Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Wieża z balkonem Jedna z wież znajdująca się po wschodniej stronie zamku. Dostać się można przechodząc przez jedne z drzwi znajdujących się na trasie do wiezy głównej. Mieści się tutaj sporej wielkości balkon, który stanowi jedną z większy atrakcji. Miejsce idealne do romantycznych schadzek lub ucieczki przed innymi ludźmi.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 0
3 września, godzina 23:17
Choć strasznie brakowało mu panującej w Perle swobody, to i tutaj - w kontrolowanym przez surowe grono pedagogiczne i narwanych prefektów Hogwarcie - potrafił znaleźć miejsce tylko dla siebie. Wiedział, że na drugim piętrze jest komnata, w której bez problemu potrenuje rzucanie zaklęć, na trzecim taka, w której nikt nie przeszkodzi mu w nauce Historii Magii, a na jednej z wież bez problemu urządzi jednoosobową imprezę.
Cóż, idąc w kierunku wspomnianej wieży w ogóle nie podejrzewał, że jego plany zostaną pokrzyżowane! A tak się przygotował! Zabrał nawet ze sobą ekwipunek stereotypowej pogrążonej w depresji nastolatki - paczkę papierosów na ukojenie nerwów i połówkę ognistej, którą zamierzał się w spokoju uraczyć! Bo dlaczego nie? Wszystko zapowiadało się wspaniale. Od jakiegoś czasu uwielbiał spędzać czas w ten sposób: odpoczywał od natłoku obowiązków i stresu związanego z narastającymi oczekiwaniami rodziców, a poza tym czuł się jakoś... żywo! Tak. To dobre słowo. No, i miał dużo czasu na przemyślenie tematu Aspasii, bo przecież musiał jakoś przygotować ją na dwa lata samotności.
Nic dziwnego, że otwierając drzwi wieży żywił nadzieję, że rzeczywiście uda mu się to trochę przeanalizować. Niestety, chyba się przeliczył, bo już po po chwili zrozumiał, że wieża nie należy dzisiaj tylko do niego. Przy barierce stała dziewczyna, z początku ledwo widoczna, po chwili zaś - gdy postawił w jej kierunku kilka kroków - niezwykle podobna do jednej z dobrze mu znanych Ślizgonek.
— Meredith?! Co za niespodzianka. — rzucił na początek. Podszedł bliżej, żeby się przywitać: dopiero wtedy wyczuł przyjemną woń papierosa, którego ta trzymała w dłoni. — Nie wiedziałem, że palisz. — dodał nieco zaskoczony, bo mimo że znali się siedem lat, to jeszcze nigdy nie widział jej z fajkiem w ręku.
Zaraz również oparł się o barierkę, odpalił swojego i zaciągnął się, następnie wypuszczając resztki dymu w powietrze. Dopiero po chwili sięgnął po znajdującą się za pazuchą szaty butelkę czystej: położył ją na barierce, jakby zachęcał Meredith do wspólnego picia. W sumie to zachęcał! Niby nastawił się na picie w samotności, ale skoro już trafiło się towarszytwo - i to nie byle jakie - to czemu nie skorzystać?
— Wiem, że nie lubisz łamać regulaminu, ale chyba nie poskarżysz się nikomu, jeśli trochę się napiję? Mogę nawet się podzielić. — wyszczerzył ząbki, sięgając po butelkę i pozbywając się niepotrzebnej nakrętki. Upił większy łyk, z dziwną ulgą i utęsknieniem witając uczucie piekącego gardła, po czym przesunął Ognistą w kierunku towarzyszki. — No, to teraz możesz opowiedzieć jak bardzo nudziłaś się beze mnie w wakacje. Robiłaś coś ciekawego? — dorzucił jeszcze, choć nie oczekiwał odpowiedzi - przyzwyczaił się już, że Meredith nie należała do najbardziej wygadanych osób. Prawdę mówiąc to Argosowi nigdy ten fakt nie przeszkadzał, a momentami nawet odpowiadał.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 |
bogaty |
Hetero |
Pióra: 28
Ostatni rok w Hogwarcie. Meredith miała do tego nieco ambiwalentny stosunek, bo z jednej strony cieszyła się na możliwość skupienia swojej kariery już tylko i wyłącznie na alchemii, której i tak w szkole nie wykładano stricte jako przedmiot, ale jednocześnie oznaczało to dużo mniej czasu z siostrą. I z innymi przyjaciółmi - których nie było wiele, ale jednak - oraz znajomymi i towarzystwem przez siebie cenionym. Ta dziwna nostalgia dopadła ją dużo szybciej ni się spodziewała, bo ledwo co po rozpoczęciu roku, a nie bliżej jego końca. Nie chciała zawracać sobie głowy tak odległym terminem, więc najlepszą na to receptą było wrócić do swojej szkolnej rutyny - czyli samotne wieczory gdzieś w zacisznym miejscu, z nieodłącznym papierosem w dłoni i myślami dryfującymi wokół ostatnich bardziej lub mniej udanych eksperymentów.
Dzisiejszej nocy za swój kierunek obrała jedną z wież. Przemknęła korytarzami ostrożnie, nasłuchując ewentualnych zbliżających się patroli lub innych nocnych wędrowniczków. Chciała pobyć sama, więc wolała zmniejszać prawdopodobieństwo napotkania kogoś znajomego podzielającego jej zamiłowanie do wieczornego dymka. Na wybrane przez siebie miejsce dotarła bez większych problemów - jedynie raz musiała wybrać okrężną drogę, żeby ominąć patrolującą dwójkę prefektów.
Jak tylko podeszła do barierki, odetchnęła powoli świeżym nocny powietrzem i rozejrzała się po okolicy. Widać stąd było rozświetlone blaskiem pełnego księżyca jezioro, dużą część błoni i Zakazany Las skrywający w swoich cieniach wiele tajemnic. Pozorny spokój i bezruch, które dziwnie uspokajały.
Z kieszeni bluzy wyjęła paczkę papierosów, wyłuskała jednego i za pomocą najzwyklejszej mugolskiej zapalniczki odpaliła, zaciągając się dymem z nieukrywaną przyjemnością. Pochyliła się na tyle, żeby oprzeć się przedramionami o balustradę w wygodnej pozycji.
W tej nocnej ciszy przerywanej czasem szumem wiatru, czy też odległymi śmiechami, które musiały dobiegać z wieży Gryffindoru lub Ravenclawu, nie umknął jej uwadze dużo bliższy dźwięk otwieranych drzwi. Nie odwróciła się w ich kierunku żeby skontrolować co to za intruz, bo nawet jeśli została przyłapana, to i tak kary nie uniknie. Po co więc wyrzucać fajkę i marnować chwilę na bezsensowne reakcje? Zaciągnęła się ponownie.
Dopiero znajomy głos wypowiadający jej imię zwrócił uwagę na tyle, że nieznacznie przekręciła głowę w jego kierunku. Nie musiała długo czekać, żeby w jej polu widzeniu, oświetlony przez księżyc w pełni, pojawił się nikt inny, jak Argos.
- Nie pytałeś. - Odpowiedziała krótko i neutralnie na jego zaskoczenie. To w sumie interesujące, znali się od siedmiu lat i to całkiem nieźle, ale ona też nie wiedziała, że miałaby w nim kompana do fajki, jakby tylko chciała. Znaczy się miała w nim kompana do innych aktywności, ale akurat na papierosie nigdy na siebie nie wpadli.
Uniosła nieznacznie brwi na stwierdzenie, że rzekomo nie lubi łamać regulaminu, bo czy właśnie nie to w tej chwili robiła z premedytacją? Ostatnio jak sprawdzała, to przechadzki po ciszy nocnej nie były dozwolone, a już o mugolskich używkach nie wspominając. Nie odpowiedziała, poświęcając może trzy sekundy na zastanowienie się, czy aby Argos na poważnie uważał ją za tak porządną i nie lubiącą łamania zasad. Choć pozostała milcząca, to nie oderwała od niego spojrzenia, przyglądając się w bezruchu jego sylwetce wyraźnie widocznej dzięki księżycowi. Obserwowała, jak odkręca korek butelki, po czym bez jakiegokolwiek skrępowania wychyla hojny łyk Ognitej.
Właściwie czemu miałaby nie skorzystać z propozycji wspólnego wypicia? Nie zakładała tego wcześniej, ale skoro nadarzyła się okazja, to przecież dym z alkoholem bardzo się lubią. Sięgnęła po butelkę bez zbędnych słów.
