Gryffindor |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 82
Teraz czuła się spełniona! No, przynajmniej w większej części. Kiedy mogła wyściskać swoją jedną z najbliższych przyjaciółek, wszystko było na absolutnie swoim miejscu. Znowu, po powrocie, będzie miała kogo zagadywać w dormitorium i kogo ciągnąć na jakieś mniej lub bardziej szalone imprezy. Super!
Słysząc pierwsze słowa Gryfonki, przez moment odsunęła się, aby spojrzeć na swój biust, tak jakby pytanie czy „urosła” miało się odnosić konkretnie do tego miejsca. Oczywiście, wiedziała, że chodzi o wzrost! Tylko czy ona jeszcze w ogóle rosła? Zdawało jej się, że niewiele, ale chyba tak. Jednakże spoglądając na minę Danici, przyszło do niej olśnienie, że ta po prostu zaczepnie żartowała! Pokręciła już lekko głową, kiedy Dani zwróciła uwagę na jej włosy. Wtedy Kaia złapała w dłoń kilka pasemek i zerknęła na nie – końcówki faktycznie były jaskrawożółte, że aż słoneczne! To ją rozbawiło jeszcze bardziej.
— Może z tą fryzurą zabiorę ze sobą jeszcze trochę lata! – stwierdziła ze śmiechem. Postanowiła nie poprawiać koloru włosów i pozwolić sobie na odrobinę szaleństwa, zanim któryś z profesorów pewnie ją zruga tuż przed wejściem na Wielką Salę, żeby się jakoś prezentowała przed pierwszakami.
Jakby następnego dnia i tak nie zamierzała ich zdemoralizować.
— No, a Ty w przyszłym roku musisz się wybrać na jakiś nasz koncert! Mówię Ci, w tym roku Ethan zaciągnął nas do jakiegoś zespołu i było zarąbiście! Kurczę, naprawdę, w tym roku muszę skompletować ten zespół i podbijemy Hogwart! Jeszcze wspomnisz moje słowa! – stwierdziła z zapałem i najchętniej odtańczyłaby jakiś taniec szczęścia, gdyby nie taranujące tłumy uczniów cisnące się do pociągu. – Musisz mi koniecznie opowiedzieć wszystko, co robiłaś na wakacjach! Pewnie było tam cholernie upalnie, nie? I miałaś ocean niedaleko? To w sumie super! Matko, gdyby tak w przyszłym roku przyjechać i wspólnie nurkować w wielkich falach… To by było dopiero cudowne! Ale Ci zazdroszczę!
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Bi |
Pióra: 83
Zdecydowanie nie tak Cassandra chciała rozpocząć ten rok szkolny. Była osobą, która przyciągała kłopoty, dodatkowo pakując w nie przypadkowe osoby, do czego zapewne większość ludzi w szkole zdążyło się już przyzwyczaić, niemniej to nie oznaczało, że fajnie było rozrzucić swoją bieliznę po peronie. Wystarczyło, że Montrose miała na tym punkcie pewną obsesję, niemal taką samą, jak na punkcie swoich włosów. Nawet na szkolnych korytarzach, jeśli już się wywracała, a miała to we krwi, starała się za wszelką cenę sprawić, aby jej majtki nie były widoczne spod spódniczki.
Teraz co prawda ubrana była w spodnie, ale nie uchroniło jej to przed zażenowaniem, które poczuła. Chyba jedynie w takiej sytuacji miała okazję poznać to uczucie, zazwyczaj będąc trochę niekontrolowanie bezczelną.
Westchnęła, chowając wszystko, co leżało wokół. Ach, jak dobrze, że April postanowiła jej pomóc. Dzięki temu wszystko znalazło się w kuferku znacznie szybciej.
-Jestem twoją dłużniczką. Co powiesz na wielką tabliczkę bloku czekoladowego? - uśmiechnęła się, wstając i otrzepując ubranie. Jeśli chodzi o słodycze, Krukonka miała ich na pęczki. Co tydzień mama zawsze wysyłała jej paczkę, by mieć pewność, że jej jedyne dziecko będzie miało zapasy. O ile zakład, że cukrzycy rudowłosa nabawiła się już dawno.
Zerknęła lekko zdezorientowana na drugą Krukonkę i Gryfonkę, które szybko odeszły. No nic, złapie je później, jeśli nadarzy się okazja.
Uśmiechnęła się szeroko do chłopaka, który przeszedł obok, zerkając na nią. Zdawało się, że chociaż na chwilę zapomniała o wypadku sprzed chwili. Jaka szkoda, że szkolna gazetka pewnie szybko jej o tym przypomni.
zt.
Hufflepuff |
50% |
Klasa VI |
16 |
zamożny |
Bi |
Pióra: 116
Kitty musiała ochłonąć po tym, co miało miejsce chwilę temu. Niby nic takiego, ale z jakiegoś powodu chłopak, który teoretycznie ją uratował sprawił, że podniosło jej się ciśnienie. Nie była kimś, kogo łatwo było wyprowadzić z równowagi, ale nie było to też niemożliwe, co można było zaobserwować chociażby teraz, kiedy kolor jej włosów zdecydowanie pociemniał. Wcześniej różowe, teraz zaczynały wchodzić w głęboki fiolet.
Poprawiła kosmyki, mrucząc coś do siebie i skierowała się w stronę stojących nieopodal przyjaciół, którzy wesoło gaworzyli.
W międzyczasie zdążyła podejść do niej osoba, której powinna się spodziewać, a o której na chwilę zapomniała.
Simon. Gryfon z ostatniego roku, który zdawał się mieć jakiś interes do panny Conners. A może tylko jej się tak wydawało? Miała jednak dziwne wrażenie, że chłopak pojawiał się dość często w zasięgu jej wzroku, nie mówiąc o sferze komfortu, która czasami zostawała naruszona. Niby nic do niego nie miała, a jednak czasami czuła się przy nim dość awkward.
-Cześć Simon. Och to? Jakiś bezczelny uczeń, chyba z wymiany. Nie widziałam go tu wcześniej - odpowiedziała, oglądając się jeszcze za nieznajomym, który zdawał się nawet nie przejmować tym, że oskarżyła go o obłapianie przy innych.
