Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
Ha! Jeśli potrzebowała jeszcze jakiegoś dowodu na swoją teorię o Noah-nie-do-końca-człowieku, to ten jego nagły zanik uśmiechu, ta odpowiedź na pytanie...! Nie, nie było już wątpliwości. Pozostała jedynie tajemnica do odkrycia! No, jeśli nie liczyć bardzo fascynującego młodego mężczyzny o cudownych oczach, co to siedział wciąż tak blisko.
- Jesteś rzadkim okazem czarodzieja - stwierdziła cichuteńko wprost w jego ucho.
Tak - stwierdziła. Bardzo było wyraźne, że na koniec jej słów brakło znaku zapytania czy choćby wielokropka pozostawiającego nieco miejsca dla braku pewności. Była w końcu bardzo pewna, że wpadła na trop prawdy.
Nie zostawiła mu czasu na odpowiedź. Odrobinę się wycofała - dla łatwiejszego złożenia delikatnego pocałunku na policzku nowego znajomego. Było w tym coś z tego rozkosznego, uwodzicielskiego klimatu pół-słówek, co przejął szybko władzę nad ich spotkaniem, z drugiej strony - pojawiło się w nim coś nowego, niewinnego.
Dopiero kiedy po całusie odsunęła się jeszcze bardziej - uśmiechnięta, wpół śledząca go spojrzeniem, wpół skupiająca się już na własnym podnoszącym z krawędzi fontanny ciele - jasnym stało się czym był ten niewinny dodatek: pożegnaniem.
- Nie bądź nieznajomym kiedy się znowu zobaczymy, bien? - poprosiła ze słodyczą niemal wypraną z ciężkiego jak piżmowe perfumy powabu, bliższą zwykłemu urokowi nastoletniej panny.
Specjalnie dobrała słowa pożegnania: "kiedy" zamiast "jeśli"; "zobaczymy" zamiast "spotkamy". Tak jak dotąd prowadziła konwersację na dwóch płaszczyznach i - o ile brzmiała całkowicie zwyczajnie - chciała mu też przekazać obietnicę, że i ona nie będzie go ignorować.
Ruszyła rozkołysanym krokiem ku wyjściu; wygładziła spódnicę, odrzuciła włosy na plecy zupełnie jakby musiała doprowadzić się do porządku po grzesznej schadzce. Odliczała powoli w głowie, z każdym krokiem i kolejnym jego taktem zaznaczonym wahadłowym ruchem bioder, kiedy się obejrzeć na Noah.
Bo z pewnością zamierzała się obejrzeć.
Jeszcze dwa kroki, jeden...
Położyła dłonie na drzwiach, niby gotowa pchnąć je i wyjść - do samego końca kokietka, udawała, że się nie obejrzy - po czym przystanęła widocznie na drzwi nie naciskając. Przeniosła ciężar ciała na jedną z nóg, szykując się na kolejny krok i... Rzuciła w kierunku nowego znajomego przeciągłe spojrzenie ponad ramieniem, uśmiechnięta w ten znaczący sposób, którym już zdążyła błysnąć.
Wyszła.
I skierowała się wprost do biblioteki - potrzebowała rozwiązania dla zagadki na jaką natrafiła ale jej wiedza, zdaje się, była zbyt wąska.
[z/t]
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
19 |
średni |
Hetero |
Pióra: 17
Rzadki okaz... Bez wątpienia miała rację. Nawet nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo prawdziwe są jej słowa. Nie mogła odgadnąć jego prawdziwej natury, nie obawiał się o to. Przecież nie dał jej żadnych ku temu podstaw, żadnej informacji, która mogłaby go zdradzić. Nawet jeśli wyczuwał, że otacza ją inna energia odbiegająca od wszystkiego czego dotychczas doświadczył, to jak do tej pory nie miał czasu ani ochoty głębiej się nad tym zastanowić. Jej obecność i bliskość skutecznie przyciągały całą uwagę.
