Gryffindor |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 82
Skrzywiła się lekko. Niepotrzebnie w sumie pytała o Willa. Nie miała ochoty tu zostawiać, łeb ją, kurwa, napierdalał.
— Idź do Willa, ogarnij to, ja pójdę sama do dormitorium. Może znajdę po drodze jakiś eliksir na ból głowy.
Do skrzydła szpitalnego się nie wybierała, bo musiałaby odpowiadać na pytania, to raz… a dwa, miała coraz większe przeczucie, że niektórzy zdrowotnie ucierpieli bardziej na tym wyścigu. Więc da sobie radę sama, na jakimś eliksirku. Kto jak nie ona. Może któraś z dziewczyn będzie miała coś przeciwbólowego. Jak nie, to będzie musiała wytrzymać.
Westchnęła głęboko.
— No tak… Tylko sezon zacznę na szkolnej miotle – powiedziała to takim tonem, jakby lepiej szło się zabić i od razu pochować. – A kto wie, może będę latała cały rok na takiej.
Już chyba wolała tą popsutą.
z/t
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 lat |
ubogi |
Bi |
Pióra: 240
Pewnie Heather zupełnie inaczej by całe zachowanie odebrała i może faktycznie byłaby wściekła na Noah, gdyby tylko nie wiedziała jego pełnych motywów, gdyby nie znała sekretu, jaki w sobie nosił. Widziała, choć Noah nie zdawał sobie z tego sprawy, jak ze sobą walczył, jak bardzo starał się być najlepszą wersją siebie. Patrzyła jak robi wszystko żeby jakoś ułożyć to życie pomimo klątwy, jaką w sobie nosił. Nie rozumiała kiedyś skąd u niego te wszystkie emocje, tyle spięcia, tyle... Desperacji, czasem.
A gdy połączyła w końcu jedno z drugim, gdy doszła do prawdy, zrozumiała. W pierwszej chwili się przeraziła, trzymała się na dystans, próbując dostrzec czy na pewno ma rację, czy to ma prawo być. I gdy w końcu nie mogła od tego uciekać, gdy tak patrzyła na jego codzienność... Zrozumiała go. Zrozumiała to, jak był rozdarty między byciem dobrą, wspaniałą osobą, jaką był, a wszystkimi trudami, przeciwnościami, jakie napotykał po drodze i z którymi wciąż musiał walczyć. I wtedy, gdy pojęła całe spektrum jego osoby, na tyle w każdym razie, na ile mogła nie mając bezpośredniej wiedzy o wilkołactwie, a jedynie z dziesiątek książek, jakie przetrzepała szukając odpowiedzi, pokochała go. Pokochała jego dobre serce, umęczoną duszę, pokochała go całego.
I teraz, od dawna wiedząc z kim ma do czynienia, jak i od dawna będąc mu całkowicie oddaną, w chwilach trudnych jak ta ostatnia nie potrafiłaby nawet mieć mu za złe, że zachował się nie w porządku. Z innymi miała "układy", seks i nic więcej. Noah miał specjalne względy, gdzie niby miała ich relacja polegać na tym samym, ale przy tym zwyczajnie byli przyjaciółmi, a Heather dałaby się za niego pokroić.
- Wy, mężczyźni, zawsze jesteście albo zbyt krytyczni wobec siebie, albo wcale, doprawdy. - Powiedziała z lekkim uśmiechem rozbawienia, kręcąc głową krótko.
Serce odrobinę zgubiło rytm gdy Noah podszedł do niej bliżej. Zawsze zapierało jej to dech w piersi, ten krok, spojrzenie, cała jego aura i osoba. Jak można było nie kochać takiego człowieka? Nie rozumiała, jej serce wygrał absolutnie.
- Nie mam naturalnego grzejnika w sobie jak ty. - Zauważyła z rozbawieniem na jego komentarz, że jej zimno. Jej uśmiech nieco się poszerzył na dalsze słowa Noah i ten czuły dotyk. Absolutnie topiła się przy nim, to czasem aż przerażało samo w sobie.
- Ale możesz też pozwolić mi zamarznąć, racja. - Powiedziała z rozbawieniem, drażniąc się z nim i trochę prowokując żeby jednak z łaski swojej ją rozgrzał. Podeszła przy tym kroczek bliżej, patrząc w te ukochane oczy. - Taki spocony nadal jesteś niemożliwie seksowny. - Powiedziała szczerze, kładąc jedną dłoń płasko na jego klatce piersiowej.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
19 |
średni |
Hetero |
Pióra: 17
Ta przyjaźń z Heather rozwinęła się ku zaskoczeniu samego Noah, bo naprawdę starał się stronić od zbyt zażyłych relacji, miał traumę po tym, jak wilk przerobił jego najlepszego przyjaciela na mielonkę. Nie chciał nigdy nikogo więcej na coś podobnego narażać, więc generalnie założył sobie poświęcenie całej uwagi na nauce i ukończeniu edukacji. Niestety nie wyszło do końca tak, jak chciał, bo funkcjonowanie w społeczeństwie z klątwą na karku, której nie mógł wyciszyć tojadem, okazało się bardzo... wymagające. Na wiele sposobów. I Heather niesamowicie mu w tym pomagała, ale w międzyczasie, nie wiedząc nawet kiedy, sam układ oparty na zaspokajaniu potrzeb rozwinął się do troski i wyjątkowo silnego przywiązania. Próbował się przed tym wzbraniać, owszem, sam siebie oszukiwać i wmawiać, że to wcale nie to, że to tylko seks, że ich układ nie jest niczym innym... ale za każdym razem jak rozmawiali niezobowiązująco, spotykali się czy to przypadkiem na korytarzu, czy na lekcjach, uczyli się wspólnie, spędzali po prostu czas... w którejś chwili pogodził się z tym, że Heather jest cholernie ważną osobą w jego życiu i utrata tej przyjaźni byłaby dla niego fatalna w skutkach.
