14-03-2022, 01:15 AM
Śmiała się dalej, szczerze rozbawiona, chociaż zdawała sobie sprawę, że Ethan nawet nie kłamie. Po prostu w zabawny sposób przedstawia prawdę i fakt, że drużynie kibicował głównie ze względu na nią. I może kilku znajomych, którzy też grali – ale głównie ze względu na nią.
— Możesz kibicować tylko mnie. Podoba mi się to – mruknęła niemal zalotnie, zbliżając się bardziej, niemal dotykając wargami jego warg. Po czym na moment odbiła spojrzeniem w bok, nachyliła się i konspiracyjnym szeptem rzuciła: - Ale nie mów tego reszcie, bo mnie wyrzucą zanim zaczęłam grać.
Było to mało prawdopodobne – i zresztą za moment sama się zaśmiała, ale! Każda chwila była dobra, aby docenić Ethana. I czasem odrobinę go podpuścić do nieco większej wylewności…
Uniosła dłoń, by dotknąć jego policzka i uśmiechnęła się do niego. Może tylko odrobinkę prowokacyjnie.
— Koniec brzmi ciekawiej, jeśli ktoś by mnie spytał – rzuciła, puściwszy do niego oczko.
Chyba znów balansowała na dość cienkiej linii. Ale od poprzedniego razu miała bardzo, bardzo wiele czasu, aby sobie to wszystko przemyśleć, poukładać. I zdecydować kilka rzeczy.
A przede wszystkim odrzucić – przynajmniej w pewnej części – irracjonalny lęk spowodowany wtedy przez Ivy, że Ethan może ją zostawić. Zupełnie jak ona.
Nigdy tego nie zrobił. I nigdy tego nie zrobi.
Dostrzegła, jak wahał się i zamilkł, kiedy odrobinkę przypiekła mu tym komentarzem o sfriendzone’owaniu. Może powinna go przeprosić, bo przecież nie miała na myśli nic złego, chciała się tylko podroczyć…
Ale jej odpowiedział. Zaskakująco poważnie. Może nie wiedział, co wymyślić, a może faktycznie jeszcze nie otrząsnął się z tamtego stresu. To musiało być dla niego bardzo duże przedsięwzięcie, zdobycie się na ogromną odwagę, aby przy, pozornie niewinnym, flircie pójść o krok dalej i pocałować ją. Ją – swoją wieloletnią przyjaciółkę. Mógł zaprzepaścić wszystko, włącznie z ich przyjaźnią. Ale zaryzykował.
Czemu ona nie potrafiła?
— Wiem – odszepnęła mu równie poważnie, czując się teraz bliżej niego niż kiedykolwiek wcześniej. Przymknęła oczy, choć jej wargi rozjaśnił delikatny uśmiech. – I cieszę się, że się nie dałeś.
Zaprzepaściliby tyle pięknych chwil. Kwitnące uczucie, tyle przygód, tyle spędzonych sam-na-sam momentów, tyle randek, tyle uniesień…
I tyle wszystkiego, co mogło być jeszcze przed nimi.
Był tak cholernie odważny. Gdyby tylko potrafił sobie wyobrazić, jak bardzo go w tej chwili podziwiała…
Jego lekko zdezorientowany wzrok bardzo szybko rozmył się, gdy zamknęła oczy, poddając się pocałunkowi. Pełnemu ciepła, pełnemu uczucia, pełnemu czułości. Uniosła dłonie do jego policzków i ująwszy delikatnie jego twarz, przeciągnęła pieszczotę do absolutnych granic możliwości – aż Ethan nie odchylił się, by zadać jej pytanie.
Uśmiechnęła się do niego w odpowiedzi, choć nieco niepewnie. Czuła drżenie własnych dłoni, czuła łaskotanie w brzuchu, jakby ponownie uwolniło się w nim stado oszalałych motyli, czuła, jak serce chciało jej wyskoczyć z piersi.
Czuła tak wiele, a tak mało mówiła o tym Ethanowi.
Przysunęła się raz jeszcze, aby zatopić się w jego wargach po raz kolejny, zasmakować jego ust z największą pasją, na jaką do tej pory było ją stać. Dłoń przesunęła po jego policzku, zmierzając ku włosom, by zmierzwić je delikatnie, zanurzyć się w ich gęstwinie. By poczuć się jak najbliżej.
A gdy odsunęła się znów, minimalnie, ich usta praktycznie wciąż się stykały, z drżącym sercem i skrzącymi oczami wyszeptała:
— Kocham Cię.
Te dwa słowa, które chodziły za nią przez pewien czas. Dwa słowa, które zdołały wyryć się w jej sercu. I w końcu – dwa słowa, tak silne, tak znaczące, tak ważne, które nie padły ani razu podczas tego miesiąca.
Nie wiedziała, w jaki sposób Ethan może je zinterpretować. Ale chciała, aby wiedział.
