23-02-2023, 09:46 PM
W ogóle nie miała ochoty wychodzić na zewnątrz. Nie dość, że było zimno, to na początku poprzedniego tygodnia padało, a teraz strasznie wiało, nawet latać było ciężko. No ale Ethan się upierał. Upierał się tak strasznie, mimo że nie chciał powiedzieć, o co dokładnie mu chodzi i co chce jej pokazać, ale się zgodziła. Wywróciła jeszcze krótko oczami, nim dała się porwać na mały, niezobowiązujący spacer.
Dość szybko opuścili teren zamku, co aż tak bardzo jej nie zdziwiło, ale częściowo jednak tak. Miała jeszcze krótką, lichą nadzieję, że może jednak pozostaną w ciepłych pomieszczeniach i Ethan wymyślił coś, na przykład, z zespołem, który ostatnio trochę leżał odłogiem w tym wszystkim. Ale nie – może odkrył jakieś stado pufków w chacie gajowego, różnie to bywało.
Tymczasem on entuzjastycznie wprowadził ją na teren Zakazanego Lasu, mniej więcej w rejony, gdzie odbywał się pamiętny i jakże szczęśliwie zakończony wyścig. Kaia i tak miała na tyle szczęścia, że tylko trochę była poobijana i bolała ją głowa, mogła skończyć znacznie gorzej… ale nie powinna mieć pretensji, skoro sama się zgodziła na uczestnictwo.
Nawet jeśli Cavington potem łaził i puszył się jak paw, bo wygrał.
Tym razem jednak jej spojrzenie padło w pierwszej kolejności na nadpalone drzewo. Było to dość nietypowe jak na Zakazany Las, dlatego zmarszczyła brwi i przestudiowała, co też ten pożar mogło wywołać. Po chwili dostrzegła wiszące w powietrzu świeczki, a potem przyszykowany, czerwony koc.
Ach, więc to chciał jej pokazać…
Na usta wcisnął się jej lekki, nieco rozmarzony uśmiech, który dość szybko zatarła, kiedy Ethan jeszcze postanowił udawać, że to tak zupełnie przypadkiem się natknęli.
— No, też nie rozumiem – zaczęła, nim do jej głowy wpadł szatański pomysł. Zerknęła jeszcze na Gryfona krótko, nim skrzyżowała ramiona pod biustem i spojrzała na przyszykowany piknik surowym, oceniającym spojrzeniem. – W ogóle to takie strasznie oklepane, żeby robić coś takiego dla kogoś, jeszcze na terenie Zamku. To tak jakby na walentynki dać pudełko czekoladek albo kwiatka, straszny nudziarz musiał to szykować.
Czy chciała mu dogryźć? Odrobinę. Ale gdyby przegięła, zawsze miała gest na przeprosiny.
Dość szybko opuścili teren zamku, co aż tak bardzo jej nie zdziwiło, ale częściowo jednak tak. Miała jeszcze krótką, lichą nadzieję, że może jednak pozostaną w ciepłych pomieszczeniach i Ethan wymyślił coś, na przykład, z zespołem, który ostatnio trochę leżał odłogiem w tym wszystkim. Ale nie – może odkrył jakieś stado pufków w chacie gajowego, różnie to bywało.
Tymczasem on entuzjastycznie wprowadził ją na teren Zakazanego Lasu, mniej więcej w rejony, gdzie odbywał się pamiętny i jakże szczęśliwie zakończony wyścig. Kaia i tak miała na tyle szczęścia, że tylko trochę była poobijana i bolała ją głowa, mogła skończyć znacznie gorzej… ale nie powinna mieć pretensji, skoro sama się zgodziła na uczestnictwo.
Nawet jeśli Cavington potem łaził i puszył się jak paw, bo wygrał.
Tym razem jednak jej spojrzenie padło w pierwszej kolejności na nadpalone drzewo. Było to dość nietypowe jak na Zakazany Las, dlatego zmarszczyła brwi i przestudiowała, co też ten pożar mogło wywołać. Po chwili dostrzegła wiszące w powietrzu świeczki, a potem przyszykowany, czerwony koc.
Ach, więc to chciał jej pokazać…
Na usta wcisnął się jej lekki, nieco rozmarzony uśmiech, który dość szybko zatarła, kiedy Ethan jeszcze postanowił udawać, że to tak zupełnie przypadkiem się natknęli.
— No, też nie rozumiem – zaczęła, nim do jej głowy wpadł szatański pomysł. Zerknęła jeszcze na Gryfona krótko, nim skrzyżowała ramiona pod biustem i spojrzała na przyszykowany piknik surowym, oceniającym spojrzeniem. – W ogóle to takie strasznie oklepane, żeby robić coś takiego dla kogoś, jeszcze na terenie Zamku. To tak jakby na walentynki dać pudełko czekoladek albo kwiatka, straszny nudziarz musiał to szykować.
Czy chciała mu dogryźć? Odrobinę. Ale gdyby przegięła, zawsze miała gest na przeprosiny.