Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Wiecznie Kolorowe Drzewo Jedno z drzew znajdujących się na błoniach. Tym, co wyróżnia je spośród innych jest fakt, że przez cały czas znajdują się na nim kolorowe liście, które swoją barwę dostosowują do pory roku. Na wiosnę mienią się pięknym połączeniem fioletu z różem, latem można dostrzec na nim wszystkie odcienie zieleni, jesienią barwią się na żółć i pomarańcz, zaś zimą stają się niebiesko-białe.
Gryffindor |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 82
7 września, godzina 18:04
Niech pierwszy rzuci kamień ten, kto zapomniał o pracy domowej.
Szkoda tylko, że wydarzyło się to pierwszego tygodnia szkoły. I to przy okazji pierwszej pracy domowej w tym roku. Brawo, Kaia, robisz postępy. Gdyby nie Gryfoni podczas obiadu debatujący na temat długości wypracowania z transmutacji, które trzeba oddać już jutro, w ogóle by tego nie zrobiła.
Kiedy tylko wróciła do dormitorium, przekopała wszystkie książki, zeszyty, pergaminy, wszystko, co tylko mogła – i, cholera, faktycznie, pisało jak wół, że jest zadane wypracowanie! No i tak, moi mili, kończą się piękne plany na piękne, słoneczne, chociaż dość chłodne popołudnie. Nic, tylko wsadzić sobie różdżkę w oko. I przybić młotkiem.
I teraz, cholera, stała przed dylematem. Wypracowanie się samo nie napisze – z drugiej strony Puchonka, z którą umówiła się na błoniach, właśnie była na lekcjach i miała do niej dołączyć, jak już skończy swoje wróżbiarstwa czy inne takie rzeczy, które Kaia uważała za kompletnie bzdurne. No ale – niektórzy nie rozumieli Quidditcha, który był jej życiem, więc się nie wypowiadała na temat czyichś zainteresowań. Ważne, że sprawiały przyjemność.
Nie wpadła na pomysł nawet w bibliotece, kiedy zgarniała do torby potrzebne książki, aż w końcu stwierdziła, że trudno. Może Ava też ma coś zadanego, o czym zapomniała – i mogą odrobić przecież to razem. Może im nawet szybciej pójdzie? A jak już skończą, mogą się czymś zająć.
Rozsiadła się więc pod wiecznie kolorowym drzewem – miejsce, które lubiła szczególnie, bo w jakimś stopniu przypominała ją samą, i wyciągnęła książki, a potem pergamin. Nie zauważyła nawet, że od jakiegoś czasu jej włosy z brązowego zmieniły kolor na niebieski – zresztą świetnie oddający jej nastrój zmieszanej i lekko wkurzonej, oraz bardzo zestresowanej. Transmutacja była cholernie ciężkim przedmiotem, a ona zostawiła ją na ostatnią chwilę…
Po jakimś czasie wertowania ksiąg i zastanawiania się, dlaczego nie wzięła nawet jakiegoś dzbanka soku dyniowego, bo zaczynało chcieć jej się pić, chociaż przede wszystkim – chcieć jej się przerwy, uniosła głowę i akurat dostrzegła Puchonkę zmierzającą w jej stronę. Cholera, bardzo szybko ten czas minął. Mimo wszystko uśmiechnęła się i pomachała do niej.
— Wybacz, że przyszłam z takim grajdołkiem, ale na śmierć zapomniałam, że jutro muszę oddać wypracowanie z transmutacji, a go nawet nie ruszyłam!
Hufflepuff |
0% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 0
Oczywiście, że była świadoma tego, że jest zakopana w zaległościach. Ledwo rok szkolny się zaczął, nauczyciele niby nie zdążyli jeszcze dobrze się rozkręcić, a tu już nagle było kilka prac domowych i jedno wypracowanie. Albo i dwa. Traciła rachubę, jeśli zadawali pracę domową z więcej niż jednego przedmiotu. A kiedyś mogłoby się wydawać, że nauka o zdolnościach magicznych będzie czymś przyjemnym, bo tak to z początku wyglądało. Nie przypuszczała, że nauka o magii będzie niemalże powtórką mugolskiej szkoły, z tym że różnice były spore, ale i tak koniec końców polegało to na tym samym. Przecież nie urodził się jeszcze taki, co to by lubił chodzić na wszystkie przedmioty w szkole. Bywały takie, że na samą myśl o nich miała ochotę przedawkować arbuza.
I z jednego z takich przedmiotów miała dzisiaj pisać wypracowanie. Na szczęście miała spotkanie ze znajomą Gryfonką i nawet sobie przypomniała, że miały razem się uczyć. Od razu nastrój bardziej się poprawił. Najlepiej jej się uczyło z kimś, samemu można było poczuć się totalnie bezużytecznym, zwłaszcza kiedy wiedza nie chce kleić się do pamięci. Gorzej, jeśli uczy się z kimś i druga osoba ogarnia temat lepiej niż ona. W przypadku przyjaciela Krukona takie sytuacje zdarzają się notorycznie i to wcale nie podbija jej pewności siebie. Pocieszała się myślą, że należy do elity uczniów uczących się przeciętnie.
- Widzę, że dzisiaj niebieski na topie - rzuciła na przywitanie. Za krótko się znały, żeby była w stanie rozróżniać jej nastrój po kolorze włosów, ale nawet nie była pewna, czy za każdym razem oznaczały to samo. To była kolejna kwestia, o której nie miała pojęcia i wypadałoby choć trochę zaznajomić się z tematem, chociażby dla tej jednej dziewczyny.
- Bez stresu, sama zalegam z wypracowaniem. Co dwie głowy to nie jedna - uspokoiła ją, rozsiadając się obok na trawie. Teraz tylko czekać, aż ją obsiądą wszystkie wrześnione muszki i meszki. Nigdy nie rozumiała, czemu tak ciągną do czarnych ubrań. - Ja mam historię magii, więc nie wiem, kto z nas ma gorzej. A jakie masz tam konkretnie pojęcia? - dodała, zerkając w stronę jej papierów. Kiedy miała pracę domową, jak zwykle najbardziej interesowało ją wszystko dookoła.
Gryffindor |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 82
Słysząc słowa powitania dziewczyny, pierwotnie chciała spojrzeć w górę, ale za wiele jej to nie dało, więc złapała w dłoń kosmyk swoich włosów i zauważyła, że faktycznie są niebieskie. No nieźle, czyli jej humor był aż tak beznadziejne, że było to widać na zewnątrz. Pewnie normalnie by się zaśmiała, ale dzisiaj, teraz, czuła się na tyle zdesperowana, że westchnęła głęboko, zamknęła oczy i ostatkiem sił przywróciła włosom normalny, brązowy kolor.
Chociaż pewnie, znając życie, zaraz zmienią się z powrotem, jeśli czymś się dodatkowo zestresuje.
Na szczęście Ava nie dołożyła jej stresu, a nawet pocieszyła, że nie tylko ona tutaj zalega z pracą domową. Odetchnęła cicho i nawet się lekko uśmiechnęła.