Z pewną dozą niepewności spoglądała w jego oczy, jakby szukając w nich jakiejkolwiek odpowiedzi na wydartą siłą z głębin własnej duszy odwagę.
— Możesz kibicować tylko mnie. Podoba mi się to – mruknęła niemal zalotnie, zbliżając się bardziej, niemal dotykając wargami jego warg. Po czym na moment odbiła spojrzeniem w bok, nachyliła się i konspiracyjnym szeptem rzuciła: - Ale nie mów tego reszcie, bo mnie wyrzucą zanim zaczęłam grać.
Było to mało prawdopodobne – i zresztą za moment sama się zaśmiała, ale! Każda chwila była dobra, aby docenić Ethana. I czasem odrobinę go podpuścić do nieco większej wylewności…
Uniosła dłoń, by dotknąć jego policzka i uśmiechnęła się do niego. Może tylko odrobinkę prowokacyjnie.
— Koniec brzmi ciekawiej, jeśli ktoś by mnie spytał – rzuciła, puściwszy do niego oczko.
Chyba znów balansowała na dość cienkiej linii. Ale od poprzedniego razu miała bardzo, bardzo wiele czasu, aby sobie to wszystko przemyśleć, poukładać. I zdecydować kilka rzeczy.
A przede wszystkim odrzucić – przynajmniej w pewnej części – irracjonalny lęk spowodowany wtedy przez Ivy, że Ethan może ją zostawić. Zupełnie jak ona.
Nigdy tego nie zrobił. I nigdy tego nie zrobi.
Dostrzegła, jak wahał się i zamilkł, kiedy odrobinkę przypiekła mu tym komentarzem o sfriendzone’owaniu. Może powinna go przeprosić, bo przecież nie miała na myśli nic złego, chciała się tylko podroczyć…
Ale jej odpowiedział. Zaskakująco poważnie. Może nie wiedział, co wymyślić, a może faktycznie jeszcze nie otrząsnął się z tamtego stresu. To musiało być dla niego bardzo duże przedsięwzięcie, zdobycie się na ogromną odwagę, aby przy, pozornie niewinnym, flircie pójść o krok dalej i pocałować ją. Ją – swoją wieloletnią przyjaciółkę. Mógł zaprzepaścić wszystko, włącznie z ich przyjaźnią. Ale zaryzykował.
Czemu ona nie potrafiła?
— Wiem – odszepnęła mu równie poważnie, czując się teraz bliżej niego niż kiedykolwiek wcześniej. Przymknęła oczy, choć jej wargi rozjaśnił delikatny uśmiech. – I cieszę się, że się nie dałeś.
Zaprzepaściliby tyle pięknych chwil. Kwitnące uczucie, tyle przygód, tyle spędzonych sam-na-sam momentów, tyle randek, tyle uniesień…
I tyle wszystkiego, co mogło być jeszcze przed nimi.
Był tak cholernie odważny. Gdyby tylko potrafił sobie wyobrazić, jak bardzo go w tej chwili podziwiała…
Jego lekko zdezorientowany wzrok bardzo szybko rozmył się, gdy zamknęła oczy, poddając się pocałunkowi. Pełnemu ciepła, pełnemu uczucia, pełnemu czułości. Uniosła dłonie do jego policzków i ująwszy delikatnie jego twarz, przeciągnęła pieszczotę do absolutnych granic możliwości – aż Ethan nie odchylił się, by zadać jej pytanie.
Uśmiechnęła się do niego w odpowiedzi, choć nieco niepewnie. Czuła drżenie własnych dłoni, czuła łaskotanie w brzuchu, jakby ponownie uwolniło się w nim stado oszalałych motyli, czuła, jak serce chciało jej wyskoczyć z piersi.
Czuła tak wiele, a tak mało mówiła o tym Ethanowi.
Przysunęła się raz jeszcze, aby zatopić się w jego wargach po raz kolejny, zasmakować jego ust z największą pasją, na jaką do tej pory było ją stać. Dłoń przesunęła po jego policzku, zmierzając ku włosom, by zmierzwić je delikatnie, zanurzyć się w ich gęstwinie. By poczuć się jak najbliżej.
A gdy odsunęła się znów, minimalnie, ich usta praktycznie wciąż się stykały, z drżącym sercem i skrzącymi oczami wyszeptała:
— Kocham Cię.
Te dwa słowa, które chodziły za nią przez pewien czas. Dwa słowa, które zdołały wyryć się w jej sercu. I w końcu – dwa słowa, tak silne, tak znaczące, tak ważne, które nie padły ani razu podczas tego miesiąca.
Nie wiedziała, w jaki sposób Ethan może je zinterpretować. Ale chciała, aby wiedział.
Z pewną dozą niepewności spoglądała w jego oczy, jakby szukając w nich jakiejkolwiek odpowiedzi na wydartą siłą z głębin własnej duszy odwagę.