19-08-2022, 12:40 AM
— Co… przecież ja Ci się nie zabraniam z nikim spotykać! – wykrzyczała nagle, czując, że po prostu nie daje rady. O co on miał do niej niby pretensje? O to, że się o niego martwi? – Jest różnica między siedzeniem pod pantoflem, a zwykłym zmartwieniem! – Świetnie, jeszcze teraz Heather się z niego śmieje, bo co? Bo Kaia robi coś, czego nie robi? Kurwa mać, pogada sobie z nią potem, jeszcze się zdziwi. – Czemu ona się w ogóle na ten temat wypowiada?
Nie wie o nich nic. Kaia z nią ledwie rozmawia, o ile w ogóle. Ethan prędzej się z nią koleguje, ale nadal… NADAL! Nie było jej tutaj, nie znała jej, a jednak wyrokowała i uważała Ethana za pantoflarza, kiedy wcale tak nie było. No cholera jasna, szanujmy się chociaż!
— To zostaw liścik. Nagle ci się kreatywność wyłączyła? – syknęła ironicznie.
Nie, nie dotarło do niej, że miał jej za złe, że poszła do Hogsmeade.
A może dotarło, ale to jawnie olała na poczet całej tej awantury i wszystkich argumentów, jakie padły.
Czuła się upodlona, okłamana i oszukana – dlatego hardym krokiem szła w stronę schodów – i równie szybko się zatrzymała pod wpływem słów, które wypluwał z siebie Ethan.
Odwróciła się w jego stronę powoli. Mimowolnie cała złość zaczęła z niej ulatywać, kiedy docierało do niej znaczenie całej tej bolączki, jaką jej chłopak dusił w sobie. A więc… a więc to o to chodziło… Teraz mogła sobie jedynie pluć w twarz, że nawet nie pomyślała, że Ethan może się bać, że zostanie po szkole sam – że wtedy jego życie się skończy. Że tak jak ojciec, matka i wiele pewnie innych, Kaia też go porzuci, a on będzie się tułał… gdzie właściwie? Pewnie sam nie wiedział, i tak cholernie się tego bał.
A ona tego nawet nie zauważyła…
Błękit zmienił się bardzo szybko w fiolet, kiedy spoglądała na niego, nagle pozbawiona całej złości, całego żalu.
— Kurwa, Ethan… - szepnęła, prawie jak wtedy, kiedy pierwszy raz ją pocałował. – Co ci strzeliło do łba, żeby tak myśleć?
Nie wie o nich nic. Kaia z nią ledwie rozmawia, o ile w ogóle. Ethan prędzej się z nią koleguje, ale nadal… NADAL! Nie było jej tutaj, nie znała jej, a jednak wyrokowała i uważała Ethana za pantoflarza, kiedy wcale tak nie było. No cholera jasna, szanujmy się chociaż!
— To zostaw liścik. Nagle ci się kreatywność wyłączyła? – syknęła ironicznie.
Nie, nie dotarło do niej, że miał jej za złe, że poszła do Hogsmeade.
A może dotarło, ale to jawnie olała na poczet całej tej awantury i wszystkich argumentów, jakie padły.
Czuła się upodlona, okłamana i oszukana – dlatego hardym krokiem szła w stronę schodów – i równie szybko się zatrzymała pod wpływem słów, które wypluwał z siebie Ethan.
Odwróciła się w jego stronę powoli. Mimowolnie cała złość zaczęła z niej ulatywać, kiedy docierało do niej znaczenie całej tej bolączki, jaką jej chłopak dusił w sobie. A więc… a więc to o to chodziło… Teraz mogła sobie jedynie pluć w twarz, że nawet nie pomyślała, że Ethan może się bać, że zostanie po szkole sam – że wtedy jego życie się skończy. Że tak jak ojciec, matka i wiele pewnie innych, Kaia też go porzuci, a on będzie się tułał… gdzie właściwie? Pewnie sam nie wiedział, i tak cholernie się tego bał.
A ona tego nawet nie zauważyła…
Błękit zmienił się bardzo szybko w fiolet, kiedy spoglądała na niego, nagle pozbawiona całej złości, całego żalu.
— Kurwa, Ethan… - szepnęła, prawie jak wtedy, kiedy pierwszy raz ją pocałował. – Co ci strzeliło do łba, żeby tak myśleć?