Nie dała mu możliwości odpowiedzieć choćby gestem. Poczuł miękkie usta na swoim policzku. Krótki pocałunek odbiegający znacząco od tego, który mógłby mieć miejsce gdyby tylko obydwoje dali ponieść się tej intymnej chwili. Delikatny i w pewien sposób obiecujący ponowne spotkanie. Zbyt wiele zostało niedopowiedziane, by zainteresowanie i ciekawość usunęły się w zacienione obszary świadomości. Z pewnością wspomnienie tego niezwykłego spotkania zaprzątnie myśli Davenporta niejednokrotnie, dopóki nie będą mieli okazji znowu porozmawiać.
Nie odpowiedział. Pozwolił, aby cisza ogrodu wybrzmiała każdą nutą głosu Oriane do samego końca, aż zniknie ostatnia wibracja. Podążył za nią spojrzeniem, kiedy podnosiła się z wolna oddalając. Odruchowo przesunął wzrokiem po jej sylwetce, kiedy znów jej figura uwydatniła się pod wpływem subtelnych, zamierzonych ruchów. Kiedy w końcu powrócił do jej oczu, mogła wyczytać w nich niemą obietnicę. Och, nawet jakby chciał, to nie byłoby mu tak łatwo być nieznajomym. Nie, kiedy już ją zobaczy.
Odwróciła się i zaczęła odchodzić. Przez chwilę pozostał zahipnotyzowany jej oddalającą się sylwetką, ale udało mu się oderwać od niej wzrok, zanim jeszcze dotarła do drzwi. Spojrzał na fontannę i odetchnął płytko. Energia kipiąca gdzieś pod powierzchnią świadomości, ta sama, która w jakiś sposób przyciągała go do Oriane, oddaliła się razem z nią.
Nie mógł oprzeć się jeszcze jednemu, ostatniemu zerknięciu w jej kierunku. Poczuł dziwnie magnetyczny impuls, nakazujący mu przekręcić głowę w stronę wyjścia i kiedy to zrobił, Ori właśnie odwróciła się nieco, żeby rzucić mu ostatnie spojrzenie. Po czym zniknęła za zamykającymi się drzwiami, a Noah został sam.
Zamknął oczy i odetchnął głęboko, wypuszczając powietrze przez usta. Powinien przemyśleć kilka spraw. Miał nieodparte wrażenie, że przed nim wyjątkowo trudny cykl księżyca i najlepiej byłoby się do tego stosownie przygotować. Odczekał chwilę, pozwalając organizmowi z wolna otrząsnąć się z jakże przyjemnych - aczkolwiek prawdopodobnie niebezpiecznych na przyszłość - wrażeń dzisiejszego popołudnia. W tej chwili Ogród Zimowy był miejscem zbytnio wypełnionym echem intensywnej atmosfery, żeby móc wykorzystać jego ciszę do kontemplacji własnych reakcji.
Otwarłszy w końcu oczy, Noah podniósł się niespiesznie z kamiennego brzegu fontanny i w zamyśleniu ruszył do wyjścia.
Jeśli w ogóle dzisiaj zaśnie, to wiedział czym będzie dzisiejszy sen pachniał.
/zt
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 87
4 września, godzina 18:26
Miała naprawdę dość, i wcale nie chodziło o zajęcia. Powrót do szkoły po wakacjach zawsze był trudny – z tym, że w tym roku nawet nie poczuła, żeby miała jakiekolwiek wakacje. Rodzice spuścili na jej głowę niezłą bombę, z którą nie potrafiła sobie poradzić aż do tej pory.
I chyba potrzebowała towarzystwa. Może nie po to, żeby płakać komuś w rękaw, ale… cholera, chętnie by się napiła. Nawet coś słyszała o jakiejś imprezie, ale jakoś nie sądziła, że chciała mierzyć się z aż tak wielkim towarzystwem. Jedna, dwie osoby i kieliszki słodkiego wina by jej w zupełności wystarczyły.