- Chyba jednak pozostanę przy ty "zbyt krytyczny", przynajmniej dzięki temu moje ego nie wybija szyb. - Zaśmiał się krótko, zdając sobie sprawę z tego, że miałby powody do chwalenia samego siebie. Gdyby tylko faktycznie nie miał wielu więcej powodów do krytykowania. Odrobinę zmieszał się na to stwierdzenie posiadania "naturalnego grzejnika", bo było to bezpośrednio powiązane z klątwą, ale nie poświęcił tej myśli zbyt wiele uwagi. Niektórzy biologicznie mogli mieć nieco podwyższoną temperaturę ciała, udowodnione naukowo nawet przez mugoli, calm down inner Noah, to nie znaczy, że Heather wie. To zmieszanie błysnęło w jego spojrzeniu może przez ułamek sekundy, zaraz zastąpione rozbawieniem. Udzielił mu się nastrój Gryfonki i to na tym się skupił. No, na tym i na jej dłoni, która spoczęła na jego klatce piersiowej, wprawiając serce w odrobinę mocniejsze bicie. Nie tylko przed pełnią jej bliskość i dotyk potrafiły wywołać małe rewolucje, he's just a young man after all. Nie każąc ani jej ani sobie dłużej czekać, ani nie drocząc się z nią (nie chciał naprawdę żeby się zaziębiła), objął ją w talii i stanowczym, ale i zarazem delikatnym naparciem dłoni na jej kręgosłup, przyciągnął ją do siebie, śmiejąc się krótko przez zamknięte usta, kiedy przyznała, że i spocony jest seksowny. Aż zrobiło mu się jakoś tak... cieplej. Dużo, dużo cieplej. Borze zielony, tak strasznie mu jej brakowało przez te minione dwa miesiące!
- I później mieć cię na sumieniu? Nie ma takiej opcji. - Westchnął z ukontentowaniem, mając ją tak blisko siebie. Pocałował ją w czoło, obejmując i drugim ramieniem ciasno w stęsknionym przytuleniu. Przecież jeszcze tak naprawdę nie przywitali się po wakacjach. - Uważaj, bo uznam, że bardzo za mną tęskniłaś przez wakacje, skoro nawet spocony jestem seksowny... - Niby się przekomarza, ale rzucił to luźnym tonem, wyraźnie sugerującym, że on osobiście owszem, tęsknił.
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 lat |
ubogi |
Bi |
Pióra: 240
Może niekoniecznie z jakkolwiek zbliżonej do doświadczeń Noah traumy, ale sama Heather również stroniła od bliskich relacji. Bardziej z nieufności i przekonania, że ostatecznie gdy przyjdzie co do czego, będzie mogła liczyć tylko na siebie i na to, co sama sobie wypracuje. Ironicznie, relacji nie liczyła jako to wypracowanie. Fakt, że chociażby April była jej mega bliska i nie podejrzewałaby jej o żadne świństwa, chodziło bardziej o fakt, że ostatecznie po szkole wszyscy idą w swoją stronę, a ona zostaje sama z tym, co uda jej się ugrać.
Myśląc o tym w ten sposób, nie przywiązywanie się chroniło ją od zawodu i bólu zostawienia wszystkiego i wszystkich za sobą. Nie wiedziała co będzie po szkole z nią się działo, ale na pewno łatwiej byłoby nie patrzeć wstecz za ludźmi, których już nie będzie. A jednak i ona wywiązała się z tego po kiju, bo nie tylko ogromnie przywiązała się do April, ale i Noah i Ethan stali się dla niej kimś istotnym. Ba, Noah to w ogóle chodzące złamanie każdej z wyznawanych przez nią zasad!
- Całe szczęście. - rzuciła z rozbawieniem. Nie podejrzewałaby szczerze mówiąc Noah o za duże ego, co było zresztą plusem, ale i tak nie szkodziło się podroczyć troszkę.
Z przyjemnością i szybciej bijącym sercem przyjęła jego przytulenie. Ugrała co chciała, co mega ją cieszyło, ale poza tym była zwyczajnie ogromnie stęskniona tej bliskości, konkretnie z nim właśnie. Wtuliła się w niego, wzdrygając się w dreszczu zimna, a kąciki jej ust uniosły się w uldze i poczuciu komfortu, bezpieczeństwa. W tych ramionach nic nigdy nie mogło jej skrzywdzić, świat mógł spłonąć w cholerę. Czy tęskniła? Usychała z tęsknoty, pomijajac fakt, że całe wakacje były zwyczajnie przechujowe w jej realiach, to Noah wciąż zdawał się być dla niej ostoją bezpieczeństwa i po prostu podstawową potrzebą, niczym tlen. Przerażało ją to, że to ostatni rok razem i wkrótce straci go na zawsze. Ale wypierała te myśli niemal desperacko, byle tylko jak najgłużej.
- Z reguły jak się spotykamy na więcej niż spacer, kończysz spocony. - Zauważyła, podnosząc samą głowę żeby na niego spojrzeć z lekkim, zadowolonym uśmiechem. - Chociaż nie ukrywam, że lubię kiedy to ja jestem tego powodem. - Poklepała go lekko dłonią po piersi. - Oczywiście, że tęskniłam, jak mogłabym nie za moim ulubionym kochankiem? - Trochę zaczepnym tonem. Był znacznie więcej niż kochankiem, przyjacielem, wiedzieli to oboje, ale czasem jednak fajnie było się podroczyć.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
19 |
średni |
Hetero |
Pióra: 17
Ironiczne, jak bardzo obydwoje byli dla siebie nawzajem tym, od czego każde z nich starało się stronić. Tak jak Heather, Noah nie udało się całkowicie uchronić przed stworzeniem bliższych relacji międzyludzkich, było to niemożliwe, kiedy funkcjonowało się w tak zamkniętym społeczeństwie, jakim była gawiedź szkolna. Zbyt wiele czasu spędzali w tym samym gronie, pewne przyjaźnie nawiązały się same. Ale też wbrew temu dlaczego Noah chciał stronić od bliskich relacji, to właśnie obecność nowych przyjaciół stabilizowała go dużo bardziej niż by sobie tego życzył. Krok po kroku, ale w końcu na tyle się z tym pogodził, że nie zamykał się już tak całkiem na ludzi. Jego też trochę przerażał fakt, że wraz zakończeniem szkoły niektóre relacje... cóż, zakończą się lub znacząco zmienią, a nie był pewien, czy jest na to gotowy. Na przykład właśnie to, co miał z Heather - pomagała mu nie tylko będąc przyjaciółką, ale właśnie również będąc kochanką. Dobrze wiedział, że nie jest jej jedynym, tak jak i ona nie była jedyną dla niego i to również bardzo w tym układzie mu pasowało, bardzo nie chciał wyłączności i poczucia jakby wszystko było zbyt... zażyłe.
Tylko czy aby na pewno nie było?...
Uniósł lekko brwi w rozbawieniu na jej słowa.