— Nie wiem, jakim trzeba być sadystą, żeby zadawać tyle pracy domowej już w pierwszym tygodniu szkoły! – stwierdziła z oburzeniem. Zrozumiałaby to, gdyby mieli przygotowywać się do jakichś trudnych egzaminów, ale nie! To była szósta klasa tuż po zdanych SUMach!
Chociaż w tym wypadku nie wiedziała, co było gorsze – transmutacja czy historia magii. Historia magii tak bardzo ją nudziła…
— Przerabiamy teraz transmutację ludzką – stwierdziła, patrząc na opasłe tomiszcze. – W sensie, że zaklęciami. Nie wyobrażam sobie jak czarodzieje mogą żyć bez metamorfomagii i czarować wszystko różdżką. W ogóle nie pojmuję tego wszystkiego. Mnie wystarczy, że o czymś pomyślę i to mam! Jakieś zmiany w wyglądzie czy coś. Nie rozumiem, po co mi te wszystkie bzdurne zaklęcia – westchnęła z poirytowaniem i odepchnęła od siebie pergamin. Końcówki jej włosów tym razem zmieniły kolor na czerwony. – A co Ty masz teraz na historii magii? Chyba Cię podziwiam, że sobie wybrałaś tak tragicznie nudny przedmiot…
Hufflepuff |
0% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 0
Właściwie to można było się domyślić, że niebieski kolor oznacza smutek (wszak tak głosił mugolski Internet), ale przecież nie było powiedziane, że tak musi być w przypadku Kai. Może ona akurat nie lubi pomarańczowego i wtedy jej włosy będą miały właśnie ten kolor? O ile z jednej strony nie chciała przekraczać strefy komfortu dziewczyny, o tyle coraz bardziej zaczęły ją interesować pytania odnośnie metamorfomagii. A może każdy z tą przypadłością inaczej to wszystko przebywa? Wielokrotnie słyszała pytania, czy ona sama też ma tę zdolność, zapewne z racji tego, że często zmieniała kolor włosów, choć to były raczej stałe, ulubione kolory. Kiedyś musi kogoś wkręcić. Póki co ogranicza się do ich malowania, choć teraz, w trakcie roku szkolnego, nie będzie aż tak wiele czasu. Już trzeba było psychicznie przygotować się na te wszystkie obowiązki. Na przystawkę dzisiejsze wypracowanie.
- Ano takich mamy nauczycieli - westchnęła. Czy oni postawili sobie za cel życiowy uprzykrzać życie wszystkim tym osobom, które odkryły w sobie czarodzieja? Zamiast pokazywać to od jakiejś bardziej ciekawej strony, to oni kazali siedzieć w pergaminach i używać piór i atramentu. Normalnie średniowiecze. Chyba że w średniowieczu nie używali piór i atramentu. Widać, na jakim etapie jest jej nauka. - Zwłaszcza ci, którzy wymyślają długie i głupie tematy. I narzucają jeszcze jakąś długość, zupełnie jakby to było ważniejsze od zawartości. - Przewróciła oczami. Akurat miała przed sobą takie wypracowanie.
Rozszerzyła oczy, kiedy usłyszała pojęcie "transmutacja ludzka". Jeśli przerabiała ten temat, to widocznie był tak ciekawy, że go nie zapamiętała.
- No nie wiem, myślę że powinniście być zwolnieni z tego. Mam wrażenie, że dużo lepiej znacie ten temat, niż osoby, które się o tym uczą. - Zmarszczyła brwi. Równie dobrze mogła się mylić, może bazowali na wiedzy jakiegoś umarłego metamorfomaga? Albo jeszcze całkiem żywego. Spojrzała na swój pergamin, na którym widniał tylko tytuł. - Jakaś konferencja magów i mnóstwo dat. - Skrzywiła się. Brzmiało strasznie. - Historia ogółem jest ciekawa, ale niektóre tematy to dramat. To jeden z nich. Włosy ci się zmieniają - zauważyła. Czyżby Kaia się wkurzyła? Czas się ewakuować?
Gryffindor |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 82
Westchnęła głęboko. No właśnie! Takich mieli nauczycieli! Kompletnie do bani! Magia sama w sobie była intrygująca i interesująca, a szanowni państwo profesorowie potrafili przedstawić ją w taki sposób, że od razu wszystkiego się odechciewało. MA-SA-KRA!
— Jeszcze bym zrozumiała jakby zabraniali po prostu przepisywania podręczników – westchnęła ponownie Kaia, wywracając przy tym namolnie oczami. – Ale nie, długość musi być. Ja się dziwię, że potem chce im się to wszystko czytać. Moim zdaniem biorą potem te pergaminy, rzucają w powietrze i co upadnie na biurku, dostaje powyżej oczekiwań, co na krześle to zadowalający, a co na podłodze to, nie wiem, trolla czy coś. Serio, mnie by się nie chciało.
W ferworze narzekania zerknęła jeszcze raz do podręcznika z transmutacji, bo może by coś wpadło jej do głowy na temat tego durnego wypracowania. Zaraz jednak oderwała się, kiedy Ava powiedziała coś bardzo, bardzo sensownego.
— No właśnie! W sensie, my się z tym urodziliśmy i od dziecka się uczymy panowania nad jakimiś nagłymi zmianami wyglądu. Albo chcemy wkurzyć rodziców, to się wtedy zmieniamy – wzruszyła ramionami. – Nie wiem, po co jeszcze mam się tego uczyć na transmutacji. I to zaklęciami. Wystarczy, że pomyślę i mam.
Zaraz zerknęła z powrotem na włosy, kiedy Ava zauważyła, że ich kolor zmienił się znowu. Westchnęła i po raz kolejny przywróciła je do normalnego, brązowego koloru.
— Jeszcze trochę nerwów, a będę miała na włosach całą tęczę – burknęła. – A ja w ogóle nie rozumiem historii magii. Znaczy, rozumiem, że to są ważne dzieje czarodziejów, blablabla, ale te wszystkie rycie się na blachę dat, albo rozważanie, o czym kiedyś jeden czarodziej rozmawiał z drugim… no bezsens. Po co nam to? Ja już praktycznie niczego nie pamiętam z historii magii, którą ryłam całe pięć lat! Wszystko po to, żeby zaliczyć jeden egzamin.
Hufflepuff |
0% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 0
To już chyba wszyscy nauczyciele na świecie tacy byli. No, prawie wszyscy; nie chciała wrzucać do jednego worka. Choć póki co trafiała na takich, którzy chyba za cel życiowy stawiali sobie uprzykrzanie życia swoim uczniom w najgorszym tego słowa znaczeniu (czyli ciągłą nauką i ciągłym dokładaniem materiału, bo czemu nie). Doświadczyła tego w mugolskiej szkole i ten sam schemat przerabiała teraz. I nawet nie można było nic z tym zrobić, wszak list otrzymywał każdy i nie było opcji, żeby nie pojawił się w szkole.
Zaśmiała się na słowa Kai.
