Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Klasa Eliksirów Klasa w której odbywają się zajęcia eliksirów jest miejscem chłodnym - zarówno jeżeli chodzi o temperaturę, jak i atmosferę.
Niektóre z kamiennych ścian zakryte są regałami, a wnęki wypełnione są półkami. Zdawałoby się, że może dzięki temu sala wydaje się nieco przyjemniejsza, jednak tajemnicze substancje na półkach - a przede wszystkim te, w których pływa coś, co zapewne można było uprzednio zaliczyć do zwierząt - niektóre osoby mogą czuć się tu nieswojo… Lub czuć niezrozumiałą pokusę, by sięgnąć po jeden z podobnych słoi. A jednak to właśnie uroki tego przedmiotu!
Sala podzielona jest na dwa rzędy ławek, których blaty spokojnie pomieszczą nie tylko pergamin na notatki każdego z uczniów, ale również kociołki, składniki eliksirów oraz przede wszystkim podręczniki, których treść może uchronić przed kolejnym wybuchem. Miejsca są również usytuowane wystarczająco dobrze, by każdy mógł spokojnie dostrzec tablicę na tyłach sali.
Hufflepuff |
100% |
Klasa VII |
17 |
bogaty |
Hetero |
Pióra: 40
8 września, godzina 10:52
Kiedy usłyszała od profesor Edwards o zaplanowanym projekcie z eliksirów, nawet się ucieszyła! Miała nadzieję zgarnąć Merry i zrobić coś z nią, wspólnie – w dodatku z dziedziny, w której ona czuła się najlepiej. Obie były dość dobre w warzeniu mikstur, ale z ich dwójki to jednak Meredith radziła sobie lepiej i… no, mogło być po prostu miło i zabawnie! W końcu mogłaby spędzić ciekawie czas z siostrą.
Dlatego trochę zawiodła się, gdy usłyszała, że pary zostaną przydzielone przez nauczycielkę. Ale tylko trochę! Po prostu przemknęła jej koło nosa okazja do uwarzenia czegoś z Merry – ale przecież, tak na dobrą sprawę, mogły zgadać się w dowolnym terminie i porobić coś razem. Była praktycznie pewna, że siostra by jej nie odmówiła.
Skyler została przydzielona do pary z Raphaelem. Kojarzyła go, był Krukonem z tego samego roku. Kiedy tylko ich nazwiska padły obok siebie, odszukała go wzrokiem, a kiedy spojrzenie spoczęło na wysokim blondynie, posłała mu delikatny uśmiech. Nie wiedziała dlaczego, ale jakoś wszyscy zdawali się niezadowoleni z przydziałów – może to był zły dzień, albo nie chcieli robić tak wymagającej pracy domowej i to na początku roku szkolnego? Albo zwyczajnie profesor Edwards nie trafiła z przydziałem. W jej przypadku było inaczej. Lubiła Raphaela, na tyle na ile go kojarzyła – był bardzo miły i pozytywny. Nie pamiętała, aby kiedykolwiek musiała mu odebrać jakieś punkty czy nałożyć jakiś szlaban, zresztą już z daleka wydawał się bardzo sympatyczny – tym bardziej chciała, żeby od pierwszych chwil był świadomy, że nie ma nic przeciwko ich małej współpracy. Chociaż jeszcze nie znała do końca poziomu umiejętności chłopaka. Ale nie szkodziło! Zawsze, poza nauką, była to okazja do lepszego poznania się, rozmowy, a może nawet i dobrej zabawy.
Na koniec zajęć zabrała swój wyczyszczony kociołek, pożegnała się krótko z Merry (krótko, bo pewnie niebawem ją i tak zobaczy), po czym raz jeszcze obejrzała się po sali, aby znaleźć przydzieloną jej do projektu parę. Stwierdziła, że im szybciej się umówią, tym będzie lepiej! Odnalazła wzrokiem Keighleya, gdy ten zbierał się do wyjścia z komnaty. Świetnie!
Pospiesznym, lekkim krokiem dogoniła go i delikatnie położyła dłoń na jego ramieniu, aby zaznaczyć swoją obecność, ale szybko ją zabrała, żeby nie napastować go za bardzo.
Od razu posłała mu szeroki uśmiech, gdy zerknęła na jego twarz:
— Hej. Cóż, profesor Edwards przydzieliła nas do pary i pomyślałam, że dobrze będzie się umówić już teraz. W sensie, nie na teraz, ale teraz na później – gestykulacją dłoni starała się podkreślić, że chodzi o późniejszą godzinę. – Znajdziesz jakąś wolną chwilę?
Ravenclaw |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Hetero |
Pióra: 99
Projekt był zdaniem Raphaela całkiem fajnym pomysłem. Nie bał się wyzwań, jak i lubił całkiem eliksiry. Co prawda nie był może w nich mistrzem, bywali znacznie lepsi, a przy tym bardzo starał się nie oszukiwać i nie chwytać poprawnych odpowiedzi z czyjejś głowy, jako że było to po prostu niesprawiedliwe... Ale sam z siebie nie był tragedią, więc to chyba mogło wystarczyć. Miał nadzieję, że wystarczy.
Faktycznie większość osób była raczej wielce oburzona z przydziału pary. Niekoniecznie rozumiał ich podejście. Mieli jedno zadanie: zrobić eliksir. Koniec, nie musieli sobie dziubkować, nie musieli się z nikim tulić, jedynie się skupić na tym, że mają rzecz do zrobienia. Wielu jednak zdawało się wpaść w ogromną dramaturgię i cierpienie jak to są pokrzywdzeni. Według niego to było dziecinne, nic więcej. Obejrzał się więc tylko za swoją parą, by spotykając się ze Sky wzrokiem, posłać jej przyjazny, lekki uśmiech.
Może nie rozmawiali normalnie szczególnie dużo, ale nie mógł powiedzieć by nie darzył jej sympatią. Była przesympatyczną, uprzejmą dziewczyną z rażąco optymistycznym podejściem do życia. On był mniej pozytywnie nastawiony do życia, za dużo słyszał i wiedział, jednak mimo wszystko uważał siebie za dość wesołą osobę. Względnie. Może to jego skromność po prostu nie pozwalała na więcej...
Na koniec zajęć nie spieszył się z pakowaniem - ogólnie rzadko się spieszył, paradoksalnie przy tym z reguły bywał na czas gdzie trzeba - zatem bez problemu dziewczyna go złapała. W sumie też chciał od razu zagadać, ale sądził, że jak większość, laska wybiegnie sprintem jakby profesor miała zmienić zdanie o końcu lekcji.
Odwzajemnił wesoły uśmiech, zatrzymując na niej przyjazne spojrzenie.
- Codziennie, dostosuję się. - Odpowiedział od razu - Mógłbym nawet dzisiaj, od obiadu jestem wolny. A Ty?
Hufflepuff |
100% |
Klasa VII |
17 |
bogaty |
Hetero |
Pióra: 40
Jej uśmiech nieco się poszerzył, widząc przyjazny wyraz jego twarzy. Za moment jednak zamyśliła się odrobinę, analizując swój dzisiejszy plan. Przy okazji jej usta jakby samoistnie ułożyły się w lekki dzióbek – chociaż był to absolutnie nieplanowany i bezwarunkowy odruch przy lekkim zamyśleniu!