Zanim się napiła, zaciągnęła się porządnie i dopiero wtedy zapiła łykiem alkoholu. Pieczenie whisky zmieszane z gęstym dymem wywołało pożądany efekt rozluźnienia. Odczekała dwie kolejne sekundy, zanim wypuściła dym z płuc i oddała Argosowi butelkę, stawiając ją na barierce tuż obok jego ręki. Nie puściła jej, szkoda by było, jakby z jakiegoś powodu spadła.
Pytanie o wakacje z początku pozostawiła bez odpowiedzi i pozwoliła mu rozpłynąć się na wietrze, a jak już zdawało się przejść do kategorii pytań bez odpowiedzi, wzruszyła jednym ramieniem.
- Jak zawsze. - Nie była to precyzyjna odpowiedź, bardziej ogólna w odniesieniu do całej ostatniej wypowiedzi Avery'ego. Czy się bez niego nudziła? W sumie niekoniecznie, bo miała dużo ciekawsze rzeczy do roboty, ale zdarzył się moment albo dwa, kiedy myślami uciekła w jego kierunku. Każdy ma swoje potrzeby, nieprawdaż?
Przesunęła spojrzeniem po szczytach drzew Zakazanego Lasu, nie szukając tam nic konkretnego, a wręcz kontemplując spokój nocy ogarniający gwarny na co dzień teren szkolny. Och, uwielbiała wieczory, bo w końcu nie trzeba było znosić zgiełku towarzyszącego uczniowskiej tuszy.
- Przyznaj, ty nudziłeś się bardziej. - Chociaż nie patrzyła na Argosa, to nie mógłby nie zorientować się, że mówi do niego. I to było już bezpośrednie nawiązanie do jego stwierdzenia, że to ona się bez niego nudziła.
z/t x2 - wątek przedawniony
Gryffindor |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 82
1 października, po 21:00
Jeszcze nigdy tak szybko się nie ogarnęła.
Kiedy wleciała jak wystrzelona z procy do dormitorium, od razu dorwała się do pisania listu. Naskrobała tylko kilka krótkich, ale przepełnionych radością słów, wrzuciła do koperty, a kopertę rzuciła na łóżko, kiedy dobrała się tym razem do kufra.
No przecież szła właśnie na randkę, więc musiała tez ładnie wyglądać!
Założyła czarną, dość krótką sukienkę, sięgającą gdzieś połowy ud. Poprawiła włosy, popryskała się perfumami, i będąc gotowa, wyleciała z dormitorium, oczywiście nie zapominając o kopercie. Po drodze zwinęła Ethana, czy tego chciał czy nie, lecz w pierwszej kolejności poszli do sowiarni. Tam przymocowała do nóżki sowy liścik i posłała ją w świat. Jeszcze przez chwilę patrzyła, jak przecina nocne niebo i znika gdzieś na horyzoncie, nim odwróciła się do Ethana, obdarowując go szerokim uśmiechem.
— Chodź, stąd mamy niedaleko.
W istocie – nie musieli iść daleko, aby dotrzeć na balkon. Może było tu nieco chłodno i słychać było szum deszczu, ale za to jak pięknie… i ciemno…
Co prawda liczyła na patrzenie w gwiazdy, a przez chmury ledwo przebijała się nawet i poświata księżyca, ale w ostateczności i tak nie mogła narzekać. Najważniejsze, że miała Ethana.
— Chyba nikt nie powinien nam tu przeszkadzać – powiedziała, zwracając się ku niemu i puściwszy mu oczko.
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 155
Okazywało się, że pokłady alkoholu, które miał odłożone na specjalne okazje kurczyły się zadziwiająco szybko... Ale zaraz, przecież właśnie zaczęli nowy miesiąc! To nie wyjdzie, że wszystko skończyło się już w pierwszym miesiącu szkoły. Tak, to od razu brzmiało jakoś lepiej i pozwoliło odgonić Ethanowi ten cień wyrzutu, jaki zdawał się przemknąć przez jego głowę i zdecydowanie szybciej ją opuścić. W dodatku mieli teraz idealną okazję! Tak, ogniska whisky była stworzona dla tego momentu.
Widząc swoją dziewczynę ponownie, nie mógł nie zmierzyć jej wzrokiem. Przy tym może i był wrażliwym muzykiem, ale gdy tylko się zbliżyła nie potrafił skomentować niczym więcej, niż "ładnie ci". Z tym w końcu też wzięła go z zaskoczenia! Nie spodziewał się więcej zachwytów swoją i tak już cudowną dziewczyną, a tu proszę.
Oczywiście nie biegł korytarzami z Kaią i butelką w ręku. To by było nierozsądne nawet jak na niego! Zamiast tego zapakował ją do torby wraz z nietopniejącymi lodami z Miodowego Królestwa. Miały być na czarną godzinę, ale teraz nadadzą się nawet lepiej! Gdyby tylko miał więcej czasu, pewnie jeszcze spróbowałby włamać się do kuchni, żeby ich prowiant nie opierał się jedynie na whisky i lodach, ale w gruncie rzeczy to chyba nie brzmiało też tak najgorzej, prawda? A jeszcze po lodach przydałoby się nawzajem rozgrzać. Tak, niech będzie. Jak na brak czasu na przygotowanie, wyszło świetnie.
Miejsce wybrane przez dziewczynę byłoby idealne, gdyby tylko dziś nie padało... Ale zdaje się, że tego mogli spodziewać się tylko coraz częściej o tej porze roku. Nie przeszkodziło to jednak Ethanowi na to, by po odłożeniu na moment torby na bok, przejść przez jeden z łuków na odkrytą część balkonu, aby przespacerować się aż do kolejnego łuku, którym wszedł z powrotem pod zadaszenie i przeczesał włosy do tyłu dłonią.
- Właściwie mogłem domyślić się wcześniej, że jesteś aż tak super i przygotować się lepiej.
Mógł. Musiał tylko połączyć fakty. To że poprzedni kapitan skończył już szkołę, że Kaia nadawała się idealnie, że właściwie otwierali już sezon... Tak, teraz wydawało mu się to mieć sens.
Jednak zaraz ruszył z powrotem do torby, by wyciągnąć wspomniany prowiant.
- A tak mamy tylko to.
Po chwili wstał i podszedł, by objąć ją w pasie.
- Następnym razem postaram się bardziej - obiecał z uśmiechem, tylko jednak po chwili coś mu tu nie pasowało. - Znaczy... Nie tyle następnym razem, co przy następnej dużej okazji do świętowania... Na przykład, jak już wygracie pierwszy mecz z nową panią kapitan?
Gryffindor |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 82
Chyba zaskoczyła Ethana. Najpewniej nie spodziewał się, że się tak odstroi – ale! Tym lepiej! Po pierwsze, lubiła zaskakiwać. Jeśli po tylu latach znajomości wciąż była w stanie to zrobić, to znaczyło bardzo wiele i to bardzo dobrych rzeczy!
A po drugie, chciała to zrobić dla niego.
Ostatnio odstawiła się tak na imprezę, więc w zasadzie miała okazję… Teraz też miała okazję, z tym tylko, że świętowali we własnym, kameralnym gronie. Nie zaprosili nawet Dani, ale na pewno jej to wybaczy! Poza tym, nadchodził weekend, wiele się mogło wydarzyć…
A póki co, była tutaj z Ethanem. I miała tylko nadzieję, że doceni ten malutki gest, na jaki się wobec niego zdobyła.
Chciała mu się podobać.
Odkryła to stosunkowo niedawno, bo przecież wiedziała, że Gryfon akceptuje ją z całym pakietem zalet i wad, z całym bagażem bycia zupełnie „naturalną”, czasami wręcz nieładną, a po meczu nawet i upoconą, z przylepionymi do twarzy włosami, i zapewne niepachnącą fiołkami.
Lecz dzisiaj wiedziała, że chciała być najatrakcyjniejszą dziewczynką w oczach Ethana Dubois.
Dzisiaj chciała wszystko. Dzisiaj był jej szczęśliwy dzień!
Kiedy Ethan przechodził po balkonie, Kaia nie wyrywała się w tamtą stronę. Nie chciała zmoknąć, nie chciała, żeby było jej zimno, no i… przecież nie zamierzali świętować w deszczu. Prawda?
A szum przy okazji robił im ładną atmosferę dźwiękową…
Spojrzała na niego i z lekkim zdziwieniem, ale też i lekkim uśmiechem.
Do tej pory zdołała zauważyć, że to Ethan był łasy na komplementy i pochwały – a ona chętnie mu je dawała. Dzisiejszego dnia jednak to ona słyszała od niego, jak bardzo jest niesamowita i jak bardzo to wszystko było logiczne, że wręcz nie mogło być inaczej.
Mogło być. Ale i tak czuła się doceniana, słysząc takie słowa padające z jego ust.