- Też czasem mam wrażenie, że to tak wygląda. Sami robią sobie pod górkę, wymyślając takie długości. Komu potem chce się to czytać? Albo może mają jakieś swoje magiczne zaklęcia, które sprawdzają za nich. - Nawet nie miała pewności, czy coś takiego istnieje, ale hej, przecież tkwią w magicznym świecie. Jak dla niej wszystko tu było możliwe. - Albo podrzucają nam jakieś zaczarowane pergaminy. My ściągać nie możemy, ale cóż, oni zapewne mogą wszystko. - Wzruszyła ramionami. Obgadywanie nauczycieli było dużo lepsze, niż pisanie wypracowania. Może napisze się samo?
Zerknęła na dziewczynę i ciężko było jej ukryć podziw.
- Czyli masz nad tym kontrolę? - Nie no, teraz na pewno będzie musiała zgłębić temat. To się robiło coraz ciekawsze. Ktoś cię wkurza a ty się zmieniasz. Czy da się zrobić tak, żeby wyrosły kolce jak u jeża? Wtedy na pewno nikt się nie zbliży na metr. - Jak dla mnie nauka transmutacji dla was jest całkowicie zbędna, choć zamienianie przedmiotów mogłoby wydawać się czasami przydatne, ale to już chyba indywidualna kwestia... A ty jak myślisz? Może zagadaj z nauczycielem. - Nie była pewna, ale chyba nauka zmieniania siebie w zwierzaka nie była dostępna w byle szkole i trzeba było odbyć specjalne kursy i egzaminy. Albo coś takiego.
- To jak się wściekasz to masz tęczę? - Nie pomyślała o tym, że jej pytania mogły nagle przybrać charakter wścibskich. Najwyżej Kaia ją sprowadzi na ziemię. Teraz wszystko było o wiele interesujące od pisania pracy. - Znam to. Jak to się mówi, nauczyć się i zapomnieć. Tyle że mnóstwo czasu przeznacza się na naukę po to, żeby potem w 2 godziny napisać egzamin, który dopiero liczy się do ogólnej oceny albo jeszcze co innego. No bez sensu całkiem. Czemu od początku nie możemy uczyć się tego, co nas interesuje? - zamarudziła, z frustracją dźgając palcem w niezapisany pergamin.
Gryffindor |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 82
Zastanowiła się przez chwilę nad słowami Avy. Zaklęcie sprawdzające wypracowania wcale nie brzmiało tak absurdalnie i możliwe nawet, że istniało, ale jeśli nauczyciele faktycznie ich używali, to było to diabelnie niesprawiedliwe! No bo co, oni sobie mają leżeć i pachnieć, i nawet nie przeczytają tych cholernych wypracować, a uczniowie mają się kisić nad książkami zamiast przeznaczyć czas na coś bardziej pożytecznego? Jak na przykład treningi Quidditcha!
— To by było cholernie niesprawiedliwe z ich strony – stwierdziła tym razem na głos – gdyby mieli jakieś zaklęcia do sprawdzania i mieli głęboko gdzieś, co my tam piszemy. A my to musimy się męczyć sami z tym cholerstwem – westchnęła z dezaprobatą.
Jakoś wszelki zapał do pisania głupich wypracować jej minął. Nie, żeby kiedykolwiek był jakiś pokaźny, ale teraz to już w ogóle.
Zerknęła zaraz na swoje włosy. Ava wyraźnie okazywała zainteresowanie jej zdolnością metamorfomagii. W sumie nie miała nic przeciwko, lubiła o tym rozmawiać, o ile było to wszystko w granicach zdrowego rozsądku i nie zamieniało się w piszczenie na sam widok magicznych sztuczek…
Piszczenie na sam widok zostawiłaby sobie dla fanów, jak już będzie sławna.
— Na początku się tego w ogóle nie kontroluje, ale potem już tak, trzeba się tylko nauczyć – stwierdziła. – W mugolskim świecie musiałam się bardziej kontrolować, teraz to mi trochę wszystko jedno i samo mi się wszystko zmienia. A najbardziej włosy, jakoś są najbardziej wrażliwe na moją zdolność – wzruszyła ramionami. – I wątpię, że nauczyciel by się zgodził. W końcu transmutacja to taka poważna i niezwykle ważna nauka… - na znak tego, jak bardzo transmutacja była ważna, Kaia aż ziewnęła, nieco za późno zakrywając usta dłonią.
Zaraz jednak, słysząc pytanie dziewczyny, nie mogła powstrzymać cichego śmiechu.
— Nie, niekontrolowanie to są zazwyczaj pojedyncze kolory. Zależy jak silne jest moje uczucie, mogą zmienić się całe włosy, tylko niektóre pasemka albo końcówki. Jak się wkurzam to akurat robią się czerwone.
Westchnęła ciężko. No bo rozumiała Avę, co miała powiedzieć! Cały ten system edukacji wydawał jej się kompletnie bez sensu!
— A w ogóle to powinni zrobić tak samo jak we Francji, że środa jest wolna i przeznaczona na rozwijanie swojego hobby – dorzuciła jeszcze i stwierdziła, że pierdzieli tą pracę domową, i położyła się na trawie, gapiąc się w niebo.
Hufflepuff |
0% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 0
Wcale by jej nie zdziwiło, gdyby nauczyciele w Hogwarcie wspomagali się takimi metodami. Już nawet w mugolskich szkołach było wiadomo, że mają o wiele lepsze przywileje, niż uczniowie. Z jednej strony to było oczywiste, a z drugiej strony czasami powodowało niepotrzebne konflikty, kiedy co odważniejsi uczniowie powodowali bunt. Tutaj może było to mniej prawdopodobne i wydawało jej się, że to z powodu szacunku wobec Dumbledore'a. Przede wszystkim w jej poprzedniej szkole nie było czegoś takiego, że codziennie spotykano się z dyrektorem w hali. To były sporadyczne spotkania i w większości jakieś apele.
- No cóż, póki co mamy powody podejrzewać, że tak jest. - Skrzywiła się nieco, wbijając wzrok gdzieś w horyzont. - Ale no wiesz, nie musimy męczyć się sami. Możemy się męczyć nad tym razem. - Podjęła próbę pocieszenia jej. Sięgnęła po pióro. Nie ominie jej to, a lepiej zacząć cokolwiek pisać, póki siedzą razem, niż wrócić z pustym pergaminem i głowić się nad tym samemu. W końcu umówiły się tu po to, żeby uczyć się razem, ale logiczne było, że obgadywanie systemu szkolnictwa było o wiele zajmujące.
- Czyli odkryłaś to w sobie tak samo, jak zdolności magiczne? - Temat stawał się coraz ciekawszy. Ciekawe jak zareagowali jej rodzice, kiedy córka nagle samoistnie zaczęła zmieniać kolor włosów albo wyczarowywać świński nos. Czy co tam robią metamorfomagowie. - Od kiedy udało ci się to kontrolować? I jak w ogóle się to kontroluje? - Była świadoma, że zaczyna zasypywać dziewczynę gradem pytań, ale ciekawość brała górę. Bardzo ciężko było jej to powstrzymać, kiedy już się rozhulała. Osobiście uważała to za wadę, bo ktoś mógłby poczuć się nazbyt osaczony. A ją uznałby za szalenie wścibską. - Mam wrażenie, że u wszystkich włosy są jakieś wrażliwe. To jakaś cecha wspólna? - Co prawda nie znała zbyt wielu metamorfomagów; po prawdzie Kaia była pierwsza, z którą miała styczność osobiście. Tak to nigdy z nikim takim nie rozmawiała.