- Fakt, nauka transmutacji potrafi wyciskać z człowieka siódme poty. - Droczył się, doskonale wiedząc co takiego Heather ma na myśli. I prawdę powiedziawszy sam miał na myśli dokładnie to samo. Mimo że było po pełni, mimo że dopiero co się po niej zregenerował, a podstawowe instynkty nie determinowały jego akcji. Najzwyczajniej w świecie tęsknił do jej bliskości fizycznej i nie było sensu się tego wypierać. Zagryzł na moment własną wargę i pochylił się odrobinę w jej kierunku, troszkę ciaśniej oplatając ją ramionami. - Korci mnie dodać ciebie jako dzisiejszy powód. - Moment pauzy. - Też tęskniłem. Nawet jeśli w pociągu niekoniecznie dałem ci to odczuć. - No nie, tam to dał jej odczuć, że potrafi być zaborczo zazdrosnym gówniarzem.
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 lat |
ubogi |
Bi |
Pióra: 240
Zaśmiała się krótko na jego komentarz o transmutacji, unosząc dłoń zaraz nieznacznie żeby pogładzić go lekko po policzku. Odkąd zdała sobie sprawę, że go kocha, jakoś zrobiło się to wszystko łatwiejsze, w pewien sposób. Komplikowało wiele, fakt, ale to niezależnie czy miała tego świadomość czy nie, a przynajmniej mogła podejmować pewne decyzje w pełni świadomie, a nie pod wpływem wewnętrznego konfliktu. W miarę.
Uśmiechnęła się szerzej na jego słowa. Nie chciała by myślał za dużo o tym pociągu. Sama też nie chciała, wolała zostawić to za nimi i zamknąć na kluczyk żeby już nie psuło im krwi.
- Nie myśl już o tym. - Powiedziała łagodnie, patrząc mu w oczy. - Poza tym, możesz mi pokazać jak bardzo tęskniłeś. I tak na dworze jest zimno, a wszyscy się już zbierają.
A April miała dobrane dobrze towarzystwo, kibicowała z odległości żeby może wrócili razem. Ufała, że wrócą, ona i Will, jakoś miała wrażenie, że może z tego wyjść coś przynajmniej dobrego. Taka intuicja.
- Chyba że nie masz ochoty... - Dodała, w sumie też biorąc to pod uwagę, ale... No jakoś nie sądziła by nie miał ochoty.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
19 |
średni |
Hetero |
Pióra: 17
Zupełnie poza własną świadomością, westchnął krótko pod wpływem tego czułego dotyku na własnym policzku. Zadziwiające, jak w ciągu zeszłego roku niesamowicie przyzwyczaił się do jej bliskości i tym małych, niby niewinnych gestów. Wręcz w pewnym momencie stały się tak bardzo na porządku dziennym, że dziwnym było ich od niej nie otrzymywać. Dwa miesiące wakacji były naprawdę o tyle frustrujące, że właśnie jej towarzystwa brakowało mu najbardziej.
Uśmiechnął się łobuzersko, kiedy podłapała jego propozycję rzuconą niebezpośrednio, aczkolwiek całkiem jasno, choć ubraną w sugestię zaledwie. Odruchowo, ale be zainteresowania zerknął na tłumek nieopodal, niemal od razu wracając spojrzeniem do przytulonej do siebie Heather.
- Hm? Sugerujesz, że miałbym nie chcieć spędzić z tobą wieczoru, jak już mam niemal całą twoją uwagę? - Uniósł jedną brew sugestywnie, pochylając się znowu trochę niżej w jej kierunku, aż złożył krótki, pełen obietnic pocałunek tuż obok kącika jej ust, celowo omijając jej wargi, w razie jakby uznała, że na całowaniu ich dzisiejsze przypadkowe spotkanie się skończy. No can do. - Porywam cię na resztę nocy. I może część jutrzejszego dnia? - Och, no stęsknił się, potwornie. I jeśli naprawdę chce żeby pokazał jak bardzo... dobrze, że jest weekend.
Rzucił jeszcze jedno przelotne i zupełnie niezainteresowane spojrzenie na przerzedzający się tłumek, po czym pociągnąwszy Heather za sobą, obejmując ją jednym ramieniem i przytulając do własnego boku, skierowali się w stronę zamku. Ścieżką inną niż pozostali. I zdecydowanie bardziej adekwatną do obuwia, jakie na sobie miała.
/zt Noah i Heather
Gryffindor |
75% |
Absolwent |
30 |
średni |
Bi |
Pióra: 1
Tylko naprawdę skrajnie naiwne dzieciaki by wierzyły, że odwalą coś podobnego i nikt się nie zorientuje. Zaczynając od gajowego, poprzez profesora Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami, który przecież spał w lokum nad stajnią (luksusowym zresztą, a nie brzmiało) i kończąc na woźnym, który wbrew pozorom był naprawdę czujny. Zresztą jak tuzin czy dwa uczniaków przemyka korytarzami, część dostatecznie cicho, część... Mniej. Naprawdę, nie wiedział aż sam czy to głupota, czy w ten skomplikowany sposób ktoś próbuje go obrazić.
Czasem uczniowie naprawdę byli męczący, ale jednak powiedzmy, że doceniał samą wyobraźnię. W tym przypadku, absolutnie nigdy nie słyszał tak idiotycznego i autodestrukcyjnego pomysłu jak wyścigi nocą w Zakazanym Lesie. Całe to zdanie po prostu sprawiało, że miał ochotę zasadzić każdemu z tych bachorów w łeb i patrzeć czy równo puchnie, może to chociaż obudziłoby jakikolwiek intelekt. Ale nie, zamiast tego musiał dymać przez pół pola w środku nocy, choć celowo boczną drogą, znał te tereny przecież bardzo dobrze, a Lasu się nie bał, żeby frajerzy nie pouciekali. I tak przyszedł później niż powinien, bo zdawało się, że jakoś mniej było osób niż mu się wydawało jak węszył w zamku gdzie i ile uczniaków się szlajało.
Nie jeden jednak mógł, mówiąc ładnie, wytracić na odwadze, gdy z Lasu pewnym krokiem, z różdżką w dłoni, wyszedł z mroku z miną rasowego mordercy, patrząc jakby dosłownie chciał ich wszystkich powybijać zamiast ot połapać. Ale nienawidził głupoty, całym sobą, i nieuwagi, szczególnie, jak przy okazji ktoś nie tylko siebie naraża, ale też innych. A nie wierzył by ten pomysł wyszedł od całego tuzina ludzi na raz.