Dlatego gdy objął ją, uśmiechnęła się szerzej, kładąc tylko dłonie na jego ramionach.
Zaśmiała się krótko i pokręciła jedynie odrobinę głową.
— Tak jest dobrze, Ethan – powiedziała cicho. – A poza tym… kto wie, kiedy Gryfoni wygrają mecz?
Teraz po jej stronie leżało bardzo wiele bardzo trudnych rzeczy! Opracowanie strategii dla zespołu, planów treningowych, zdobywanie dni i godzin na ćwiczenia… Zadbanie o nastroje w drużynie, w końcu wszyscy powinni się lubić i ufać swoim umiejętnościom…
Nie chciała teraz o tym myśleć.
Teraz jedyną jej myślą powinien być Ethan. I świętowanie ich małego sukcesu.
Wszystko inne było nieważne.
— Cieszę się, że Cię mam, wiesz? – powiedziała ciszej, nieznacznie zbliżając się ku niemu. Po raz kolejny, prawie tak, jak na imprezie, czuła, jak jej serce trzepotało i chciało wyskoczyć z jej piersi. Z radości. I przepełniającego ją uczucia, którego wtedy jeszcze nie znała, a dziś… Może byłaby nawet w stanie nazwać je po imieniu? – Nie mogłabym znaleźć lepszego wsparcia. Lepszego… przyjaciela – mówiąc to, puściła mu oczko i nawet sama się zaśmiała, ponownie wracając myślami do imprezy i tego, jak bardzo blisko była, żeby Ethana zafriendzone’ować na dobre. – Lepszego chłopaka. I lepszego towarzystwa do świętowania.
Powiedziawszy to, ześlizgnęła się dłońmi po jego ramionach, aby również objąć go wpół i wtulić bok głowy w jego pierś.
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 155
Oczywiście zaskoczyła go. Nie pierwszy i z pewnością nie ostatni raz. Nawet licząc tylko dzisiejszy dzień! Przecież już jej nowe stanowisko było niemałą niespodzianką. A przecież miała jeszcze parę godzin, by wymyślić coś jeszcze, co okazałoby się zaskakujące!
Faktycznie widział ją odstawioną na imprezie nie tak dawno temu, ale to też nie to samo... Co prawda zapamiętał ten wieczór, jako w swojej obecnej ocenie jeden z lepszych w swoim życiu. Przynajmniej w rozliczeniu, bo po drodze mieli przecież parę problemów, o których też dobrze pamiętał. W końcu to wtedy skakał wokół niej, żeby tylko wszystko wyszło jak najlepiej i żeby poprawić jej humor. Teraz tego nie potrzebowali. Dziś świętowali oboje coś w pełni pozytywnego! I chyba rozszarpałby nauczyciela, woźnego, czy też prefekta, który spróbowałby im to przerwać. Nie, nawet nie chciał o tym myśleć.
Zaśmiał się cicho, kiedy tylko mu odpowiedziała.
- Jak to kiedy? Teraz sterroryzujesz ich treningami, na które stać tylko ciebie i wygrywacie pierwszy w sezonie. Potem tylko każdy kolejny, żebyśmy-... Żebym ja miał więcej pretekstów do świętowania.
Nie to, żeby kiedykolwiek narzekał na brak pretekstu... Przecież pierwsza impreza tego roku była z okazji rozpoczęcia roku szkolnego. Idąc tym tropem, mogli mieć imprezy po każdym powrocie do szkoły. I jeszcze z okazji pierwszego wyjścia do Hogsmeade. A również każdego kolejnego. Tak samo z meczami Quidditcha. Przegapił już imprezę z okazji pierwszego szlabanu tego roku, ale to też mogliby nadrobić! Preteksty pojawiały się dosłownie w momencie, kiedy potrzebna była impreza. W pół sekundy.
Uśmiechnął się nawet na jej kolejny komentarz, jednak bardzo szybko ponownie spróbowała wrzucić go w otchłań friendzone'u, na co prychnął, zupełnie jakby się obraził.
- Tak, tak, ty też jesteś dobrym przyjacielem - odparł z udawanym przekąsem.
No proszę, miło to tak?! Przecież tez mógł jej tak dokuczać.
A jednak wbrew ogłoszenia bitwy na friendzone'y, osunął nieco ręce, którymi ją obejmował i pozwolił sobie, aby całkowicie przypadkiem jedna z jego dłoni trafiła na jej pośladek. Cóż, powoli co pewien czas testował, jak przesuwają się pewne granice, a przecież byli razem niemal miesiąc! Chociaż w razie czego, z pewnością nie spodziewał się tam jej tyłka.
Do tego zaraz ucałował ją w czoło.
- Ale faktycznie, nie mogłabyś znaleźć lepszego... Zwłaszcza, że ja zgarnąłem to najlepsze.
Miał oczywiście na myśli właśnie ją.
Gryffindor |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 82
Odpowiedziała na słowa Ethana cichym śmiechem, choć nie przerwała mu jego wypowiedzi.
To było tak bardzo słodkie, jak bardzo w nią wierzył. Jak uważał, że była najlepsza i – świadomie lub nie – tą swoją wiarą dopingował ją tylko, aby starać się jeszcze bardziej! Do najwspanialszego grona najwspanialszych zawodników zapewne nie należała, ale kiedy słyszała takie komentarze, takie uwagi… Zwyczajnie chciało jej się starać bardziej.
No i wiedziała, że w razie czego, ma swoje wsparcie w postaci Ethana.
— A ja z Tobą – mruknęła mu tylko w odpowiedzi, podarowując słodkiego buziaka prosto w usta. Bardzo krótkiego, ale bardzo znaczącego!
Chociaż, gdyby to od niej zależało, ona mogła wyprawiać imprezy i świętować tylko z Ethanem. Reszta, póki co, była jej niespecjalnie potrzebna.
To nie znaczyło, że uważała pozostałych swoich przyjaciół za zbędnych! Absolutnie! Po prostu teraz chciała się nacieszyć swoim nowym, cudownym chłopakiem. Chyba każdy do przeżywał i chyba każdy potrafił to zrozumieć! Prawda?
Zaśmiała się ponownie, na krótki przekąs, zmarszczyła nieco nosek i trąciła jego nosek własnym, tak dla krótkiej zaczepki.
— Wtedy nie byłeś taki pewny siebie – mruknęła jeszcze, bo może leżącego się nie kopie, ale dzisiaj Ethan wcale nie leżał. Ani dosłownie, ani mentalnie.
Co za moment udowodnił krótkim ruchem dłoni.
Czuła, jak jego dłoń zjeżdża po jej plecach, powoli, na pośladek. Poczuła też dziwne mrowienie w okolicach dolnej partii brzucha, oraz serce, które zatrzepotało nerwowo – a wraz z nim nieco przyspieszył jej oddech. Na ułamek sekundy.
Nie chodziło o to, że nie chciała… Chodziło o to, że to wszystko było takie dla niej nowe i… Nie czuła się jeszcze pewnie. Nie do końca pewnie.
Bo przecież nikomu nie ufała tak, jak Ethanowi.
Przy nim czuła się bezpiecznie.
Dlatego zamiast ofukać go, jak by to pewnie zrobiła miesiąc temu, zacisnęła mocniej ramiona na jego sylwetce, aby wtulić się bardziej i ufniej.
Uśmiechnęła się ponownie. Zrozumiała aluzję. Ona, w połączeniu z buziaczkiem w czółko, rozpalała w niej tylko przyjemne uczucie zaufania, ale… też inne.
Zadarła nieco głowę, aby spojrzeć na jego twarz z delikatnym uśmiechem czającym się na wargach. Tak bardzo chciałaby wiedzieć, czy mogła powiedzieć mu absolutnie wszystko… Czy nie było to jeszcze za wcześnie na jakiekolwiek deklaracje. Czy Ethan nie wystraszy się tym, jak Kaia poważnie go traktowała.
Nie chciała, aby jej uciekł.
Dlatego, z rozchylonymi wargami, wahała się. Wahała się bardzo długo – na tyle, że końcówki jej włosów zdołały przybrać słodki, różowy odcień.
Ale przegrała sama ze sobą.
— Pocałujesz mnie?
Stchórzyła kompletnie.
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 155
Pokręcił głową, mimo wszystko z szerokim uśmiechem.
- Śmiejesz się, ale to prawda! A ja będę przy tym wszystkim ci kibicował... Znaczy, może całej drużynie też... Może.