Zdarzyło jej się słyszeć o tych wolnych środach we Francji. Ciekawe, czy uczniowie tak bardzo chętnie tam biegali do szkoły.
- A gdzieś na świecie myślą nad tym, żeby skrócić tydzień pracy do czterech dni roboczych. Planują taki eksperyment. Nas to jeszcze nie dotyczy, ale może akurat się załapiemy.
Jasne, akurat z jej zapałem do nauki nadaje się do jakiejkolwiek pracy.
Gryffindor |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 82
Kaia westchnęła z rezygnacją. Tak, Ava miała rację – nie musiała tego robić sama, mogły męczyć się nad tym razem. Tylko po co w ogóle się męczyć, skoro czas można spędzić o wiele przyjemniej niż na jakimś odrabianiu pracy domowej? Na przykład, chociażby, na lataniu na miotle…
Niechętnie, ale jednak, podniosła się do siadu i zerknęła raz jeszcze na pergamin z obrzydzeniem, jakby co najmniej był kupką okropnych pająków.
— Trzeba to w końcu zrobić. Przynajmniej potem będzie można robić co się chce…
Chciała się bardzo pocieszyć, aczkolwiek była bardzo świadoma faktu, że po odrobieniu tej cholernej pracy domowej praktycznie nie zostanie już w ogóle czasu na jakiekolwiek przyjemności i w zasadzie nie ma żadnego powodu ku temu, aby się zmotywować.
No ale musi…
Z głośnym westchnięciem przysunęła do siebie książkę od transmutacji, ale i tak nic z niej nie wyczytała, bo Ava zadała ją falą pytań, która w chwili obecnej zdawała jej się bardziej interesująca niż jakiekolwiek eseje.
— W zasadzie to tak, chociaż z metamorfomagią już się urodziłam. Od urodzenia się ona przejawiała, więc w sumie od urodzenia też rodzice wiedzieli, że będę czarownicą. – W sumie niewielkie było ryzyko, aby urodziła się bez magicznych zdolności, ale i tak. – Uczyłam się nad tym panować w sumie prawie całe życie. Ale jakoś jak miałam siedem lat to mi się to dość dobrze udawało. Zresztą, musiało, bo chodziłam do mugolskiej podstawówki i byłoby dziwnie, gdyby w trakcie lekcji mi się zmienił kolor włosów – stwierdziła. Tak zawsze jej tłumaczyli rodzice przynajmniej. – Musiałam mieć po prostu bardzo silną wolę i zachować spokój. Na początku było bardzo trudno. Teraz wystarczy, że o czymś pomyślę, coś sobie wyobrażę, i mogę zmienić na przykład swoją twarz. I nie muszę się tak bardzo kontrolować w tymi włosami. Ale nie wiem, czy to cecha wspólna, czy włosy i oczy są po prostu bardzo wrażliwe na nasze emocje – stwierdziła, wzruszając ramionami. – Może jest na to jakieś logiczne biologiczne wyjaśnienie, ale nie wiem.
Westchnęła z rozmarzeniem. Fajnie by było, gdyby faktycznie skrócili tydzień pracy do czterech dni…
— Coś wątpię, że w szkole nam się uda na to załapać. A w pracy… Ja zamierzam pracować w tym, co lubię, więc sądzę, że to nie będzie już mi tak bardzo potrzebne – wzruszyła ramionami.
Hufflepuff |
0% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 0
Niestety, życie nie było takie proste i musiało być "urozmaicone" o edukację. Pewnie gdyby nauka przychodziła jej lekko, to tak by nad tym nie ubolewała, ale akurat należała do takich osób, którymi czasami to ciężko szło. I to najczęściej z tych przedmiotów, gdzie trzeba było się skupiać mocniej. Na takiej historii magii na przykład, gdzie było miliardy dat do zapamiętania, z których potem były egzaminy. Eliksiry, gdzie trzeba było studiować te wszystkie formułki i pilnować ich, żeby się nie pomylić, bo wtedy wywar wybuchnie w twarz. Transmutacja, zaklęcia, gdzie też trzeba było się skupiać, żeby zaklęcie w ogóle się udało. Jej magiczny patyk był niemalże bezużyteczny, niewiele potrafiła. A to, co potrafiła, na pewno nie obroniłoby jej w razie potrzeby. Chyba, że by wetknęła komuś różdżkę w oko.
- Zastanawia mnie, czemu edukacja nie może być dobrowolna. Niech się wszyscy uczą do pewnego wieku na tyle, żeby umieć czytać i pisać, czyli jakiś wiek przedszkolny. Potem niech każdy robi po swojemu. Kto chce to niech się uczy, a jak nie to będzie debilem do końca życia. Jestem w świadomym wieku i na pewno wypracowanie z eliksirów nie jest mi potrzebne do życia - zamarudziła nad pergaminem, gdyż z tego wszystkiego zdążyła już wziąć się do pracy. I tak nie da się tego przeskoczyć, lepiej napisać cokolwiek, niż nic. Zresztą zmotywowało ją to, że Kaia zaczęła coś pisać.
- A rozmawiałaś kiedykolwiek z rodzicami o tym, jaka jesteś? Chyba bym dostała wylewu, gdyby moje małe dziecko nagle zmieniło kolor włosów. No chyba, że twoi rodzice byli uświadomieni... A to w ogóle jest dziedziczne? - Dobrze, że Kai przynajmniej udawało się wziąć jakiś oddech między tym gradem pytań. Jej samej chyba byłoby ciężko to jakoś opanować. Bywały dni, kiedy emocje brały górę i pokazywała je wszystkie, innego dnia zaszywała się w pokoju i udawała, że nie istnieje. Trochę słabo, kiedy kolor włosów zdradza czyjś nastrój. - Podziwiam cię, że w młodym wieku byłaś w stanie nad tym zapanować. Jako dziecko bardzo ciężko być... "stonowanym". - Nie mogła znaleźć obecnie lepszego słowa na określenie tego stanu. Jedno jest pewne, kiedy kiedykolwiek miałaby pisać wypracowanie o metamorfomagii, to na pewno będzie ono bardziej obszerne, niż będzie to, nad którym pracuje teraz.
- A w czym czujesz, że mogłabyś się spełnić? - drążyła.
Gryffindor |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 82
W zasadzie, Ava miała rację. Albo ludzie powinni uczyć się tego, czego chcieli. A nie jakiejś historii magii. To było dobre dla nerdów, którym to przynudzanie i rycie dat na blachę się podobało. Ale nie dla Kai! Ona była zdolna w innych tematach.