- Drętwota! - wrzasnął wściekle, jeszcze dając się ponieść na chwilę złości, przez co zaklęcie rzucone na Ethana nie wyszło tak dobrze, jak miało. Ale upadł i był częściowo sparaliżowany, pełzając nie ucieknie. Cersaire nie zastanawiał zresztą nad tym, bo kolejny łapał wszystkich kolejno. Confundus poleciało na i tak leżącego Teddy'ego, żeby nie próbował nawiać. William i April zostali związani ze sobą zaklęciem Incarcerous, mogą próbować odskakiwać z prędkością swobodnego spacerku, a tym samym zaklęciem Aurora miała zaraz związane nogi i ręce. Donovan niestety oberwał zaklęciem Drętwota w pełni udanym, nie miał żadnego innego wyjścia niż paść kłodą na glebę.
- Co, do, cholery?! - Zapytał ze szczerą wściekłością Cesairse, patrząc po zebranych, ściskając nadal różdżkę. O nie, nie był tak miły i spokojny jak zawsze. Zdecydowanie. Może te plotki o współpracy z Czarnym Panem nie były wcale takie fałszywe?
- Zawsze jak myślę, że nic mnie nie zdziwi, uczniaki robią coś tak głupiego i bezmyślnego, że osiągam nowy poziom dna w kwestii wiary w przyszłe pokolenia. Ale nie przede mną będziecie się tłumaczyć.
Hufflepuff |
0% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 40
Lądując pod drzewem w tym niefortunnym zakończeniu wyścigu, Teddy nie podejrzewał tak bardzo niefortunnego zakończenia całego przedsięwzięcia. Zamierzał jedynie godnie znieść porażkę (no nie wygrał, trudno, zdarza się, really) i przeleżeć najgorszy ból głowy, bo zbyt gwałtowne podnoszenie się do siadu mogłoby poskutkować tylko pogorszeniem tego stanu. Poza tym był zmęczony! To naprawdę nie była jego pora na harce, bez słońca trudno mu się funkcjonowało.
I leżał tak sobie w najlepsze, po prostu odpoczywając i zbierając siły na podniesienie się i przetransportowani do zamku, kiedy zupełnie niespodziewanie (a myślał, że to bezpieczne wydarzenie i nie wpadną w kłopoty!) spomiędzy krzaczorów wyskoczył woźny, rzucając na lewo i prawo zaklęciami. Nim w ogóle Tadek zdążył zareagować, czy dobrze zorientować się co się właściwie odjaniepawla, oberwał Confundusem w twarz i... nie miał pojęcia co się właściwie dzieje. Podniósł tylko głowę, rozglądając się ogłupiale po ciemnej okolicy i kilku tylko światełkach różdżek, zastanawiajac się o co właściwie chodzi. Dlaczego leżał na ziemi? Dlaczego woźny był zły? Chyba chodziło o jakiś wyścig, ale nie był pewien dlaczego miałoby to wzbudzić aż takie negatywne emocje! Położył więc znowu głowę na ziemi i tak sobie został, dopóki ktoś nie zajął się całym tym bajzlem.
/zt I guess? wyniesiony przez woźnego or sth xD
Hufflepuff |
75% |
Klasa VII |
17 |
zamożny |
Bi |
Pióra: 45
Tak naprawdę zakładała, że jak tylko wyścig się rozpocznie, to zniknie gdzieś w głębi lasu w celu poszukiwania żyjących tam stworzeń. Tym bardziej, że hałas jaki robili wszyscy zgromadzeni z pewnością spłoszył całą masę żyjątek. A to nie tylko mogło stwarzać możliwość obserwacji niektórych gatunków, ale przede wszystkim martwiło Aurorę. Ktoś musiał przecież zadbać o dobro zwierząt, kiedy nieokrzesana zgraja uczniaków wtargnęła na ich teren!
I nawet zaraz po tym jak uczestnicy ruszyli między drzewa, zniknęła w jakichś najbliższych krzakach, żeby przejść się po okolicy. I pewnie zagłębiałaby się dalej w Las, gdyby prawie nie oberwała w głowę z buta od przelatującego akurat ad nią uczestnika wyścigu. A po chwili jeszcze usłyszała niedaleko głośne ŁUP! i metr od niej spadło jęczące ciało nierozważnego wyścigowicza, który wpadł na pień i najwyraźniej miał nie ukończyć nawet pierwszej ćwiartki trasy. Ta eskapada chyba była trudniejsza, niż zakładała. Zatrzymała się na moment, żeby ponasłuchiwać ewentualnych odgłosów kolejnych osób latających pomiędzy koronami drzew, po czym wycofała się w zupełnie przeciwnym kierunku.
Choć krążyła wokół miejsca, gdzie zebrani byli wszyscy nie biorący udziału w wyścigu - bardziej kontrolnie, czy aby jakieś zwierzątko nie ucieka w popłochu lub w panice nie zamierza zaatakować jakiegoś nieuważnego uczniaka - to mimo wszystko nie zagłębiała się w puszczę za bardzo. Nie ze strachu, tego wyzbyła się dawno temu. Z czystej troski o dobro stworzeń wszelkich!
Nie miała pojęcia ile czasu właściwie zajęło jej to eksplorowanie okolic, bo w pewniej chwili z wielkim zainteresowaniem zaczęła przyglądać się rodzince najzwyklejszych nietoperzy polujących na owady uciekające od skupiska uczniaków. Dopiero nagłe poruszenie, wiwaty i inne dziwne huki zwróciły jej uwagę znowu na wyścig. Hm, czyżby już koniec?
Wróciła na miejsce w najbardziej pechowym momencie, jaki mógł wyobrazić sobie uczeń robiący coś nielegalnego - niemal wpadając na woźnego. Nie zdążyłaby - i nawet nie próbowała! - uciec, jak zwykle odpowiedzialnie podchodząc do własnego wykroczenia. Pewnie nawet podniosłaby ręce w obronnym geście poddania się, gdyby nie rozeźlony woźny rzucający zaklęciami na lewo i prawo. Poczuła tylko jak niewidzialne liny obwiązały jej nadgarstki i kostki i choć starała się utrzymać równowagę, to ostatecznie klapnęła tyłkiem na ziemię.