-Tak. Poradziłam sobie z nim, dzięki - rzuciła, wracając do Gryfona. - Ciekawe w jakim będzie domu. Mniejsza, będę musiała ostrzec przed nim koleżanki. Podekscytowany podróżą? - spytała, chociaż coś jej mówiło, że nie powinna. Zdecydowanie bardziej pasowało tu spławienie go, ale Kitty mimo wszystko nie umiała być złośliwa. Nie, kiedy chodziło o coś takiego jak potrzeba atencji, którą najwidoczniej wykazywał chłopak.
Hufflepuff |
0% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 40
Małe rude stworzenie spoczywające w jego ramionach musiało być naprawdę przerażone, bo nie odezwało się słowem, jedynie patrząc na niego szeroko otwartymi z przerażenia oczami. I już chciał powiedzieć coś więcej, gdyby jego uwaga nie została zwrócona w kierunku nieco większego, łudząco podobnego rudego stworzenia, które pojawiło się obok. Choć znał Reagan z boiska i mijania się na korytarzu, nie raz usłyszał jej imię, to jakoś nie bardzo mieli okazję ze sobą rozmawiać. Nie było w tym nic zaskakującego, byli w zupełnie innych domach i na innym roku, właściwie gdyby nie Quidditch, to możliwe, że nawet nie znaliby się z nazwiska.
Uniósł brwi w mieszaninie zdziwienia i podziwu dla reakcji Liv. Wiedział, że jest walecznym i zdeterminowanym tornado na boisku, słyszał też że jest nieokiełznana w kontaktach międzyludzkich. A teraz miał okazję zobaczyć na własne oczy, że poza tym wszystkim jest również w pełni oddana swojej siostrze - chyba tylko ślepy nie zauważyłby, że to są siostry Reagan, wyglądały niemal identycznie, choć dzieli je kilka lat różnicy wiekowej. Widział to w jej spojrzeniu. I totalnie go to ujęło.
Spojrzał ponownie na małą rudzinę w swoich ramionach.
- Hm, więc masz na imię Effie. Miło mi cię poznać. I myślę, że będziesz już bezpieczna, nikt nie będzie chciał podskoczyć Liv, nawet bezpańskie wózki. - Uśmiechnął się do małej małpeczki, po czym pacnął ją lekko w nos, zanim odstawił na ziemię tuż przy jej większej wersji. Był to zaiste uroczy obrazek.
Machnął lekko ręką, jakby chciał zbagatelizować swój superbohaterski czyn, ale zrobiło mu się całkiem miło, że zostało to jednak docenione i to nie tylko przez Effie.
- No wiesz, jakbym był pozbawiony reakcji, to wątpię żeby mnie wzięli na pałkarza. - Pokiwał lekko głową, przyglądając się przez moment błękitnym oczom starszej Reagan. Za chwilę jednak dziewczyna przybliżyła się odrobinę, żeby cmoknąć go w policzek, czego w zasadzie ani trochę się nie spodziewał. Zamrugał kilkakrotnie nieco energiczniej, jakby jego mózg przez moment nie był w stanie przetworzyć tylu informacji na raz. Nawet odrobinę, niewiele, zarumienił się. Zreflektował się, jak tylko Gryfonka się odsunęła i znowu uśmiechnął, choć tym razem trochę głupawo.
- Serio, nic wielkiego. Łatwo tu zgubić takiego krasnala i łatwo o jakiś wypadek, więc całe szczęście, że zauważyłem ten wózek. Zrobiłbym to ponownie jakby była potrzeba. Mam nadzieję, że nie będzie, ale no… - Trochę się zamotał, więc wzruszył ramionami, jakby to miało bardzo logicznie i elokwentnie dopełnić jego wypowiedzi. - Hm, potrzebujecie pomocy z bagażami? Raczej jedną rękę będziesz miała teraz zajętą. - Nieznacznym ruchem wskazał na Effie przyczepioną do siostrzanego nadgarstka niczym do koła ratunkowego.
Gryffindor |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
|
Pióra: 31
Parsknęła krótko w rozbawieniu i zaraz zasłoniłą usta dłonią, kiedy Kaia skontrolowałą rozmiar własnego biustu. Uniosła lekko brwi i wskazała na ten właśnie obszar, co to przyjaciółka przed sekundą kontrolowała wzrokowo.
- Tak swoją drogą, to ten wzrost mogłabyś chyba kontrolować, co? - Wiedziała, że metamorfomagowie mogą zmieniać swoje ciało drastycznie, ale zawsze pozostają w tej samej wadze, więc żeby Kaia mogła ewentualnie powiększyć sobie biust, to musiałaby “zabrać” z innego miejsca. Nie mniej nadal pozostawało to możliwe, prawda? Nadal mówiła to żartobliwym tonem, wcale nie uważała, że dziewczynie czegokolwiek gdziekolwiek brakuje.
- O tak, proszę zabierz ze sobą trochę lata! Przynajmniej jeszcze dzisiaj w nocy w dormitorium będzie słonecznie. - Dani nie miałą nic przeciwko szkockiej pogodzie, ale chwilami brakowało jej pięknej, słonecznej pogody, którą co roku miała codziennie na Gran Canarii. Doceniała i lubiła deszcz, bo to dzięki niemu zawsze wokół szkoły było tyle soczystej zieleni i życia, ale miewała dni tęsknoty za bezchmurnym błękitem nieba i grzejącym słoneczkiem.
- Hej, wiesz przecież dobrze, że mocno wam kibicuję i czekam na pierwszą płytę z dedykacją! Jakbym umiała na czymkolwiek grać, to pewnie już dawno ubiegała bym się o dołączenie do zespołu. Chyba że przyjmujecie takich, co umieją grać na nerwach? - Szturchnęła Kaię delikatnie w ramię i posłała jej szeroki uśmiech. Czasami trochę żałowała, że nie potrafi grać na żadnym instrumencie, ale z drugiej strony czy miałaby faktycznie czas na przynależność do zespołu? Już jako prefekt miała więcej obowiązków, a teraz, kiedy powierzono jej pozycję prefekta naczelnego, zdecydowanie namnożyło się odpowiedzialności.