— Wiesz, co mnie wkurza w szkole? To, że próbują wszystkich przecisnąć przez tą samą ramkę – stwierdziła nagle, na chwilę odkładając pióro. – W sensie, Ty jesteś dobra w czymś innym, ja jestem dobra w czymś innym, ktoś inny jeszcze będzie umiał coś innego, a i tak musimy uczyć się tego samego i najlepiej, jakbyśmy opanowały to wszystko do doskonałości. Ale tak się nie da przecież! Chyba że poświęcimy swoje hobby. Ale to wtedy nam zabierze swoją wyjątkowość. To jest straszne! Edukacja nie powinna odbierać czegoś młodym ludziom, ale pokazać im możliwości rozwoju w tym, w czym czują się dobrze. Jestem pewna, że wtedy zdecydowanie więcej osób samo z siebie chciałoby chodzić do szkoły.
Z głośnym westchnięciem wróciła do skrobania swojego wypracowania z transmutacji. Jednocześnie, o ile do tej pory nie miała problemów, aby odpowiadać Avie na pytania, teraz poczuła się przytłoczona, kiedy spytała o reakcję rodziny. I zapytała o to takim tonem, jakby Kaia była jakimś strasznym dziwadłem i wybrykiem natury. A wiedziała, że nie jest. Miała rzadki dar, lubiła go i akceptowała, i wszystko było w związku z tym w porządku. Często też wykorzystywała go dla zabawy. To znaczne ułatwienie w wielu kwestiach!
— Matka często prawiła mi kazania na temat tego, żebym starała się opanować, szczególnie w otoczeniu mugoli, bo to może ich zdziwić, że nie mogę chodzić w różowych albo niebieski włosach do szkoły i tak dalej. Ona od początku nie lubiła mojej metamorfomagii. Ale tata był zachwycony i razem się bawiliśmy. W sumie dzięki niemu i jego wsparciu bardziej nauczyłam się panować nad sobą, niż przez marudzenie mojej matki – stwierdziła.
Ale na temat swojej matki mogłaby powiedzieć o wiele, wiele więcej, i to niekoniecznie przychylnych rzeczy. Na przykład, że nigdy nie powinna mieć dzieci. A przynajmniej nie takie jak Kaia.
— Najlepiej bym się czuła w Quidditchu. Albo w muzyce – stwierdziła bez zastanowienia. Bo to były dwie dziedziny, które pociągały ją najbardziej, i w nich, skromnie mówiąc, po prostu wymiatała.
Hufflepuff |
0% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 0
Dla niej historia magii akurat była czymś ciekawym, ale na przykład runy bardzo chętnie by wymieniła na dodatkowe lekcje z zielarstwa. A najchętniej to by oddała lekcje z zaklęć!
- Masz całkowitą rację - stwierdziła pewnie, przytakując jej słowom. Nie było w tym nawet krzty nieprawdy. Każdy nauczyciel uważał, że jego przedmiot jest najważniejszy i każdy ma mieć jak najlepsze oceny. - Skoro ktoś jest gorszy z jakiegoś przedmiotu, to czemu by nie ograniczyć mu materiału do niezbędnego minimum? Choć zakładam, że w ich domyśle obecny materiał jest absolutnym minimum - westchnęła. Takie można było odnieść wrażenie. A niechże ktoś spróbuje nie odrobić pracy domowej, wtedy profesorowie prawie piany dostają. To był zarówno przerażający, jak i zabawny widok i niektórzy celowo do tego doprowadzali. Potem niestety płacili wysoką cenę w postaci szlabanu albo dodatkowych zadań do odrobienia. Ava nigdy nie bawiła się w takie podchody i trochę nie rozumiała "rozrywki" z tym związanej, ale dopóki nie obrywało się wszystkim za takie wybryki, to było jej wszystko jedno. - A kiedy dostaniemy jakąś słabą ocenę, to to później rzutuje na ocenę końcową. I czasem dosłownie setne procenta dzielą nas od wymarzonego celu. - Doświadczyła tego wszystkiego już w mugolskiej szkole, ale wtedy nie zwracała aż tak uwagi. Uczyli się dużo prostszych rzeczy i wyniki nie były jakieś wybitnie stresujące, choć też trzeba było przykładać do nich uwagę. Nie mogła jednak powiedzieć, że nauka liter i liczb była trudniejsza niż to, co im teraz wciskają do głów. - Teraz chyba jesteśmy idealnym przykładem, co? Jakoś nie piszemy tych wypracowań z uśmiechem na ustach. - Nie mogła się nie zaśmiać. Dużo chętniej by pisała wypracowanie chociażby z onms.
- Z pewnością zmiana włosów wśród mugoli wywołałby popłoch. Nie są przyzwyczajeni do czegoś takiego. A trafia się też dużo takich, którzy nie omieszkają wymawiać swoje opinie głośno. Te niepochlebne również. - W głębi duszy miała nadzieję, że Gryfonka nie doświadczyła podobnych nieprzyjemności. Z jednej strony nawet jej trochę zazdrościła tej umiejętności zmiany koloru, ale tylko i wyłącznie tego. Jeśli podsumować ich dotychczasową rozmowę, to stwierdzała, że wcale nie chciałaby być metamorfomagiem tylko po to, żeby móc zmieniać kolor włosów nawet kilka razy dziennie. Zawsze mogła sobie kupić peruki i na jedno wyjdzie. - A dogadujesz się już z mamą? - Coś o tym wiedziała. Też miała lepszy kontakt z tatą.
- W sumie brakuje mi muzyki w Hogwarcie. Kiedyś to był całkowicie normalny przedmiot i wszyscy grali na flecie - wspomniała. Nawet miała okazję kilka razy dołączyć do szkolnego "chórku" i nieudolnie grali razem jakiś krótki utwór.
Gryffindor |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 82
Oczywiście, że miała rację! Szkoła byłaby znacznie bardziej przyjaznym miejscem, gdyby faktycznie była skierowana dla uczniów. Ale miała wrażenie, że to wszystko istniało głównie po to, żeby starsi ludzie mieli gdzie pracować. No bo gdyby faktycznie chodziło o nauczenie ich czegoś, przystosowaliby to do potrzeb młodzieży! Tymczasem obie ślęczały nad pracą domową i, jak Ava mówiła, wcale nie pisały jej z uśmiechem na ustach. No bo kto chce pisać nudne wypracowania? Była pewna, że samym nauczycielom nie chce się ich czytać.
— Ta cała szkoła to w ogóle jakaś jedna wielka pomyłka – westchnęła głęboko. – Mógłby pojawić się jakiś normalny Minister Magii, który by jakoś ogarnął ten cały burdel w tej szkole. Fajnie by było lubić się uczyć, a nie tylko odklepać obowiązek i potem i tak to wszystko zapomnieć.
Ava miała rację. Teraz wiedziała, że zmiana kolorów włosów wśród osób niemagicznych byłaby co najmniej dziwna, ale jak była mniejsza, to nie rozumiała w ogóle tych zakazów, a wkurzanie się matki było dla niej oznaką braku akceptacji jej daru. Znaczy, tak czy siak go nie akceptowała, ale przynajmniej tutaj miała racjonalny powód, żeby się bulwersować.