Lubiła plan wtorkowy, bo przynajmniej on nie wyglądał jak szwajcarski ser. Miała lekcje od samego początku do końca, bez dziur i okienek, i w dodatku kończyła zajęcia dosyć wcześnie. Dlatego kiedy Raphael zasugerował, że będzie pasował mu dzień dzisiejszy, nawet się ucieszyła!
— Ja jestem wolna od lunchu – rzuciła z uśmiechem – więc dostosuję się do Ciebie – uniosła nawet lekko dłonie na znak dobrych intencji.
W zasadzie, im więcej będzie miała czasu, tym lepiej. Może przyniesie im jakieś słodkie babeczki do podgryzania w trakcie? Tak, to był bardzo dobry pomysł! Musieliby tylko pilnować, żeby okruszki nie wpadły do kociołka, bo może się skończyć niedobrze…
— Mogę przynieść ze sobą od razu przybory też – zaproponowała, chociaż trochę tego do dźwigania będzie miała, jeśli założyć, że przyniesie im coś jeszcze do jedzenia. Ale, od czego były czary, prawda?
Ravenclaw |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Hetero |
Pióra: 99
Czekał cierpliwie aż się zastanowi, w tym czasie pakując do końca swoje rzeczy do torby. Ostatecznie zamknął torbę, zwracając na nią przyjazny wzrok kiedy zadecydowała kiedy się widzą. Wiedział kiedy ma wolne, bo zanim lekcja się skończyła, już sam spojrzał w plan żeby od razu móc coś zaproponować. Nie przystoi kazać damie czekać w końcu.
Skinął głową w geście zgody.
- Ja mam po lunchu Runy, ale możemy w takim razie na spokojnie po obiedzie sie spotkać. Nie ma co odkładać na ostatnią chwilę.
Babeczki? To przeurocze! Wolałby mieć niespodziankę i tego nie wiedzieć, ale nie jego decyzją to było. Słysząc zatem jak rozważa targanie babeczek ORAZ przyborów, mimo jego nieco rozjaśnionego uśmiechu pokręcił głową lekko.
- Daj spokój, nie będziesz targać tobołów, wezmę swoje rzeczy. Po składniki też mogę skoczyć, najlepiej jakbyś po prostu przyszła, byłbym zobowiązany.
Gdyby to było spotkanie rodów czy coś, pewnie dodatkowo by się jej skłonił lekko, niczym esencja gentlemana, jednak jako że byli w szkole i rozmawiał z koleżanką, a nie prezydentem czy cokolwiek, powstrzymywał takie odruchy. Zamiast tego po prostu uśmiechnął się do niej zachęcająco, będąc szczerze gotowym przynieść wszystko samemu.
Hufflepuff |
100% |
Klasa VII |
17 |
bogaty |
Hetero |
Pióra: 40
Raphaela kojarzyła zawsze jako miłego, uroczego chłopaka, ale to, jak się wobec niej zachowywał, było naprawdę miłe! Jak nie tylko umiał zaproponować od razu termin i godzinę spotkania, ale też przy okazji sugerował, że on przyniesie wszystko…
Chociaż naprawdę poczuła się bardzo miło potraktowana, to jednak nie chciała zrzucać wszystkiego na jego głowę. Ani barki. Ani na nic innego! Sama może nie była wielka i umięśniona, ale dźwigać jeszcze potrafiła!
— Och, daj spokój, bo jeszcze pomyślę, że potrzebujesz mnie tam tylko ze względów dekoracyjnych – wywróciła oczami, chociaż ani jej głos, ani jej uśmiech nie zdradzały, żeby czuła się oburzona. Bo w sumie się nie czuła! Tylko chciała zaznaczyć, że nie musi brać wszystkiego na siebie. – To Ty przynieś składniki, ja przyniosę chociaż swój kociołek – stwierdziła, nim skinęła głową w stronę przewieszonej na ramieniu torby, do której wcisnęła wyczyszczony przed momentem przedmiot.
wątek przedawniony, zt x2
Ravenclaw |
75% |
Absolwent |
35 lat |
średni |
Homo |
Pióra: 0
29 września 2020 roku; 9:00
Choć pora była wczesna, jako że zajęcia eliksirów były tego dnia pierwszymi na planie zajęć, profesor Beatrice Edwards niezwykle rzadko zwracała uwagę na to, że może niektórzy są jeszcze zaspani czy po prostu rozproszeni. Na szczęście nie była całkowicie punktualna i weszła do sali pięć minut po rozpoczęciu zajęć więc można było zająć stanowiska i przygotować się jakkolwiek do kolejnego dnia nauki. Wkrótce jednak drzwi otworzyły się i do sali weszła niewysoka, elegancka kobieta, stukając niewysokimi obcasami gdy pewnym krokiem, z wysoko uniesioną głową, zmierzała do swojego biurka.
- Moi drodzy, już jestem! - Powiedziała donośnie, energicznie obracając się ku klasie jak tylko zaszła za biurko, aż włosy opadły jej miękko na jedno ramię. - Bez zbędnych wstępów, dzisiaj będziemy uczyć się jak uwarzyć antidotum na popularne trucizny. Nigdy nie wiemy co nas spotka, i kiedy, a z uwagi na dość często dochodzące do moich uszu skargi na uczniów snujących się po Zakazanym Lesie, przynajmniej spróbuję ograniczyć ofiary śmiertelne.
Ktoś umarł? Nie, ale nie zamierzała sprostować swoich całkowicie świadomie sformułowanych słów, tak żeby jeśli to możliwe, wzbudzić jednak nieco respektu do leśnych terenów wokół Hogwartu, jak i może zniechęcić do szlajania się tam nocą przynajmniej. Co z tym jednak uczniowie zrobią, to ich, Beatrice miała świadomość, że jak będą chcieli, i tak pójdą gdzie im się żywnie podoba, sama kiedyś była przecież młoda.
- Jeśli cokolwiek was ugryzie, należy zakładać, że mogło wydzielać jad. Ten eliksir niweluje efekty jadu większości z żyjących w naszym lesie stworzeń, zatem jest duża szansa, że jak uda wam się w porę go wypić, może nie zostaniecie kalekami, albo pogrzebani, zależnie od stworzenia. Każdy ma przy stanowiskach wszystkie potrzebne składniki, warzyć będziecie z książek, mam nadzieję, że wszyscy podręczniki zabrali? - Popatrzyła po uczniach. - Jeśli nie, musicie prosić kolegów i koleżanki o pomoc. Składniki dostaliście w takich samych ilościach, sami musicie wymierzyć ile i w jakiej kolejności dodać do eliksirów, czytanie ze zrozumieniem się kłania. Ja będę pilnować Waszej pracy, odpowiadać na pytania, jeśli też będziecie mnie potrzebowali, krzyczcie. Do dzieła!
Zasady warzenia eliksirów odbywają się niemal tak samo, jak w udostępnionej mechanice. Wyjątkowo, z uwagi na obecność nauczyciela, jeśli posiadasz w skrytce mniej punktów Eliksirów niż 5, do wyniku obowiązuje Cię każdorazowo +2 punkty z uwagi na nadzór i wsparcie profesora. Jeśli masz 5 lub więcej, obowiązuje Cię +1 punkt. W jednym poście można na raz wykonać więcej niż jeden krok, jednak odpowiednio przy każdym dodaniu eliksiru obowiązuje rzut kostką, zatem pod postem należy wtedy wkleić po kolei kod wyniku dodawania każdego składnika.