Nie chcąc biec i wskakiwać do pociągu na ostatnią chwilę, złapała przyjaciółkę pod ramię i delikatnym pociągnięciem zasugerowała, że powinny skierować się do któregoś z wejść.
- Było strasznie gorąco, to fakt, bez kąpieli w oceanie chyba bym wyschła na wiór. Poczekaj, aż ci opowiem o niektórych festiwalach, to za rok aż sama będziesz się rwała do przyjazdu. - Zachichotała, dzieląc entuzjazm spotkania po wakacjach. Mimo że miały kontakt listowy, to jednak nie było to samo, co opowiadać sobie wszystko na żywo.
- Będę musiała iść do przedziału prefektów na początku podróży, ale już ja cię później znajdę! I przygotuj się na pół nieprzespanej nocy, bo ja też chcę usłyszeć wszystko o twoich wakacjach i koncertach. - “Pogroziła” jej palcem, co nie miało w sobie ani krzty negatywnej emocji. Ot, naprawdę bardzo chciała spędzić z Kaią czas, uwielbiała z nią przebywać, nawet jeśli miało to być gonienie jej do nauki i wysłuchiwanie marudzenia, że niektóre przedmioty są nudne.
Gryffindor |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 82
Zerknęła na Dani pierwotnie z rozbawieniem, jednak za moment przyjaciółka dała jej solidnie do myślenia. W zasadzie… Jako metamorfomag ograniczała się głównie do zmian powierzchownych, typu włosy, oczy, czasem wygląd twarzy albo zmiana w coś zabawnego, ale… nigdy nie myślała o bardziej zaawansowanych technikach. A to mógł być taki potencjał!
— Wiesz, że nigdy nie próbowałam? – dodała z zamyśleniem, jakby bardzo poważnie się zastanawiała nad taką możliwością. A po chwili na jej ustach zagościł łobuzerski uśmiech. Kaia wypięła bezczelnie biust do przodu, wręcz przeginając swój kręgosłup, ale uwydatniając swój niezbyt pokaźnych rozmiarów biust. – Kurde, muszę poćwiczyć! W tym roku wszystkie loszki będą moje! Czy tam loszkowie. Zobaczysz!
Zaśmiała się z własnego żartu, po czym stanęła już normalnie, bo od takiego wygięcia niedługo zaczęłyby ją boleć plecy. Uśmiechnęła się do przyjaciółki, bo doskonale wiedziała, że ta nie będzie miała nic przeciwko zabraniu trochę słońca. O ile akurat jej się włosy wraz z humorem nie zmienią, to na pewno je ze sobą zabierze!
Pokręciła głową z rozbawieniem. Dani była od zawsze pierwszą fanką praktycznie nieistniejącego jeszcze zespołu, i była jej za to bardzo wdzięczna. To pomagało jej zachować nadzieję, że w końcu skompletuje wszystkich członków i może wystąpią gdzieś na jakiejś imprezie!
— Najpierw podbijemy Hogwart, dopiero potem wydamy płytę – rzuciła tonem, jakby doskonale już sobie przemyślała całą możliwą ścieżkę kariery. Poniekąd tak było. Kaia akurat mało co miała zaplanowane, ale jeśli chodziło o jedno z głównych marzeń i planów na przyszłość, była tego pewna! – Tylko wiesz, podszepnij tam coś dyrektorowi, żeby nas puścił na jakąś szkolną imprezę – powiedziała tak, jakby miał to być jakiś sekret, albo jakby co najmniej wręczała jej łapówkę, puszczając oczko i szturchając łokciem w bok.
Zaraz jednak Dani pociągnęła ja lekko do pociągu. Automatycznie Kaia odwróciła głowę gdzieś w bok, szukając wzrokiem swojego tatę. I jest! Stał dalej w tym samym miejscu, patrząc na swoją córkę. Nie, nie, nie pojedzie bez pożegnania, musi jeszcze do niego podejść! Dlatego wcisnęła hamulec ręczny tuż przed samymi schodkami, po którymi miałaby wejść do środka Ekspresu.
Traf chciał, że Dani akurat też mówiła, że będzie musiała ją chociaż na trochę zostawić.
Westchnęła cicho. No nie tak to sobie zaplanowała, myślała, że pojedzie razem z przyjaciółką! No ale, nie mogła jej przecież zatrzymywać, tym bardziej, że odznaka prefekta Dani czasami się przydaje…
Ale były też jej minusy.
Uśmiechnęła się, pocieszona tylko myślą, że tak czy siak się od siebie nie uwolnią, bo przecież spędzą cały rok w tym samym dormitorium. I dzisiejszą noc też!
— No dobra, leć porobić te swoje mądre miny. Ja jeszcze pójdę pożegnać się z tatą, bo go zostawiłam, jak Cię zobaczyłam, o, tam stoi – wskazała palcem w jego kierunku – i gdzieś tam się wpakuję do przedziału. Ale spróbuj tylko nie wrócić! Że też drużyny Quidditcha nie mają osobnych przedziałów, no ja nie wiem…
Ravenclaw |
0% |
Klasa I |
|
b. ubogi |
|
Pióra: 9
Simon przecież dbał o komfort Katherine! Był gotów odpędzić niechcianych adoratorów, czy też prostaków, którzy rzucają się do kobiet z łapskami. Gdyby tylko udało mu się podejść nieco szybciej...
Oczywiście tyczyło się to wszystkich innych, nie jego. On był inny, jego relacja z Puchonką była inna i przede wszystkim, jeszcze nigdy nie ustaliła pomiędzy nimi jasnej granicy, czy nie stworzyła dystansu. Miał absolutne prawo wierzyć, że szło mu dobrze, prawda? Powoli, ale stabilnie... I żaden bezczelny dzieciak z wymiany mu tego nie zepsuje.
- W takim razie oby zrozumiał za pierwszym razem... - mruknął tonem, który stosunkowo jasno wskazywał na to, że jeśli tylko pewne informacje nie dotarły do chłopaka od razu, on chętnie podejmie się wypróbowania innych metod, aby tylko łatwiej żyło mu się w nowej szkole z poszanowaniem zasad w niej panujących. Zaczynając od zasady niemacania dziewcząt przy pierwszej możliwej okazji - w szczególności tych, które zostały już dostrzeżone przez kogoś innego. Zdawałoby się proste, prawda?
