14-03-2022, 05:00 PM
Pokręciła głową z lekkim niedowierzaniem, ale też i rozczuleniem, kiedy tak ją chwalił. To było tak strasznie słodkie. Dzisiaj, dzięki niemu, rzeczywiście mogła się poczuć jak najlepszy gracz Quidditcha pod słońcem. Przekonywał ją tak dobrze, że naprawdę prawie mu się to udawało! Prawie udało jej się zapomnieć, że to jest jednak gra zespołowa i sama meczu jednak nie wygra…
— Ale lepiej zachowaj to dla siebie – mruknęła i ucałowała go z czułością w policzek. – Nie mogę być na raz ścigającym, obrońcą i pałkarzem, i jeszcze szukającym, dlatego przyjdzie czas na ostre treningi – dodała, puszczając mu oczko.
Ostre treningi miały się dopiero zacząć i wolała Ethana na to mentalnie przygotować! To znaczyło, że będzie miała mniej czasu i energii na ich małe randki i wzajemne rozpraszanie uwagi – ale to przecież nie szkodziło! W końcu nie zamierzała zostawiać go zupełnie, samego sobie. O nie, nie! Nie dopuściłaby do tego! Ale czas dla siebie, na własne hobby, spędzanie go osobno, jak się tylko chciało… Tak, to brzmiało sensownie. I nawet dość zdrowo.
Zastanowiła się krótko nad jego pytaniem.
Czy miała na coś konkretnego ochotę? W zasadzie to nie…
Miała ochotę usłyszeć od niego choć raz ja Ciebie też, ale to najwidoczniej było w tym momencie nieosiągalne i niemożliwe.
Poza tym nie chciała nic więcej. Nawet te lody zdawały się nie tak bardzo atrakcyjne.
— Ciasto czekoladowe? – uniosła nieco głowę, aby spojrzeć na niego choćby kątem oka. – Po kawałku by było dobre. – I truskawki. Będą dobrym połączeniem. Chyba ognista będzie do nich pasować – stwierdziła, wracając spojrzeniem do reklamówki, gdzie wciąż spoczywała butelka alkoholu.
Teraz on zdawał jej się najbardziej kuszący.
Jej wargi jedynie lekko drgnęły w krótkim uśmiechu, który równie szybko zgasł, jak uleciało stwierdzenie, że jest zajebista. Odsunąwszy się od Ethana, ucałowała go jeszcze w policzek i pozwoliła oddalić się w stronę schodów na niższe piętra. Miał kawałek drogi do pokonania, ale była szansa, że zdąży jeszcze przed ciszą nocną i nikt z prefektów się nie przyczepi. Oby. Nie chciała przyczyniać się do następnego szlabanu.
Odprowadziła go spojrzeniem, gdy schodził na dół. Pozostała jeszcze chwilę w jednym miejscu, słuchając oddalających się kroków. Tak tylko w razie gdyby nagle zamierzał się wrócić o coś dopytać. Kiedy jeszcze echo zupełnie ucichło, zdradzając, że Ethan zszedł z wieży, kolana pod nią automatycznie się zgięły, a ona przysiadła tuż przy ścianie i obejmując je ramionami, opuściła głowę, zagryzając mocno wargi.
Co ją w ogóle podkusiło? Dlaczego to zrobiła? Dlaczego była tak naiwna, żeby sądzić, że…
Co ona w zasadzie sądziła?
Że usłyszy ja Ciebie też, że będą żyli długo i szczęśliwie? Że życie to bajka, która zakończy się równie wspaniale jak zaczął się ich związek?
Żyjący obok siebie przez całą wieczność, połączeni przez jedną chwilę i iskrę odwagi…
Jak to pięknie brzmiało.
Szkoda tylko, że sny nie były rzeczywistością, a świat nie był tak piękny, jak chciała wierzyć. I romantyzm mogła znaleźć jedynie na stronach cholernych książek, które teraz miała ochotę podrzeć, wyrzucić przez okno sypialni, a potem na dodatek spalić. I zapomnieć o ich istnieniu.
Tak bardzo próbowała trzymać się w ryzach. Tak bardzo próbowała nie dać po sobie poznać, jak bardzo ją to zabolało. Tak bardzo próbowała udawać, że to w porządku. I nic się nie stało.
Ale stało się. I nic nie było w porządku.
Chciało jej się płakać – ale nie chciała psuć tej chwili bardziej, niż już im się to udało. Chciało jej się płakać – ale dlaczego miałaby to robić? Czy wolność drugiej osoby nie polegała na tym, że ona sama określała nie tylko własne pragnienia, ale także i uczucia?
Uczucie Ethana było bardzo proste.
Nie kochał jej.
