03-11-2021, 10:54 PM
Poczuła mocne ukłucie w sercu, kiedy usłyszała zawód Ethana w głosie…
No tak, wiedziała, że się bardzo starał, żeby odwrócić jej uwagę. I… i obiecał jej, że zrobi wszystko, że się nią zajmie, że będzie się jeszcze dobrze bawiła… I naprawdę to doceniała. Był z tym taki kochany. Naprawdę sprawował się świetnie. Ale… ale pewne rzeczy były silniejsze od najszczerszych chęci.
A Kaia teraz poczuła się głupio, przy okazji też nieco przyparta do muru, jakby odrobinę zaatakowana. Dlatego poczuła nagłą potrzebę wytłumaczenia się:
— Nie, nie myślę o niej cały czas. Cały czas myślami byłam z Tobą. Ja po prostu… - urwała, a pomiędzy nimi zawisła bardzo długa, i bardzo nieprzyjemna cisza, którą przerwała w końcu pełnym poirytowania westchnięciem. – Wyobraź sobie, że teraz ja Ci nagle powiem, że wszystko, co się dzieje między nami, to tylko wymysł Twojej wyobraźni i ja nigdy nie uważałam Cię nawet za dobrego kumpla, sam to sobie wymyśliłeś. Nie byłbyś wściekły? Na pewno zmieszany. I nawet jeśli byś próbował o mnie nie myśleć, to podświadomość cały czas by Ci się przebijała i nie dawała spokoju… - poprawiła się nieco na miejscu, odrywając się od jego klatki piersiowej, aby usiąść prosto. Ale nie chciała, żeby myślał, że od niego ucieka, dlatego splotła ze sobą palce ich dłoni. Po prostu chciała podkreślić, że myśli, które właśnie wypowiadała, były ważne. Dla niej były ważne. – Myślę, że tak właśnie jest teraz. W sensie, nie myślałam za bardzo o tym, że Ivy mnie zdradziła, ale jednocześnie wejście na zupełnie nieznany grunt relacji z Tobą mogło trochę zaburzyć jeszcze bardziej zaburzoną równowagę i… - urwała, ponownie wzdychając. Miała wrażenie, że im dłużej mówiła, tym bardziej się pogrążała. Poza tym… to był Ethan. Ethan był facetem. A faceci lubili bardzo proste i jasne komunikaty! Nie gderanie na temat… w sumie niewiadomo czego. – Po prostu to, co zrobiła, zabolało mnie bardziej niż bym chciała i bezsensownie przerzuciłam to na Ciebie.
To zabrzmiało jeszcze gorzej. Poczuła jeszcze większe wyrzuty sumienia – co zresztą odbiło się na kolorze jej włosów, po których fiolet zaczął wręcz spływać od samej nasady.
— Wiem. Jestem do dupy. Dzisiaj szczególnie. Ale w tym wszystkim potrzebowałam usłyszeć Twojego zapewnienia, że z Twojej strony nic takiego mnie nie czeka. – Przysunęła się nieco bliżej niego. Była teraz rozpaczliwa. Była straszną desperatką, która za wszelką cenę szukała chyba jego aprobaty, ale… chuj z tym, przy Ethanie mogła być nawet najgorszą wersją siebie. – Nawet jeśli to wiedziałam, potrzebowałam tego usłyszeć. Może to bez sensu, ale… ale potrzebowałam.
Może to były tylko jej pobożne życzenia, ale miała wrażenie, że ten wylew prawdy i szczerości jakoś zaczął oczyszczać atmosferę między nią a Ethanem, która przez pewien czas była napięta. A może jej się to tylko zdawało? Może po prostu sama czuła się lepiej, bo w końcu wyrzuciła z siebie to, co najbardziej ją gryzło, powiedziała mu szczerze, chyba nawet za bardzo, jak się czuła i… i w sumie teraz nie wiedziała, na co czekała.
Dzisiaj to już chyba tylko na porządnego gonga w łeb, bo nie nadawała się kompletnie do niczego. I zepsuła im pierwszą randkę.
To, że Ethan jej natychmiastowo nie rzucił, to był chyba cud.
Miała już w sumie zamiar wykonać jego odwrócenie wcześniejszego życzenia… kiedy dostrzegła, jak jego wargi lekko się unoszą. Patrząc dość wymownie na jego usta, sama zaczęła uśmiechać się z sekundy na sekundę coraz szerzej – aż w końcu, w momencie kulminacji, która padła na słowo kurwa, zaniosła się śmiechem i wróciła ponownie do niego, oparłszy skroń o jego ramię.
Za chwilę starał się być śmiertelnie poważny, ale przyniosło to chyba odwrotny skutek, bo zachciało jej się śmiać jeszcze bardziej! Pokręciła głową, ale zaraz uniosła dłoń do jego policzka i ucałowała go w wargi, długo, przeciągając pieszczotę do granic możliwości, jakby najważniejszym w tym momencie było to, aby napawać się bliskością, na którą dopiero dzisiaj mogli sobie pozwolić, a kiedy się odsunęła, spojrzała mu w oczy z uśmiechem:
— To chyba jednak mam nie śpiewać?