- Na Merlina, nie trzeba było tak brutalnie! Nigdzie bym przecież nie uciekła, nie miałoby to najmniejszego sensu, i tak nie pozostałabym anonimowa. - Mówiła w sumie do siebie samej i chyba tylko po to, żeby mówić cokolwiek, bo to Aurora.
Zapewne zamieszanie zostało przez woźnego jakoś ogarnięte, więc i niebawem wszyscy złapani opuścili Zakazany Las w towarzystwie pracownika szkoły. Przypał!
/zt xD
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 155
Ethan spodziewał się wiele po tym wyścigu... Spodziewał się upadków z mioteł - może nie tylu, ani tak dotkliwych, ale wciąż nie miał złudzeń. Nie wszyscy potrafili latać i podejmowali się wyzwań jedynie proporcjonalnym do ich umiejętności. Choć w ten sposób też nie powinien myśleć. W końcu wierzył mimo wszystko w umiejętności Kai, a ta nie tylko się rozbiła, ale zdaje się, że coś stało się jeszcze z jej miotłą. Cóż, w tej sytuacji najważniejsze, że udało jej się umknąć.
Brał też pod uwagę opcję, w której ktoś miałby ich przyłapać. Ba! Przerobił tuzin takich opcji. Co jeśli ktoś przyłapałby ich na miejscu, albo w drodze... Co jeśli nauczyciele wpadliby na nich, albo na samych uczestników. Ile z zaproszonych osób wydałoby ich z myślą, że skoro oni nie mogli się już bawić, to zepsują zabawę też innym. Te opcje oraz wiele, wiele innych!
A stało się coś, czego nie przewidział.
Nie przewidział, że jakiś wariat wybiegnie z lasu i zacznie miotać w nich zaklęciami. Co gorsza, w pierwszej chwili nie rozpoznał w nim woźnego, przez co całe wydarzenie na moment zdawało się jeszcze bardziej przerażające, niż miało być faktycznie.
A jednak jak już oberwał drętwotą i tym samym wylądował na ziemi, częściowo sparaliżowany, dotarło do niego, co właśnie się działo oraz jakie mogłoby to nieść ze sobą konsekwencję. Ale przecież myślał nawet kiedyś o rzuceniu szkoły... Ta chyba do niczego by mu się w gruncie rzeczy nie przydała. Skrzętnie skrywane marzenia o zostaniu aurorem i tak porzucił dobrych parę lat temu. To znaczy, i tak uczęszczał na odpowiednie przedmioty, ale to szczegół. Co innego miał wybrać, jak nie jakieś dziecinne marzenia?
Tak, absolutnie brał teraz pod uwagę opcję, w której mieliby wywalić go z Hogwartu. Przecież nawet jeśli on i William przemilczą kwestię organizacji wyścigu wraz z jego hazardową częścią, czy mogliby liczyć na resztę? Teoretycznie zaproszenia wysłali tylko do wybranych, ale co z tego?
Tyle z zabawy.
I jakoś wyłączył się, gdy po miotnięciu każdym z nich o ziemię, woźny zaczął marudzić. Co nowego mógł im powiedzieć? W dodatku, ile on miał lat, żeby narzekać na coś podobnego? Jakim on był uczniem, bo teraz wychodziłoby na to, że przeraźliwie nudnym! Zestarzał się już w wieku tych... Ile on mógł mieć lat? Nieistotne.
Och, ale jak chętnie zemściłby się na mężczyźnie, jeśli tylko skończy się to tylko i wyłącznie szlabanem, odjęciem punktów i listem do rodzica.
z/t?
Gryffindor |
0% |
Klasa VII |
18 lat |
b. ubogi |
Bi |
Pióra: 165
W zasadzie nie spodziewał się szczerze żeby ktoś miał ich przyłapać. Znaczy, może nie byli najbardziej dyskretną grupą na świecie, ale jakoś tak... No nie sądził żeby coś miało pójść nie tak. Może poza kwestią pieniędzy, bo tu było to w sumie kwestią sporną, a on z Ethanem raczej nawet planowali zrobić kogoś w chuja. Hazard! To nawet normalne! Jego zdaniem.
Był zatem absolutnie najspokojniejszy na świecie gdy Ethan odszedł na bok gadać z Kaią, a on zdecydował się podrażnić trochę z April. Głównie dlatego, że lubił ją wprawiać w zakłopotanie czy zawstydzenie, ale też po ostatniej imprezie nawet zainteresował się nią nieco bardziej! Może nie od razu romantycznie, fu, a gdzie tam, to by znaczyło zaangażowanie i w ogóle, a on nie z tych. Ale myślał, że serio jest raczej sztywna i mało rozrywkowa, sympatyczna, ale tyle. Jakoś niewiele widac dała jej znajomość z Heather, jak sądził do pewnego momentu. A ostatnio okazało się absolutnie przeciwnie! Po pierwsze, Heather absolutnie wytargała z niej imprezowiczkę za fraki, po drugie, April zdawała się znacznie lepiej w tym odnajdowac niż sądził. Nie wspominając o jej zaskakującej pewności siebie w drodze do dormitorium. Nieważne, że pijana! Ot nieśmiałe pijane laski zwykle po prostu są nieśmiałe głośniej, albo idą spać, a ona wybrała trzecią ścieżkę i jeszcze go zmacała. A to niby on był oskarżany o podobne zamiary wcześniej!
Niewiele jednak zdążył w zasadzie powiedzieć, przywitał się ledwie i zdążył zapytać jak się bawi, kiedy z lasu cholera wie dlaczego wyskoczył woźny. Pierdzielony potrafił być cholernie przerażający. Will przywykł do przypałów, ale z udziałem tego typa to nigdy nawet nie kojarzyło mu się z przygodą, raczej dosłownie przypałem po całości. Teraz wyjątkowo wyszło odrobinę lepiej o tyle, że gdy sprawnie związał zaklęciem jego i April, unieruchamiając ich przyciśniętych do siebie, samo się stało, że jedna z rąk Willa wylądowała na jej pośladku. Nawet nie od razu zauważył, rozproszony złością pracownika szkoły, dopiero jakoś po chwili analizowania sytuacji i ogarniania jak bardzo i ile osób ma teraz przesrane - on pewnie najmniej, do rodzica nie napiszą, a szkołę powinien skończyć rok temu gdyby łaskawie zdał - zarejestrował bliskość Krukonki oraz właśnie, swoją dłoń. Zatrzymał wzrok na jej twarzy w chwili zawieszenia, po czym jak ostatni kretyn, widać nie potrafiąc raz się przejąć sytuacją tak w pełni, lekko "macnął" pośladek April, ciut tylko na krótko zacinając palce.