Sama nie wiedziała, czemu pomyślała właśnie o Cavingtonie, ale kiedy dzisiaj zobaczyła go na eliksirach, uznała, że będzie dobrym kompanem i towarzyszem w tych bolączkach. Jego sposób bycia dla innych był irytujący, ale dla niej osobiście czasami był nawet zabawny. Tym bardziej, że najczęściej odpowiadała mu tym samym.
Wychodząc z lekcji eliksirów, złapała go z drobnym zaproszeniem na spotkanie po lekcjach. Tylko się przebiorę. Oczywiście, Bianca nie mogła już się doczekać, aż zrzuci z siebie dość ponurą szkolną szatę i zamieni ją na materiałowe spodnie o rozszerzonych nogawkach z wysokim stanem, kontrastującą z czernią musztardową koszulą zapinaną na spore, złote guziki, a także zwykłe, czarne baleriny. Uznała, że nie musi się jakoś strasznie stroić na zwykłe spotkanie z przyjacielem.
I chociaż miała chęć wyjść na zewnątrz, to od rana cholernie padało – dlatego padło na ogród zimowy. Pod względem natury był chyba drugą ulubioną częścią zamku według niej. Swoimi barwami przypominał jej nieco pola i wdzięki Toskanii.
Z lekkim uśmiechem i rozmarzeniem na wspomnienie ojczystego kraju, podeszła bliżej fontanny, postanawiając usiąść na jej marmurowym murku. Odetchnęła głęboko i zamknęła oczy. Skoro ogród do tej pory nie spłatał jej figla, to raczej nic się nie stanie.
A ona zaczeka w spokoju na Cavingtona.
Kostka: 1
Slytherin |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
? |
Pióra: 78
Początek roku szkolnego wywoływał tym razem u Mickey'ego dość mieszane uczucia. Owszem, cieszył się na powrót do szkoły, bo znów mógł być w centrum uwagi tych osób, których chciał (i również tych, których nie chciał), wiele osób liczyło się z jego zdaniem i nie musiał wcale tłumaczyć się przed nikim z czegokolwiek. No i znów mógł być gwiazdą sportu, co od zawsze karmiło jego ego i dzięki czemu czuł się rewelacyjnie. Z drugiej jednak strony... jak zwykle obawiał się zostawić mamę na tak długo z tym frajerem, którego kiedyś uważał za porządnego gościa. Plus jak tylko on ruszył do Hogwartu, to mama i ojczym zaczęli przeprowadzkę z Londynu do Walii, więc nawet nie miał możliwości kontrolowania własnych rzeczy - z tego powodu najważniejsze zabrał ze sobą żeby przypadkiem nie zaginęły, stąd też tegoroczny bagaż był znacznie cięższy. No i ostatnią rzeczą, która trochę mąciła radość powrotu był fakt, że w wakacje rozstał się z Kaią, z którą złapał naprawdę świetny kontakt pod koniec roku i właściwie nawet będąc z nią nie spoglądał tak często w kierunku innych dziewcząt.
Najwyraźniej nie tylko on miał dość intensywne wakacje, bo okazja do popsioczenia na świat i poprawę humoru znalazła go sama. I ma na imię Bianca. Widział po jej nieco pochmurnym spojrzeniu i przygaszonej energii, że również potrzebowała spuścić trochę pary. Złapała go po zajęciach z eliksirów, które były ostatnią lekcją tego dnia, więc bez najmniejszego zawahania zgodził się na wieczorne pogaduchy.
W związku z tym, że Sforza miała dużo dalej do pokoju wspólnego Gryfonów, to bez pośpiechu mógł udać się do swojego dormitorium, przebrać w dużo wygodniejsze codzienne ciuchy, naciągnąć na siebie luźną szarą bluzę, kaptur na głowę, zmierzwić i tak rozwichrzone włosy (o wizerunek trzeba dbać!) i spacerkiem udać się w kierunku umówionego miejsca. Po drodze zdążył zaczepić kilka znajomych dziewcząt i upewnić się, że zjawią się na nadchodzącej imprezie.