Z kolei na pytanie, które padło zaraz z ust Kitty, obdarzył ją uśmiechem. Czas na chwilę zapomnieć o tamtym incydencie i skupić się na dziewczynie!
- To zależy z kim uda mi się ją spędzić.
Sugestia była jasna. Chciał spędzić kolejne godziny w pociągu właśnie z nią!
Gryffindor |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
|
Pióra: 31
Nie powstrzymała parsknięcia, które wyrwało jej się razem ze śmiechem na widok przesadnego wypięcia biustu i całej wyjątkowo nienaturalnej pozycji Kai. Ten napad rozbawienia powstrzymała zasłaniając usta dwie ma dłońmi tym razem, ale poziom szczęścia z ponownego spotkania z przyjaciółką i komiczność sytuacji wycisnęły jej z oczu kilka łez radości. Otarła je wierzchem dłoni, kiwając przy tym głową, co miało dać panience Harris znać, że Dani zgadza się z tym, że wszyscy loszkowie (?) będą w tym roku jej.
- No, no, nie dość, że zespół, to jeszcze z dnia na dzień powiększone strategiczne miejsca, to tak plus minus milion do popularności. Tylko nie zapomnij o mnie, jak już będziesz przebierała w pretendentach! - Odetchnęła powoli, uspokajać się ostatecznie, bo przecież nie wypadało, żeby podróż w przedziale prefektów zaczęła od płakania ze śmiechu. Najpierw poważne sprawy, a później będzie czas na trochę luzu.
- Jak tylko nadarzy się jakaś okazja do zaproszenia zespołu, to z pewnością podsunę mu ten pomysł! Więc proszę ładnie pracować nad repertuarem kawałków imprezowych. I poza tym w tym roku skupimy się na twojej transmutacji, żeby grono pedagogiczne nie miało argumentów przeciw waszemu występowi. - Mówiła całkiem poważnie, dobrze wiedząc jak frustrujące dla Kai były niektóre tematy z niektórych przedmiotów. A jeśli chciała mieć możliwość wystąpienia na jakiejś oficjalnie zorganizowanej przez szkołę imprezie, to z pewnością nie mogła uchodzić za złą uczennicę. Martwiła się o nią, ot co! A poza tym nie od dziś była poniekąd jej sumieniem, kiedy chodziło o naukę. Przynajmniej tak się czuła!
Zaaferowana tym, żeby na czas wsiąść do pociągu, w ogóle nie pomyślała, że może faktycznie Kaia miała się jeszcze pożegnać z tatą. Rozejrzała się nieco zdezorientowana, zanim nie zauważyła go wskazanego przez przyjaciółkę. Pomachała mu w ramach powitania i pożegnania zarazem, bo i na więcej nie było czasu.
- Jakby drużyny miały osobny przedział, to musiałabym się chyba rozdwoić. Albo nawet roztroić! - Uniosła drobinę rękę i wycelowała palcem wskazującym gdzieś w kierunku sufitu, co miało podkreślić złożoność takiej sytuacji. Całe szczęście nie miała na głowie jeszcze kapitanowania drużyny Quidditcha, bo wtedy musiałaby chyba usunąć bezpowrotnie ze swojego terminarza sen. Albo posiłki. Albo jedno i drugie.
- Znajdę cię w pociągu i się ode mnie nie opędzisz! Narobię ci wstydu, jak będzie trzeba! - Z żartobliwie ostrzegawczym uniesieniem brwi postukała plakietkę prefekta przypiętą na piersi. Oczywiście nie mówiła poważnie, chociaż jeśli to miałoby jej pomóc w wyciągnięciu Kai z towarzyskiego wiru i móc chwilę porozmawiać, to może jednak...? Zaśmiała się jeszcze krótko i kiwnęła jej w ramach tymczasowego pożegnania, po czym udała się do wejścia do pociągu. Szybko załatwią prefektowe sprawy i będzie mogła zająć się odnajdywaniem znajomych.
/zt
Gryffindor |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 82
Twarz Kai rozświetliła się jeszcze bardziej na widok rozśmieszonej przyjaciółki. Ba, żeby tylko rozśmieszonej! Dani wręcz płakała ze śmiechu! A raczej bardzo starała się nie płakać, ale Kaia doskonale ją znała! Gryfonka za to nie hamowała się w okazywaniu uczuć i zaśmiała się głośno, kiedy Davies przestrzegała, aby tylko o niej nie zapomniała.
— Nie martw się! Gdybym potrafiła wyczarować patronusa, na pewno byłby to pies! O przyjaciołach nigdy nie zapominam! – stwierdziła z uśmiechem.
Chociaż akurat wątpiła, że patronusem faktycznie byłby pies. Bardziej coś szalonego. Może niuchacz, ze względu na jej nadpobudliwość. Albo jakaś fretka. Tak, niuchacz i fretka zdecydowanie pasowały.
Uśmiechnęła się promiennie, kiedy Dani obiecała zaproponować występ zespołu Kai na imprezie szkolnej, ale jej mina natychmiastowo zrzedła, kiedy wspomniała o nauce. Westchnęła głęboko, wydała z siebie dziwny dźwięk rezygnacji, który równie dobrze mógłby znaczyć „ale mamooo…” i wywróciła oczami. Dlaczego występ miał się równać nauce, to w ogóle nie szło w parze!
— Nauczyciele są tacy nudniii! – stwierdziła z zakrzykiem Kaia, zresztą powiedziała dokładną prawdę! W ogóle nie mieli poczucia humoru. O guście muzycznym to już na pewno nie musiała nawet wspominać!
Zaśmiała się cicho. W sumie fakt, nie pomyślała, że Dani musiałaby się rozdwoić, aby być i u prefektów, i z kumplami z drużyny. Zresztą, to był dość głupi pomysł, bo w tym roku pewnie jeszcze będzie nabór, gdyby im kogoś brakowało. Trochę uczniów w końcu odeszło już ze szkoły. Na szczęście Kaia miała przed sobą jeszcze całe dwa lata grania!