- Los tak chciał. - Powiedział niemalże tonem ogłaszania woli przeznaczenia, podniosłość chwili była nieodzowna. - Czy na romantyczne buzi przed ścięciem też mogę liczyć?
Poruszył brwiami zabawnie, wyraźnie się z nią drocząc. Długo jednak ich moment nie trwał, bo złorzecząc, Cesaire zabrał ich wszystkich do dyrektora. No i po zabawie.
zt.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 111
Chociaż nie przyszła na ten nielegalny i ryzykowny wyścig z własnych chęci (nie dostała nawet zaproszenia, a okazało się, że jakieś rozsyłano), to nie oczekiwała wcale, że Heather będzie ją cały czas niańczyć. Owszem, wybrała się na to wydarzenie z nią (bo to właśnie przyjaciółka ją zaprosiła - niemal siłą), ale też doskonale zdawała sobie sprawę z tego jak towarzyska jest Gryfonka i jak wiele osób zna i z pewnością będzie chciała z nimi porozmawiać. Nie przeszkadzało jej to, że w pewnym momencie blondynka oddaliła się. I też jej to nie dziwiło, bo jak tylko zauważyła kto był powodem oddalenia... Jakby April stała obok niej w tym momencie, to wręcz pchnęłaby ją w kierunku Noah. Uwielbiała ich razem i w ten sposób przynajmniej przez Heather przeżywała miłostki, których sama mieć nie będzie, like, ever.
Stałą sobie więc spokojnie na uboczu, naciągając rękawy sweterka na dłonie i z delikatnym uśmiechem ignorując komentarze Vatesa odnośnie... wszystkiego, właściwie. I pewnie postałaby jeszcze tylko chwilkę i po prostu wróciła do zamku, gdyby nie została zaczepiona przez Williama. Cóż, już sama jego obecność obok wywołała u niej trochę zawstydzony rumieniec i aż spuściła wzrok na własne palce skubiące kant rękawa. Jego bezpośredniość, czy nawet zwykła uprzejmość onieśmielały ją na tyle, że Vates miał przedni ubaw. Całe szczęście w większości potrafiła go ignorować bardzo skutecznie. I zagadnięta przez Gryfona nawet zdołała odpowiedzieć, choć dość nieśmiało i zerkając tylko na niego co chwilę przelotnie.
Nie miała pojęcia jak potoczyłaby się ta konwersacja - wciąż pamiętała jak bardzo nie pamięta zakończenia imprezy, kiedy to najwyraźniej wyszła całe mile poza swoją strefę komfortu i robiła rzeczy, które na trzeźwo prędzej doprowadziłyby ją do samozapłonu - ale zanim w ogóle się rozkręciła, to cała impreza została przerwana przez wyskakującego z krzaków woźnego. Jeden ze szkolnych koszmarów April właśnie się ziścił - została przyłapana na łamaniu regulaminu. Pierwszy wpis w jej szkolne akta, skaza na wizerunku przykładnej, grzecznej i sumiennej uczennicy Ravenclaw. Zdążyła tylko powiedzieć ciche, bardzo spanikowane "O nie, o nie, o nie..." zanim została związana Incarcerousem razem z Willem, bo akurat stali obok siebie. I CO GORSZA (tak, to wciąż mogło być gorsze...) po trzech pierwszych sekundach szoku - jak już zorientowała się, że nie może się ruszyć i utknęła przylgnięta do Gryfona, z jedną zgiętą ręką unieruchomioną między ich ciałami, a drugą zupełnie wyprostowaną unieruchomioną przy własnym boku - zakonotowała gdzie zostały unieruchomione ręce Willa. A konkretniej to jedna z nich. Żeby być dokładniejszym: poczuła jego dłoń na własnym pośladku tak wyraźnie, jakby macał ją po nagim tyłku.
Momentalnie spłonęła dorodnym rumieńcem, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami i słysząc w uszach śmiech Vatesa mówiącego coś o "pruderyjności" i "nieprzyzwoitych myślach". I pomiędzy tymi słowami również wypowiedź Gryfona, że najwyraźniej los tak chciał. I ten mac... Poczuła jak cholernie piecze ją cała twarz, a żołądek zaciska się w ciasny węzeł. Spróbowała się poruszyć żeby się odsunąć, mimo że wiedziała jak bardzo jest to niemożliwe. Ale na tym nie koniec kompromitacji, bo jak tylko Will (z pewnością zupełnie żartem) zapytał o "romantyczne buzi", odruchowo spojrzała na jego rozciągnięte w uśmiechu usta JAKBY TO ROZWŻAŁA. Nawet miała flashbacka z tego pijanego powrotu do dormitorium po imprezie. I aż ją to przeraziło. Podniosła wzrok znowu na te ciemne oczy, które wpatrywały się w nią z rozbawieniem i... totalnie speszona odwróciła spojrzenie, bo zrobiło jej się nieodparcie głupio. Bo żartował. I niby nie wzięła tego pytania na poważnie, ale... damn, zawstydził ją tak bardzo, że o mało tam ze stresu nie umarła. Była tą całą sytuacją tak bardzo zawstydzona i spłoszona (zdecydowanie za bardzo skupiała się na dłoni Willa na swoim pośladku i bardzo sugestywnych komentarzach Vatesa), że nie zdążyła nawet nic odpowiedzieć - ani głupiego, ani błyskotliwego - zanim woźny ogarnął cały uczniowski majdan i zabrał ich wszystkich chyba faktycznie na zbiorowe ścięcie.
Może ten buziak nie był jednak takim głupim pomysłem? Ten przynajmniej byłby na trzeźwo i by go pamiętała, jeśli zaraz ma zginąć...
/zt
Gryffindor |
25% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Homo |
Pióra: 103
W sumie aż sam się sobie dziwił, że nie zawinął się szybciej, jak większość uczestników. Ale jakoś dobrze mu było na świeżym powietrzu, a emocje wyścigu, adrenalina, nadal się go trzymały. Trochę też czuł tu i tam obolałe ciało od chociażby bliskiego spotkania z drzewem, ale to taki dobry ból, przypominający o dobrej zabawie! I trochę sobie gawędził z tymi, co zostali, trochę po prostu napawał się ciszą, świeżym powietrzem, a trochę po chamsku podsłuchiwał myśli zebranych.