Sięgnęła do torby, odkręciła ognistą i pociągnęła z butelki potężny łyk alkoholu, żeby tylko jakoś zalać ten żar jątrzący się w jej sercu. Nie pomogło. Ani ten, ani następny łyk – nic nie pomogło. Zakręciła butelkę, odstawiła ją z powrotem do torby i wsparła głowę na dłoni.
Spójrz na siebie, Kaia. Jak bardzo żałosna jesteś. Jesteś w stanie poświęcić dla niego wszystko. Oddać mu wszystko. A i tak musisz prosić choćby o nikłe uczucia. O to, aby Cię kochał.
Ale prawda jest zupełnie inna.
Nie kochał Cię.
Wstała z miejsca i niespiesznym krokiem podeszła do jednej z kolumn, o której bok się oparła. Objęła się ramionami, jakby chcąc uchronić przed chłodem. Nie wyszła na deszcz, nie mokła, a mimo wszystko czuła się tak, jakby stała w centrum ulewy – a spadające z nieba krople były jej własnymi łzami, które dzisiaj, teraz, nie płynęły.
Chciała płakać, ale nie potrafiła.
Czuła się najbardziej żałosną istotą pod słońcem.
Jak powinna się wobec niego zachować?
Kochała go. Zdobyła się na tyle odwagi, aby mu to powiedzieć. Na tyle odwagi, aby pogodzić się z tą myślą i świadomością, że to właśnie jego wybrało jej serce. Kochała go. I chociaż nie wiedziała, co przyniesie przyszłość, chciała być z nim, obok niego, wspierać go, tak długo, jakby tylko chciał.
Kochała go.
Lecz on nie kochał jej.
Kim więc ona dla niego była?
Przyjaciółką, z tą różnicą, że teraz mógł ją bezkarnie całować i dotykać? Zabawką, przy której, póki co, dobrze się czuł, a potem, gdy się popsuje, już przestanie się nią interesować? Przyjemnością, która nigdy nie miała przytłaczać i która nigdy nie miała być na poważnie?
Westchnęła głęboko. I zamknąwszy oczy, wsparła również i bok głowy o kolumnę. Wyblakła żółć włosów, przecinana teraz białymi pasemkami i ciemnoniebieskimi końcówkami, rozsypała się po jej ramionach i części twarzy, lecz nawet nie ruszyła ręki, by je zaczesać.
Zamiast tego w jej głowie wybrzmiewała teraz melodia, którą za chwilę wydarła się z jej warg w postaci cichego nucenia.
Wise men say
Only fools rush in
But I can't help…
Zamiast dokończonych słów, westchnęła jedynie głęboko, przeciągle, i spojrzała w nocne, zachmurzone niebo.
— Ale lepiej zachowaj to dla siebie – mruknęła i ucałowała go z czułością w policzek. – Nie mogę być na raz ścigającym, obrońcą i pałkarzem, i jeszcze szukającym, dlatego przyjdzie czas na ostre treningi – dodała, puszczając mu oczko.
Ostre treningi miały się dopiero zacząć i wolała Ethana na to mentalnie przygotować! To znaczyło, że będzie miała mniej czasu i energii na ich małe randki i wzajemne rozpraszanie uwagi – ale to przecież nie szkodziło! W końcu nie zamierzała zostawiać go zupełnie, samego sobie. O nie, nie! Nie dopuściłaby do tego! Ale czas dla siebie, na własne hobby, spędzanie go osobno, jak się tylko chciało… Tak, to brzmiało sensownie. I nawet dość zdrowo.
Zastanowiła się krótko nad jego pytaniem.
Czy miała na coś konkretnego ochotę? W zasadzie to nie…
Miała ochotę usłyszeć od niego choć raz ja Ciebie też, ale to najwidoczniej było w tym momencie nieosiągalne i niemożliwe.
Poza tym nie chciała nic więcej. Nawet te lody zdawały się nie tak bardzo atrakcyjne.
— Ciasto czekoladowe? – uniosła nieco głowę, aby spojrzeć na niego choćby kątem oka. – Po kawałku by było dobre. – I truskawki. Będą dobrym połączeniem. Chyba ognista będzie do nich pasować – stwierdziła, wracając spojrzeniem do reklamówki, gdzie wciąż spoczywała butelka alkoholu.
Teraz on zdawał jej się najbardziej kuszący.
Jej wargi jedynie lekko drgnęły w krótkim uśmiechu, który równie szybko zgasł, jak uleciało stwierdzenie, że jest zajebista. Odsunąwszy się od Ethana, ucałowała go jeszcze w policzek i pozwoliła oddalić się w stronę schodów na niższe piętra. Miał kawałek drogi do pokonania, ale była szansa, że zdąży jeszcze przed ciszą nocną i nikt z prefektów się nie przyczepi. Oby. Nie chciała przyczyniać się do następnego szlabanu.