Do zamkniętego wewnątrz budynku ogrodu wszedł pogwizdując melodyjkę z popularnego hiszpańskiego serialu, która chodziła mu po głowie odkąd tylko Sforza go zaczepiła. Wcale nie musiał się rozglądać, żeby niemalże od wejścia zauważyć siedzącą na murku fontanny Biancę. Hm, chyba zeszło mu trochę dłużej niż zakładał na tych pogaduszkach...
Uśmiechnął się pod nosem i wetknął dłonie w kieszenie dżinsów, nie zwalniając w ogóle kroku ani pogwizdywania.
-O bella ciao, bella ciao, bella ciao ciao ciao! - No poliglota to on nie jest, ale jednak kolegowanie się z Włoszką plus subskrypcja Netflixa wystarczyły, żeby przynajmniej to potrafił jej na powitanie powiedzieć. A właściwie zaśpiewać. Tak na poprawę humoru od razu. - Gotów do rozpoczęcia ruchu oporu, powiedz tylko komu mam przemeblować twarz za psucie ci humoru na początku roku. - Usiadł obok niej i delikatnie, po kumpelsku szturchnął ją ramieniem.
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 87
Niespodziewana włoska (trochę pokaleczona) piosenka wyrwała ją z tej zadumy i sprawiła, że zwróciła wzrok w stronę… Ślizgona, który najwidoczniej był wręcz w świetnym humorze. Przynajmniej on jeden w tym podłym padole łez!
— O partigiano, portami via, che mi sento di morir! – odśpiewała mu w rytm piosenki. Była pewna, że kompletnie nie ma pojęcia, co mu właśnie wyśpiewała, ale te słowa tak cholernie pasowały do jej obecnej sytuacji, a nawet bardziej do nastroju, że wręcz sobie nie mogła odpuścić.
Za to kolejne jego słowa ją rozbawiły i nawet lekko się zaśmiała, kiedy szturchał ją ramieniem. Żeby to jeszcze było takie proste…
— Moim rodzicom – odparła bez ogródek, stwierdzając, że musi to w końcu z siebie zrzucić. Gdzieś. Gdziekolwiek. Czuła się paskudnie i potrzebowała z kimś pogadać. – Nigdy nie zgadniesz, więc Ci od razu powiem. W te wakacje postanowili mnie zaręczyć. Zresztą ponownie. Uznali, że nowy kandydat będzie o niebo lepszy niż poprzedni.
W zasadzie ciężko było przebić Kierana w skali chujowości, więc to nie było żadne wyzwanie ani dla nich, ani dla jej nowego partnera.
Ale, jeszcze nie spuściła kompletnej bomby.
Wolała dawkować Ślizgonowi emocje.
Slytherin |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
? |
Pióra: 78
Może świetny humor to było za dużo powiedziane, ale fakt, Mickey był w całkiem niezłym nastroju. Chociażby dlatego, że miał okazję porozmawiać ze Sforzą, a to niemal zawsze sprawiało mu przyjemność - chyba jako jedna z niewielu dziewcząt nie tylko nie wpadała w pułapkę jego naturalnego uroku, ale również w pewnym stopniu rozumiała jego szczeniackie zachowania i nie denerwowało jej to, a bawiło. Dzięki temu mogli sobie żartować i prowadzić bardzo dwuznaczną rozmowę, która realnie nie miała żadnych przyszłościowych podtekstów. Ot, wiedzieli, że są boscy i wiedzieli, że inni dawali się zauroczyć z łatwością. Trafił swój na swego!
Nie miał ani zielonego, ani czerwonego pojęcia co znaczy tekst piosenki, kojarzył tylko "bella" i "ciao" i w zupełności mu to do szczęścia wystarczyło. Dlatego z trochę derpowym wyrazem twarzy wygwizdał jej akompaniament do kolejnych słów, zanim zostawili to muzyczne powitanie za sobą.