W sumie gdyby był bystrzejszy to może by zwiał szybciej. W momencie kiedy myśli dookoła zaczęły przeplaytać się z jednymi, których nie powinno tu być. Jakiś nowy głos, bardzo nieprzyjazny i wkurzony. Zmarszczył brwi, podnosząc wzrok i rozglądając się dookoła, nie widział jednak w ciemności, nie patrzył też w kierunku Lasu, bo kto normalny by teraz tam łaził? Chyba prędzej od strony zamku. I to był jego błąd, bo zaraz woźny pojawił się znikąd i Donovan, jak i reszta, oberwał zaklęciem uniemożliwiającym ewakuację. Przypał... Zestresował się! Znaczy, nie bał się nie wiadomo czego, wyjców ani nic, wiedział, że rodzice nie takie rzeczy robili, jak i wiedział, że oni wiedzą, że on to wie. Poza tym byli w porządku. Ale bura mu się należała, jak i ujęcie punktów pewnie i szlaban, patrząc na zołzę narzekającą na nich teraz. Chyba tradycją jest po prostu zatrudnianie woźnych co to wszystkiego nienawidzą i nie mają w sobie jakiegokolwiek poczucia empatii czy coś.
zt.
Gryffindor |
75% |
Absolwent |
30 |
średni |
Bi |
Pióra: 1
KONIEC WYŚCIGU
Tak oto wyścigi dobiegły końca. Ci, co zdążyli się zmyć zanim woźny pojawił się na miejscu, zdecydowanie mieli szczęście. Kilkoro pechowców jednak zostało odrobinę za długo i Cesaire nie wahał się przed zabraniem towarzystwa na dywanik do dyrektora. Nie tylko każdy otrzymał po -20 punktów dla domu, ale i srogi szlaban. O tym jednak odpowiednie osoby dostaną osobną informację, jako że dobierano indywidualnie kary dla złapanych. W końcu ma zaboleć!
zt dla wszystkich
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 155
wtorek, 20 października 2020 roku; godzina 18:30
Korzystając z najcieplejszego dnia od dwóch tygodni, Ethan postanowił zrobić Kai niespodziankę. Prawdopodobnie wpadłby na coś podobnego w innym, nieco późniejszym terminie, jednak teraz miał swoje powody. Miał nadzieję nie tylko zatrzeć złe wrażenie po sprzed paru nocy, ale również skupić się na zapewnieniu jej wystarczająco dużej ilości atrakcji, żeby tylko nie musieli wracać do tego tematu... Właściwie jak obmyślał dalszą strategię, odniósł wrażenie, że w ich relację wdarł się pewien schemat i rutyna, która wcale nie była nudna, ale zdecydowanie chciałby ją na coś zamienić. To przecież niepierwszy raz, kiedy musi naprawiać swoje błędy. Nawet jeśli nie myślał o nich właśnie pod tą nazwą - to chyba nieco bardziej by go zdołowało.
Zabrał Gryfonkę do Zakazanego Lasu pod głupim pretekstem. Mianowicie upierał się, tyle czasu, ile tylko było trzeba, że musi pójść z nim, ponieważ on musi jej coś pokazać. Oczywiście nie wspomniał od razu, dokąd się wybierają, w związku z czym Gryfonka pewnie była nieco zdziwiona, gdy przekroczyli progi zamku, a niedługo potem Zakazanego Lasu, ale Ethan podkreślał, że to już niedaleko i zaraz zobaczy na własne oczy, co znalazł!
Po krótkim spacerze po lesie, faktycznie tak się stało. Trafili na unoszące się w powietrzu palące się świeczki, zupełnie jak te w Wielkiej Sali. Pod nimi rozłożony był czerwony koc, który niełatwo było przeoczyć... Z kolei mniej rzucającym się w oczy elementem całej scenerii była gałąź jednego z drzew ponad świeczkami. Wyglądała ona zupełnie tak, jakby nie tak dawno temu zajęła się ogniem i zdawałoby się, że ktoś mógł prędko ugasić ją w momencie paniki. Może dlatego metr od koca wytworzyło się błoto. Możliwe też, że osobą, która prawie spaliła pół lasu był Ethan, ale wciąż sądził, że Kaia była tego warta! Nawet jeśli wtedy chyba już wyleciałby ze szkoły. Na szczęście nie myślał zbyt wiele o potencjalnych konsekwencjach. Wszystko miało być idealnie. Zupełnie tak, jak tej nocy, kiedy Kaia wyznała mu miłość, a on nie potrafił wydusić z siebie niczego. Z tym, że dzisiaj faktycznie wszystko miało skończyć się idealnie.
Ethan jednak zamiast podejść od razu do swojego dzieła, jakim był uroczy kącik w środku śmiertelnie niebezpiecznego lasu, zatrzymał się, podparł ręce o biodra, a zaraz machnął też ręką w stronę świeczek i koca rozłożonego pod nimi.
- Dziwne, nie? Komu by się chciało?
Jemu. I lepiej, żeby Kaia to wiedziała!
Gryffindor |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 82
W ogóle nie miała ochoty wychodzić na zewnątrz. Nie dość, że było zimno, to na początku poprzedniego tygodnia padało, a teraz strasznie wiało, nawet latać było ciężko. No ale Ethan się upierał. Upierał się tak strasznie, mimo że nie chciał powiedzieć, o co dokładnie mu chodzi i co chce jej pokazać, ale się zgodziła. Wywróciła jeszcze krótko oczami, nim dała się porwać na mały, niezobowiązujący spacer.
Dość szybko opuścili teren zamku, co aż tak bardzo jej nie zdziwiło, ale częściowo jednak tak. Miała jeszcze krótką, lichą nadzieję, że może jednak pozostaną w ciepłych pomieszczeniach i Ethan wymyślił coś, na przykład, z zespołem, który ostatnio trochę leżał odłogiem w tym wszystkim. Ale nie – może odkrył jakieś stado pufków w chacie gajowego, różnie to bywało.
Tymczasem on entuzjastycznie wprowadził ją na teren Zakazanego Lasu, mniej więcej w rejony, gdzie odbywał się pamiętny i jakże szczęśliwie zakończony wyścig. Kaia i tak miała na tyle szczęścia, że tylko trochę była poobijana i bolała ją głowa, mogła skończyć znacznie gorzej… ale nie powinna mieć pretensji, skoro sama się zgodziła na uczestnictwo.