Uwaga! Należy rzucać kostką po kolei, nie jest możliwe wybranie, która kostka dotyczy którego kroku w warzeniu eliksiru. Będzie to weryfikowane, kochani, nie oszukujmy, Beatrice bardzo tego nie lubi.
Uwaga v2! Jeśli chcesz dodać punkty Eliksirów, musisz to zrobić zanim napiszesz pierwszego posta na zajęciach. Po pierwszym poście obowiązują Cię punkty, z jakimi zacząłeś zajęcia.
Kod dodawania składnika:
Kod: [b]punkty Eliksirów - k6 =[/b] … (+2 jeśli masz mniej niż 5 punktów Eliksirów, +1 jeśli masz 5 lub więcej punktów)
Suma:
..jeżeli 5 lub mniej - porażka całkowita, rzut na efekt uboczny
..jeżeli 6 i więcej - wszystko dobrze, robisz dalej
Jeśli w pierwszej części warzenia eliksiru dodanie składnika nie uda się i obowiązuje Cię efekt uboczny, który nie dyskwalifikuje Cię z możliwości zaczęcia od nowa (na przykład po prostu eliksir zgasł), możesz spróbować od początku. Być może uda się wtedy ukończyć eliksir i zdobyć więcej punktów?
Jednak jeśli zaliczysz porażkę w drugiej części eliksiru, niestety nie starczy ci już lekcji i jesteś zmuszony odejść z jakimkolwiek efektem, jaki przyszło Ci przyjąć na klatę.
Każdy uczeń może poprosić o pomoc sąsiada po swojej prawej lub lewej stronie. Otrzymuje wtedy +1 do sumy, warunkiem jest jednak by osoba pomagająca miała więcej punktów startowych niż potrzebująca. Pomóc można tylko raz podczas całego eliksiru.
Antidotum na Popularne Trucizny
Eliksir, który przeciwdziała popularnym truciznom, jak np. ukąszenia i użądlenia różnych stworzeń.
Czas warzenia: do 50 minut
Składniki: 1 bezoar, 2 miarki składnika standardowego, szczypta sproszkowanego rogu jednorożca, 2 jagody z jemioły, woda miodowa, gałązki mięty, duszona mandragora, esencja z lawendy
Instrukcja: Część I
1. Wkładasz jeden bezoar do moździerza.
2. Rozdrobnić je na bardzo drobny proszek.
3. Dodać cztery miarki proszku do kociołka.
4. Dodać dwie miarki składnika standardowego do kociołka.
5. Podgrzewać na średnim ogniu przez pięć sekund.
6. Machnąć różdżką nad kociołkiem.
7. Zostawić napar na 40 minut (kociołek cynowy), 34 minut (kociołek mosiężny) lub 30 minut (kociołek miedziany).
Część II
1. Dodać szczyptę sproszkowanego rogu jednorożca do kociołka.
2. Mieszać dwa razy, zgodnie z ruchem wskazówek zegara.
3. Dodać dwie jagody z jemioły do kociołka.
4. Mieszać dwa razy, przeciwnie do ruchu wskazówek zegara.
5. Machnąć różdżką nad kociołkiem.
Poniżej znajduje się graficzne zobrazowanie klasy, ławki są czteroosobowe, każdy może usiąść w wybranym wolnym miejscu (proszę o zaznaczenie w poście lub zgłoszenie do Dani gdzie dana postać siedzi). Klik w SPOILER poniżej.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
Prawie miesiąc minął i Oriane mogłaby szczerze przyznać, że prawie już przywykła do zamkowych przeciągów oraz powietrza podziemnych dormitoriów jednocześnie bardziej orzeźwiającego w swoim chłodzie ale i jakby gęstszego, mniej przyjemnego, jak gdyby jego piwniczna wilgoć osiadała na płucnych rzęskach. Jeśli jednak miałaby być całkowicie szczera, po miesiącu w nowej szkole, odnalazła w sobie swego rodzaju upodobanie dla parteru a nawet dla wilgoci piwnic - zapewniały bowiem bezpieczeństwo przed znienawidzonym zdrowotnym hazardem ruchomych schodów, których od pierwszego z nimi kontaktu próbowała unikać jak ognia. Doprowadziło to do odkrycia interesujących zakątków oraz bocznych przejść, co nie zmieniało faktu, że szkoła nie przejmowała się najwidoczniej potencjalnym zagrożeniem żyć uczniów.
Pojawiwszy się w sali eliksirów nie dostrzegła wielu twarzy; cóż, od dawien dawna była poranną ptaszyną, poza tym podziemna sala znajdowała się zdecydowanie bardzo blisko dormitoriów. Być może ten dzień będzie jej życzliwy - bo przynajmniej do tej pory na to się zapowiadało. Położyła swoje rzeczy na blacie jednej z ostatnich z ławek. Ori nie była wielce wybiórcza jeśli chodziło o umiejscowienie w sali a ostatnie ławki na dodatek miały zaletę bliskości półek ze składnikami. Oraz drzwi wyjściowych.
Jeśli istniało coś poza ruchomymi schodami do czego dziewczyna najpewniej nigdy się w Hogwarcie nie przyzwyczai były to szkolne szaty. Tak, dokładnie, szaty - ta najbardziej zewnętrzna część mundurka o absurdalnie szerokich rękawach, co miały w zwyczaju pałętać się gdzie popadło i przeszkadzać w dosłownie wszystkim. Jak zawsze więc na zajęciach z eliksirów pierwszym co zrobiła po zajęciu stanowiska było zdjęcie szaty szkolnej. Poprawiła krawat, mankiety - żeby prezentować się jeszcze perfekcyjniej - i, przygotowawszy podręcznik, zabrała się skrzętnie do pracy zgodnie z poleceniem madame Edwards. Tłukąc i miażdżąc, i ucierając bezoar cieszyła się wewnętrznie, że zebrała tego dnia włosy we fryzurę typu half up, half down. Przyjemnie było nie musieć użerać się z pasemkami wpadającymi do oczu.
10-1+1=10
Cztery miarki sproszkowanego bezoaru? Bezproblemowo! Czas był na składnik standardowy. Leciutko zmarszczyła nosek, zastanawiając się, co było w tej konkretnej mieszance? Fakt, że receptura potrzebowała rogu jednorożca był już wystarczająco nieprzyjemny.
10-5+1=6
Psss! Eliksir parsknął jej w twarz parą w podzięce za kolejne dwie miarki pożywki. Wszystko wciąż szło gładko, odpukać w niemalowane drewno.
- Un, deux, - zaczęła odliczać sekundy pod nosem, w skupieniu mrużąc lewe oko jak to miewała w zwyczaju i przygotowując różdżkę -trois, quatre, cinq.
Fru! Machnęła nad kociołkiem różdżką po czym usiadła na swojej bezceremonialnie rzuconej na krzesło szkolnej szacie, zastanawiając się, co do cholery ma ze sobą zrobić przez kolejne czterdzieści minut?