Na informację komu miał zaaplikować rearanżację facjaty ze świstem nabrał powietrza, jakby już sam ten gest miał podkreślić, że "będzie trudne" i zarazem "uuu, drama alert!".
- Problemy rodzinne, brzmi poważnie... Mogę im co najwyżej wysłać wyjca, bo z przemeblowaniem może być mały problem. - Pokręcił odrobinę głową dla zaznaczenia wysokiego poziomu niewykonalności fizycznej interwencji. Ale wyjca mógł wysłać, serio serio!
Natomiast bomba w postaci zaręczyn sprawiła, że nie tylko uniósł wysoko brwi, aż zniknęły pod artystycznie rozwianą grzywką, ale również w zdumieniu zsunął z głowy kaptur, jakby to miało mu pomóc lepiej słyszeć jej słowa. Bo nie przesłyszał się, prawda? To ludzie nadal bawili się w ustawiane małżeństwa? Co to, średniowiecze? No dobra, coś tam niby słyszał, że ktoś tam kogoś chce z kimś hajtać, że wśród czystokrwistych rodów to normalne... ale pierwszy raz ktoś z jego bliższych znajomych faktycznie padł bezpośrednią ofiarą przestarzałych tradycji.
- Pierwszy wybór nie nauczył ich, że najwyraźniej ich kandydaci nie są strzałem nawet w piątkę, o dziesiątce już nie wspominając? Bo po twoim tonie wnioskuję, że obecny kandydat niekoniecznie byłby twoim świadomym wyborem. - Może za mało wiedział o tradycjach elity, ale wydawało mu się to naprawdę niebywale przestarzałe!
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 87
Zaśmiała się na resztę gwizdanego muzycznego wstępu. Spodziewała się, że zapewne z całości kojarzył tylko bella ciao, podobnie jak z utworem Makarena, gdzie kojarzyło się tylko eee i Makarena. Ona zresztą tak samo. A włoską piosenkę znała lepiej, bo znała przy okazji język włoski. Te narodowe jakoś bardziej wpadały w ucho… Przynajmniej jeśli chodziło o tekst.
Tak myślała, że kiedy usłyszy, kto w tym wszystkim zawinił, już nie będzie tak łatwo z przestawianiem twarzy, ale i tak była wdzięczna za wsparcie, którym chciał się wykazać.
Zaśmiała się za to jeszcze raz na myśl o wyjcu wysyłanym przez Mickeya. A jeszcze bardziej – gdy wyobraziła sobie miny rodziców po dostaniu takiego listu od szesnastolatka!
— Chyba bym Ci nawet mogła zapłacić za te ich bezcenne miny po czymś takim – dodała jeszcze ze śmiechem, kręcąc głową. Oczywiście, że nie wzięła sobie do serca myśli, że Cavington coś takiego by zrobił, ale samo wyobrażenie sobie wystarczało.
Uśmiechnęła się nieco, czując naprawdę ogromną wdzięczność, że Mickey wykazał się zrozumieniem wobec jej bulwersu. Dzięki temu mogła być zbulwersowana jeszcze bardziej!
— Oczywiście, że by nie był – prychnęła, wywracając przy okazji. – Ale fakt faktem, że gorszy od Royce’a nie będzie. Po prostu się już nie da – mruknęła i w chwili zapomnienia, chciała się o coś oprzeć, ale że na nic nie natrafiła, bo siedziała przy fontannie, to zachwiała się i zamachnęła ramionami, żeby złapać równowagę. Posłała fontannie karcące spojrzenie, jakby to ona była winna temu, że nie wyczarowała jej za plecami jakiegoś oparcia. – Zaręczyli mnie z Ramseyem – oznajmiła w końcu, zwracając spojrzenie z powrotem ku Ślizgonowi.
Dała mu chwilę na przetrawienie tej informacji, bo, pamiętając swoją reakcję, wiedziała, że była to niezła bomba.