Quidditch na pewno nie był dla niego aż tak ważny... Przemawiała do niego w pewnym stopniu konkurencja między domami, ale przecież nigdy nie powstrzymało go to też przed pozbawiania Gryffindoru punktów. Niemniej jednak, jeśli chodzi o sam sport, liczył się dla niego przede wszystkim ze względu na uczestnictwo Kai i może, w nieco mniejszym stopniu, paru innych osób, które znał.
- Ale potem chcę świętować tylko z tobą... Przynajmniej na początek. Ewentualnie koniec.
Cóż, Ethan miał troszkę inaczej. Jasne, Kaia nagle go zauroczyła, nawet nie wiedział kiedy i chciał spędzać z nią niemal każdą chwilę swojego czasu! Ale właśnie - u niego to było niemal. Na pewno nie chciał zrywać się z każdej imprezy tak, jak ostatnio. Mimo zauroczenia, chciał czasu dla nich i dla większej grupy ludzi, w której czuł się najlepiej. Na szczęście nie zdawało się to kolidować z oczekiwaniami Kai. Przynajmniej nie na tyle mocno, by mieli na tym poziomie problem.
Uśmiech tylko troszkę zszedł mu z twarzy, gdy zarzuciła mu, iż przy pierwszej próbie sfriendzone'owania nie był tak pewny siebie... Cóż, nie był. Ale przecież to nie powód, żeby mu dokuczać! Zwłaszcza, że chwilowo nie miał pomysłu, jak się odgryźć. Dlatego też w pierwszej kolejności zwrócił jej podobne trącenie nosem. Było jednak widać, że niemal z głowy mu parowało, kiedy starał się dobrać odpowiednią ripostę. Ostatecznie oparł się czołem o jej czoło i zamknął na moment oczy, tylko z leciutkim zażenowaniem.
- Nie mielibyśmy tej rozmowy, gdybym jednak dała się sfriendzonować, pamiętaj... - wymamrotał, by w chwilę po tym wyprostować się i spojrzeć na nią pewniej.
Powinna być mu wdzięczna, a nie się droczyć! Nie żeby cokolwiek wskazywało na to, by miał jej za złe. Miał trochę sobie - że jednak nie wpadł na żaden dobry comeback w tej sytuacji. Ale jeszcze się zemści... Nadejdzie odpowiedni moment i będzie wypominał jej to coś do końca życia.
Brak ofukowania oczywiście traktował jako zielone światło. Nie do tego, by posuwać się dalej zbyt szybko - przynajmniej sam wierzył, że ma jakieś tam wyczucie... Niemniej jednak cieszył się na ten drobny postęp. Choć chwilę później nie wiedział, jak zinterpretować jej wzrok, aż wreszcie przerwała całą sytuację pytaniem. Dziwnym pytaniem, na które zmarszczył brwi z lekkim, zdezorientowanym uśmiechem. Chyba nikt nigdy jeszcze nie zadał mu podobnego pytania w taki sposób.
- Właściwie planowałem całować cię resztę wieczoru, albo nocy.
Jednak nie chciał nawet dawać jej czasu na odpowiedź. Pochylił się, by pocałować ją przeciągle, z czułością, której wyraźnie nie chciał przerywać.
- Może być? - spytał cicho, ledwie na chwilę odrywając usta od jej, ledwie na centymetr.
W końcu sama prosiła. Może miała dalsze życzenia?
Gryffindor |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 82
Śmiała się dalej, szczerze rozbawiona, chociaż zdawała sobie sprawę, że Ethan nawet nie kłamie. Po prostu w zabawny sposób przedstawia prawdę i fakt, że drużynie kibicował głównie ze względu na nią. I może kilku znajomych, którzy też grali – ale głównie ze względu na nią.
— Możesz kibicować tylko mnie. Podoba mi się to – mruknęła niemal zalotnie, zbliżając się bardziej, niemal dotykając wargami jego warg. Po czym na moment odbiła spojrzeniem w bok, nachyliła się i konspiracyjnym szeptem rzuciła: - Ale nie mów tego reszcie, bo mnie wyrzucą zanim zaczęłam grać.
Było to mało prawdopodobne – i zresztą za moment sama się zaśmiała, ale! Każda chwila była dobra, aby docenić Ethana. I czasem odrobinę go podpuścić do nieco większej wylewności…
Uniosła dłoń, by dotknąć jego policzka i uśmiechnęła się do niego. Może tylko odrobinkę prowokacyjnie.
— Koniec brzmi ciekawiej, jeśli ktoś by mnie spytał – rzuciła, puściwszy do niego oczko.
Chyba znów balansowała na dość cienkiej linii. Ale od poprzedniego razu miała bardzo, bardzo wiele czasu, aby sobie to wszystko przemyśleć, poukładać. I zdecydować kilka rzeczy.
A przede wszystkim odrzucić – przynajmniej w pewnej części – irracjonalny lęk spowodowany wtedy przez Ivy, że Ethan może ją zostawić. Zupełnie jak ona.
Nigdy tego nie zrobił. I nigdy tego nie zrobi.
Dostrzegła, jak wahał się i zamilkł, kiedy odrobinkę przypiekła mu tym komentarzem o sfriendzone’owaniu. Może powinna go przeprosić, bo przecież nie miała na myśli nic złego, chciała się tylko podroczyć…
Ale jej odpowiedział. Zaskakująco poważnie. Może nie wiedział, co wymyślić, a może faktycznie jeszcze nie otrząsnął się z tamtego stresu. To musiało być dla niego bardzo duże przedsięwzięcie, zdobycie się na ogromną odwagę, aby przy, pozornie niewinnym, flircie pójść o krok dalej i pocałować ją. Ją – swoją wieloletnią przyjaciółkę. Mógł zaprzepaścić wszystko, włącznie z ich przyjaźnią. Ale zaryzykował.
Czemu ona nie potrafiła?
— Wiem – odszepnęła mu równie poważnie, czując się teraz bliżej niego niż kiedykolwiek wcześniej. Przymknęła oczy, choć jej wargi rozjaśnił delikatny uśmiech. – I cieszę się, że się nie dałeś.
Zaprzepaściliby tyle pięknych chwil. Kwitnące uczucie, tyle przygód, tyle spędzonych sam-na-sam momentów, tyle randek, tyle uniesień…
I tyle wszystkiego, co mogło być jeszcze przed nimi.
Był tak cholernie odważny. Gdyby tylko potrafił sobie wyobrazić, jak bardzo go w tej chwili podziwiała…
Jego lekko zdezorientowany wzrok bardzo szybko rozmył się, gdy zamknęła oczy, poddając się pocałunkowi. Pełnemu ciepła, pełnemu uczucia, pełnemu czułości. Uniosła dłonie do jego policzków i ująwszy delikatnie jego twarz, przeciągnęła pieszczotę do absolutnych granic możliwości – aż Ethan nie odchylił się, by zadać jej pytanie.
Uśmiechnęła się do niego w odpowiedzi, choć nieco niepewnie. Czuła drżenie własnych dłoni, czuła łaskotanie w brzuchu, jakby ponownie uwolniło się w nim stado oszalałych motyli, czuła, jak serce chciało jej wyskoczyć z piersi.
Czuła tak wiele, a tak mało mówiła o tym Ethanowi.
Przysunęła się raz jeszcze, aby zatopić się w jego wargach po raz kolejny, zasmakować jego ust z największą pasją, na jaką do tej pory było ją stać. Dłoń przesunęła po jego policzku, zmierzając ku włosom, by zmierzwić je delikatnie, zanurzyć się w ich gęstwinie. By poczuć się jak najbliżej.
A gdy odsunęła się znów, minimalnie, ich usta praktycznie wciąż się stykały, z drżącym sercem i skrzącymi oczami wyszeptała:
— Kocham Cię.
Te dwa słowa, które chodziły za nią przez pewien czas. Dwa słowa, które zdołały wyryć się w jej sercu. I w końcu – dwa słowa, tak silne, tak znaczące, tak ważne, które nie padły ani razu podczas tego miesiąca.
Nie wiedziała, w jaki sposób Ethan może je zinterpretować. Ale chciała, aby wiedział.
Z pewną dozą niepewności spoglądała w jego oczy, jakby szukając w nich jakiejkolwiek odpowiedzi na wydartą siłą z głębin własnej duszy odwagę.
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 155
Przez moment zastanowił się, kto właściwie był w drużynie Gryffindoru - a przynajmniej jeszcze w zeszłym roku, kiedy zdaje się znał skład... Tak, zdecydowanie, choć bez urazy dla pozostałych, mógł kibicować tylko i wyłącznie Kai. Mógł też robić to bardzo ostentacyjnie, ale chyba nie chciał, by przez niego się rozpraszała. Rozpraszać mógł ją w każdej innej chwili. W tym na lekcjach, ale chyba za rozpraszanie podczas meczu, mogłaby go w zamian rozszarpać. Nie wchodzi się między kobietę, a jej sport. Ale podroczyć się można.
