że czuła własną niepewność, w której zdawała się pogrążać i zapadać, to miała wrażenie, że Ethan zaczął być… trochę zły? Sama nie wiedziała. Na pewno zmieszany i… miał rację. Wyszli w końcu na randkę. Na pierwszej randce robi się najdurniejsze rzeczy, gada o największych pierdołach, trzyma za rączki, szczebiocze – a nie mówi od razu o całym swoim bagażu mentalnym.
Tylko że… że to nadal był Ethan. I chyba jeszcze nie za bardzo umiała pogodzić rolę chłopaka i najlepszego kumpla, który znał ją przecież na wylot. Z jednej strony chciała, aby wiedział. Miała potrzebę zrzucić z siebie ten ciężar. Z drugiej… z drugiej tego żałowała, bo to chyba nie było to, czego oczekiwał.
Zerknęła na niego niepewnie, gdy odezwał się cicho. Mogło jej się nawet wydawać, że coś usłyszała, bo zaraz zapadła okrutna, nieco wymowna cisza. Może faktycznie jej się wydawało… Może Ethan nie chciał rozmawiać, nie chciał słuchać i… sama wolała już nie myśleć, gdzie w tym momencie galopowały jej myśli. Przynajmniej do momentu, w którym dokończył swoją wypowiedź.
Uniosła lekko kącik ust. Nie był to temat do śmiechu, ale w jakiś sposób, nawet taki drobniutki, poczuła się zrozumiana.
Może Ethan miał zupełnie inną historię niż jej – można by powiedzieć, że odwrotną. Od jej taty matka odeszła. Jego matka uwiodła jego ojca, zabierając ją innej kobiecie. Podobna historia, z dwóch różnych perspektyw, ale… ale po tym strzępku słów, który powiedział Ethan, czuła się zrozumiana. Nawet zrobiło jej się nieco głupio, że nie pomyślała o tym wcześniej, ale tak bardzo zapadła się we własne lęki, że…
Że zapomniała w tym wszystkim, że przecież ufała Ethanowi jak nikomu. I że przecież wiedziała, że nigdy, przenigdy by jej nie skrzywdził. Nawet jeśli uczucie między nimi miałoby nie być romantyczne, to przecież oboje zawsze pragnęli swojego dobra…
Jak mogła o tym zapomnieć?
Wzięła głęboki oddech, a kiedy powoli wypuszczała powietrze, przez moment zastygła, wraz otwartymi nieco ustami.
Zrozumiała jego poprzednie słowa. Nawet ją uspokoiły, nawet chciała mu odpowiedzieć, ale… on ją… przepraszał? Za co? Za to, że miała zjebaną matkę? Czy on do reszty zwariował?
— Za co? – wypaliła w końcu, bo może faktycznie miał jakiś powód, żeby ją przepraszać, o którym nie wiedziała. No ale, cholera, niby jaki? Zresztą, jakie to miało znaczenie w tej chwili. To ona powinna przeprosić jego. Dlatego pokręciła tylko głową. – To ja przepraszam. Psuję nam randkę jakimiś… głupotami – machnęła ręką, jakby chcąc podkreślić, że to wszystko faktycznie było niewarte zmartwień. Za moment, z nieco głupim uśmieszkiem na twarzy, rzuciła tylko: - Może Miles dzisiaj miał jednak odrobinę racji.
Bo przeszło jej to przez myśl! Może to jakieś skoki hormonalne. Zwykle przecież była zupełnie stabilna, może nieco za bardzo ekspresyjna i szalona, ale… ale stabilna. Więc co się dzisiaj z nią działo? Najpierw Ivy wyprowadziła ją z równowagi, potem wszystko było cukierkowo, a teraz znowu zaczynała obijać się o dno – tylko dla odmiany dno smutku, nie wkurwienia…
Nie. Musi się wziąć w końcu w garść. Błękit i biel zaczęły znikać, a jej włosy zaczęły przypominać normalny, naturalny brąz, gdy odchyliła się nieco od drzewa i wyciągnęła do Ethana rękę.
— Chodź. Czuję się lepiej, gdy jesteś blisko – powiedziała z lekkim uśmiechem, nachylając się nieco bardziej, aby złapać jego dłoń i pociągnąć w swoją stronę, a jeśli tylko dał się skusić na tę propozycję, przylgnęła do jego boku, opierając głowę o jego tors i zahaczając nogą o jego nogę. – Albo może powinniśmy zatańczyć i udać, że tego nie było – rzuciła z rozbawieniem, podnosząc lekko głowę, aby spojrzeć na jego twarz.
Cóż, na imprezie to działało…
Dźgnęła go wrednie palcem pod żebra z szerokim uśmiechem, powstrzymując śmiech. Ale tak to sobie właśnie wyobrażała! A Miles przy okazji dziwnie pasował jej do archetypu kolegi-geja. No, może gejem nie był – aczkolwiek nie była na sto procent pewna! – ale tak jakoś jej pasował, no…
Zresztą, rozważanie na temat orientacji brata Ethana nie było teraz ważne. Dużo ważniejsze było to, co teraz się między nimi działo – a działo się… cóż. Chyba nie za dobrze.
