25-12-2021, 01:50 AM
Uniosła brew, kiedy tak stanął i popatrzył na nią z góry, jakby te niecałe dziesięć centymetrów faktycznie stanowiło teraz kolosalną różnicę i powód do wywyższania się. Akurat! Mógłby mierzyć i dwa metry, a Kaia by się go nie przestraszyła!
Aczkolwiek ta bojowa postawa o nieistniejące dzieci szalenie jej się podobała. Nawet jeśli oboje byli zdecydowanie za młodzi, żeby w ogóle o tym myśleć, a ich związek trwał zaledwie kilka godzin, to i tak… Ethan nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak jego słowa i postawa jej imponowały.
Dlatego stanęła na palcach, aby w miarę możliwości się zrównać, nim mruknęła:
— W takim razie się nie rozwódźmy – rzuciła, po czym musnęła zaczepnie jego wargę na chwilę przed tym, jak pociągnął ją dalej, a ona grzecznie poszła obok, w stronę zamku. Jakoś tak zapominając, że beztroski spacer o tej porze może skończyć się kiepsko, jeśli wypatrzy ich ktoś upierdliwy.
Spojrzała na niego kątem oka, a udawana powaga coraz mniej powagę przypominała, gdy na wargi wkradał jej się pełen rozbawienia uśmiech, kiedy tylko tłumaczył, że było to kompletnie nierozsądne, bo faktycznie, potem musiałby się napracować nie tylko dwukrotnie…
— Nie zapominaj jeszcze o Walentynkach, moich urodzinach i naszej rocznicy związku – wymieniła tak jakoś ciurkiem i chyba na razie nic więcej jej nie przychodziło do głowy. – I tak co roku, cztery razy ze mną zrywać… No nie wiem, jakieś takie nieopłacalne są te wszystkie związki – stwierdziła z głośnym westchnięciem i pokręciła głową, jakby było to dla niej wręcz nie do uwierzenia, ile pracy i pieniędzy trzeba w to wszystko włożyć! – Kto to w ogóle wymyślił?
Tak naprawdę wcale nie miała nic przeciwko. Mogła i wymyślać mu kolejne prezenty na kolejne okazje. Zawsze cieszyła się, mogąc sprawić mu radość – i to się zapewne nie zmieni. Może poza tym, że dochodzą im kolejne okazje do świętowania. Bo przecież Walentynek raczej nigdy razem nie spędzali… Jeszcze…
Ech, miała wrażenie, że znowu trafiła kulą w płot. Matko, no naprawdę, nie wiedziała, że kwiatki mogą być tak problematyczne! Jakiekolwiek – źle. Konkretne – źle. No cholera jasna! A jakby powiedziała, że róże są okej, to by powiedział, że jest nudna i przewidywalna, była prawie tego pewna!
Uścisnęła mocniej jego dłoń, wysuwając lekko głowę, aby lepiej na niego spojrzeć.
— Słońce moje, możesz mi przynieść nawet wrzeszczącą mandragorę, i tak się będę cieszyła. – No niekoniecznie, ale to przynajmniej ładnie brzmiało… - Tylko załóżmy jednak, że chciałabym pożyć jeszcze kilka dni i powkurzać Cię dłużej – dodała z zaczepnym uśmiechem. – Więc nie traktuj tego jak wyzwania.
Aczkolwiek ta bojowa postawa o nieistniejące dzieci szalenie jej się podobała. Nawet jeśli oboje byli zdecydowanie za młodzi, żeby w ogóle o tym myśleć, a ich związek trwał zaledwie kilka godzin, to i tak… Ethan nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak jego słowa i postawa jej imponowały.
Dlatego stanęła na palcach, aby w miarę możliwości się zrównać, nim mruknęła:
— W takim razie się nie rozwódźmy – rzuciła, po czym musnęła zaczepnie jego wargę na chwilę przed tym, jak pociągnął ją dalej, a ona grzecznie poszła obok, w stronę zamku. Jakoś tak zapominając, że beztroski spacer o tej porze może skończyć się kiepsko, jeśli wypatrzy ich ktoś upierdliwy.
Spojrzała na niego kątem oka, a udawana powaga coraz mniej powagę przypominała, gdy na wargi wkradał jej się pełen rozbawienia uśmiech, kiedy tylko tłumaczył, że było to kompletnie nierozsądne, bo faktycznie, potem musiałby się napracować nie tylko dwukrotnie…
— Nie zapominaj jeszcze o Walentynkach, moich urodzinach i naszej rocznicy związku – wymieniła tak jakoś ciurkiem i chyba na razie nic więcej jej nie przychodziło do głowy. – I tak co roku, cztery razy ze mną zrywać… No nie wiem, jakieś takie nieopłacalne są te wszystkie związki – stwierdziła z głośnym westchnięciem i pokręciła głową, jakby było to dla niej wręcz nie do uwierzenia, ile pracy i pieniędzy trzeba w to wszystko włożyć! – Kto to w ogóle wymyślił?
Tak naprawdę wcale nie miała nic przeciwko. Mogła i wymyślać mu kolejne prezenty na kolejne okazje. Zawsze cieszyła się, mogąc sprawić mu radość – i to się zapewne nie zmieni. Może poza tym, że dochodzą im kolejne okazje do świętowania. Bo przecież Walentynek raczej nigdy razem nie spędzali… Jeszcze…
Ech, miała wrażenie, że znowu trafiła kulą w płot. Matko, no naprawdę, nie wiedziała, że kwiatki mogą być tak problematyczne! Jakiekolwiek – źle. Konkretne – źle. No cholera jasna! A jakby powiedziała, że róże są okej, to by powiedział, że jest nudna i przewidywalna, była prawie tego pewna!
Uścisnęła mocniej jego dłoń, wysuwając lekko głowę, aby lepiej na niego spojrzeć.
— Słońce moje, możesz mi przynieść nawet wrzeszczącą mandragorę, i tak się będę cieszyła. – No niekoniecznie, ale to przynajmniej ładnie brzmiało… - Tylko załóżmy jednak, że chciałabym pożyć jeszcze kilka dni i powkurzać Cię dłużej – dodała z zaczepnym uśmiechem. – Więc nie traktuj tego jak wyzwania.