- Świetnie. Będę krzyczał najgłośniej ze wszystkich. Przygotuję ogromny transparent, żeby przypadkiem nikt nie miał wątpliwości, że to tylko dla ciebie... I może będę rzucał w ciebie kwiatami, jak będziesz przelatywała obok? To chyba nie za dużo?
To brzmiało okropnie i mimo wszystkich mentalnych notatek o zupie marcepanowej, czy sprezentowaniu Kai mandragory, podobne przygotowanie do meczu nie wchodziło w grę. Okazuje się, że istniała granica i Ethan postawił ją właśnie tutaj. Kaia z kolei mogła tylko się domyślać, że uznał to o jeden kroczek za daleko... Ale przecież z nimi nigdy nie wiadomo. Czasem droczenie się przechodziło w prawdziwe wyzwania.
Ethan absolutnie nie rozumiał, jak bardzo jego dziewczyna doceniała to, że za sprawą jego starań podczas pamiętnej imprezy, byli razem. Może nieco sobie umniejszał, a może nie czuł, by ktokolwiek mógł być z niego tak zadowolony. Na pewno nie widział całej sytuacji w pełni tak samo, jak Kaia. Nie myślał wtedy tyle o tym, że mógłby ją przez to stracić, czy że miałoby to zaburzyć ich przyjaźń. Pewnie, nie chciał tego, ale chyba nie do końca przyjmował do wiadomości, że ich przyjaźń mogła zostać trwale naruszona. Gdyby tylko poddał się tej myśli na zbyt długo, nie byliby teraz razem. Przynajmniej nie jako para.
- A ja cieszę się, że to nie były sygnały, że mam przestać i nie zachodzić dalej choćby o krok...
Czy on wtedy już pił? Teraz nawet nie pamiętał... A jednak jak teraz rozmawiali o tamtym momencie, zaczęło do niego docierać, jak bardzo źle mogło wyjść. Nadal nie myślał o zerwaniu przyjaźni - o tym nie było w ogóle mowy w jego głowie, nie dopuszczał do siebie takich myśli... A przynajmniej nie z takich powodów. Zdecydowanie bardziej obawiał się rozstań i rozmytych znajomości po zakończeniu szkoły - o czym rzecz jasna nikt nie musiał wiedzieć. Ale mogło wyjść po prostu głupio. Na tyle, by pewne wspomnienia prześladowały go resztę życia.
Tuż po pocałunku, jeszcze chwilę czekał na feedback, jaki miał otrzymać. Spodziewał się raczej miłego komentarza, ewentualnie dalszego droczenia się - przecież inaczej by nie pytał... Ale nie podejrzewał, że może usłyszeć te słowa. I to już nie luźne, przyjacielskie kocham cię, albo też cię kocham, czy też wreszcie klasyczne przecież wiesz, że mnie kochasz. Nie, teraz i jego dopadł stres, gorąco i przyspieszone bicie serca. Teraz zrobiło się niebezpiecznie. Nie było porównania z walką z friendzonem. Teraz walczył o swoje życie. Jego zawahanie trwało ledwie dwie sekundy, choć czuł, jakby wmurowało go co najmniej na parę więcej. Była jedna poprawna odpowiedź i... Zdaje się, że nie był tak odważny, by pójść tą drogą. Ale chyba były też odpowiedzi, które nie były tak złe? Czy jest coś pomiędzy dobrą, a złą odpowiedzią? Czy jest możliwość się w to wstrzelić? Cóż, taką miał nadzieję, gdy po tych krótkich, mimo wszystko, sekundach patrzenia jej w oczy, pocałował ją ponownie - podobnie jak ostatnio. Pomimo stresu, jego uczucia do Kai się nie zmieniły. Uczucia, których najwyraźniej nie potrafił, albo nie chciał ubierać w słowa. Tylko czemu właściwie nie? Uwielbiał ją. Gdyby tylko nie byli razem, nawet by się nie wahał i wyznał, że ją kocha. Ale przecież teraz nie powie, że kocha ją, jak przyjaciółkę! Co by to w ogóle teraz znaczyło? I czy ta miłość naprawdę aż tak się różniła? Czy nie mógł jej tego powiedzieć tak po prostu? Do czego to zobowiązywało? I wreszcie, na "kocham cię", nie odpowiada się "jeszcze o tym nie myślałem". Przecież to brzmiałoby tak samo tragicznie, jak "a ja nie!", ale... Ale przecież tak nie było. A skoro był tak pewien, że tak nie było, to czemu uciekł od klasycznego "ja ciebie też"? I czemu zabrał rękę nieco wyżej, wracając do jej talii?
Na ile kocham cię było zobowiązujące?
A może pocałunek był dobrą odpowiedzią. Może teraz to on za bardzo roztrząsał. Może Kaia po prostu potrzebowała to powiedzieć i to tyle. Tak. Tak...
Gryffindor |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 82
Śmiała się. Śmiała się dalej, gdy mówił kolejne rzeczy, brzmiące tak niedorzecznie, że nawet nie zakładała, że faktycznie mógłby tak zrobić.
Znaczy, krzyczenie najgłośniej? Jak najbardziej. Nawet transparent brzmiał dosyć realnie, gdyby tylko Ethan się uparł, na pewno by go zrobił i ze sobą przytachał! Ale obrzucanie kwiatkami za każdym razem, gdy przelatywała obok?
— Musisz zatrudnić tragarzy, bo sam się nie zabierzesz z taką ilością kwiatów – rzuciła pomiędzy falami śmiechu, ostatecznie opierając czoło o jego policzek i pozwalając sobie na upust własnego rozbawienia do granic możliwości. A jeszcze była podjudzana przez Ethana!
To mogło potrwać bardzo długo…
Cóż, gdy wracała myślami do tamtej feralnej imprezy, sama nie wiedziała, co ją tchnęło. Nie wiedziała, co się zmieniło, że nagle Ethan przestał być tylko przyjacielem, a stał się obiektem, który był dla niej nawet atrakcyjny. Stał się chłopakiem, z którym była w stanie się siebie samą wyobrazić, u którego boku mogła się zobaczyć. Nie wiedziała, co się wtedy stało. Ani nie planowała też przyjmować tych uczuć.
To wszystko po prostu się stało.
I cieszyła się z tego.
— Dalej nie wiem, co Cię podkusiło, żeby w ogóle spróbować – zagadnęła. Bo w sumie ilekroć wracali do tamtej sytuacji, zwykle żartowali. Głównie ze swoich beznadziejnych flirtów i tekstów na podryw, a zaraz potem z tego, jak bardzo usilnie próbowała wcisnąć go w rolę przyjaciela, ale były przecież inne aspekty. Jak na przykład to, dlaczego to się stało. – Ani co podkusiło mnie, żeby faktycznie dać szansę – wyznała. Bo w końcu nadal nie znała powodu, dla którego Ethan nagle stał się dla niej zupełnie atrakcyjnym chłopakiem!
Sekundy dzielące jej szept od pocałunku nie dłużyły się, choć potrafiła wyczuć lekkie podenerwowanie w ciele Ethana. Zaskoczyła go? Prawdopodobnie. Teraz jednak było już za późno, żeby się wycofać, a z jej spojrzenia biła niemalże rozpaczliwa prośba, aby tylko jej nie odtrącał…
Pocałunek mógłby być odpowiedzią. Przez jakiś moment nawet nią był, przez jakiś moment nawet uwierzyła, że w ten sposób daje jej znak, że nie potrzeba słów, aby wyrazić jego uczucie. Przez moment nawet poczuła się lżej, szczęśliwa, że, choć zaryzykowała, nic się nie stało. I być może wejdą na nieco wyższy, nieco poważniejszy poziom…
Dlatego chętnie i z czystym zaangażowaniem oddawała mu ten pocałunek.
Pocałunek, który, jak się okazało, nie był odpowiedzią, lecz zatuszowaniem ciszy.
Delikatny gest, zmieniony dotyk, kiedy wrócił dłonią ponownie do jej talii, powiedział jej więcej niż mogły wyrazić wszelkie słowa.
To jednak było za wcześnie.
Gdy odsuwała się do niego, nadal się uśmiechała. Lecz uśmiech ten różnił się od spojrzenia – spojrzenia rozpaczliwego, nieco zdezorientowanego. Może nawet przepraszającego. Może odrobinę zawiedzionego, odrobinę zrezygnowanego.
A przecież mogła dziś dać mu wszystko, czego tylko pragnął. Wiedziała, że jest na to gotowa.