Uśmiechnęła się raz jeszcze, bo jakoś groźba narobienia jej wstydu wcale nie była jej taka straszna. Zerknęła jednak jeszcze na odznakę prefekta Dani i… zmarszczyła nieco brwi. Była jakaś taka inna… Czekaj, czekaj…!
Za moment Kaia musiała zbierać szczękę z podłogi, bo na pierwszy rzut oka w ogóle nie zauważyła, że Dani została prefektem naczelnym! O matko, w ogóle się jej nie pochwaliła!
… ani tym bardziej nie ostrzegła, że będą musieli się jeszcze bardziej mieć na baczności!
A może właśnie trochę mniej…
Zresztą, jak to, w ogóle się nie spodziewała, przecież naczelnymi zostawali uczniowie siódmych klas!
Zanim jednak zdołała się pozbierać po tej chwili olśnienia, Dani już wsiadała do pociągu i znikała gdzieś razem z tłumem uczniów. Westchnęła cicho. No nic, później ją złapie. I ochrzani porządnie, że w ogóle się nie pochwaliła!
Tymczasem pobiegła z powrotem do taty, aby wyściskać go raz jeszcze i pożegnać się, bo pewnie następnym razem zobaczy go dopiero na święta. Pomachała mu raz, a potem, gdy wpakowała się do pociągu, raz jeszcze, po czym ruszyła w poszukiwaniu wolnego przedziału. Albo kogoś znajomego.
z/t
Ravenclaw |
50% |
Klasa V |
15 |
bogaty |
Homo |
Pióra: 15
Choć dla Kevina nie był to pierwszy rok nauki w Hogwarcie, to jednak był to pierwszy raz, jak miał odbyć podróż z peronu 9 i 3/4 do leżącego obok szkoły miasteczka Hogsmeade. W zeszłym roku dołączył do uczniów już w październiku, więc ominęła go ta przyjemność, a i nie mógł doświadczyć podróży powrotnej, bo nadal był jedynie uczniem z wymiany i musiał wracać do Mahoutokoro na zakończenie roku.
Tym razem było inaczej, bo dostał możliwość uczęszczania do Hogwartu do końca swojej edukacji. Z entuzjazmem przyjął tę propozycję! Rodzice z początku próbowali odwieść go od tej decyzji, ale było to tyle warte, co przysłowiowy zeszłoroczny śnieg. Ku ich uldze nie musiał podróżować sam, bo jedna z jego starszych sióstr wybierała się do Wielkiej Brytanii na kontynuację studiów. Po zorganizowaniu możliwości zatrzymania się u przyjaciół ojca w Leeds na kilka dni przed pierwszym września, żeby mógł zrobić potrzebne do "szkoły z internatem" zakupy, został wsadzony w samolot lecący z Japonii do Europy, za opiekuna mając starszą o kilka lat siostrę.
Na Londyńską stację przyjechał pociągiem, znowu w obstawie panienki Park. W związku z tym, że ona miała możliwość uczęszczać do Hogwartu, opowiedziała mu co nieco o podróży pociągiem, po czym pozwoliła samodzielnie przejść przez ścianę dzielącą perony 9 i 10, po czym pospieszyła w swoją stronę.
Zgiełk panujący po magicznej stronie muru z początku zdezorientował Kevina. Nie spodziewał się aż takiego nawału dźwięków pochodzących z różnych źródeł. Przez długie trzy minuty stał w miejscu i obserwował różnobarwny tłum nastolatków pchających wózki z bagażami, witających przyjaciół, pakujących się do wagonów, oraz ich rodzin ze wzruszeniem odprawiających pociechy na kolejny (lub pierwszy) rok nauki. Śmiechy, piski, krzyki najmłodszych, sowie skrzeki i hukanie, kocie miałczenie i prychanie w końcu przestało przyprawiać go o zawroty głowy. Westchnął powoli i już miał ruszyć w kierunku jakiegoś mniej zatłoczonego wejścia do pociągu, żeby na spokojnie móc poszukać kolegów, których poznał w zeszłym roku, kiedy na wierzch kufra ustawionego na wózku wskoczył kot. Ciężko mu było stwierdzić, czy znajomy, bo jednak trochę tych futrzaków kręciło się po Hogwarcie. Zdawało się, że chyba z połowa mieszkańców domu, do którego trafił w zeszłym roku, miała właśnie takiego pupila. Przechylił lekko głowę, obserwując zdezorientowane zwierzę. Znaczy, tak przypuszczał, że było zdezorientowane, bo dlaczego inaczej wskoczyło na jego kufer?
- Hej... znamy się? - Wyciągnął powoli rękę w kierunku zwierzęcia, pozwalając mu powąchać swoje palce. A jak koci pyszczek otarł się nieznacznie o wnętrze dłoni, pogłaskał go po łebku, po czym rozejrzał za potencjalnym właścicielem. - Jeśli się zgubiłeś, to chyba ciężko będzie znaleźć twojego człowieka w tym tłumie. W sumie mogę zabrać się ze sobą, jeśli później nie zostanę posądzony o porwanie... - Uśmiechnął się pod nosem, pozwalając sobie na ten niewielki żarcik w kierunku kota. Wydawał mu się znajomy, ale czy aby na pewno mógł mieć pewność, że się znają?
Zadanie:[4.2] Na ratunek
Uczestnicy: Kevin znalazł kota! Jeszcze nie wie, że to kot Olka...
Progress: Znalezione, trzeba znaleźć właściciela!
Hufflepuff |
50% |
Klasa V |
15 |
średni |
Homo |
Pióra: 28
Nie spodziewał się nie zobaczyć Pana Kota obok siebie. Jak mógł go zgubić? I co najważniejszy, czy on w ogóle znajdzie go w takim tłumie?
Czuł, jak serce wali mu w piersi, kiedy rozglądał się pospiesznie po najbliższym otoczeniu, jakby spodziewał się, że właśnie w tej jednej chwili ujrzy zwierzaka siedzącego na czyjejś walizce i myjącego się, jak gdyby nigdy nic. Niestety, poza uczniami i ich bagażami nie dostrzegł niczego, co chociaż trochę przypominałoby pupila.
