27-12-2021, 06:48 PM
Skwitowała jego komentarz uśmiechem. Mogłaby pociągnąć temat, podroczyć się, że tylko lubisz?… ale co za dużo to niezdrowo. I to chyba jeszcze nie był dobry moment na takie rozważania. Zaledwie zaczęli ze sobą chodzić. Już wzięli ze sobą ślub, już zdążyli się rozwieść, walczyć o dzieci, a teraz Kaia najwidoczniej wybiera się na emeryturę. Bardzo pracowity dzień, nie ma co! Filozoficzne rozważania nie były już tutaj potrzebne.
Tym bardziej, że jeszcze sama nie była w stanie określić, co, poza jawnym uwielbieniem i bezczelną faworyzacją, czuje do Ethana…
Miała ochotę się zaśmiać, kiedy dość teatralnie szeptał za jej plecami, że może szeptać za jej plecami. Mogłaby się oburzyć za prowadzone za jej plecami konspiracje, ale zamiast tego wybuchła głośno:
— CO MÓWIŁEŚ?! – I naprawdę ledwo powstrzymywała śmiech. Pomiędzy różowo-brązowe pasemka zaczął wkradać się dodatkowo żółty kolor. – Co za czasy, ta młodzież to tylko mamrucze i sepleni pod nusem, no ni da rady zrozumić tych dziecioków! – próbowała imitować mowę starej, szkockiej babci jak tylko umiała. Naprawdę się starała! Dla podkreślenia sytuacji, sięgnęła i uszczypnęła lekko Ethana w ucho, jakby za karę, że jej tam sepleni pod nosem, a ona w ogóle nic nie słyszy!
W zasadzie pomysł z włamywaniem się do cieplarni i kradnięcie mandragory, a potem przemknięcie niezauważonym przez dobre siedem pięter zdawało jej się coraz ciekawszym pomysłem. Ale, bądź co bądź, należało dawkować przyjemności… i chociaż wizja wspólnego szlabanu mogłaby być całkiem romantyczna, była prawie pewna, że skończyłoby się o wiele gorzej. A już wystarczyło porażek jak na pierwszą randkę!
— Mam dzisiaj dobry humor, więc Ci daruję – wytknęła go palcem. – Ale sobie zapamiętam, żeby następnym razem dać Ci takie wyzwanie. Czekam na swoją mandragorę! – pogroziła mu dodatkowo tymże paluchem i na koniec pstryknęła go lekko, zaczepnie w nosek. – Wystarczą mi kwiaty z łąki. To w sumie będzie całkiem romantyczne, patrzenie, jak je dla mnie zbierasz…
Tak, jak się zastanowiła, to faktycznie brzmiało to naprawdę romantycznie!
Tym bardziej, że jeszcze sama nie była w stanie określić, co, poza jawnym uwielbieniem i bezczelną faworyzacją, czuje do Ethana…
Miała ochotę się zaśmiać, kiedy dość teatralnie szeptał za jej plecami, że może szeptać za jej plecami. Mogłaby się oburzyć za prowadzone za jej plecami konspiracje, ale zamiast tego wybuchła głośno:
— CO MÓWIŁEŚ?! – I naprawdę ledwo powstrzymywała śmiech. Pomiędzy różowo-brązowe pasemka zaczął wkradać się dodatkowo żółty kolor. – Co za czasy, ta młodzież to tylko mamrucze i sepleni pod nusem, no ni da rady zrozumić tych dziecioków! – próbowała imitować mowę starej, szkockiej babci jak tylko umiała. Naprawdę się starała! Dla podkreślenia sytuacji, sięgnęła i uszczypnęła lekko Ethana w ucho, jakby za karę, że jej tam sepleni pod nosem, a ona w ogóle nic nie słyszy!
W zasadzie pomysł z włamywaniem się do cieplarni i kradnięcie mandragory, a potem przemknięcie niezauważonym przez dobre siedem pięter zdawało jej się coraz ciekawszym pomysłem. Ale, bądź co bądź, należało dawkować przyjemności… i chociaż wizja wspólnego szlabanu mogłaby być całkiem romantyczna, była prawie pewna, że skończyłoby się o wiele gorzej. A już wystarczyło porażek jak na pierwszą randkę!
— Mam dzisiaj dobry humor, więc Ci daruję – wytknęła go palcem. – Ale sobie zapamiętam, żeby następnym razem dać Ci takie wyzwanie. Czekam na swoją mandragorę! – pogroziła mu dodatkowo tymże paluchem i na koniec pstryknęła go lekko, zaczepnie w nosek. – Wystarczą mi kwiaty z łąki. To w sumie będzie całkiem romantyczne, patrzenie, jak je dla mnie zbierasz…
Tak, jak się zastanowiła, to faktycznie brzmiało to naprawdę romantycznie!