26-12-2021, 04:12 PM
Spojrzała na niego z powątpiewaniem. Nie, absolutnie jej nie prowokował. Ethan Dubois? Ależ skąd! Ethan przecież był niewinny, i to zawsze! Tak miał na drugie imię! Ethan Niewiniątko Dubois. To Kaia sobie wymyślała, absolutnie, zawsze tak było. Ach te złe baby!
Na kolejne słowa prychnęła śmiechem. No, okej, to akurat prawda. Nie, żeby miała kiedykolwiek jakiegokolwiek innego męża, także… tak, on był tym najlepszym.
— Marną miałeś konkurencję, że tak powiem – dodała z rozbawieniem. – A myślałam, że mierzysz trochę wyżej – dorzuciła jeszcze, bo przecież nie mogła tak po prostu zakończyć, bez malutkiej szpileczki.
I takiej samej spodziewała się za moment. Kiedy tak zaczął wymieniać, jaka to jest charyzmatyczna, utalentowana, zaradna, i że ją uwielbia… i w tym wszystkim czekała tylko na jedno wielkie ALE. Ale się go nie doczekała! Zamiast tego próbował odparować jej słowa, które w większości puściła mimo uszu, bo nie zgadzało jej się tutaj coś innego.
— Zaraz zaraz zaraz – rzuciła, unosząc dłoń, jakby dla podkreślenia, że musi się nad czymś zastanowić. – Chcesz mi powiedzieć, że jestem tak samo niesamowita jak Ty? – uniosła brew i z wrednym uśmieszkiem na twarzy spojrzała na niego.
No ciekawa była, jak z tego wybrnie. Przez kilkadziesiąt ostatnich minut sam chłonął komplementy Kai, a ona z uśmiechem pieściła jego ego… więc ciekawa była, czy jej to teraz odda, czy będzie szedł w zaparte!
— Ale Ty teoretycznie już masz pieniądze – stwierdziła, no bo w końcu to Ethan był bywalcem salonów, nie Kaia. Nawet nie wiedziała, na czym takie salony polegają. – Więc to kompletnie bez sensu i nawet pomimo mojej jawnej niesamowitości, dorobię się może za jakieś dziesięć lat – rozłożyła ręce w bezradności. – Do tego czasu zdążysz się mną znudzić.
Oczywiście nadal się droczyła. Szczerze miała nadzieję, że Ethan, jak nie zdążył zrazić się do niej do tej pory, tak zostanie przy niej już do końca.
W sumie zawsze chciała mieć kogoś takiego, kto będzie przy jej boku, kto będzie jej odskocznią od ponurej i przytłaczającej rzeczywistości… i jakoś tak zawsze jej wzrok prześlizgiwał się nad Ethanem, chociaż to on był jedną z tych najbardziej stałych kolumn, fasad, fundamentów, elementów w jej życiu. Osobą, która była zawsze.
Dlaczego w przyszłości miałoby być inaczej?
Bez słowa sprzeciwu dała się poprowadzić… gdziekolwiek ich prowadził. Mieli w końcu czas. Tyle czasu, ile tylko chcieli.
Na kolejne słowa prychnęła śmiechem. No, okej, to akurat prawda. Nie, żeby miała kiedykolwiek jakiegokolwiek innego męża, także… tak, on był tym najlepszym.
— Marną miałeś konkurencję, że tak powiem – dodała z rozbawieniem. – A myślałam, że mierzysz trochę wyżej – dorzuciła jeszcze, bo przecież nie mogła tak po prostu zakończyć, bez malutkiej szpileczki.
I takiej samej spodziewała się za moment. Kiedy tak zaczął wymieniać, jaka to jest charyzmatyczna, utalentowana, zaradna, i że ją uwielbia… i w tym wszystkim czekała tylko na jedno wielkie ALE. Ale się go nie doczekała! Zamiast tego próbował odparować jej słowa, które w większości puściła mimo uszu, bo nie zgadzało jej się tutaj coś innego.
— Zaraz zaraz zaraz – rzuciła, unosząc dłoń, jakby dla podkreślenia, że musi się nad czymś zastanowić. – Chcesz mi powiedzieć, że jestem tak samo niesamowita jak Ty? – uniosła brew i z wrednym uśmieszkiem na twarzy spojrzała na niego.
No ciekawa była, jak z tego wybrnie. Przez kilkadziesiąt ostatnich minut sam chłonął komplementy Kai, a ona z uśmiechem pieściła jego ego… więc ciekawa była, czy jej to teraz odda, czy będzie szedł w zaparte!
— Ale Ty teoretycznie już masz pieniądze – stwierdziła, no bo w końcu to Ethan był bywalcem salonów, nie Kaia. Nawet nie wiedziała, na czym takie salony polegają. – Więc to kompletnie bez sensu i nawet pomimo mojej jawnej niesamowitości, dorobię się może za jakieś dziesięć lat – rozłożyła ręce w bezradności. – Do tego czasu zdążysz się mną znudzić.
Oczywiście nadal się droczyła. Szczerze miała nadzieję, że Ethan, jak nie zdążył zrazić się do niej do tej pory, tak zostanie przy niej już do końca.
W sumie zawsze chciała mieć kogoś takiego, kto będzie przy jej boku, kto będzie jej odskocznią od ponurej i przytłaczającej rzeczywistości… i jakoś tak zawsze jej wzrok prześlizgiwał się nad Ethanem, chociaż to on był jedną z tych najbardziej stałych kolumn, fasad, fundamentów, elementów w jej życiu. Osobą, która była zawsze.
Dlaczego w przyszłości miałoby być inaczej?
Bez słowa sprzeciwu dała się poprowadzić… gdziekolwiek ich prowadził. Mieli w końcu czas. Tyle czasu, ile tylko chcieli.