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 87
Cóż, z tego, co usłyszała na lekcji od Edward (i co prawdopodobnie wiedziała już cała szkoła, skoro profesorowie o tym wiedzieli), wcale tak dużo nie straciła, nie przychodząc na ten wyścig. Bo chyba o to chodziło. Nie kojarzyło żadnego późniejszego wydarzenia, podczas którego uczniowie mieliby błąkać się po Zakazanym Lesie, więc to musiało być to. I najwidoczniej część dała się głupio złapać. Cóż, egoistycznie cieszyła się, że nie należała do tego grona.
Kiedy usłyszała, co będą robić, jakoś nie była przekonana. Zerknąwszy na podręcznik, dostrzegła, że receptura jest cholernie skomplikowana. O wiele bardziej niż eliksir, który warzyła z Roycem. Swoją drogą, zerknęła na niego, a raczej jego plecy, jakieś dwie ławki dalej. Od tamtego incydentu, w którym powiedzieli sobie nieco za dużo (a on, o dziwo, nawet zwrócił jej torbę i to w jednym kawałku!) nie odzywali się do siebie. Może to nawet i lepiej, przynajmniej nie szargał niepotrzebnie jej nerwów. Wystarczająco musiała go znosić podczas narzeczeństwa.
Siedziała dzisiaj z Aurorą. Z tego akurat się cieszyła, bo dogadywały się świetnie nawet po rozstaniu. To było chyba niebywałe. Jednego ex chętnie by zamordowała i zakopała w Zakazanym Lesie, a jej przypadek był… zupełnie inny.
Tak czy inaczej, niechętnie i bez przekonania sięgnęła po bezoar i wrzuciła go do moździerza. Siły akurat miała dostatecznie, żeby go rozdrobnić – aczkolwiek Edwards, gdy zajrzała do naczynia, poleciła, żeby rozbiła na jeszcze drobniejszy proszek. No dobra. Drobniej to drobniej.
Najwidoczniej jednak drobno było za drobno, bo jak tylko wrzuciła odmierzone cztery miarki do kociołka, ten zaczął bulgotać, a na prawą dłoń spadła jej gorąca, kleista maź, którą zaraz strząsnęła. Chyba coś poszło mocno nie tak. Cazzo.
To nie ból ją przeraził a fakt, że za moment na jej dłoni zaczęły pojawiać się pióra. Czuła dziwne mrowienie praktycznie na całym ramieniu co oznaczało jedno – cała jej ręka zmieniła się w cholerne, jebane skrzydło.
Cudownie. Czy nie powinna pójść do skrzydła szpitalnego, żeby to jakoś ogarnąć?
Na pewno wiedziała jedno. Przez jakiś czas była wykluczona z robienia absolutnie wszystkiego. Nie miała nawet czym pisać ani trzymać różdżki!
2 - 1 +2 = 3
Efekt uboczny: 6
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 |
bogaty |
Hetero |
Pióra: 58
Eliksiry nigdy nie były jej mocną stroną. Poza tym wychodziła z założenia, że nie wszyscy musieli umieć wszystko. Ona, na przykład, świetnie radziła sobie z tańcem, a poza tym też z astronomią. I wieloma innymi dziedzinami magii! Eliksiry były dla niej niezrozumiałe, chociaż na pewno potrzebne do funkcjonowania czarodzieja.
Nie miała pojęcia, o jakich wybrykach w Zakazanym Lesie mówiła profesor Edwards i chyba w tłoku jej to umknęło, bo o wiele bardziej przejmowała się skomplikowaną recepturą, którą widziała przed oczami w podręczniku. Poza tym, czas warzenia eliksiru był strasznie długi i… generalnie była sceptycznie nastawiona. W dodatku nie mogła liczyć na wsparcie niczyje, poza profesorem, i to jej wcale nie podbudowywało.
Niepewnie sięgnęła po bezoar i zaczęła go rozdrabniać w moździerzu. Już to nie było dla niej łatwym zadaniem, bo składnik jakby w ogóle nie chciał współpracować i zdawało jej się, że przerobienie go na proszek zajmowało jej wieki. Dopiero po jakimś czasie, a być może milionach lat, dorzuciła go do bulgoczącego kociołka, i najwidoczniej jedna miarka zawierała w sobie zbyt wiele proszku, bo eksplozja wypełniła salę, a z kociołka porządnie się dymiło.
Skuliła się tylko w sobie, zdołowana tak spektakularną i głośną porażką, czekając już tylko na śmiech kolegów i naganę profesora.
2 - 5 +2 = =1
Efekt uboczny: 5
Ravenclaw |
75% |
Klasa VII |
18 |
zamożny |
? |
Pióra: 0
Oczywiście, że podręcznik do eliksirów przewertowała w tę i z powrotem. Dokładnie tak samo, jak każdy inny podręcznik – i chociaż dopuszczała do siebie myśl, że w praktyce może nie pójść jej wcale tak wyśmienicie, na pewno nie bała się spróbować. Może eliksiry nie były jej konikiem i większą miłością darzyła inną, bardziej teoretyczną dziedzinę magii, to uważała, że każdy przedmiot jest potrzebny i najchętniej chodziłaby na dosłownie każdą lekcję, na jaką tylko mogła.
Wrzesień już się kończył, a ona miała wrażenie, jakby przeleciało jej gdzieś pół roku. Ciągle coś robiła, czegoś się uczyła, kogoś odganiała i ostatecznie kończyło się… nijak, bo jej codzienność sprowadzała się do lekcji, nauki, prac domowych i jeszcze większej ilości nauki.
Przynajmniej była zadowolona z faktu, że ponownie w szkole pojawiła się jedna z niewielu osób, którą mogła nazwać bliską, i która jej nie denerwowała.
Siedząc pomiędzy Rue a Zanderem, tylko jednym uchem słuchała słów profesorki, swoją uwagę skupiając na prześledzeniu receptury eliksiru, dla przypomnienia. Nie umknęło jej uwadze, że ten był bardzo długi i dość długo się go warzyło, ale ponieważ nauczycielka nadzorowała przebieg lekcji, nie powinno być tak źle, nie?
No właśnie, chyba nie do końca. Gdy tylko rozdrabniała bezoar, słyszała już pierwsze efekty i ciężkiej pracy, i efektów ubocznych. Wściekłe syki, przekleństwa sypiące się pod nosem. A kiedy sama miała dodać miarkę sproszkowanego składnika, podskoczyła nagle, słysząc potężny wybuch gdzieś po swojej lewej stronie. Najchętniej spiorunowałaby właściciela kociołka spojrzeniem, ale wtedy i jej kociołek wybuchł. Może nie tak potężnie, ale zauważyła, że naczynie do niczego się już nie nadawało, a ona skończyła z mokrymi spodniami.
Fantastycznie. Tyle z jej optymizmu.
2 - 2 + 2 = 2
Efekt uboczny: 8
Slytherin |
50% |
Klasa VI |
16 |
zamożny |
Bi |
Pióra: 0
Oczywiście, że słyszała, co takiego działo się w Zakazanym Lesie kilka tygodni temu, nie była przecież głupia. Głupia byłaby także, gdyby nie dostrzegła sukcesu Mickey’ego. W końcu to było niebezpieczne! Ciemny las, pełen niebezpiecznych stworzeń, kompletnie nieoświetlony, wściekła prędkość i nielegalny wyścig… Niemalże czuła sama tę adrenalinę i szum powietrza w uszach, gdy pędziło się na miotle! Cóż, sama by jej nigdy nie dosiadła, och, nie, nie nadawała się do tego kompletnie – takie zabawy zostawiała dla większych chłopców. I dla dziewczynek, które chciały bawić się w chłopców.
