08-01-2022, 03:36 PM
Wtorek miał jedną bardzo ważną zaletę i jedną bardzo ważną wadę. Zaletę – bo była tylko jedna lekcja, na której Kaia musiała się pojawić. I wadę – bo była tylko jedna lekcja, na której Kaia musiała się pojawić. W sensie, okej, jedna lekcja to nie aż tak dużo wysiłku… Ale jednak wystarczająco dużo, żeby nie móc się do końca odstresować! Bo jakby to był taki mini-weekend w ciągu tygodnia… nie pogniewałaby się! A tak – co prawda mogła się spokojnie wyspać (pomijając fakt hałasu współlokatorek zbierających się na śniadanie i zajęcia, ale nauczyła się już po prostu zaciągać zasłony w łóżku i miała wszystko totalnie gdzieś), ale jednak musiała się zebrać w sobie, żeby na tę cholerną transmutację pójść.
No nigdy z tego przedmiotu dobra nie była, o ironio, bo w końcu jako metamorfomag może mogła się chociaż odrobinkę poczuwać do zgłębienia tajemnicy takiego zjawiska… I właśnie to poczuwanie się sprawiało, że na tą lekcję w ogóle chodziła. Ale tak minimalnie się tylko poczuwała.
Poczuwała się generalnie mniej do wszystkiego niż taka Dani, która nieraz uratowała jej tyłek, pomagając w pracy domowej.
Tak czy inaczej! Jak już wstała z samego rana prawie o jedenastej i zebrała się w sobie, to stwierdziła, że pasowałoby coś zjeść. A że śniadanie już minęło, a do lunchu jeszcze trochę czasu, poświęciła się i zeszła do kuchni, żeby podjeść skrzatom domowym jakieś resztki pozostałe ze śniadania. Wzięła sobie na drogę trochę ciasteczek dyniowych i miała zamiar wrócić do dormitorium, żeby się przyszykować na tę nieszczęsną transmutację, kiedy nagle prawie przed nosem otworzyły jej się drzwi i z nich zaczęli wypadać ludzie… w różnych stanach. Jedni nieśli dziurawe kociołki, inni zyskali trochę upierzenia, w każdym razie, za nimi ciągnął się tak okrutny smród spalonych naczyń i… czegoś nieokreślonego, w każdym razie ten smród właśnie spowodował, że nie chciała dłużej stać między ludźmi tylko przepchnęła się dalej. I dopiero po chwili zorientowała się, że to przecież Dani kończyła przed chwilą eliksiry! Znając jej talent, pewnie była jedną z tych, którym się udało ukończyć eliksir – tylko ten trop niewiele jej mówił, bo mogła być albo na przedzie tej całej grupki, albo w sali. Chyba wolała sprawdzić najpierw przód, bo z sali jej nie ucieknie.
I się nie pomyliła! Szła jako jedyna samotna, szybkim krokiem, jakby przed czymś uciekała. To było dziwne.
— Dani! – krzyknęła za nią i dogoniła ją, w ramionach ściskając zdobycze w postaci ciasteczek dyniowych. – Szłam właśnie z kuchni, kiedy wpadłam na ludzi wychodzących z klasy eliksirów i sobie przypomniałam, że Ty też je właśnie miałaś. Jezu, co tam się stało? Połowa ludzi ma podziurawione kociołki, inni wyglądają jak kurczaki, cud że gdakać nie zaczęli, a w ogóle smród jest taki, że wybudziłby trolla ze śpiączki, matko! – zaczęła nadawać, kompletnie nieświadoma, że przyjaciółka może należeć do tej grupy poszkodowanych… No wyglądała jakby jej nic nie było!
No nigdy z tego przedmiotu dobra nie była, o ironio, bo w końcu jako metamorfomag może mogła się chociaż odrobinkę poczuwać do zgłębienia tajemnicy takiego zjawiska… I właśnie to poczuwanie się sprawiało, że na tą lekcję w ogóle chodziła. Ale tak minimalnie się tylko poczuwała.
Poczuwała się generalnie mniej do wszystkiego niż taka Dani, która nieraz uratowała jej tyłek, pomagając w pracy domowej.
Tak czy inaczej! Jak już wstała z samego rana prawie o jedenastej i zebrała się w sobie, to stwierdziła, że pasowałoby coś zjeść. A że śniadanie już minęło, a do lunchu jeszcze trochę czasu, poświęciła się i zeszła do kuchni, żeby podjeść skrzatom domowym jakieś resztki pozostałe ze śniadania. Wzięła sobie na drogę trochę ciasteczek dyniowych i miała zamiar wrócić do dormitorium, żeby się przyszykować na tę nieszczęsną transmutację, kiedy nagle prawie przed nosem otworzyły jej się drzwi i z nich zaczęli wypadać ludzie… w różnych stanach. Jedni nieśli dziurawe kociołki, inni zyskali trochę upierzenia, w każdym razie, za nimi ciągnął się tak okrutny smród spalonych naczyń i… czegoś nieokreślonego, w każdym razie ten smród właśnie spowodował, że nie chciała dłużej stać między ludźmi tylko przepchnęła się dalej. I dopiero po chwili zorientowała się, że to przecież Dani kończyła przed chwilą eliksiry! Znając jej talent, pewnie była jedną z tych, którym się udało ukończyć eliksir – tylko ten trop niewiele jej mówił, bo mogła być albo na przedzie tej całej grupki, albo w sali. Chyba wolała sprawdzić najpierw przód, bo z sali jej nie ucieknie.
I się nie pomyliła! Szła jako jedyna samotna, szybkim krokiem, jakby przed czymś uciekała. To było dziwne.
— Dani! – krzyknęła za nią i dogoniła ją, w ramionach ściskając zdobycze w postaci ciasteczek dyniowych. – Szłam właśnie z kuchni, kiedy wpadłam na ludzi wychodzących z klasy eliksirów i sobie przypomniałam, że Ty też je właśnie miałaś. Jezu, co tam się stało? Połowa ludzi ma podziurawione kociołki, inni wyglądają jak kurczaki, cud że gdakać nie zaczęli, a w ogóle smród jest taki, że wybudziłby trolla ze śpiączki, matko! – zaczęła nadawać, kompletnie nieświadoma, że przyjaciółka może należeć do tej grupy poszkodowanych… No wyglądała jakby jej nic nie było!