Slytherin |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
? |
Pióra: 78
Dumny ze swojego pomysłu i tego, że chyba chociaż troszkę poprawił tym humor Biance, wypiął pierś i wsparł zwinięte w pięści dłonie na biodrach, jak na prawdziwego bohatera przystało. Nawet uniósł brodę i uśmiechnął się zwycięsko, pokazujące całemu ogrodowi zimowemu, jaki z niego niezrównany wybawiciel dam w opałach.
- Nie musisz płacić, my, super bohaterzy, akceptujemy wdzięczność, uśmiech i posągi w centrum miasta! No dobra, posągu nie musisz stawiać, ale uśmiech obowiązkowy! - Palcem wskazującym wycelował w jej usta, poruszając nim lekko, jakby w ten sposób miał rozciągnąć jej usta w grymasie zadowolenia. Takim szerokim. Jeszcze szerszym! Aż Kot z Cheshire by się zawstydził!
Jakkolwiek nie chciał jej rozbawić, wciąż poświęcaj jej pełną uwagę, więc żadne słowo mu nie umknęło. No tak, wiedział o zaręczynach z Royce’m i o tym jak bardzo Bianca (i sam Kieran chyba też) była niezadowolona. Ale skoro gorzej być nie mogło, to coraz bardziej intrygowało go co takiego dojebali jej rodzice, że tak ją to rozjuszyło.
Zanim jednak otrzymał tę wiadomość, serce mu stanęło w gardle na widok Bianci prawie lądującej w fontannie. Odruchowo sięgnął do jej ramienia, żeby albo zatrzymać ją w locie, albo skąpać się razem z nią. Jakby skąpał się razem z nią, o przynajmniej mogłaby poczuć jak bardzo się z nią solidaryzuje. Całe szczęście nikt w wodzie nie wylądował.
Chociaż może szkoda, bo jak już z ust Gryfonki padłą ta długo wyczekiwana informacja, Mickey sam miał ochotę do tej fontanny na główkę wskoczyć.
Przez moment w ogóle nie zareagował, jedynie wpatrując się w nią z niewzruszenie zmieszaną miną i jedynie mrugając trochę częściej, niż przeciętny odruch bezwarunkowy. A po tyk kilku sekundach, kiedy trybiki w jego głowie w końcu przeskoczyły o kolejny ząbek, oburzył się nie mniej jak Sforza.
- Czy oni postradali zmysły?! Znaczy się poza tym, że tak, postradali ustawiając małżeństwa bez brania pod uwagę zdania własnych dzieci, ale… czy oni postradali zmysły? - spojrzał na nią tak, jakby zaraz miała powiedzieć mu, że żartuje. Wiedział kim dla Bianci jest Ramsey i dlaczego z nimi mieszka. Znał całkiem nieźle jej sytuację i historię, bo przecież nie poznali się wczoraj. Tak jak on opowiadał osobie pewne rzeczy, tak i ona mówiła.
Jakby jemu ktoś oznajmił, że wyjdzie za swoją przyrodnią siostrę, to też by się oburzył! Dlatego tak bardzo go to… oburzyło!
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 87
Nawet nie próbowała się powstrzymać – po prostu roześmiała się, widząc, jak Mickey przyjmuje pozę rasowego Supermena. A jeszcze w dodatku ten tekst! Pokręciła głową z rozbawieniem – o ten uśmiech wcale nie musiał prosić, bo sam pojawił się na jej wargach. Cavington miał ten dar, że zawsze potrafił ją rozbawić i poprawić jej humor. Niewiarygodne! Ale miał w sobie ten czar i urok, którym uległyby miliony wręcz kobiet…
— Nie każdy bohater nosi pelerynę, co? – spytała zaczepnie, falując zabawnie brwiami. – Zaklepuję sobie miano dziewczyny Supermena. Nawet jeśli nią nie będę – poklepała go po ramieniu pokrzepiająco, i przy okazji sprowadzająco na ziemię, że wiązać to się raczej nie zamierzała, i wszystko nadal było w kategorii żartów. I niewinnych flirtów.