Dzisiaj natomiast siedziała już obok swojej zdobyczy i uśmiechała się do niej (tudzież jego), gdy Edwards wspomniała coś o tym incydencie z Zakazanego Lasu. Mickey nie tylko wygrał ten wyścig, ale należał do grona tych mądrzejszych, którym udało się uciec. Była z niego bardzo, bardzo dumna.
Nieco mniej zadowolona była z faktu, że obok musiał przygruchać sobie tę zdziwaczałą przybłędę, która na kilometr wyglądała na zwykłą, prostą, wiejską dziewczynę bez polotu i krztyny klasy. Nie rozumiała, co taki chłopak jak Mickey w niej widzi, no ale niech mu już będzie. Każdy ma jakieś swoje dziwactwa. Może Mickey lubił się opiekować biednymi, bezradnymi dziewczynkami. Nie miała nic przeciwko temu, póki oficjalnie był jej.
Przeniosła wzrok na Edwards, ale o wiele bardziej od słuchania była zajęta ocenianiem jej stroju. Uważała nauczycielkę za atrakcyjną, zgrabną, ale kompletnie nie miała gustu do ubioru. No, może czasami potrafiła zachwycić i zadziwić… ale to nie był jeden z tych dni.
Niechętnie zabrała się za eliksir, który wyglądał szalenie skomplikowanie. Nie była znowu taka najgorsza w eliksirach, ale lepiej jednak radziła sobie z transmutacją…
Choć była to transmutacja prosta. No nieważne.
Wzięła do ręki bezoar, przyglądając mu się, jakby był co najmniej wymiocinami trolla. Wrzuciła go z lekką dozą obrzydzenia do moździerza i… I co, miała to teraz sama rozdrobnić? Ale tak własnymi rękami? Ona? Nie ma takiej mowy.
— Mickey… - westchnęła, patrząc na niego wielkimi oczętami najbardziej bezbronnego kociaka, jakiego tylko mógł sobie tylko wyobrazić. – Mógłbyś mi odrobinkę pomóc? – spytała i oparła się bokiem o ławkę, dłonią delikatnie dotykając jego umięśnionych ramion. – Chyba sobie nie poradzę z tym moździerzem… Ale Ty jesteś taki silny… - zatrzepotała jeszcze dodatkowo rzęsami.
Och, był silny. W końcu byle kto nie zostaje pałkarzem!
Najważniejsze jednak, że podziałało. I przez moment mogła podziwiać jego pracujące ramiona napinające się pod szkolną koszulą… uśmiechnęła się, gdy podał jej gotowy proszek i posłała jeszcze buziaka w ramach wyrażenia wdzięczności.
Była lekcja, więc na więcej nie chciała sobie pozwalać, skoro Edwards w każdym momencie mogła podejść i jeszcze ich przesadzić! O nie, nie chciała siedzieć obok byle kogo.
Dodała więc proszku do gotującej się wody czekającej tylko na rozpoczęcie eliksiru… i sama nie wiedziała, co poszło nie tak. Przecież wsypała tyle proszku, ile trzeba było! Może rozproszyła się przez te wybuchające dokoła kociołki?
W każdym razie, do orkiestry wybuchów dołączył także i jej kociołek. Wybuch nie był wcale taki spektakularny… jednakże teraz jej kociołek wyglądał bardziej jak mocno kontuzjowany cedzak niż naczynie do warzenia eliksiru.
Przez chwilę stała w osłupieniu. Potem zaczęła oddychać głęboko, aż w końcu powachlowała się dłonią, mrugając, jakby chciała rozproszyć łzy.
— Nie wiem, co zrobiłam nie tak… – rzuciła kompletnie płaczliwym tonem, jakby była na skraju załamania z powodu tak spektakularnej porażki…
3 - 6 + 2 = -1
Efekt uboczny: 8
Eliksiry! Idealnie! Ulubiony przedmiot Madeline i to z samego rana. Z samego rana, kiedy zwykle brakuje energii na cokolwiek, ale przecież zadania praktyczne na tych zajęciach to sama przyjemność i idealne rozpoczęcie dnia. Do sali wparowała niemal tanecznym krokiem - a już na pewno był w tym wszystkim jakiś rytm, nawet jeśli tylko ona sama go czuła. Nim profesor zdążyła przyjść, Puchonka usadowiła się wygodnie na blacie, tuż obok kociołka, przy Milesie.
- No hej - przywitała się z uśmiechem, machając mu jeszcze dodatkowo przed twarzą, jakby tylko chciał spróbować ją zignorować.
Chyba nie miał ku temu powodów, a ona podobnie nie miała powodów, by posądzać go o takie zachowanie, jednak nie wszystko musiało być sens, a ona... Cóż, ogólnie zdawała się czasem ekscentryczna. Takie gesty to zdaje się najmniejszy problem.
Z blatu zsunęła się dopiero na widok nauczycielki, następnie wykonała marne pół piruetu i pochyliła się, opierając łokcie na stole przed sobą. Nawet przez chwilę słuchała uważnie, po czym wyprostowała się z westchnieniem i dźgnęła Milesa łokciem.
- To o tym, co działo się, nie wiem, dwa tygodnie temu? - dopytała.
Zaraz po tym oparła się o stolik za sobą, jakby nie mogła ustać w miejscu i zastanowiła się chwilę, po czym obróciła głowę do Milesa.
- Ciebie nie było, tak?
Oby. Oby go nie było. Oby nic nie wiedział. Splotła nawet ręce na piersi. W końcu, gdyby tylko sama wiedziała, pobiegłaby tam pierwsza. Zakłady? Halo? I ktoś jej nie powiedział? Zaszła tu chyba jakaś pomyłka!
Niedługo później jednak był czas rozpoczęcia eliksirów. I super! W końcu była w tym dobra. I może wierzyła w siebie tylko nieco za bardzo, bo już przy dodaniu pierwszego ze składników wywar wystrzelił nieznacznie w górę i wylądował na jej dłoni.
- No tak nie powinno być... - mruknęła patrząc na swoją rękę. - Przynajmniej nie wypaliło mi dziury.
... W ręce. Faktycznie dobrze!
A jednak zaraz efekty uboczne zaczęły dawać o sobie znać i jej ręka zaczęła stopniowo obrastać w pióra. Ona z kolei stała, jakby była zafascynowana tym, co się działa. Spojrzała kontrolnie na kociołek, który na szczęście już nie bulgotał.
- Erm... Ale nie boli.
punkty Eliksirów - k6 = 8 - 6 (+1) = 3
efekt uboczny: 6 - opierzenie
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 162
Cóż, ostatnio Philip nie miał najlepszego humoru i nie zapowiadało się wcale, aby miało się to zmienić. Właściwie nie był pewien, czy zwlecze się dziś z łóżka i ominął śniadanie, jednak ostatecznie zjawił się w sali niecałe pięć minut po czasie... I ku jego zdziwieniu, okazało się, że szczęście postanowiło sprzyjać mu w jednym. Profesor weszła dopiero po tym, jak zajął przypadkowe miejsce - obok Oriane, na którą początkowo nawet nie spojrzał.