Poza tym, że czuła własną niepewność, w której zdawała się pogrążać i zapadać, to miała wrażenie, że Ethan zaczął być… trochę zły? Sama nie wiedziała. Na pewno zmieszany i… miał rację. Wyszli w końcu na randkę. Na pierwszej randce robi się najdurniejsze rzeczy, gada o największych pierdołach, trzyma za rączki, szczebiocze – a nie mówi od razu o całym swoim bagażu mentalnym.
Tylko że… że to nadal był Ethan. I chyba jeszcze nie za bardzo umiała pogodzić rolę chłopaka i najlepszego kumpla, który znał ją przecież na wylot. Z jednej strony chciała, aby wiedział. Miała potrzebę zrzucić z siebie ten ciężar. Z drugiej… z drugiej tego żałowała, bo to chyba nie było to, czego oczekiwał.
Zerknęła na niego niepewnie, gdy odezwał się cicho. Mogło jej się nawet wydawać, że coś usłyszała, bo zaraz zapadła okrutna, nieco wymowna cisza. Może faktycznie jej się wydawało… Może Ethan nie chciał rozmawiać, nie chciał słuchać i… sama wolała już nie myśleć, gdzie w tym momencie galopowały jej myśli. Przynajmniej do momentu, w którym dokończył swoją wypowiedź.
Uniosła lekko kącik ust. Nie był to temat do śmiechu, ale w jakiś sposób, nawet taki drobniutki, poczuła się zrozumiana.
Może Ethan miał zupełnie inną historię niż jej – można by powiedzieć, że odwrotną. Od jej taty matka odeszła. Jego matka uwiodła jego ojca, zabierając ją innej kobiecie. Podobna historia, z dwóch różnych perspektyw, ale… ale po tym strzępku słów, który powiedział Ethan, czuła się zrozumiana. Nawet zrobiło jej się nieco głupio, że nie pomyślała o tym wcześniej, ale tak bardzo zapadła się we własne lęki, że…
Że zapomniała w tym wszystkim, że przecież ufała Ethanowi jak nikomu. I że przecież wiedziała, że nigdy, przenigdy by jej nie skrzywdził. Nawet jeśli uczucie między nimi miałoby nie być romantyczne, to przecież oboje zawsze pragnęli swojego dobra…
Jak mogła o tym zapomnieć?
Wzięła głęboki oddech, a kiedy powoli wypuszczała powietrze, przez moment zastygła, wraz otwartymi nieco ustami.
Zrozumiała jego poprzednie słowa. Nawet ją uspokoiły, nawet chciała mu odpowiedzieć, ale… on ją… przepraszał? Za co? Za to, że miała zjebaną matkę? Czy on do reszty zwariował?
— Za co? – wypaliła w końcu, bo może faktycznie miał jakiś powód, żeby ją przepraszać, o którym nie wiedziała. No ale, cholera, niby jaki? Zresztą, jakie to miało znaczenie w tej chwili. To ona powinna przeprosić jego. Dlatego pokręciła tylko głową. – To ja przepraszam. Psuję nam randkę jakimiś… głupotami – machnęła ręką, jakby chcąc podkreślić, że to wszystko faktycznie było niewarte zmartwień. Za moment, z nieco głupim uśmieszkiem na twarzy, rzuciła tylko: - Może Miles dzisiaj miał jednak odrobinę racji.
Bo przeszło jej to przez myśl! Może to jakieś skoki hormonalne. Zwykle przecież była zupełnie stabilna, może nieco za bardzo ekspresyjna i szalona, ale… ale stabilna. Więc co się dzisiaj z nią działo? Najpierw Ivy wyprowadziła ją z równowagi, potem wszystko było cukierkowo, a teraz znowu zaczynała obijać się o dno – tylko dla odmiany dno smutku, nie wkurwienia…
Nie. Musi się wziąć w końcu w garść. Błękit i biel zaczęły znikać, a jej włosy zaczęły przypominać normalny, naturalny brąz, gdy odchyliła się nieco od drzewa i wyciągnęła do Ethana rękę.
— Chodź. Czuję się lepiej, gdy jesteś blisko – powiedziała z lekkim uśmiechem, nachylając się nieco bardziej, aby złapać jego dłoń i pociągnąć w swoją stronę, a jeśli tylko dał się skusić na tę propozycję, przylgnęła do jego boku, opierając głowę o jego tors i zahaczając nogą o jego nogę. – Albo może powinniśmy zatańczyć i udać, że tego nie było – rzuciła z rozbawieniem, podnosząc lekko głowę, aby spojrzeć na jego twarz.
Cóż, na imprezie to działało…