Odetchnął trzy razy. Przecież nie może się zgubić całkiem, prawda? No bo nie zostanie tutaj zupełnie sam. Może powinien poczekać, aż większość osób wsiądzie do pociągu i wtedy w spokoju zajrzy w każdy kąt? Tylko co, jeśli jego zwierzak faktycznie postanowi się do kogoś przyczepić i Kang nie zarejestruje, jak znajdzie się w przedziale? Zdecydowanie musiał odszukać go teraz.
-Przepraszam, nie widziałeś może kota? Takiego większego? - spytał pierwszą osobę.
Nie widziała.
Podobnie jak kolejne, bo ludzie byli zbyt skupieni na sobie oraz na swoich przyjaciołach, by zwracać uwagę na czyjeś zaginione koty. Puchon to rozumiał i nie miał nikomu za złe, że nie mógł mu pomóc. To jednak wcale nie pomagało w walce ze stresem, który wewnętrznie zaczynał przejmować nad nim kontrolę. Starał się oddychać spokojnie, ale niestety, świadomość, że jego kot jest w tym tłumie sam, była przytłaczająca.
Może powinien poszukać Aidana? Pomógłby mu, prawda? Tylko jaka była szansa, że jego znajdzie w tym zgiełku?
Przetarł oczy, które zaczęły się robić dziwnie wilgotne i raz jeszcze podjął próbę pytania ludzi. Kto wie, może mimo wszystko jakaś osoba widziała, gdzie zniknął Kot.
Ravenclaw |
50% |
Klasa V |
15 |
bogaty |
Homo |
Pióra: 15
Bez przerywania drapania kota za uchem, rozglądał się po tłumie zebranym na peronie, ale naprawdę ciężko było wyłowić, czy ktoś z nich szukał kota. Część dzieciaków i tak była przerażona (to pewnie pierwszoroczni), starsze roczniki krzyczały do znajomych albo do rodziców, wisząc już w oknach pociągu, tłum kłębił się gęsto i całkiem hałaśliwie.
- No, kolego, chyba rozpoczniesz podróż ze mną, bo znalezienie kogoś w masie może być skomplikowane...- W sumie jak tylko skończył mówić, usłyszał gdzieś po lewej przejęty, łamiący się z wolna głos pytający co chwilę o kota. Hm, czyżby jednak miał szczęście i właściciel zwierzaka jednak sam się napatoczył?
Spojrzał w kierunku co chwilę padających pytań. Nie musiał długo szukać wzrokiem sylwetki chłopaka wyraźnie zestresowanego zgubieniem kota. Kevinowi aż zrobiło mu się go szkoda, bo wyglądał jak kłębek nerwów. Co więcej, kojarzył go z zajęć z zeszłego roku. Spojrzał raz jeszcze na kota.
- To twój człowiek? - Wskazał w kierunku Olivera, ale nie otrzymał nawet miałknięcia w odpowiedzi. - No dobra, zmiana strategii. Wezmę cię na ręce, okej? Nie podrapiesz mnie? - Naciągnął rękawy swetra aż na dłonie, żeby ochronić się przez ewentualnymi akcjami pazurków. Delikatnie złapał kota pod przednimi łapami i jak oparł go sobie o klatkę piersiową, to jedno ramię podłożył pod zadek zwierzęcia, żeby wygodnie spoczywał w jego ramionach. Podszedł do spanikowanego chłopaka i odchrząknął, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę.
- Ehm... Hej, to tego kota szukasz? Słyszałem, jak pytałeś innych... - Odwrócił się tak, żeby chłopak mógł zobaczyć koci pyszczek, jakby grzbiet to było za mało na rozpoznanie pupila.
Hufflepuff |
50% |
Klasa V |
15 |
średni |
Homo |
Pióra: 28
Nikt nie był w stanie mu pomóc. Nie było to coś, czego się spodziewał, bo mimo wszystko naprawdę zależało mu, żeby odszukać kota na czas. Gdzie był Aidan, kiedy tak go potrzebował? Albo Alan, który był jego bohaterem w każdej innej sytuacji?
Pociągnął nosem, starając się nie rozpłakać. Jakby to wyglądało? Już wystarczyło, że ludzie czasami rzucali w jego stronę mało przyjemnymi komentarzami, którymi co prawda starał się nie przejmować, ale które mimo wszystko go raniły. Nie chciał już na początku roku dawać pretekstu do żartów.
Uśmiechnął się do dziewczyny, która życzyła mu powodzenia w odnalezieniu zguby.
Panie Kocie, gdzie jesteś?
Przeczesał włosy dłonią, wzdychając. Z tego wszystkiego zapomniał o swoich bagażach, które zostawił przemieszczając się pomiędzy ludźmi. Brakuje jeszcze tego, żeby zgubił i je.
Niespodziewanie usłyszał obok siebie chrząknięcie, które sprawiło, że lekko podskoczył. Za bardzo skupił się na własnych myślach, by zarejestrować obecność kogoś, kto zwrócił na niego uwagę.
Obrócił się dostrzegając Krukona, którego kojarzył z zajęć. Nigdy specjalnie z nim nie rozmawiał, jakoś nie było im po drodze.
Zaraz jednak zwrócił wzrok na to, co trzymał w rękach.
-Pan Kot! Znalazłeś go! - wyrzucił z siebie, patrząc z miłością na zwierzaka. O niczym nie marzył tak bardzo, jak go przytuleniu go i poczuciu miękkiego futerka, które działało na niego łagodząco.
Ravenclaw |
50% |
Klasa V |
15 |
bogaty |
Homo |
Pióra: 15
Uśmiechnął się uprzejmie, zanim Oliver zorientował się co też takiego spoczywa w rękach Kevina. Wtedy też połączył kilka luźnych faktów magazynowanych w tyle głowy i przypomniał sobie, że Puchon jest bratem Aidana - kolegi z dormitorium. Choć znał go z imienia, to jakoś nie bardzo miał możliwość rozmawiać z nim dłużej niż kilka minut na zajęciach.