Gdy Edwards tłumaczyła, co będą dziś robić, otworzył podręcznik na odpowiedniej stronie, podparł głowę ręką i zaczął mazać coś po marginesie. Czy widać już, jak bardzo nie obchodziły go dzisiejsze zajęcia? I nawet nie chodziło o ich temat, czy też przedmiot! Właściwie zwykle lubił eliksiry... Tak tylko złożyło się, że ostatnio nie lubił niczego.
Westchnął cicho i nim zaczął pracę nad własnym wywarem, zwrócił uwagę na to, kto siedzi obok niego. Możliwe, że zawiesił na Oriane wzrok na nieco dłużej niż powinien.
Po chwili zamrugał parę razy oczami, jakby ocknął się właśnie i postanowił - słusznie zresztą - że to czas zabrać się do pracy.
Erm... No tak. Eliksir. Ledwie zerknął z powrotem do podręcznika, żeby sprawdzić, co powinien zrobić jako pierwsze. Zaraz byle jak rozdrobnił bezoar - żeby on również wiedział, jak bardzo nic go dziś nie obchodziło - i dodał proszek do kociołka. Wpierw chciał nawet wsypać proszek na oko, jednak uznał, że skoro już się tu zwlekł, da z siebie jakieś minimum i użył miarki. Jedna, druga... Już tutaj było coś nie tak. Eliksir szybko stał się dziwną, szarą breją i już teraz był pewien, że nic z niego nie będzie. Przyszło mu jedynie na myśl, że odzwierciedla to jego dzisiejsze uczucia, a następnie zmarszczył brwi i skarcił się w myślach za bycie przesadnie dramatycznym... Nie, nieważne. Zaraz druga próba.
Punkty Eliksirów - k6: 4 - 6 (+2) = 0
Efekt uboczny: 4 - szara breja
Hufflepuff |
0% |
Klasa VI |
16 |
ubogi |
? |
Pióra: 0
Nie czuła się najlepiej. Nie lubiła przebywać wśród ludzi. Ludzie oznaczali natłok myśli i bodźców, a ona z tej plątaniny nie była w stanie wychwycić ani jednego sensownego słowa. Nie potrafiła się również skupić. Dlatego też lekcje były dla niej katorgą, a jeśli czegoś się uczyła, to najczęściej sama, w jak najdalszym zakątku zamku, z książką w ręce.
Eliksiry jednak były jednym z tych przedmiotów, których z podręczników się nie mogła – nic więc dziwnego, że była z nich diabelnie słaba. Była tego świadoma i nie wiedziała w zasadzie, dlaczego wybrała ten przedmiot. Chyba miała kiedyś nadzieję, że napary będą w stanie pomóc zwierzętom, którym się miała zamiar zajmować.
Dzisiejsze antidotum brzmiało dla niej bardzo korzystnie, ale sama receptura wyglądała na bardzo, ale to bardzo skomplikowaną. Nie sądziła, że będzie w stanie ją wykonać. Mickey był nieco lepszy z eliksirów i chociaż była wdzięczna, że postanowił usiąść obok niej (chociaż nadal nie wiedziała właściwie, dlaczego), nie chciała go wykorzystywać. Ostatnimi czasy coraz częściej widziała go z dziewczyną, która dziś siedziała po jego drugiej stronie.
Nie lubiła jej. Za każdym razem, kiedy rzucała spojrzeniem w jej stronę, a ona akurat patrzyła na Florę, dostrzegała liliową poświatę okalającą jej sylwetkę. To nigdy nie był dobry kolor. Widziała go w Hogwarcie u większości ludzi i wiedziała, że powinna takich unikać.
Nie lubiła jej też z innego powodu. Ani razu, kiedy była obok Mickey’ego, nie dostrzegła wokół niej beżu przemieszanego z seledynem. Widziała wiele kolorów – dyniowy, szmaragdowy, sam seledynowy, albo i złoty, ale nigdy beżu łączącego się z seledynem. Uważała, że ktoś taki jak Mickey zasługiwał na osobę, która, patrząc na niego, będzie okalała się beżowo-seledynową aurą.
Niepewną dłonią sięgnęła po bezoar, tak jak było napisane w podręczniku, i wrzuciła go do moździerza. Zaczęła go samodzielnie rozdrabniać. Nie było to aż takie ciężkie, przypominało jej nawet pracę na rodzinnej farmie – chociaż wtedy w najcięższych pracach najczęściej wyręczali ją bracia, tak jak teraz Mickey wyręczał Laurel. Nie była pewna, czy proszek ma odpowiednią grubość, ale nie chciała też zawracać nikomu głowy, dlatego sama postanowiła dosypać odpowiednią dawkę.
Jednakże raz za razem zaczęły wybuchać kociołki, co tylko wzmacniało poziom jej stresu, a apogeum osiągnął, kiedy tuż obok ramienia Mickey’ego eksplodował kolejny eliksir. Sądziła, że z jej naparem stanie się to samo, jednakże eliksir zaczął zaskakująco wirować i zmniejszać swoją objętość, aż kompletnie zniknął.
Przez moment patrzyła w oszołomieniu na kociołek. Chciała zapytać Mickey’ego, czy też to widział, ale nie chciała mu przeszkadzać i…
I co właściwie miała teraz zrobić?
2 - 5 + 2 = -1
Efekt uboczny: 9 - wirujące zniknięcie
Hufflepuff |
100% |
Klasa VII |
17 |
bogaty |
Hetero |
Pióra: 40
Przychodząc na dzisiejsze zajęcia, nie sądziła, że usłyszy na nich o tym wybryku sprzed dwóch tygodni, o którym, rzecz jasna, nie wiedziała. Trochę była zła, bo ani się nie zorientowała, ani nie widziała na korytarzach nikogo wymykającego się z zamku, a, jak mówił woźny, osób tych wcale nie było tak mało. I to jeszcze wybrali się do Lasu w nocy, gdzie niebezpieczeństwo jest największe! Jak nic chcieli się pozabijać!
— Słyszałaś o tym? – szepnęła do siostry, obok której, jak zwykle, siedziała. – Podobno woźny złapał kilku uczniów wałęsających się w środku nocy po Lesie. Nie wiem, co oni tam robili, ale na pewno nic mądrego i nawet im nie współczuję tych wszystkich szlabanów.
Sky rzadko się denerwowała czy złościła, ale to właśnie był jeden z takich momentów, w których można było wyczuć negatywne emocje w niej buzujące. Głównie dlatego, że odbierała tą sprawę osobiście! Miała wtedy dyżur i niczego nie zauważyła, więc to naturalne, że miała wyrzuty wobec siebie, że zawaliła sprawę!
Natomiast kiedy usłyszała od Edwards, co będą robić, zdziwiła się mocno. Miała wrażenie, że jest to jakaś jedna wielka kara za to, co się stało i przy okazji próba nastraszenia dzieciaków, że jak same będą wałęsać się po lesie i to bez odpowiednich umiejętności, to może się to naprawdę źle skończyć. Gdy patrzyła na recepturę w podręczniku, sama szczerze wątpiła, czy jej się uda. Była strasznie skomplikowana i wymagała dużej dawki uwagi. Nie miała wątpliwości, że Merry sobie poradzi, ale…
No nieważne.