Odsunęła się nieco, zagubionym spojrzeniem błądząc gdzieś po podłodze. Czar, który przed chwilą czuła, prysnął gdzieś, zanikł w pamięci. Nie było go już. Ale nie było też gniewu, negatywnego ładunku. Było… coś, czego nie potrafiła nazwać.
Żółte pasemka zbladły, a pomiędzy nie wkradł się biały kolor, zabierając włosom również różową mieszankę odcienia.
— Chodź, zobaczymy, co przyniosłeś – rzuciła, odnajdując spojrzeniem reklamówkę. Uśmiechnęła się nieco szerzej na jej widok, choć wzrok pozostał pusty. Ale nie patrzyła już na niego. Nie musiał więc wiedzieć.
Nachyliła się, by sięgnąć po torebkę. Poza ognistą, która przyda jej się dzisiaj jak nigdy, wyciągnęła z niej opakowanie lodów. Uśmiechnęła się, może nawet ze szczyptą rozbawienia. To dość kiepski wybór na chłodny wieczór… ale przynajmniej mieli ognistą, żeby się rozgrzać.
Problem był taki, że kompletnie nie była głodna.
— Chcesz? – spytała, podając mu jedno z pudełek.
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 155
Sam zaraz zaśmiał się na jej odpowiedź. Tak, brnęli w kolejny absurdalny scenariusz i nie zamierzał jeszcze przez chwilę przestawać. W końcu jej wypowiedź sprawiła, że wyobraził sobie, jak Kaia lata w kółko wokół trybun, na których siedział Ethan, tylko po to, by okazało się, że skończą mu się kwiatki do rzucania!
- Miałbym kogo zatrudnić, ale to nie chodzi o to, żebyś latała tylko przy mnie. Wtedy jednak by cię wywalili i mieliby rację... - zamilkł jedynie na chwilę, by jednak przybrać na moment poważniejszą minę. - I wtedy oczywiście wszyscy by oberwali. Ode mnie. I wzięliby cię z powrotem. Tak, oczywiście. Tylko po co robić im problemy, ze mną?
Wypiął przy tym nawet nieco bardziej klatkę piersiową. Nie to, żeby kiedykolwiek bawiły go rozwiązania siłowe... Co najwyżej drobne przepychanki, ale bardziej dla śmiechu, niż faktycznej walki. Tu jednak deklarował się, jako mężny, umięśniony samiec, który wstawi się zawsze za swoją kobietą i za pomocą wspomnianych mięśni, wywalczy dla niej wszystko! Tylko może potrzebowałby nieco więcej czasu na przygotowanie się do takich akcji... Albo to, albo to Kaia, jako bardziej zainteresowana sportem, powinna była przejąć tę rolę na siebie.
Cóż, on wiedział, co go podkusiło, aby spróbować... Bo zdaje się, że nie zaczynał nawet tego wszystkiego na poważnie. Najpierw się wygłupiali, potem okazało się, że Kaia jest... Cóż, w wielu znaczeniach tego słowa, bardziej atrakcyjna, niż dostrzegał do tej pory. Nigdy z nią nie flirtował. Nawet w żartach... A najwyraźniej po tych kilku żartach, zaczęło mu się podobać i chciał więcej. I to od razu. Dlatego tak gładko poszło. Przecież gdyby tylko planował to wszystko, z pewnością zawaliłby całą sprawę!
Wzruszył lekko jednym ramieniem.
- W pewnym momencie było jasne, że warto? - odparł zaraz szczerze.
Może tylko trochę pominął... Ale chyba nie brzmiałoby to tak dobrze, gdyby właśnie opowiedziałby jej to od początku? To że zaczęło się od żartów, mógł opowiedzieć jej po nieco dłuższym stażu w związku... Najlepiej wtedy, kiedy byłby pewien, że będą mogli kiedyś opowiadać taką zabawną anegdotkę swoim dzieciom, ewentualnie rodzinie - bo myślenie o posiadaniu dzieci w innej rzeczywistości, niż ta fantastyczna, w której Kaia miała już dzieci z Ethanem oraz romans z Ethanem, nie wchodziła w grę. W każdej innej rzeczywistości dzieci były przerażające, to chyba jasne?
Z początku sądził, że wybrnął pocałunkiem i był z siebie prawie dumny. Czuł się, jakby uchylił się przed nabojem lecącym prosto na niego! Spodziewał się przy tym, że ten temat wróci i zdaje się, że musiał sobie sam trochę poukładać w głowie... Ale to nie dziś. Dziś mieli miło spędzić resztę wieczoru i...
Kurwa, chyba był zbyt wrażliwy na szczegóły. Byłby szczęśliwszy, gdyby nie zobaczył, albo nie zrozumiał tej zmiany w emocjach Kai. Gdyby nie zobaczył subtelnej zmiany wśród kosmyków jej włosów. Zaatakowała go miażdżąca świadomość, że ją zawiódł i nie do końca wiedział, jak mógłby z tego wybrnąć. Na moment jeszcze został w miejscu, patrząc jak idzie po jedzenie, zastanawiając się, czy jest coś, co mógłby powiedzieć, aby spróbować to naprawić, jednocześnie nie zawalając sprawy do reszty.
Doszedł tylko do jednego wniosku. Chciał być dla niej dziś zdecydowanie najlepszy, jak tylko może! Najbardziej czuły, wyrozumiały, kochany - tak żeby wszystko było po jej myśli i może w jakiś sposób zatuszowało złe wrażenie? Żeby znowu poczuła się lepiej i żeby wiedział, że... Cóż, kochał ją. Na jakiś sposób. Sposób, który nie gwarantował, że spędzą razem resztę życia jako para, bo przecież ile mógłby obiecać jej po niecałym miesiącu... Ale musiała wiedzieć, co do niej czuł. W taki niewerbalny sposób.
Cicho wziął głębszy wdech - a przynajmniej liczył, że nie było słychać, że go potrzebował - i podszedł do niej od boku, by jeszcze przed odpowiedzią, objąć ją delikatnie jedną ręką, pocałować w skroń, a następnie w policzek i dopiero wziął od niej pudełko.
- Poleciałbym jeszcze po coś do kuchni, ale nie dałaś mi dużo czasu - powiedział spokojniej niż do tej pory, z lekkim, może nieco przepraszającym uśmiechem.
Nawet chciał zaproponować, że może pójść teraz, ale chyba brzmiałoby to za bardzo jak ucieczka... A jednak tak dobrze byłoby mieć te parę, czy paręnaście minut na ułożenie sobie w głowie paru rzeczy.
Gryffindor |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 82
Ethan nawet nie był daleki od swoich wyobrażeń! Faktycznie pomyślała o tym, żeby, o ile to by w ogóle było możliwe do zrealizowania, latać wokół trybun, aby ostatecznie skończyły mu się kwiatki… Dla czystej złośliwości by to zrobiła!
Ale pokręciła głową, trochę z niedowierzaniem, a trochę z rozbawieniem.
Aha, więc teraz przyszła rola Ethana, obrońcy Kai, tak? Prywatny ochroniarz brzmiał nawet całkiem seksownie, musiała to przyznać! Gdyby tylko nie cały kontekst i duszone w sobie rozbawienie, żeby tylko wyglądać chociaż w miarę poważnie.
— No tak, masz rację. W starciu z Tobą cała drużyna nie miałaby szans – mówiła, dalej dusząc w sobie rozbawienie i kręcąc lekko głową, bo absurdalnym widokiem był dla niej Ethan spuszczający manto całej drużynie sportowców.
Ale za to jakim romantycznym!
Jego odpowiedź była dość enigmatyczna i niewiele wnosiła do całokształtu, ale cóż, musiała wystarczyć. Może to wszystko po prostu nie miało sensownego uzasadnienia. Może żadne z nich nigdy nie dusiło w sobie uczuć do siebie nawzajem, może po prostu byli w odpowiednim momencie, w odpowiednim miejscu, z odpowiednim nastrojem. Może tak po prostu miało być, a ona bezsensownie doszukiwała się drugiego dna.
Dlatego odpowiedziała mu jedynie uśmiechem i ufnym, ponownym zresztą, wtuleniem się w niego. Przynajmniej na tę krótką chwilę.
Nie zdjęła jego ręki, ani nie odepchnęła go, gdy podszedł bliżej, obejmował ją i całował jej policzek i skroń, tak jak lubiła. Przymknęła oczy i uśmiechnęła się nawet nieco szerzej, napawając się tą krótką bliskością i przyjemnością.
Choć wewnątrz niej wciąż była dokuczliwa, ziejąca pustka, która nie chciała się napełnić żadnymi z tych krótkich, małych czułości.
