15-03-2022, 01:52 PM
Zaśmiała się po raz kolejny. Ale Ethan był zwyczajnie niemożliwy!
A już szczególnie dzisiaj.
Pamiętała ich pierwszą randkę i to, jak bardzo słodziła jemu. Cóż, najwidoczniej role się odwróciły i dzisiaj to ona była bardziej jego obiektem westchnień.
Nie było sensu się z nim kłócić, dlatego podarowała mu tylko długiego całusa w usta w odpowiedzi. Dzisiaj uważał ją za absolutnie najlepszą – i czuła się z tym cudownie. Dzisiaj mogła być zajebistą dziewczyną, z zajebistym chłopakiem u boku. Tak. Tak właśnie było. Ethan nawet nie wiedział, jak bardzo dodawał jej skrzydeł! I ile znaczyło dla niej jego wsparcie, zwyczajne bycie obok. Nawet interesowanie się czymś tylko dlatego, że ona się tym interesowała!
Naprawdę uważała, że trafiła na wspaniałego, idealnego wręcz chłopaka, że jej się poszczęściło.
Tym bardziej więc bolało, kiedy stała, patrząc w deszcz, ze świadomością, że tenże ideał jej nie kochał.
Dlaczego jej nie kochał?
I co w takim razie do niej czuł?
Dlaczego w ogóle byli więc razem?
Nie usłyszała jego kroków ani na korytarzu, ani tuż za sobą. Dopiero jego słowa wyrwały ją z krótkiego otępienia. Sprawiły, że lekko drgnęła, zaskoczona jego nagłym towarzystwem, rozplotła ramiona i obróciwszy, przybrała na twarz uśmiech.
Żaden uśmiech na jej wargach nie był tak rozpaczliwy, tak przepełniony smutkiem jak ten.
— W takim razie mamy faktycznie luksusowe warunki do świętowania – spróbowała wzbić się na szczyt humoru, który dziś już nie istniał. – Tylko może zrobić się trochę chłodno. I wilgotno – stwierdziła, zerkając po raz kolejny na nocne niebo i uparcie padający deszcz. W zasadzie, to była bardziej niż pewne, że za jakąś chwilę będą wyglądać jak zmokłe kury. – Nie wiem czy nie lepiej będzie się gdzieś przenieść. – Na przykład do dormitorium i schować się pod kołdrą. – Ale to może jeszcze zaczekać.
Posłała mu delikatny uśmiech, istniejący tylko dzięki lekkiemu ruchowi kącików ust i podała mu dłoń. Doceniała, że nie był nachalny, ale… ale właściwie to…
Właściwie to chyba chciała, żeby może był. Może to by jej nakreśliło, co właściwie się między nimi działo. Czy faktycznie mu zależało, czy była tylko laską, z którą chodził, bo akurat nie miał innej pod ręką i w okolicy.
Wiedziała, że to myślenie jest złe, ale jednocześnie nie mogła odpędzić tych myśli.
A z drugiej strony bała się, że jeśli przekroczy pewien dystans… wcale jej to nie pomoże.
Już nie wiedziała, czego chciała.
Poza jednym.
Chciała wiedzieć, kim tak naprawdę była dla Ethana Dubois. I jak wiele dla niego znaczyła.
A już szczególnie dzisiaj.
Pamiętała ich pierwszą randkę i to, jak bardzo słodziła jemu. Cóż, najwidoczniej role się odwróciły i dzisiaj to ona była bardziej jego obiektem westchnień.
Nie było sensu się z nim kłócić, dlatego podarowała mu tylko długiego całusa w usta w odpowiedzi. Dzisiaj uważał ją za absolutnie najlepszą – i czuła się z tym cudownie. Dzisiaj mogła być zajebistą dziewczyną, z zajebistym chłopakiem u boku. Tak. Tak właśnie było. Ethan nawet nie wiedział, jak bardzo dodawał jej skrzydeł! I ile znaczyło dla niej jego wsparcie, zwyczajne bycie obok. Nawet interesowanie się czymś tylko dlatego, że ona się tym interesowała!
Naprawdę uważała, że trafiła na wspaniałego, idealnego wręcz chłopaka, że jej się poszczęściło.
Tym bardziej więc bolało, kiedy stała, patrząc w deszcz, ze świadomością, że tenże ideał jej nie kochał.
Dlaczego jej nie kochał?
I co w takim razie do niej czuł?
Dlaczego w ogóle byli więc razem?
Nie usłyszała jego kroków ani na korytarzu, ani tuż za sobą. Dopiero jego słowa wyrwały ją z krótkiego otępienia. Sprawiły, że lekko drgnęła, zaskoczona jego nagłym towarzystwem, rozplotła ramiona i obróciwszy, przybrała na twarz uśmiech.
Żaden uśmiech na jej wargach nie był tak rozpaczliwy, tak przepełniony smutkiem jak ten.
— W takim razie mamy faktycznie luksusowe warunki do świętowania – spróbowała wzbić się na szczyt humoru, który dziś już nie istniał. – Tylko może zrobić się trochę chłodno. I wilgotno – stwierdziła, zerkając po raz kolejny na nocne niebo i uparcie padający deszcz. W zasadzie, to była bardziej niż pewne, że za jakąś chwilę będą wyglądać jak zmokłe kury. – Nie wiem czy nie lepiej będzie się gdzieś przenieść. – Na przykład do dormitorium i schować się pod kołdrą. – Ale to może jeszcze zaczekać.
Posłała mu delikatny uśmiech, istniejący tylko dzięki lekkiemu ruchowi kącików ust i podała mu dłoń. Doceniała, że nie był nachalny, ale… ale właściwie to…
Właściwie to chyba chciała, żeby może był. Może to by jej nakreśliło, co właściwie się między nimi działo. Czy faktycznie mu zależało, czy była tylko laską, z którą chodził, bo akurat nie miał innej pod ręką i w okolicy.
Wiedziała, że to myślenie jest złe, ale jednocześnie nie mogła odpędzić tych myśli.
A z drugiej strony bała się, że jeśli przekroczy pewien dystans… wcale jej to nie pomoże.
Już nie wiedziała, czego chciała.
Poza jednym.
Chciała wiedzieć, kim tak naprawdę była dla Ethana Dubois. I jak wiele dla niego znaczyła.