Sama zabrała się za tworzenie eliksiru. Najpierw starannie, w milczeniu roztarła bezoar w moździerzu i odmierzyła ostrożnie cztery miarki. Na tym etapie już słyszała wybuchające kociołki i piski, co tylko upewniało ją w przekonaniu, że to chyba jakaś zemsta profesorów za wybryku z tamtejszej nocy. Kiedy Skyler dodała swój bezoar do gotującej się wody, nic się nie stało. O dziwo! Sama była w szoku! Jeszcze przez chwilę patrzyła i wyczekiwała na jakiś skutek uboczny, lecz kiedy ten nie nastąpił, ostrożnie sięgnęła po składnik standardowy i dodała dwie miarki. Także nic się nie stało. Nie chciała świętować przedwcześnie, ale to i tak było bardzo dużo! Sądziła, że receptura wyjdzie tylko Merry. Była chyba najzdolniejsza z całej klasy, ale może to było bardzo subiektywne odczucie.
Odliczyła dokładnie pięć sekund i machnęła różdżką nad kociołkiem. Nadal wszystko było w porządku! Niesamowite! Według podręcznika teraz zostało jej czterdzieści minut czekania, więc… Rozejrzała się po Sali, aby dostrzec, że niektórzy skończyli z dziurawymi kociołkami albo z opierzeniem na rękach. Nieźle. Jak nic była to zemsta nauczycieli za ten wybryk. Musiał być.
Zerknęła na skupioną Merry, a potem przeniosła wzrok na Raphaela obok.
— Jak Ci idzie? – zagadnęła z nadzieją, że nie rozproszy go zanadto. W końcu miała czterdzieści minut czekania na.. nie wiadomo co w zasadzie.
10 - 4 + 1 = 7
10 - 3 + 1 = 8
Pierwszy etap ukończony.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
zamożny |
Homo |
Pióra: 159
W zasadzie czy to była głupota, czy po prostu zgubna wiara w to, że to dobry pomysł i nic absolutnie koszmarnego z tego nie wyniknie, ale Yannis jakimś sposobem usiadł koło Lucasa na tych zajęciach. To nie mogło skończyć się dobrze, to nie miało prawa nawet skończyć się neutralnie, ale i tak to zrobił wierząc, że skoro ich relacja ostatnio nabrała nieco innego charakteru i ewidentnie coś się dzieje między nimi, nawet już przyjął to na klatę i nie udawał, że nic się nie dzieje, to teraz przestaną magicznie się kłócić i krytykować na każdym kroku.
Naturalnie, był też na tyle hipokrytą, że tak jak komentarze Lucasa traktował jako atak, okazanie arogancji czy wywyższanie się ponad niego, tak kiedy to on komentował poczytania Lucasa, to niby robił to w dobrej wierze. Bo przecież to coś zupełnie innego, jedynie pouczał go żeby wspólnie nauczyć się więcej! Tylko ta nauka zwykle działać miała w jedną stronę, dla obu Krukonów, i w efekcie ich dyskusje nie miały końca.
Ze skupieniem słuchał wszystkiego, co profesor miała do powiedzenia, marszcząc brwi tylko na jej komentarz o wychodzeniu do Zakazanego Lasu. Spojrzał pytająco na Lucasa, trochę niepewny czy to nawiązanie do konkretnego przypałowego zgromadzenia, o którym tylko słyszał, czy może coś jeszcze się działo.
Ale nie chciał niemal w pierwszej ławce gadać jak profesor jeszcze wyjaśniała co zrobić, a brzmiała generalnie jego zdaniem na wkurzoną o cokolwiek, do czego nawiązywała. Skinął więc tylko głową jak ogłosiła początek zajęć i sięgnął do podręcznika, szukając przepisu na eliksir.
- Nadal jeszcze mówi o tym co dwa tygodnie temu było, czy coś jeszcze się podziało? - Zagadnął do Lucasa ściszonym głosem. Zatem bezorar, jasne. Chwycił moździerz i zaraz ucierając składnik, zerknął na Lucasa, oczekując odpowiedzi. Dodał też niedługo dobrze utarty składnik.
9 - 2 + 1 = 8 - we're good
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 137
Nie wiedział zupełnie co będzie na dzisiejszych zajęciach i szczerze przyszedł w ogromnej radości i beztrosce, że absolutnie nic złego i tak ich nie czeka, bo dlaczego miałoby? Zajęcia bywają trudne, każde, ale nigdy niebezpieczne, nie było się czym martwić. Czasem jednak życie zaskakiwało, na przykład na tych zajęciach, jak się miało okazać.
Miles zajął miejsce między Mad a Ethanem, ciesząc się z doborowego towarzystwa.
- To chyba o tobie. - Rzucił szeptem z rozbawieniem do Ethana jak usłyszał wspomnienie o Zakazanym Lesie. Dobrze, że jego nie było! Uniknął kuli. Tak? Spojrzał na Mad kiedy ta mówiła, kiwając głową krótko.
- Pewnie tak, w sumie wyszedł spory przypał. - Rzucił, wzruszając ramionami. - Nie, miałem wenę twórczą i wiesz jak jest, trzeba kuć żelazo póki gorące.
Mrugnął do niej z uśmieszkiem, po czym słysząc jak profesor zakończyła wprowadzenie, sięgnął do podręcznika. Ale w sumie nie słuchał, bo się rozproszył, więc popatrzył na jakiej stronie otwiera podręcznik Ethan, dopiero wtedy samemu szukając odpowiedniego przepisu. A jak znalazł i zaczął czytać, lekko zmarszczył brwi. Ale po co ucierać coś, co i tak w całości znajdzie się w eliksirze? Znaczy, nie był pewien czy całkiem w całości, kilka miarek, ale nie mogło być to więcej niż jeden cały bezoar!
Rozproszyła go jednak Mad, która już zaczęła w tym czasie eliksir, podczas gdy on sam kwestionował sens ucierania bezoaru. Popatrzył na jej rękę ostrożnie, po czym na nią, nie zamykając trzymanego podręcznika. W sumie niby tak, ale i tak troszkę się odsunął zeby i jego nie oblała, choć zaraz wywar przestał pluć. Tylko że jak przestał, ona zaczęła obrastać piórami. Uniósł wysoko brwi, przyglądajac się z absolutną fascynacją.
- Ale to byłby zajebisty obraz, jak nie zejdzie to może namalujemy? - Znaczy on namaluje, a ona będzie stać. - To byłoby świetne, nawet nie musiałbym wymyślać. Mogę pogłaskać?
Dziwne pytanie, ale jak nie oponowała, faktycznie pogłaskał jej pióra na ręce absolutnie w głębokiej fascynacji.
- Zajebiście. - Podsumował, po czym zatrzasnął podręcznik i odłożył, sięgając po bezoar. Popatrzył na niego krytycznie.
- To w sumie wygląda jak te cztery miarki, nie? - Rzucił, po czym bezmyślnie wrzucił cały do kociołka.
BOOM.