Podała mu pudełko z lodami i spojrzała na niego w lekkim zastanowieniu.
Czy był sens, aby szedł po coś jeszcze? Gdy teraz nad tym myślała, to chyba i tak nie zabawią w tym miejscu długo. W końcu zrobi się zimno. Pewnie szybciej niż oboje by myśleli. Czar romantycznej nocy prysł i zdawał się rozpłynąć w powietrzu bezpowrotnie. Nie znaczyło to, że nie chciała spędzić czasu z Ethanem, ale…
A może powinni po prostu posiedzieć, poprzytulać się i pozajadać pasztecikami z dyni? Tak po prostu?
— Jeśli nadal chcesz iść, to mogę zaczekać – zaproponowała nareszcie, przenosząc ponownie spojrzenie na niego. – Nigdzie się nie wybieram – dodała, zapewniając go uśmiechem.
A przy tym ona też zyska tych kilka, kilkanaście minut na to, żeby odetchnąć. I może troszkę się pozbierać…
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 155
A on był szczerze przekonany, że o ile Kaia pokusiłaby się o takie ruchy, reszta drużyna miałaby z tym problem... Do niej, lub do niego - ewentualnie do obojga - i faktycznie musiałby stawić im czoła! Cóż, może kwiaty w bukiecie i to na inną okazję miałyby więcej sensu.
- Cała drużyna bez ciebie nie miałaby szans - podkreślił od razu unosząc przy tym nieco rękę, by przekazać ten jeszcze jeden zakamuflowany komplement.
Niech będzie, że z całą drużyną dałby sobie radę, ale ona by go skopała! Na szczęście nie musieli sobie nic takiego udowadniać. Liczyła się hm... Romantyczność sytuacji.
Oczywiście zwracał uwagę nie tylko na kolor jej włosów, ale każdą najdrobniejszą reakcję, gest i mimikę i w tym wszystkim, w ogromnym skrócie czuł, że po prostu zjebał. Nie było jeszcze jasne na ile czasu, na ile dotkliwie i co właściwie z tym zrobi, ale naprawdę chciał jej to wynagrodzić od razu. Może nie informacją zwrotną też cię kocham, bo to wciąż z jakiegoś powodu zdawało się być jakąś potężną niewypowiedzianą do końca obietnicą... Sam nie wiedział czego.
Po jej propozycji, zatrzymał na moment usta na jej skroni - nie tyle w pocałunku, co w podparciu i chwilowym zawieszeniu nad jej słowami. Zaraz jednak ponownie się wyprostował.
- To zależy. Masz na coś ochotę?
I błagał w myślach, żeby miała. Żeby nie tylko mieli krótką chwilę na przemyślenie, co właśnie zaszło i co zrobić z tym dalej, ale też, by miał jakąś drobną szansę poprawienia jej humoru, odpłacenia się jakoś za zawód w sytuacji zwyczajnie niespodziewanej.
- To twój dzień, ty wybierasz, ty się spisałaś i ty jesteś zajebista.
No właśnie. Ona była. On już niekoniecznie, a przynajmniej tak właśnie się czuł. Ona mu kocham cię, a on jej jesteś zajebista. Po drodze do kuchni mógłby przynajmniej walnąć jeszcze głową w ścianę...
Gryffindor |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 82
Pokręciła głową z lekkim niedowierzaniem, ale też i rozczuleniem, kiedy tak ją chwalił. To było tak strasznie słodkie. Dzisiaj, dzięki niemu, rzeczywiście mogła się poczuć jak najlepszy gracz Quidditcha pod słońcem. Przekonywał ją tak dobrze, że naprawdę prawie mu się to udawało! Prawie udało jej się zapomnieć, że to jest jednak gra zespołowa i sama meczu jednak nie wygra…
— Ale lepiej zachowaj to dla siebie – mruknęła i ucałowała go z czułością w policzek. – Nie mogę być na raz ścigającym, obrońcą i pałkarzem, i jeszcze szukającym, dlatego przyjdzie czas na ostre treningi – dodała, puszczając mu oczko.
Ostre treningi miały się dopiero zacząć i wolała Ethana na to mentalnie przygotować! To znaczyło, że będzie miała mniej czasu i energii na ich małe randki i wzajemne rozpraszanie uwagi – ale to przecież nie szkodziło! W końcu nie zamierzała zostawiać go zupełnie, samego sobie. O nie, nie! Nie dopuściłaby do tego! Ale czas dla siebie, na własne hobby, spędzanie go osobno, jak się tylko chciało… Tak, to brzmiało sensownie. I nawet dość zdrowo.
Zastanowiła się krótko nad jego pytaniem.
Czy miała na coś konkretnego ochotę? W zasadzie to nie…
Miała ochotę usłyszeć od niego choć raz ja Ciebie też, ale to najwidoczniej było w tym momencie nieosiągalne i niemożliwe.
Poza tym nie chciała nic więcej. Nawet te lody zdawały się nie tak bardzo atrakcyjne.
— Ciasto czekoladowe? – uniosła nieco głowę, aby spojrzeć na niego choćby kątem oka. – Po kawałku by było dobre. – I truskawki. Będą dobrym połączeniem. Chyba ognista będzie do nich pasować – stwierdziła, wracając spojrzeniem do reklamówki, gdzie wciąż spoczywała butelka alkoholu.
Teraz on zdawał jej się najbardziej kuszący.
Jej wargi jedynie lekko drgnęły w krótkim uśmiechu, który równie szybko zgasł, jak uleciało stwierdzenie, że jest zajebista. Odsunąwszy się od Ethana, ucałowała go jeszcze w policzek i pozwoliła oddalić się w stronę schodów na niższe piętra. Miał kawałek drogi do pokonania, ale była szansa, że zdąży jeszcze przed ciszą nocną i nikt z prefektów się nie przyczepi. Oby. Nie chciała przyczyniać się do następnego szlabanu.
Odprowadziła go spojrzeniem, gdy schodził na dół. Pozostała jeszcze chwilę w jednym miejscu, słuchając oddalających się kroków. Tak tylko w razie gdyby nagle zamierzał się wrócić o coś dopytać. Kiedy jeszcze echo zupełnie ucichło, zdradzając, że Ethan zszedł z wieży, kolana pod nią automatycznie się zgięły, a ona przysiadła tuż przy ścianie i obejmując je ramionami, opuściła głowę, zagryzając mocno wargi.
Co ją w ogóle podkusiło? Dlaczego to zrobiła? Dlaczego była tak naiwna, żeby sądzić, że…
Co ona w zasadzie sądziła?
Że usłyszy ja Ciebie też, że będą żyli długo i szczęśliwie? Że życie to bajka, która zakończy się równie wspaniale jak zaczął się ich związek?
Żyjący obok siebie przez całą wieczność, połączeni przez jedną chwilę i iskrę odwagi…
Jak to pięknie brzmiało.
Szkoda tylko, że sny nie były rzeczywistością, a świat nie był tak piękny, jak chciała wierzyć. I romantyzm mogła znaleźć jedynie na stronach cholernych książek, które teraz miała ochotę podrzeć, wyrzucić przez okno sypialni, a potem na dodatek spalić. I zapomnieć o ich istnieniu.
Tak bardzo próbowała trzymać się w ryzach. Tak bardzo próbowała nie dać po sobie poznać, jak bardzo ją to zabolało. Tak bardzo próbowała udawać, że to w porządku. I nic się nie stało.
Ale stało się. I nic nie było w porządku.
Chciało jej się płakać – ale nie chciała psuć tej chwili bardziej, niż już im się to udało. Chciało jej się płakać – ale dlaczego miałaby to robić? Czy wolność drugiej osoby nie polegała na tym, że ona sama określała nie tylko własne pragnienia, ale także i uczucia?
Uczucie Ethana było bardzo proste.
Nie kochał jej.
Sięgnęła do torby, odkręciła ognistą i pociągnęła z butelki potężny łyk alkoholu, żeby tylko jakoś zalać ten żar jątrzący się w jej sercu. Nie pomogło. Ani ten, ani następny łyk – nic nie pomogło. Zakręciła butelkę, odstawiła ją z powrotem do torby i wsparła głowę na dłoni.
Spójrz na siebie, Kaia. Jak bardzo żałosna jesteś. Jesteś w stanie poświęcić dla niego wszystko. Oddać mu wszystko. A i tak musisz prosić choćby o nikłe uczucia. O to, aby Cię kochał.
Ale prawda jest zupełnie inna.
Nie kochał Cię.