— Chociaż teraz to są takie wynalazki, że pewnie niedługo będzie jakaś peruka, która sama będzie zmieniała kolor włosów – stwierdziła, wzruszając ramionami. – Już teraz mugole mają taką technologię i takie zabawki, że te nadęte arystokrackie paniusie i panicze by chyba zgłupieli, widząc coś takiego. Mugole wcale nie są tacy głupi, jak oni by chcieli ich widzieć.
Powiedziałaby, że czasami mogą nawet więcej niż czarodzieje z tym swoim zacofaniem i wiarami prosto ze średniowiecza.
Skrzywiła się lekko na pytanie o matkę.
— Moja matka znalazła sobie jakiegoś drugiego bolca i sobie z nim układa życie – stwierdziła bezpardonowo, wzruszając ramionami. – Podobno mam nawet brata. Nie wiem, na oczy go nie widziałam. Tego fagasa też nie. Jej zresztą od dawna też nie. I dobrze, nie psuje mi dnia przynajmniej – stwierdziła, bazgrząc coś na pergaminie. Może to nawet było jakieś konstruktywne zdanie do wypracowania. Pewnie i tak go w tym momencie nie zrobi.
Zerknęła zaraz jednak na Avę i uśmiechnęła się lekko.
— Nie każdy ma talent do muzyki. Więc to chyba błogosławieństwo dla nas, że nie jest to przedmiot obowiązkowy. Ale jako dodatkowy faktycznie mógłby być… może łatwiej by mi było znaleźć ludzi do zespołu.
Hufflepuff |
0% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 0
Też odnosiła takie wrażenie. Szkoła była miejscem przyjaznym dla uczniów, jeśli mowa o kuchni albo zajęciach ONMS, gdzie można było pooglądać puszyste zwierzaki (choć też nie zawsze) - tak przynajmniej było w jej mniemaniu. A tak to jakieś stare dziadki siedziały wysoko na stołkach i wymyślały jakieś zmiany w szkołach magicznych. Nie można było jednak przesadnie narzekać. Na wakacjach spotykała się ze znajomymi mugolami i w ich szkole wyglądało to dużo gorzej. Też było dużo nudnego, zbędnego materiału, ale w Hogwarcie było przynajmniej ciekawie. No i mieli ruchome schody, którymi można było się usprawiedliwiać ze spóźnienia na lekcje. U mugoli było nieco bardziej restrykcyjnie i monotonnie.
- Może się zgłośmy na ministra. Wykopiemy tego obecnego i zrobimy wszystko, co słuchają uczniowie - rzuciła z uśmiechem na ustach. Wiadomo, że łatwo było mówić. Uczniowie też nie zawsze byli jednomyślni i z tego jej pomysłu pewnie nic by nie wypaliło. Takie tam gadanie. - Dużo prawdy w tym co mówisz. No ale powiedzieć coś na głos to zaraz któryś dorosły stwierdzi, że w głowach nam się przewraca i mamy nie marudzić. Jeszcze gotowi wysłać rodzicom sowę. - Nigdy tego nie rozumiała. Jeszcze żeby uczniowie się dopuszczali nie wiadomo jakich przewinień, a tutaj czasami za byle co był przypał. A tak to przynajmniej brzmiało z ust samych zainteresowanych. Ona sama też miała kilka rzeczy na sumieniu, ale niespecjalnie miała ochotę się wyrywać przed szereg i tym chwalić. Chyba że temat sam się nawinie. - Póki co to lubię się uczyć wybranych przedmiotów. Ty masz pewnie podobnie. I nie tylko ty.
Mugole mocno się rozwijali wraz z postępem lat. Wystarczyło spojrzeć do przeciętnego domu - ogromny telewizor, wszyscy z cienkimi telefonami w rękach, słuchawki bez kabelków. Rozpusta.
Wyczuła, że temat matki jest najwidoczniej drażliwy i postanowiła uciąć temat. Jak zwykle zagalopowała się z pytaniami.
- W porządku, nie moja sprawa. Wybacz. - Z drugiej strony, gdyby Kaia nie chciała to by się nie rozgadywała trochę na temat matki. Cóż, jak będzie chciała to sama pociągnie ten temat. - Nie jesteś sama, też mam słaby kontakt z matką. Alkoholiczka. Jak dla mnie to mogłoby jej nie być. Albo się drze, albo śpi. - Skrzywiła się. Przynajmniej coś je łączyło.
No jak dla niej przymusowa nauka muzyki mogłaby być udręką. Nie miała głowy ani ręki do żadnych instrumentów.
- A na czym grasz? Miałaś kiedyś zespół? Albo nadal masz.
Gryffindor |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 82
Uśmiechnęła się z lekkim rozbawieniem. Pójście na ministra nie byłoby takim głupim pomysłem – gdyby któraś z nich miała jakieś predyspozycje. Chociaż, jakie niby predyspozycje są faktycznie potrzebne, żeby zostać Ministrem Magii… Każdy z ulicy mógłby nim być! Kaia po prostu nie czuła politycznej ciągoty.
— Ja się na Ministra nie nadaję, ale jeśli Ty kiedyś będziesz chciała zostać, to masz mój głos – stwierdziła trochę z rozbawieniem, a trochę na poważnie. – Tylko nie słuchaj wszystkich uczniów, bo w końcu zniesiesz w ogóle instytucję szkoły i czarodzieje znowu będą analfabetami – dorzuciła.
Obecna szkoła nie była taka, jaka powinna być, ale dobrze, żeby jakaś instytucja jednak się tym szkolnictwem zajmowała. Może jest ostatnią osobą, która powinna o tym mówić, zważywszy na jej stopnie i zapał do nauki, ale jakaś podstawowa wiedza jest przydatna. Mimo wszystko.
Z tą myślą napisała kilka kolejnych zdań na wypracowaniu. Na pewno nie zdąży go skończyć zanim się ściemni, ale może zrobi chociaż część. To już zawsze coś…
— Chyba wszyscy się lubią uczyć przedmiotów, które im się podobają. Zresztą, niektóre przedmioty mają też tak bardzo skrajnie nudne tematy… - westchnęła cicho. – Ale nic się na nie nie poradzi – dodała, wzruszając ramionami.
Zerknęła nieco uważniej na Avę, kiedy stwierdziła, że nie jej sprawa. Kaia nie miała za bardzo oporów, żeby mówić o swojej matce – tylko najczęściej były to nieprzychylne rzeczy. Zawsze miała tatę, który ją wspierał, i nikt więcej jej potrzebny do szczęścia nie był.
Jednak nieco się zdziwiła, kiedy Puchonka postanowiła podzielić się z nią nieco bardziej… prywatnymi rzeczami. Nie spodziewała się usłyszeć, że z tej drugiej strony też nie układało się najlepiej. Z tym, że tym razem rodzinę zniszczył alkohol.
— Przykro mi – powiedziała cicho. – Mogę sobie tylko wyobrazić, jak Ci musi być ciężko.