Skulił się na chwilę, okrywając głowę ramionami. Usłyszał tylko łup, zobaczył dym, i niego ogłuszony wyprostował się ostrożnie żeby skontrolować co się stało. Dziura w suficie, kawałki tegoż z kolei leżały obok niego. Hm... Niezbyt bezpiecznie tu jednak było.
- Ookej, czyli jednak to nie były cztery miarki. - Podsumował, otrzepując ramiona z kurzu i zerkając na profesor, która patrzyła na niego akurat z absolutnym politowaniem.
4 - 6 + 2 = 0
Efekt uboczny: 5; wywalamy sufit
Ravenclaw |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Hetero |
Pióra: 99
Szczerze nie wiedział o co chodzi z całą kwestią wyścigu w lesie nocą. Znaczy, słyszał i wiedział co się stało, kto został przyłapany, znał szczegóły nawet jak mu nie wszystko na głos powiedziano. Nie rozumiał jedynie jakim kretynem trzeba być żeby na to wpaść, jak i żeby nie przewidzieć, że no nie jest to zbyt inteligentne. I w sumie różne były, jak wiedział, nastroje wobec tego wydarzenia, ale z pewnością profesor była na to ostatecznie wściekła. Inna sprawa, że do pewnego momentu wiedziała, że uczniowie tam są, a Raphael nie wiedział co o tym myśleć...
Słuchał jej uważnie, próbując bardzo mocno skupić się na tym żeby słuchać tylko jej, a nie wszystkich innych plotkujących o tym wyjściu do lasu. Odetchnął cicho, przeglądając podręcznik i czytając uważnie całą instrukcję przygotowania antidotum. Nie wyglądało to na trudne, co nie? Chyba nie. Więc zaczął w głębokim skupieniu ucieraźć bezoar, próbując przy tym myśleć tylko i wyłącznie o tym. Ale nie zawsze się dało... Wiedział, że Skyler się odezwie zanim to zrobiła, zatem przeniósł na nią wzrok, już oczekując słów. Czasem tak robił, choć nieświadomie i z reguły starał się pilnować. Tylko teraz jakoś był rozproszony.
- Zobaczymy, może nie obrosnę w piórka. - Rzucił z lekkim uśmiechem, patrząc na nią łagodnie. Nawiązywał do wielu opierzeń wokół nich, choć w sumie na nich nie patrzył. Ale wiedział, naturalnie.
Odmierzył zatem miarki, raz, dwa, trzy, cztery, i spojrzał na kolejny składnik. Składnik standardowy, to łatwe, bo już było w stanie gotowym do dodania. Dosypał od razy dwie miarki, zamieszał, machnął różdżką w odpowiednim momencie... I tyle. Czekanie. Pokiwał głową z ukontentowaniem, po czym spojrzał na również bulboniący spokojnie wywar Skyler.
- Ten wypad do lasu nocą to było coś co najmniej nienormalnego. - Skomentował mimo słów dość spokojnie. - Chociaż to ironiczne, że profesor chce nasz nauczyć ewentualnego zadbania o siebie, a wszyscy dookoła wybuchają. - Dodał po chwili z lekkim rozbawieniem, choć też przy tym nieco gorzkim.
1 składnik: 9 - 4 + 1= 6 WHEW
2 składnik: 9 - 3 + 1= 7
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
19 |
średni |
Hetero |
Pióra: 17
Mimo że już od kilku lat znosił trudy uczęszczania na zajęcia tuż przed pełnią, to wcale z czasem nie robiło się to łatwiejsze. Bywały miesiące, kiedy dawał radę przebrnąć przez zajęcia znośnie, ale bywały też takie, w trakcie których skupienie i na nauce przychodziło z trudem.
To był chyba taki miesiąc.
Wtorkowe zajęcia zaczynały się eliksirami, co było istną katorgą dla wyostrzonych zmysłów. Dlatego też rano Noah poświęcił zdecydowanie więcej czasu na przygotowanie się do zmierzenia z całym dniem, pobiegał dłużej, pomedytował dłużej, wziął prysznic, zjadł pożywne śniadanie, ale do sali nie chciał wchodzić zbyt wcześnie. Wręcz starał się jak najpóźniej, ale nadal mając możliwość zajęcia miejsca w ostatniej ławce, skąd blisko było do drzwi. Tak w razie potrzeby.
Jednak zanim jeszcze w ogóle zbliżył się do klasy już czuł, że czeka go nie lada wyzwanie. Energia, którą czuł wędrującą pod skórą, bardzo unikatowe wibracje - jakby całe jego ciało synchronizowało się z nimi w mgnieniu oka - zapowiedziały kogo spotka zaraz za drzwiami klasy. Wiedział to, mimo że wcale Oriane za dobrze nie znał.
Nie pomylił się, bo jak tylko przekroczył prób, jego spojrzenie padło na jaśniutkich blond włosach i chociaż bardzo próbował skierować się w przeciwny kąt sali, to nic z tego nie wyszło, nogi zaprowadziły go na miejsce obok Ślizgonki. Na dodatek tuż przed sobą miał Biancę. Dzięki bogom, że Heather na te zajęcia nie chodzi, bo akurat dzisiaj, na dwa dni przed pełnią, chyba by postradał rozum.
Przywitał się z Oriane krótkim uśmiechem, po czym skupił na... chyba tylko i wyłącznie na tym, żeby siedzieć w miejscu i NIE słyszeć ani NIE czuć tego, co w tej chwili atakowało zmysły. Nie słyszał wiec w sumie słów profesorki, dopóki nie pogoniła ich do pracy. Jedynie spojrzał po składnikach znajdujących się na ławce, zerknął kątem oka na której stronie Oriane otworzyła podręcznik i bezzwłocznie zabrał się do pracy, jakby jego życie od tego zależało. Nie było to wcale proste, bo musiał zaangażować całą silną wolę jaką w tej chwili dysponował, ale udało mu się na tyle poświęcić warzeniu eliksiru, że tylko co jakiś czas spoglądał na boki, zaraz jednak zaciskał szczęki i wracał do pracy. Nie było miejsca na pomyłki.
Wrzucił do moździerza bezoar i nie odrywając od niego wzroku zaczął miażdżyć, aż proszek stał się tak drobny, jak mąka. Odmierzył dokładnie cztery miarki, niczym z precyzją aptekarza, prawie licząc każde ziarenko proszku. Wsypał do kociołka i zaraz po nim dodał dwie miarki składnika standardowego. Ustawił odpowiedni płomień i w myślach policzył do pięciu. Machnął różdżką i widząc efekt, który według podręcznika był doskonałym wynikiem na tym etapie, odetchnął ciężko i opadł na krzesło, opierając łokcie o blat stołu i dłońmi podpierając twarz, zasłaniając sobie tym samym wizję. Dobrze, pierwsza część najwyraźniej poszła zgonie z planem, miał teraz za to przerażająco dużo czasu na robienie... niczego. Dlatego też po paru sekundach odpychania myśli coraz bardziej kierujących się na prawo od siebie, poświęcił uwagę na sprzątnięcie niepotrzebnych przyrządów i składników, oraz przygotowanie tych na później.
1 składnik: 8 - 2 + 1 = 7
2 składnik: 8 - 3 + 1 = 6
Rasowy kujon i w trudnych warunkach will nail it.
|