15-03-2022, 10:29 PM
Przez krótką chwilę, podczas której zapadła pomiędzy nimi cisza, zdążyła sobie uświadomić, że tego nie da się już uratować.
To znaczy, tego wieczoru.
Czuła zbyt wiele żalu. Zawód i wątpliwości zbyt mocno targały jej głową, jej sercem, nie była w stanie już cieszyć się nawet własnym sukcesem sprzed chwili tak, jak cieszyła się jeszcze zaledwie godzinę temu.
Bo co do ich związku, miała nadzieję, że to, co zrobiła, nie będzie jednoznaczne z bardzo bolesną drogą prowadzącą do rozstania.
Nie chciała się rozstawać z Ethanem. Było jej z nim dobrze. Cholera, tak jak powiedziała, kochała go. Była w stanie mu nieba przychylić, zrobić wszystko, o czym tylko by zamarzył.
Ale czy mogła być z osobą, która jej nie kocha?
Nie rozumiała. Skoro on tego nie czuje… to dlaczego z nią jest?
Teraz, doświadczywszy tego niemego odrzucenia, zwyczajnie się bała. Oczami wspomnień widziała rozsypujący się na proch związek taty i jej matki. Dla niej tata nigdy nie był wystarczający. Im była starsza, tym pomiędzy nimi było gorzej. Nie potrafili ze sobą rozmawiać, nie było pomiędzy nimi czułości. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz powiedziała tacie kocham Cię.
Ale pamiętała, że, odchodząc, wysyczała mu – to Twoja wina.
Wiecznie był dla niej niewystarczający. Zawsze coś było nie tak, zawsze mógł być lepszy. To warunkowało jego stałe odrzucanie – a teraz, kiedy Kaia doświadczała także i jego, słyszała ostatnie słowa matki, gdy wychodziła z domu po raz ostatni.
Słowa pełne wyrzutu. Słowa, które wyryły się w jej głowie, słowa mówiące, że była słaba.
Zbyt niewystarczająca, zbyt wybrakowana, aby ją kochać.
Najwidoczniej ona także nie zasługiwała na miłość.
Jej wargi delikatnie drgnęły, kiedy nareszcie jej odpowiedział. I zdała sobie sprawę, że jej myśli uciekały do pokoju wspólnego. Miejsce przy kominku kojarzyło jej się z salonem Gryfonów, a chillowanie pod kocem – z bezpiecznym łóżkiem w dormitorium.
Ale teraz już nie potrafiła sobie wyobrazić, żeby mieli znaleźć się w jednym łóżku i pod jednym kocem.
Ale pokiwała mimo wszystko lekko głową.
— Na razie możemy jeszcze tutaj zostać. Nie jest tak zimno. I późno – dodała z westchnieniem, znów wracając spojrzeniem do zachmurzonego nocnego nieba.
I w zasadzie wszystkiego się spodziewała, tylko nie pytania o Quidditcha.
A może to i lepiej. To był dość neutralny grunt.
— Najpierw zrobimy nabór na brakujących członków – oznajmiła, z cichym westchnięciem ruszając w stronę ściany, reklamówki z alkoholem i ciastem, które przyniósł Ethan. Choć trzymał ją za dłoń, Kaia nie odwzajemniła uścisku. Jej dłoń wyślizgnęła się spomiędzy jego palców i opadła luźno, wzdłuż ciała. Nawet się na niego nie obejrzała. – To znaczy, ja zrobię. Czyli pewnie w przyszłym tygodniu. A potem ruszymy z treningami. Pewnie też koło weekendu, ale domyślam się, że wtedy wszystkie drużyny się rzucą, żeby trenować.
Przysiadła przy ścianie i znalazłszy pierwszą lepszą truskawkę, ugryzła jej kęs.
To znaczy, tego wieczoru.
Czuła zbyt wiele żalu. Zawód i wątpliwości zbyt mocno targały jej głową, jej sercem, nie była w stanie już cieszyć się nawet własnym sukcesem sprzed chwili tak, jak cieszyła się jeszcze zaledwie godzinę temu.
Bo co do ich związku, miała nadzieję, że to, co zrobiła, nie będzie jednoznaczne z bardzo bolesną drogą prowadzącą do rozstania.
Nie chciała się rozstawać z Ethanem. Było jej z nim dobrze. Cholera, tak jak powiedziała, kochała go. Była w stanie mu nieba przychylić, zrobić wszystko, o czym tylko by zamarzył.
Ale czy mogła być z osobą, która jej nie kocha?
Nie rozumiała. Skoro on tego nie czuje… to dlaczego z nią jest?
Teraz, doświadczywszy tego niemego odrzucenia, zwyczajnie się bała. Oczami wspomnień widziała rozsypujący się na proch związek taty i jej matki. Dla niej tata nigdy nie był wystarczający. Im była starsza, tym pomiędzy nimi było gorzej. Nie potrafili ze sobą rozmawiać, nie było pomiędzy nimi czułości. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz powiedziała tacie kocham Cię.
Ale pamiętała, że, odchodząc, wysyczała mu – to Twoja wina.
Wiecznie był dla niej niewystarczający. Zawsze coś było nie tak, zawsze mógł być lepszy. To warunkowało jego stałe odrzucanie – a teraz, kiedy Kaia doświadczała także i jego, słyszała ostatnie słowa matki, gdy wychodziła z domu po raz ostatni.
Słowa pełne wyrzutu. Słowa, które wyryły się w jej głowie, słowa mówiące, że była słaba.
Zbyt niewystarczająca, zbyt wybrakowana, aby ją kochać.
Najwidoczniej ona także nie zasługiwała na miłość.
Jej wargi delikatnie drgnęły, kiedy nareszcie jej odpowiedział. I zdała sobie sprawę, że jej myśli uciekały do pokoju wspólnego. Miejsce przy kominku kojarzyło jej się z salonem Gryfonów, a chillowanie pod kocem – z bezpiecznym łóżkiem w dormitorium.
Ale teraz już nie potrafiła sobie wyobrazić, żeby mieli znaleźć się w jednym łóżku i pod jednym kocem.
Ale pokiwała mimo wszystko lekko głową.
— Na razie możemy jeszcze tutaj zostać. Nie jest tak zimno. I późno – dodała z westchnieniem, znów wracając spojrzeniem do zachmurzonego nocnego nieba.
I w zasadzie wszystkiego się spodziewała, tylko nie pytania o Quidditcha.
A może to i lepiej. To był dość neutralny grunt.
— Najpierw zrobimy nabór na brakujących członków – oznajmiła, z cichym westchnięciem ruszając w stronę ściany, reklamówki z alkoholem i ciastem, które przyniósł Ethan. Choć trzymał ją za dłoń, Kaia nie odwzajemniła uścisku. Jej dłoń wyślizgnęła się spomiędzy jego palców i opadła luźno, wzdłuż ciała. Nawet się na niego nie obejrzała. – To znaczy, ja zrobię. Czyli pewnie w przyszłym tygodniu. A potem ruszymy z treningami. Pewnie też koło weekendu, ale domyślam się, że wtedy wszystkie drużyny się rzucą, żeby trenować.
Przysiadła przy ścianie i znalazłszy pierwszą lepszą truskawkę, ugryzła jej kęs.