Zresztą, nawet gdyby chciała, to nie za bardzo mogła, bo rodzice zamierzali ją zaobrączkować z przyrodnim bratem. A już zdecydowanie wolała Mickey’ego od Ramseya!
Jej uśmiech znacznie się poszerzył, gdy zobaczyła, jak wystraszony Mickey sięgał już dłonią, aby złapać ją i uchronić przed niechybnym wpadnięciem do wody. Jakoś tak… to było miłe. I sprawiało satysfakcję, nieprawdaż?
— Miło widzieć, jak komuś na mnie zależy – skomentowało to jedynie, puszczając mu oczko.
Chociaż w tej kwestii nie miała wątpliwości, jeśli chodziło o Cavingtona. Solidaryzował się z nią w wielu tematach – i to był jeden z nich. Widziała rosnące na jego twarzy oburzenie i… i poczuła się z tym lepiej. Myśl, że została zrozumiana, jakoś tak poprawiała jej humor.
— Nie mam pojęcia, co im nagle przyszło do głowy – stwierdziła z oburzeniem, odwracając się od niego nieco i wywracając oczami. – Skoro mieli od początku plany, aby mnie z nim zeswatać, to po co go adoptowali? Mógł być tak na doczepkę, albo mogli mnie zaręczyć z nim już od samego początku, od dzieciaka. Uchroniłoby mnie od tego frajera Royce’a przy okazji. Ale nie, najpierw adoptuj i wychowaj, wpajaj, że to brat, a potem stwierdź, że jednak zmiana zdania, to będzie narzeczony. – Wywróciła oczami. – Naprawdę niedobrze mi się robi na myśl, że ja i Ramsey mielibyśmy… W sensie, kocham go. Jak brata. Ale NIE TAK!
Jej oburzenie zaczynało rosnąć coraz bardziej i chyba docierać do niebezpiecznej granicy, której przekroczenie mogło się skończyć naprawdę źle.
Może nie dla Mickey’ego, ale… ale ogólnie źle.
Slytherin |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
? |
Pióra: 78
Kiwnął głową raz, energicznie, nie zmieniając wciąż przez moment pozy, więc było to bardzo bohaterskie twierdzące odpowiedzenie na jej retoryczne pytanio-stwierdzenie dotyczące bohaterów bez peleryn.
- Będziesz Lois Lane do mojego Supermana, zgoda! - Wcale nie odbierał tego jakby tak zupełnie z dupy nagle Bianca faktycznie uznała, że są razem, czy coś. To by go wręcz nieopisanie rozbawiło, jakby ktokolwiek to zasugerował. Nie nie, zdecydowanie strefa friendzone to maksimum co ta dwójka osiągnie i obydwoje dobrze o tym wiedzieli.
Jak już trochę opadły emocje prawie-kąpieli, a Mickey odpowiedział na słowa Bianci spojrzeniem pod tytułem "bitch, please", spadły te bomby, na które czekał. I mimo że nigdy w życiu sam nie był i raczej w takowej sytuacji się nie znajdzie, to naprawdę całkowicie rozumiał i podzielał to oburzenie i frustrację, które w tej chwili targały Gryfonką.
- Wiesz co, myślę że zanim zaczniemy planować jak rozwiązać ten problem, potrzebujesz trochę relaksu. W postaci płynnej. I chociaż nie jestem zwolennikiem takiej formy resetowania, to... - Uniósł tutaj palec wskazujący i zaraz wycelował nim w Sforzę. - ... alkohol. Oferuję swoje wspaniałe towarzystwo do upicia się przy najbliższej okazji, która, nota bene, nadarza się jutro. - Taka oferta najebania się razem z nią to bardzo dużo ze trony Cavingtona! Tym bardziej, że Bianca na pewno wiedziała, że Mickey alkoholu naprawdę nie pija.
/zt wszyscy - przedawnienie
|