Bo nawet jeśli matka Kai była kompletną kretynką, to jednak nie uciekała się do agresji czy aż tak wielkich krzyków. Po prostu dawała wszystkim odczuć, że obecne życie ją męczy. To nadal nie tak ciężkie jak to, co musi znosić Ava… i chyba jednak powinna podziękować losowi, że chociaż w tym temacie jest jej nieco lżej.
— Gram na gitarze. A zespół powoli zakładam. Mam drugą gitarę, i klawiszowca. Więc nie jest źle. Jeszcze bas i perkusja jako podstawy, i możemy podbijać Hogwart – dorzuciła z nieco większą nutką optymizmu. – Przynajmniej takie mamy plany, żeby wystąpić na jakiejś większej szkolnej imprezie.
Hufflepuff |
0% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 0
Puchonka też miała wrażenie, że osoby do ministerstwa wyłapywane są z ulicy na zasadzie losowej. Dlaczego zatem nie mogliby wziąć kilku młodych osób i zobaczyć, jak to wszystko się potoczy? Wiadomo przecież, że młody z młodym prędzej się dogada (i wysłucha), a nie jakieś stare sępy, które i tak wszystko robią po swojemu. Nie tak to chyba powinno wyglądać, że patrzą tylko na siebie, a inni mają się dostosować, bo tak.
- Ciekawe, jak długo byśmy wytrzymały w takiej roli. Z naszym zapędem do pracy - tu wskazała na ich wypracowania, które wreszcie zaczęły nabierać jakiegoś kształtu - mogłoby być ciężko. Musieliby nam dać jakąś pracę umysłową. Albo testowanie ciasteczek, które przywożą jako przekąski. - O, do tego nadawałaby się najlepiej. Mogłaby sprawdzać partie ciastek, czy nie są popsute. Przecież nawet jeśli by się zatruła, to chyba nie ma takiego schorzenia, którego by nie wyleczono w magicznym świecie. Nawet umieli ożywiać umarłych! A w ministerstwie na pewno było dużo osób, które ludzie chcieliby otruć. - Póki co jestem po stronie uczniów. Ale i tak, teraz sobie tak rozmawiamy, że bylibyśmy świetnymi ministrami i w ogóle słuchali wszystkich, a jakby przyszło co do czego, to pewnie częściowo słuchalibyśmy tamtych u władzy. No bo wiadomo, swój rozum trzeba mieć. - Na potwierdzenie tych słów zamaszyście postawiła kropkę, niemalże przebijając pergamin.
- Tak, a potem wielkie zdziwienie, że uczniowie oszukują albo oddają prace domowe innym. Nie da się każdemu dogodzić, ale też niektórzy robią coś z przymusu. Musimy z tym żyć - westchnęła. Akurat ona nie cierpiała zaklęć, ale jednocześnie wiedziała, że to bardzo ważny przedmiot.
- Chyba najlepiej jest zrozumieć kogoś z podobną sytuacją. - Nie potrafiła pomóc osobie, która narzeka na przykład na rodzeństwo. Niby była jedynakiem, ale miała przyjaciela, który był niemalże jak brat, więc połowicznie mogła zrozumieć drugą osobę. Połowicznie, bo z Krukonem niemalże nigdy się nie kłócili. No chyba, że ktoś nierówno rozlał wino - wtedy były batalie na śmierć i życie.
Uśmiechnęła się na wieść o hobby Kai. Ona co najwyżej mogła grać na cymbałkach, a to też pewnie by nie wychodziło jakoś super. Miała nadzieję kiedyś przyjść na jakiś występ Gryfonki.
Prace pisały jeszcze do późnego wieczoru tak, że już niemalże nie było widać literek. Nie chciały się wspomagać światłem z różdżek (wiadomo, żeby nie przyciągać robali), toteż końcówki dopisały na kolanie (co będzie, to będzie), zebrały graty i ruszyły w stronę szkoły, zanim napatoczy się na nie jakiś nauczyciel. Nie potrzebne im było dodatkowe opierniczanie, że się włóczą po zmroku po terenie zamku.
/zt x2
Gryffindor |
25% |
Klasa V |
15 |
średni |
Bi |
Pióra: 131
15 października, czwartek, 17:09
Niemal nawykiem Reagan było kierowanie się do sypialni, rzucenie rzeczy na łóżko, przebranie się w coś innego, niż szkolna szata (tym razem postawiła na krótkie rybaczki, trampki i ciemnoniebieską koszulkę) i udanie się gdzieś. Nie miała nigdy na siebie konkretnego pomysłu, poza tym, że nie chciała wpaść na Campbella. Wkurzał ją znacznie bardziej, niż do tej pory, a po ostatniej głupiej rozmowie na korytarzu już w ogóle najchętniej utopiłaby go w łazience Jęczącej Marty.
Wyszła na błonia uznając, że nie ma najmniejszego sensu siedzieć w budynku, jeśli pogoda nie była jeszcze taka zła. Człowiek musiał korzystać przed zimą.
Tylko co właściwie mogłaby robić? To było pytanie, na które tylko ona mogła znaleźć odpowiedź. Coś, gdzie nikt jej nie będzie przeszkadzał, denerwował, czy ogólnie budził w niej odruchu wymiotnego.
No i padło na drzewo. Niby brzmiało prosto, ale czy ktokolwiek próbował się na takie wspiąć bez użycia magii? Niewielu, bo uczniowie to jednak leniwe szuje i posługiwali się magią, gdzie mogli. Poza Trzema Miotłami, tam woleli się pobić w prostacki, mugolski sposób.
Machnęła na to ręką w głowie, nie chcąc sobie psuć dnia, który przebiegał w miarę normalnie. Nawet dla otoczenia, bo nie rozwaliła nikomu nosa, na nikogo nie warknęła, a trzeba zaznaczyć, że rano była trochę jak osa.
Spojrzała w górę na rozłożyste drzewo mieniące się piękną barwą fioletu i różu. Nie była poetką, nie bardzo się na tym znała, ale wyglądało ładnie. Na tyle, by można było na nie wejść i poobserwować uczniów z pewnej wysokości innej, niż wieża.
Kilka minut później siedziała wygodnie na jednej z gałęzi, trzymając się innej, by nie spaść. Ładnie tu pachniało, tak słodko. Wypatrzyła w oddali nad jeziorem parkę, która załączyła pompę tłocząco-ssącą. Jak tak w ogóle można? Skrzywiła się, odwracając głowę, szukając czegoś ciekawszego. Może trzeba było wejść wyżej, by zobaczyć więcej?
Uznając, że to pomysł doskonały, wcieliła go w życie. Z tym, że gdzieś pomiędzy jej poprzednim, a nowym miejscem coś poszło nie tak. Noga dziewczyny nie trafiła na gałąź, a jej ciało poleciało w dół. Świetnie, niech jeszcze tylko sobie coś połamie.
Przygotowana na bolesny upadek na ziemię, zamknęła oczy. Z tym, że nie poczuła uderzenia. Nie specjalnie twarde. Co jest? Otworzyła oczy orientując się, że leży na kimś.