No tak, wiedziała, że się bardzo starał, żeby odwrócić jej uwagę. I… i obiecał jej, że zrobi wszystko, że się nią zajmie, że będzie się jeszcze dobrze bawiła… I naprawdę to doceniała. Był z tym taki kochany. Naprawdę sprawował się świetnie. Ale… ale pewne rzeczy były silniejsze od najszczerszych chęci.
A Kaia teraz poczuła się głupio, przy okazji też nieco przyparta do muru, jakby odrobinę zaatakowana. Dlatego poczuła nagłą potrzebę wytłumaczenia się:
— Nie, nie myślę o niej cały czas. Cały czas myślami byłam z Tobą. Ja po prostu… - urwała, a pomiędzy nimi zawisła bardzo długa, i bardzo nieprzyjemna cisza, którą przerwała w końcu pełnym poirytowania westchnięciem. – Wyobraź sobie, że teraz ja Ci nagle powiem, że wszystko, co się dzieje między nami, to tylko wymysł Twojej wyobraźni i ja nigdy nie uważałam Cię nawet za dobrego kumpla, sam to sobie wymyśliłeś. Nie byłbyś wściekły? Na pewno zmieszany. I nawet jeśli byś próbował o mnie nie myśleć, to podświadomość cały czas by Ci się przebijała i nie dawała spokoju… - poprawiła się nieco na miejscu, odrywając się od jego klatki piersiowej, aby usiąść prosto. Ale nie chciała, żeby myślał, że od niego ucieka, dlatego splotła ze sobą palce ich dłoni. Po prostu chciała podkreślić, że myśli, które właśnie wypowiadała, były ważne. Dla niej były ważne. – Myślę, że tak właśnie jest teraz. W sensie, nie myślałam za bardzo o tym, że Ivy mnie zdradziła, ale jednocześnie wejście na zupełnie nieznany grunt relacji z Tobą mogło trochę zaburzyć jeszcze bardziej zaburzoną równowagę i… - urwała, ponownie wzdychając. Miała wrażenie, że im dłużej mówiła, tym bardziej się pogrążała. Poza tym… to był Ethan. Ethan był facetem. A faceci lubili bardzo proste i jasne komunikaty! Nie gderanie na temat… w sumie niewiadomo czego. – Po prostu to, co zrobiła, zabolało mnie bardziej niż bym chciała i bezsensownie przerzuciłam to na Ciebie.
To zabrzmiało jeszcze gorzej. Poczuła jeszcze większe wyrzuty sumienia – co zresztą odbiło się na kolorze jej włosów, po których fiolet zaczął wręcz spływać od samej nasady.
— Wiem. Jestem do dupy. Dzisiaj szczególnie. Ale w tym wszystkim potrzebowałam usłyszeć Twojego zapewnienia, że z Twojej strony nic takiego mnie nie czeka. – Przysunęła się nieco bliżej niego. Była teraz rozpaczliwa. Była straszną desperatką, która za wszelką cenę szukała chyba jego aprobaty, ale… chuj z tym, przy Ethanie mogła być nawet najgorszą wersją siebie. – Nawet jeśli to wiedziałam, potrzebowałam tego usłyszeć. Może to bez sensu, ale… ale potrzebowałam.
Może to były tylko jej pobożne życzenia, ale miała wrażenie, że ten wylew prawdy i szczerości jakoś zaczął oczyszczać atmosferę między nią a Ethanem, która przez pewien czas była napięta. A może jej się to tylko zdawało? Może po prostu sama czuła się lepiej, bo w końcu wyrzuciła z siebie to, co najbardziej ją gryzło, powiedziała mu szczerze, chyba nawet za bardzo, jak się czuła i… i w sumie teraz nie wiedziała, na co czekała.
Dzisiaj to już chyba tylko na porządnego gonga w łeb, bo nie nadawała się kompletnie do niczego. I zepsuła im pierwszą randkę.
To, że Ethan jej natychmiastowo nie rzucił, to był chyba cud.
Miała już w sumie zamiar wykonać jego odwrócenie wcześniejszego życzenia… kiedy dostrzegła, jak jego wargi lekko się unoszą. Patrząc dość wymownie na jego usta, sama zaczęła uśmiechać się z sekundy na sekundę coraz szerzej – aż w końcu, w momencie kulminacji, która padła na słowo kurwa, zaniosła się śmiechem i wróciła ponownie do niego, oparłszy skroń o jego ramię.
Za chwilę starał się być śmiertelnie poważny, ale przyniosło to chyba odwrotny skutek, bo zachciało jej się śmiać jeszcze bardziej! Pokręciła głową, ale zaraz uniosła dłoń do jego policzka i ucałowała go w wargi, długo, przeciągając pieszczotę do granic możliwości, jakby najważniejszym w tym momencie było to, aby napawać się bliskością, na którą dopiero dzisiaj mogli sobie pozwolić, a kiedy się odsunęła, spojrzała mu w oczy z uśmiechem:
— To chyba jednak mam nie śpiewać?