Pogłaskał kota po łebku i spojrzał na niego, zanim odpowiedział na pełne ulgi i radości stwierdzenie chłopaka.
- Raczej to on znalazł mnie. Nie wygląda, jakby mu się coś stało, ale ty pewnie będziesz w stanie dużo rzetelniej stwierdzić w jakim jest stanie. - Wydawało mu się, że kot był całkiem nieźle rozluźniony, kiedy wskoczył na szczyt jego bagaży. No i dał wziąć się na ręce obcej osobie, więc chyba nie był zestresowany?
Podszedł nieco bliżej Olivera, żeby móc sprawnie przekazać zwierzę w jego ramiona.
- Łatwo zgubić pupila w takim tłumie. Masz dla niego koszyk? - Choć kot już bezpiecznie spoczywał w ramionach swojego człowieka, to Kevin jeszcze przez chwilę drapał go za uchem, rozglądając się na boki w poszukiwaniu bagażu wyglądającego na ten należący do Puchona.
Hufflepuff |
50% |
Klasa V |
15 |
średni |
Homo |
Pióra: 28
Nie umiał opisać ulgi, którą odczuł w chwili, w której zobaczył swojego kota. Nie wyobrażał sobie roku szkolnego bez jedynego, prawdziwego przyjaciela, na którym zawsze mógł polegać, a który praktycznie nie odstępował go na krok. Mieli wspólną przeszłość, która ich łączyła i sprawiła, że uwielbiali siebie wzajemnie. Nikt nie mógł się dziwić, że Oliver omal się nie rozpłakał, kiedy zorientował się, że Pan Kot zniknął. Teraz, jeśli tylko pociekłaby mu jakaś łza, byłaby z pewnością tą szczęśliwą.
-Pan Kot jest bardzo mądry. Myślę, że wyczuł, że nie zrobisz mu krzywdy - powiedział, zerkając na chłopaka. Czy on przypadkiem nie dzielił dormitorium z jego bratem? Nie znał wszystkich jego kolegów, bo przecież Aidan miał swoje sprawy, co Puchon oczywiście rozumiał. Nigdy nie chciał mu się wtrącać, chociaż dałby wszystko, by móc więcej czasu spędzać z bratem. - Wygląda na całego. Nic ci nie jest, Kocie, prawda? - uśmiechnął się do zwierzaka trzymanego nadal przez Krukona. W odpowiedzi otrzymał przeciągłe miauknięcie. Czuł się komfortowo, czyli naprawdę polubił Kevina.
Odebrał zwierzała, głaszcząc go.
-Nie znikaj tak następnym razem. Nie przetrwam bez ciebie roku w szkole - skarcił go, zaraz przytulając. Zdecydowanie miękkość futerka koiła jego nerwy. - Hmm… tak, mam. Musiał się otworzyć, kiedy przeciskałem się z bagażami, które są… gdzieś. Teraz muszę znaleźć je. Jeszcze raz ci dziękuję za pomoc- powiedział, uśmiechając się do niego. - Mam nadzieję, że przeze mnie nie stracisz dobrego miejsca w pociągu.
Ravenclaw |
50% |
Klasa V |
15 |
bogaty |
Homo |
Pióra: 15
To prawda, koty - jak i inne zwierzęta - miały to do siebie, że wyczuwały w człowieku dobro i brak złych intencji w ich kierunku. Zgadzało się to i w tym przypadku, bo Kevin z pewnością nie skrzywdziłby zwierzaka. Może i sam nie miał pupila, ale lubił czasem pogłaskać jakiegoś futrzaka, posłuchać wibrującego mruczenia, poobserwować zachowanie różnych stworzeń - można było nauczyć się od nich tak wiele!
- Pewnie wskoczyłby do pociągu na ostatnią chwilę, mądry z niego kot. Ma bardzo inteligentne spojrzenie. Ale całe szczęście znalazł się przed odjazdem, więc nie ma co gdybać. - Uśmiechnął się nieco szerzej, opuszczając rękę, która do tej pory drapała Pana Kota za uchem. Podążając za wzrokiem Olivera, rozejrzał się w poszukiwaniu jego bagaży. I tak by ich chyba nie znalazł, bo nie miał pojęcia jak wyglądają, jedyną wskazówką na której mógł się opierać był koszyk dla kota - a tych na peronie było bardzo dużo.
- Hm, jesli chcesz, to pomogę ci szukać, tylko najpierw wezmę mój wózek, jest tam... - Wskazał w kierunku swojego niewielkiego dobytku bezpiecznie czekającego nieopodal, z dala od tłumów. - To moja pierwsza podróż ekspresem szkolnym, więc nawet nie wiem gdzie są te najbardziej super miejsca. Może znajdziemy jakieś razem? - Zawsze milej było podróżować w towarzystwie.
Na zgodę Olivera odszedł tylko na moment i za kilkanaście sekund już we dwóch udali się na poszukiwania. A odnalazłszy rzeczy Puchona, wsiedli wspólnie do pociągu.
/zt x2 (Kevin i Oliver)
Gryffindor |
25% |
Klasa V |
15 |
średni |
Bi |
Pióra: 131
Jeśli chodziło o Effie, Reagan potrafiła się bać. Wydawać mogło się to dość zaskakujące, biorąc pod uwagę, że dziewczyna raczej nie wykazywała oznak podobnych emocji. Młodsza siostra była dla niej jednak na tyle ważna, że nie potrafiła zapanować nad uczuciami, które nią targały, kiedy groziło jej niebezpieczeństwo.
Po tym, jak okazało się, że młodsza Gryfonka jest bezpieczna, rudowłosą dziewczynę zwyczajnie w świecie ogarnęła złość. Jak można było nie pilnować jebanego wózka? Czy tak ciężko jest zwyczajnie go przytrzymać, nie narażając na szkody młodszych? Niby innymi się tak nie przejmowała, ale skoro chodziło o jej siostrę wiadomo, że zasady znacznie się zmieniły.