Odprowadziła go spojrzeniem, gdy schodził na dół. Pozostała jeszcze chwilę w jednym miejscu, słuchając oddalających się kroków. Tak tylko w razie gdyby nagle zamierzał się wrócić o coś dopytać. Kiedy jeszcze echo zupełnie ucichło, zdradzając, że Ethan zszedł z wieży, kolana pod nią automatycznie się zgięły, a ona przysiadła tuż przy ścianie i obejmując je ramionami, opuściła głowę, zagryzając mocno wargi.
Co ją w ogóle podkusiło? Dlaczego to zrobiła? Dlaczego była tak naiwna, żeby sądzić, że…
Co ona w zasadzie sądziła?
Że usłyszy ja Ciebie też, że będą żyli długo i szczęśliwie? Że życie to bajka, która zakończy się równie wspaniale jak zaczął się ich związek?
Żyjący obok siebie przez całą wieczność, połączeni przez jedną chwilę i iskrę odwagi…
Jak to pięknie brzmiało.
Szkoda tylko, że sny nie były rzeczywistością, a świat nie był tak piękny, jak chciała wierzyć. I romantyzm mogła znaleźć jedynie na stronach cholernych książek, które teraz miała ochotę podrzeć, wyrzucić przez okno sypialni, a potem na dodatek spalić. I zapomnieć o ich istnieniu.
Tak bardzo próbowała trzymać się w ryzach. Tak bardzo próbowała nie dać po sobie poznać, jak bardzo ją to zabolało. Tak bardzo próbowała udawać, że to w porządku. I nic się nie stało.
Ale stało się. I nic nie było w porządku.
Chciało jej się płakać – ale nie chciała psuć tej chwili bardziej, niż już im się to udało. Chciało jej się płakać – ale dlaczego miałaby to robić? Czy wolność drugiej osoby nie polegała na tym, że ona sama określała nie tylko własne pragnienia, ale także i uczucia?
Uczucie Ethana było bardzo proste.
Nie kochał jej.
Sięgnęła do torby, odkręciła ognistą i pociągnęła z butelki potężny łyk alkoholu, żeby tylko jakoś zalać ten żar jątrzący się w jej sercu. Nie pomogło. Ani ten, ani następny łyk – nic nie pomogło. Zakręciła butelkę, odstawiła ją z powrotem do torby i wsparła głowę na dłoni.
Spójrz na siebie, Kaia. Jak bardzo żałosna jesteś. Jesteś w stanie poświęcić dla niego wszystko. Oddać mu wszystko. A i tak musisz prosić choćby o nikłe uczucia. O to, aby Cię kochał.
Ale prawda jest zupełnie inna.
Nie kochał Cię.
Wstała z miejsca i niespiesznym krokiem podeszła do jednej z kolumn, o której bok się oparła. Objęła się ramionami, jakby chcąc uchronić przed chłodem. Nie wyszła na deszcz, nie mokła, a mimo wszystko czuła się tak, jakby stała w centrum ulewy – a spadające z nieba krople były jej własnymi łzami, które dzisiaj, teraz, nie płynęły.
Chciała płakać, ale nie potrafiła.
Czuła się najbardziej żałosną istotą pod słońcem.
Jak powinna się wobec niego zachować?
Kochała go. Zdobyła się na tyle odwagi, aby mu to powiedzieć. Na tyle odwagi, aby pogodzić się z tą myślą i świadomością, że to właśnie jego wybrało jej serce. Kochała go. I chociaż nie wiedziała, co przyniesie przyszłość, chciała być z nim, obok niego, wspierać go, tak długo, jakby tylko chciał.
Kochała go.
Lecz on nie kochał jej.
Kim więc ona dla niego była?
Przyjaciółką, z tą różnicą, że teraz mógł ją bezkarnie całować i dotykać? Zabawką, przy której, póki co, dobrze się czuł, a potem, gdy się popsuje, już przestanie się nią interesować? Przyjemnością, która nigdy nie miała przytłaczać i która nigdy nie miała być na poważnie?
Westchnęła głęboko. I zamknąwszy oczy, wsparła również i bok głowy o kolumnę. Wyblakła żółć włosów, przecinana teraz białymi pasemkami i ciemnoniebieskimi końcówkami, rozsypała się po jej ramionach i części twarzy, lecz nawet nie ruszyła ręki, by je zaczesać.
Zamiast tego w jej głowie wybrzmiewała teraz melodia, którą za chwilę wydarła się z jej warg w postaci cichego nucenia.
Wise men say
Only fools rush in
But I can't help…
Zamiast dokończonych słów, westchnęła jedynie głęboko, przeciągle, i spojrzała w nocne, zachmurzone niebo.