Nawet jeśli Cavington potem łaził i puszył się jak paw, bo wygrał.
Tym razem jednak jej spojrzenie padło w pierwszej kolejności na nadpalone drzewo. Było to dość nietypowe jak na Zakazany Las, dlatego zmarszczyła brwi i przestudiowała, co też ten pożar mogło wywołać. Po chwili dostrzegła wiszące w powietrzu świeczki, a potem przyszykowany, czerwony koc.
Ach, więc to chciał jej pokazać…
Na usta wcisnął się jej lekki, nieco rozmarzony uśmiech, który dość szybko zatarła, kiedy Ethan jeszcze postanowił udawać, że to tak zupełnie przypadkiem się natknęli.
— No, też nie rozumiem – zaczęła, nim do jej głowy wpadł szatański pomysł. Zerknęła jeszcze na Gryfona krótko, nim skrzyżowała ramiona pod biustem i spojrzała na przyszykowany piknik surowym, oceniającym spojrzeniem. – W ogóle to takie strasznie oklepane, żeby robić coś takiego dla kogoś, jeszcze na terenie Zamku. To tak jakby na walentynki dać pudełko czekoladek albo kwiatka, straszny nudziarz musiał to szykować.
Czy chciała mu dogryźć? Odrobinę. Ale gdyby przegięła, zawsze miała gest na przeprosiny.
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 155
Może ani pora roka, ani miejsce nie było najbardziej fortunne na plan Ethana, ale chyba liczy się gest! I starania oraz poświęcony czas. Zarówno na przyozdobienie miejsca, jak i ugaszenie drzewa. Zapobiegł dla niej nawet pożarowi lasu! Co prawda takiemu, który sam prawie wywołał, ale to też już dużo.
Oczywiście, jak to zwykle z nimi było, bardzo szybko podchwycił, że Kaia postanowiła się z nim podroczyć, zamiast pochwalić jego - niezwykle uroczy zresztą - pomysł! Cóż, to coś, do czego zdążył przywyknąć i sprawnie wchodził w odpowiednią rolę.
Ponownie zmierzył wzrokiem dzieło jakiegoś bardzo tajemniczego ucznia, podobnie jak Kaia splatając ręce na piersi.
- Tak, tak... - mruknął, jakby w zastanowieniu, kiwając lekko głową i przygotowując się do recenzji pomysłu, jaki stał przed nim.
Wreszcie wskazał ruchem ręki ku całości, zwracając przy tym wzrok ku Kai.
- Tyle, że ej, to nie jest właściwie tak do końca na terenie Zamku. Przynajmniej nie tym ścisłym i często uczęszczanym, bo wtedy faktycznie mogłoby być głupio... A tak? Tak- W ten sposób, to jeszcze jakoś mogłoby się wybronić. Ewentualnie. Tak sądzę.
Może i brzmiałoby to żałośnie, gdyby starał się wybronić w podobny sposób na poważnie, ale przybrał niewinniejszą rolę, skoro Gryfonka miała być tu hejterem.
- O, i nawet świeczki są - wskazał na nie ruchem głowy, zupełnie, jakby sądził, że nie zauważyła, bo z pewnością, gdyby zauważyła, musiałaby je docenić!
Gryffindor |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 82
Uśmiechnęła się, chociaż bardziej tak wewnętrznie i mentalnie, kiedy Ethan postanowił nie oburzać się, a najpewniej załapał intencję Kai. Lubiła to w nich. Lubiła to, że znali się już na tyle, aby, poniekąd, odrobinę, czytać sobie wzajemnie w myślach i wiedzieć doskonale, kiedy się zgrywali, a kiedy nie.
Było coś uroczego w Ethanie. Gdy tak stał, naśladując jej mowę ciała i patrzył równie krytycznie na dzieło jakiegoś anonimowego ucznia. I z każdą sekundą cieszyła się coraz bardziej, aż ciężko było jej ukrywać wszystkie te emocje i… na Merlina, w końcu kiedyś wybuchnie. Ale jeszcze chwila!
— No… może trochę. Przynajmniej nie jest to odstawione na pokaz. – Machnęła ręką niby pretensjonalnie, niby zdawkowo.
W rzeczy samej nawet nie miałaby nic przeciwko, nawet gdyby urządził jej taką kolację-niespodziankę w środku wielkiej sali albo w innej bibliotece.
Ale jeszcze trochę go potrzyma. Dlatego zmarszczyła brwi, jakby zastanawiała się, czy te świeczki takie super faktycznie są.
— No a jak się wywrócą? Całą kolację szlag weźmie… w ogóle to nie jest pomyślane, w ogóle!
To już ostatni raz. Ostatni raz, gdy hejtowała. Może to obiecać!
To znaczy, dzisiaj. Teraz. Ogółem to nie.
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 155
Szczerze mówiąc sądził, że do tej pory Kaia zdąży się już złamać, jednak kontynuowała ich małą grę, przez co Ethan również czuł, że nie może odpuścić!
- No nie... - mruknął jedynie po to, aby zatuszować jeszcze chwilę zastanowienia. - A jednak to prawie jak instalacja artystyczna, a takie rzeczy się docenia. To znaczy, sztukę, ogólnie...
Nieważne, co mówił. Zdawał sobie sprawę, że mimo własnego tonu, nie brzmi to wcale tak mądrze, jak teoretycznie miało, ale nie o to wcale w tym chodziło!
- I szkoda byłoby nie skorzystać z takiej okazji. Nie wiadomo, ile to miejsce w ogóle wytrzyma.
O, to przede wszystkim! Czas zacząć jakoś zaganiać Kaię w odpowiednim kierunku. Sam postąpił kolejnę parę kroków ku przygotowanemu miejscu.
Zaraz jednak spojrzał ponownie ku świeczkom skrytykowanym przez Kaię, a następnie odwrócił do niej głowę z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy.
- Przecież od razu widać, że to jest idealnie rzuconego zaklęcie! Ktoś musiał się na tym znać. W ogóle, wiesz, jak się nad tym zastanowić, to osoba, która to przygotowała, musi być zajebista, więc się nie wywrócą!
W jego głosie co prawda wybrzmiało oburzenie, ale wszystko co mówił, wypowiadał w wystarczająco przerysowany sposób, żeby Kaia wciąż rozumiała, że to gra, w którą przecież sama wciąż grała!
z/t x2(przedawnienie)
|