-Och, już ja dopilnuję, żeby właściciel wózka miał wspaniałe wspomnienia z następnych kilku tygodni - skomentowała. Czy uchodziła za groźna? Poniekąd, głównie dlatego, że była piekielnie mściwym stworzeniem, które nie odpuszcza tak łatwo, jeśli ktoś nadepnie mu na odcisk. A OSOBA, której imienia jeszcze nie znała, ale z pewnością pozna, zdecydowanie zrobiła to w chwili, w której rozpędzony przedmiot zaczął sunąć wprost na Effie.
-Patrząc po niektórych osobach w drużynach, jestem w stanie stwierdzić, że mógłbyś się dostać nawet bez żadnych umiejętności - powiedziała, patrząc na Puchona. Zawsze był dla niej taki zwyczajny, może nawet spokojny, przynajmniej w jej skali. Ale teraz, skoro miał na swoim koncie uratowanie młodej Reagan, poświęciła mu trochę uwagi. Spłacała swoje długi, chociaż konwersacja nie mogła go w pełni pokryć.
Być może dlatego pocałowała go w policzek. A może chciała po prostu pokazać, że faktycznie jest mu wdzięczna. Łatwiej gestem, aniżeli słowami, bo jak wiadomo, Reagan raczej o uczuciach nie mówi.
-Na twoim miejscu nie nazywałabym jej tak. Jest moją siostrą, a co za tym idzie ma ognisty temperament Reaganów - rzuciła, lekko się uśmiechając. - Naprawdę wziąłeś sobie bycie rycerzem na poważnie, hm? Tak, możesz nam pomóc. Wolę mieć pewność, że Effie znowu nagle nie zniknie. Tak, Młoda? Pogadamy o tym później - powiedziała do siostry.
Sprawdzili czy każde z nich ma wszystki i udali się do pociągu, szukając jakiegoś wolnego przedziału, w którym Liv i tak nie spędzi całej podróży.
zt. Liv, Effie i Teddy
Hufflepuff |
50% |
Klasa VI |
16 |
zamożny |
Bi |
Pióra: 116
Katherine nigdy nie miała niczego przeciwko rozmawianiu czy przebywaniu z innymi osobami. Była raczej miłym człowiekiem, czego co prawda nie było widać po wcześniejszej sytuacji, ale miała pełne prawo zareagować w taki sposób. Nie można było bowiem pozwolić, aby każdy uczeń z wyższych sfer, a właśnie taki wydawał jej się ten sprzed chwili, panoszył się bezkarnie myśląc, że każda dziewczyna będzie chichotać, kiedy tylko podobny się do niej zbliży, obłapiając, niby przypadkiem. Może trafił na jej nie najlepszy dzień, a może przyczyniła się do tego jego aparycja i wyraz twarzy, który jawnie sugerował, że ma się za jakiegoś bożyszcza, niemniej oberwało mu się trochę bardziej, niż powinno. Z czasem sama pewnie zacznie się zastanawiać, że przesadziła, ale póki co nadal była nabuzowana.
Zerknęła na Simona, nie chcąc, by przypadkiem on beknął za to, że jakiś chłopak postanowił zakłócić jej przestrzeń. Jasne, sam wiele razy to zrobił, pojawiając się nie wiadomo skąd (jak teraz), ale to równie dobrze mogły być jedynie przesadne reakcje Conners. Może za dużo o tym myślała?
-Za drugim potraktuję go zaklęciem. Nauczyłam się kilku przydatnych, no, przynajmniej w teorii - stwierdziła, lekko ramionami wzruszając. Teraz jedynie trzeba było je przećwiczyć w szkole, aby mieć pewność, że zostały opanowane w pełni.
Lekko zmarszczyła brwi, kiedy dotarło do niej, że Gryfon jakoś dziwnie jej się przygląda. Czy to też jej się wydawało? Nawet jeśli nie, poczuła się dziwnie.
-Hm, jestem pewna, że spędzisz ją z kimś fajny. Wiesz Simon, miło mi się rozmawia, ale teraz pójdę poszukać przyjaciół. Zobaczymy się na uczcie! - uśmiechnęła się do niego szeroko. Tak, zdecydowane potrzebowała odzyskać swoją przestrzeń, dlatego zgarniając rzeczy, udała się na poszukiwanie Arthura i Tadka.
zt.
Ravenclaw |
75% |
Absolwent |
35 lat |
średni |
Homo |
Pióra: 0
Nie spodziewała się zdecydowanie, że za jej plecami czai się prawdziwy tygrys tej szkoły. Niedźwiedź nawet! Albo coś pomiędzy. Tak czy inaczej, nawet udało się jej nie dostać zawału, chociaż gdy tylko otoczyły ją rzerokie ramiona, od razu wiedziała w zasadzie, że to jej najwspanialszy przyjaciel, na którego punkcie szalała. Z jej ust wydarło się roześmiane, pełne przy tym zdziwienia "whoa!" kiedy bez najmniejszego wysiłku ją uniósł. Natychmiast jej humor się poprawił! Obróciła się, gdy została odstawiona na swoje własne, krótkie nóżki, ku mężczyźnie z szerokim, przeszczęśliwym uśmiechem. Wyglądała przy nim jak kruszyna, a może on jak wielkolud? Różnica w każdym razie była porażająca.
- Pfsh, staram się co najwyżej. - Zbyła go wesoło z machnięciem ręki. - Ale skoro teraz mam moją siłę perswazji, chyba czas zaprosić wszystkich do pociągu.
Naturalnie, to on był jej siłą. Absolutnie nikt o zdrowych zmysłach, nawet widząc jego wygłup sprzed chwili, nie śmiałby chyba przy nim niczego odwalać. A jakby to zrobił, Beatrice byłaby pełna na równi pożałowania i podziwu...
Czas już odjechać do tej szkoły! Profesorowie, jedni z niewielu podróżujących pociągiem razem z uczniami, zaprosili wszystkich nieletnich do pociągu, przyspieszając nieco ostatnie pożegnania i gorączkowe stosy porad i napominań od opiekunów. Choć zgiełk był ogromny, zaskakująco szybko i sprawnie wszyscy zapakowali się do środka maszyny, by wkrótce z głośnym stukotem opuścić stację Kings Cross.
- Peron zostaje oficjalnie zamknięty -
|