- O, Teddy - rzuciła, rozpoznając Puchona. Wyjątkowo miła poduszka.
Hufflepuff |
0% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 40
Październik! Przepiękny miesiąc! Niby jesień, ale w te słoneczne dni warto było przejść się na spacer, nacieszyć oczy różnorodnością kolorów. Teddy czuł, jakby ta jesienna słoneczna aura silnie na niego wpływała, bo miał więcej energii niż zazwyczaj. Obudził się rano niemal z pieśnią na ustach. Niczym Królewna Śnieżka miał ochotę otwiorzyć o świcie okno i śpiewać z ptakami, przygotowując się do rozpoczęcia dnia. Nie zrobił tego tylko dlatego, że nie chciał obudzić współlokatorów.
W trakcie lekcji podchodził do zadań z entuzjazmem i uśmiechem jeszcze szerszym, niż do tej pory. Jakby dostał jakichś kurczy twarzy, które nie pozwalają mu przybrać poważnej miny. Poza tym jak zwykle wszystkich dookoła witał i pozdrawiał, komplementował i rozbawiał. A dzisiejsze popołudnie chciał spędzić na łonie natury. I chociaż przez chwilkę pobyć sam, żeby móc napawać się pięknem otoczenia bez potrzeby komentowania.
Po zajęciach zajrzał do dormitorium tylko w celu przebrania się w coś wygodniejszego i zostawienia torby, po czym sprężystym krokiem udał się na błonia. Nogi poniosły go w stronę dużego drzewa, które zmieniało kolor korony w zależności od pory roku. Może dlatego podświadomie wybrał właśnie ten kierunek, bo wiedział, że będzie mógł poobserwować więcej kolorów. A może był jakiś inny powód?
Dotarł na miejsce w ciszy, z uśmiechem obserwując okolicę i chłonąc ciepełko słoneczne. Stwierdził, że usiądzie w cieniu, gdzie mógł oprzeć się o pień i przybrać wygodną pozycję do kontemplacji otoczenia. Upatrzył sobie korzeń, na którym można było usiąść i już miał do niego podejść, kiedy to nagłe zamieszanie wśród liści zwróciło jego uwagę. Spojrzał w górę akurat w momencie, żeby zauważyć spadającą postać. Stał dokładnie pod nią, więc wystarczyło, że rozłożył ręce i mógł złapać niewiastę w opałach. W jego założeniu miał to być idealny chwyt, niczym czirliderzy i ich akrobacje, ale efekt okazał się mniej zajebisty. Owszem, złapał dziewczę i uchronił ją przed bolesnym upadkiem, ale jako że nie był na to przygotowany i nastąpiło bardzo nagle, to stracił równowagę. Poleciał do tyłu, lądując na tyłku i łopatkach, wciąż trzymając w objęciach tegoż anioła, co to z niebios na niego spadł.
- O... Liv... - Rozpoznał ją jak tylko wylądowała w jego ramionach, ale dopiero teraz mógł się odezwać. Z niewielkimi problemami, bo dopiero co uderzenie wycisnęło z jego płuc powietrze. No i waga piórkowa Reagan też nieco utrudniała zaczerpnięcie powietrza. Ale jakoś... nie miał nic przeciwko temu. Wręcz uśmiechnął się do niej, wciąż z pozycji leżącej, wciąż ją trzymając. Hm, może jednak przeznaczenie go tutaj przygnało, żeby uratować Livkę przed połamaniem kończyn? Może podświadomie czuł, że będzie potrzebowała pomocy? - Jesteś cała? - Nie bardzo mógł jej się przyjrzeć, dopóki znajdywali się w pozycji horyzontalnej, więc i nie mógł ocenić ewentualnych strat. Swoich w tej chwili obolałych pośladków nie liczył, dobrze się spisały amortyzując upadek i później dostaną za to nagrodę. - Jak próbujesz nauczyć się latać bez miotły, to jeszcze dużo roboty przed tobą. - Nie chciał wypytywać czego to ona szukała na tym drzewie, więc wysunął swoją własną żartobliwą teorię.
Gryffindor |
25% |
Klasa V |
15 |
średni |
Bi |
Pióra: 131
To miała być przyjemna wspinaczka; chwila wolności, której mogła się oddać, zanim ktoś postanowi jej to zniszczyć, nachodząc własną osobą. Jedna z wielu przygód, które przecież przeżywała każdego dnia. Jaka szkoda, że to właśnie dzisiaj postanowiła spaść z drzewa. A może ten pieprzony przerośnięty pniak postanowił ją z siebie zrzucić, bo coś mu nie odpowiadało? Jeśli chodzi o Hogwart i tereny, które go otaczały, nie zdziwiłaby się w żadnej sytuacji. No, może jedynie gdyby Ślizgoni stali się bardziej normalni i nie uprzykrzali życia innym (miała swoje powody, by teraz jeszcze bardziej nie lubić zielonych).
Niemniej poleciała, oddając się bezgranicznie sile przyciągania ziemskiego czekając, aż zaryje bez pamięci w ziemię. Może chociaż trawa będzie dla niej bardziej łaskawa.
Wylądowanie na kimś potraktowała niczym zrządzenie losu. Może coś na górze, bo pewnie istniało, postanowiło się nad nią zlitować i uchronić przed obiciem jakiejkolwiek części ciała, która powinna jej długo służyć.
Nie oczekiwała, że staranuje Puchona, który już kilka razy jej się przysłużył, chroniąc przed niebezpieczeństwami. A to tłuczki, a to latające krzesła. Czy on obrał sobie za cel pojawianie się wszędzie tam, gdzie Lycoris potrzebowała pomocy? Jeśli tak, to był niemal jak rycerz, tyle, że bez zbroi. A to lepiej, bo wpadając na taką pewnie przebiłaby sobie płuca.
-Ugh… - jęknęła, lekko się unosząc. Pomimo wygody, nadal odczuwała skutki upadku. Nie tak, jak zapewne Teddy, ale mimo wszystko. - Chyba tak, jeszcze nie wiem - odpowiedziała, spoglądając na niego. Co on tu właściwie robił? Miała nadzieję, że jej nie śledził, bo wtedy zrobiłoby się trochę creepy, a nie miała za bardzo ochoty na jakąś dziwną walkę. jedną miała za sobą, wystarczyło na całe życie.
-Bardzo zabawne. To drzewo postanowiło mnie z siebie zrzucić. Tak bez powodu - obruszyła się, siadając. Co prawda na koledze, ale zaraz to naprawi. Jak tylko upewni się, że faktycznie żyła, a nie została kolejnym duchem.
-Dzięki za pomoc. Złamałeś sobie kręgosłup? Jeśli tak spokojnie, zajmiemy się tobą - stwierdziła i sturlała się na trawę obok niego. Przyjął na siebie uderzenie, miała to na uwadze. Co jak co, ale Reagan miała swój honor i zasady, więc jeśli ktoś robił coś dla niej odpłacała się tym samym. - W skali jeden do dziesięciu, jak bardzo umierasz? - spytała subtelnie.
|