Wstała z miejsca i niespiesznym krokiem podeszła do jednej z kolumn, o której bok się oparła. Objęła się ramionami, jakby chcąc uchronić przed chłodem. Nie wyszła na deszcz, nie mokła, a mimo wszystko czuła się tak, jakby stała w centrum ulewy – a spadające z nieba krople były jej własnymi łzami, które dzisiaj, teraz, nie płynęły.
Chciała płakać, ale nie potrafiła.
Czuła się najbardziej żałosną istotą pod słońcem.
Jak powinna się wobec niego zachować?
Kochała go. Zdobyła się na tyle odwagi, aby mu to powiedzieć. Na tyle odwagi, aby pogodzić się z tą myślą i świadomością, że to właśnie jego wybrało jej serce. Kochała go. I chociaż nie wiedziała, co przyniesie przyszłość, chciała być z nim, obok niego, wspierać go, tak długo, jakby tylko chciał.
Kochała go.
Lecz on nie kochał jej.
Kim więc ona dla niego była?
Przyjaciółką, z tą różnicą, że teraz mógł ją bezkarnie całować i dotykać? Zabawką, przy której, póki co, dobrze się czuł, a potem, gdy się popsuje, już przestanie się nią interesować? Przyjemnością, która nigdy nie miała przytłaczać i która nigdy nie miała być na poważnie?
Westchnęła głęboko. I zamknąwszy oczy, wsparła również i bok głowy o kolumnę. Wyblakła żółć włosów, przecinana teraz białymi pasemkami i ciemnoniebieskimi końcówkami, rozsypała się po jej ramionach i części twarzy, lecz nawet nie ruszyła ręki, by je zaczesać.
Zamiast tego w jej głowie wybrzmiewała teraz melodia, którą za chwilę wydarła się z jej warg w postaci cichego nucenia.
Wise men say
Only fools rush in
But I can't help…
Zamiast dokończonych słów, westchnęła jedynie głęboko, przeciągle, i spojrzała w nocne, zachmurzone niebo.
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 155
- Jak to dla siebie? - odparł zupełnie, jakby w tej chwili się oburzył. - Mam zatrzymać dla siebie to, że jesteś absolutnie najlepsza?
Że jego najlepsza przyjaciółka, dziewczyna i zdaje się po prostu najcudowniejsza osoba na świecie - a przynajmniej tak póki co ją widział - jest zwyczajnie najlepsza we wszystkim, czego się dotknie? Że był z niej dumny? Że był tak szczęśliwy, że z nią był oraz że był przy niej, tak po prostu? Otóż nie, nie miał zamiaru tego przed nikim ukrywać! Wystarczająco długo zdawał się ukrywać to przed samym sobą, skoro ledwie niecały miesiąc temu awansowała na status jego dziewczyny.
Niesamowicie ulżyło mu jeszcze, gdy podjęła decyzję, co do jedzenia. W dodatku bardzo konkretną decyzję - pozostawało pytanie, czy odnajdzie obie rzeczy w kuchni. Nie był pewien, co do truskawek, ale liczył się spisać. Musiał, skoro i tak zepsuł jej tak piękny wieczór... Skoro spełniła jedno ze swoich marzeń, czuł się przecież zobowiązany do sprawienia, by ich kolejna randka okazała się idealna, skoro to właśnie randkę chciała. W dodatku wyglądała pięknie, postarała się też aby wszystko było świetnie, wybrała nawet miejsce, a on musiał ją zawieść. Ale z drugiej strony starał też usprawiedliwić w tym siebie! Czuł się podle, ale może to nie całkiem jego wina? Wzięła go z zaskoczenia. Nie spodziewał się takich słów, ani tak poważnego wydźwięku i takiego wzroku, który sprawił, że presja tylko narastała i... On nie działał za dobrze pod presją.
Ucałował ją tylko jeszcze raz przed wyjściem i zapewnił, że wróci niedługo.
Musiał wrócić niedługo. Naprawdę, zostanie złapanym przez nauczyciela, woźnego, czy prefekta absolutnie nie wchodziło tego wieczora w grę. Najlepiej, jeśli faktycznie zmieści się w czasie odpowiednio i zdąży wrócić do komnaty przed ciszą nocną.
Dlatego też zebrał się szybkim krokiem. Dlatego oraz ze względu na to, że bardzo chciał na moment uwolnić się od sytuacji, w jakiej się znaleźli. W której znaleźli się z jego winy! I czuł się w tym po prostu okropnie. Dlaczego właściwie nie chciał odpowiedzieć jej tym, co chciała usłyszeć? Doskonale wiedział, co to było! A po jej wzroku wiedział też, że to ważne. W dodatku wiedział, że darzy ją naprawdę silnym uczuciem i... Chyba tylko nie chciał tego definiować, czy nazywać. Przecież tak było dobrze. Przecież nie powinna potrzebować takich deklaracji po miesiącu, prawda? Zresztą, musiała mu ufać! Znali się tyle czasu, wiedzieli o sobie niemal wszystko. On na przykład jej ufał... To znaczy, ufał co najmniej, że będą w tym razem do czasu aż skończy szkołę i unikał myślenia o tym, co wydarzy się dalej. W końcu potem niewykluczone, że wszyscy mieli o nim zapomnieć i odwrócić się od niego. Nawet ona. Tak, spodziewał się najgorszego. Utraty wszystkiego, co zna. Wszystkiego oraz wszystkich. Jakoś nie czuł, by życie od przyszłego roku miało być dla niego łaskawe.
A może tym bardziej powinien był jej odpowiedzieć. Może powinien zrobić absolutnie wszystko, żeby mieć ją jak najbliżej, jak najdłużej się da?
Tylko czy powinien mówić coś tak ważnego, kiedy nie był tego pewien? Kiedy nie był pewien znaczenia tych słów oraz wartości swoich uczuć? Ani oczekiwań Kai, które może zwykle i tak starał się spełniać, ale te dotychczasowe były jakieś... Prostsze. Pomoc, wsparcie w tych gorszych chwilach, wspólne świętowanie i cieszenie się z sukcesów któregoś z nich... Cóż, jej. Raczej jej. Ona miała większe sukcesy. I... Co jeśli teraz właśnie zawalił wszystko? Co jeśli jego szanse u niej spadły? Byłoby już dużo prościej, gdyby zwyczajnie nie wyszło im na tamtej imprezie. Nie musiałby teraz zastanawiać się, czy wydarzenia z dzisiaj nie oznaczały rychłego rozstania.
Mimo swoich negatywnych myśli, udało mu się szybko przemknąć do kuchni, a nawet znaleźć to, o co prosiła Kaia. Chociaż tyle mógł zrobić i zaraz ponownie wspinał się po schodach, już z nieco innym nastawieniem.
No właśnie. Może powinien po prostu powiedzieć, że ją kocha? Byłoby tylko trochę głupio, że musiała na to czekać paręnaście, czy może nawet trochę więcej minut... Ale było warto i chyba przecież darzył ją takim uczuciem?
Tak. Chyba. To całe chyba też go blokowało. Nie chciał i nie potrafił być wobec niej tak nieszczery. Nie chciał wypowiadać słów, których nie był w stu procentach pewien. Zdawało mu się to absolutnie niesprawiedliwe. Ale czuł też pewną nierówność w związku z tym, że ona zdążyła już to powiedzieć.
Zatrzymał się na chwilę tuż przed drzwiami do komnaty i jeśli tylko było słychać jego zbliżające się kroki, nie był tego świadom. Właściwie wcale o tym nie pomyślał. Oparł jeszcze czoło o zimną ścianę tuż obok drzwi i westchnął cicho, licząc w duchu, że nie zastanie jej w gorszym stanie, niż ją zostawił.
Nie, on musiał zagrać, że wszystko w porządku! Teraz to jego rola. Musiał pokazać jej swoimi czynami, jak bardzo mu zależało i jak wartościowa była, nawet... Nawet jeśli nie usłyszała od niego tego, co chciała. Jeszcze nie usłyszała. Może usłyszy. Nie wiedział. Potrzebował czasu. Więcej czasu niż te paręnaście minut. Dni, tygodnie, może miesiące. Na pewno nieco więcej niż ten niecały miesiąc.
Wszedł ostrożnie i po cichu do środka. Nie dlatego, by nie niepokoić Kai - raczej po to, by nie zwracać uwagi na ich obecność tutaj.
- Mam wszystko i jeszcze szklanki, to chyba jednak bardziej eleganckie i adekwatne do okazji. Zasługujesz na więcej, niż picie z butelki.
Ogólnie zasługiwała na więcej. Dużo więcej. I co on właściwie myślał? Co on miał jej do zaoferowania?
Pozostawało mu grać, jak najlepiej potrafił. Grać, że wszystko w porządku i może oboje w końcu w to uwierzą?
A jednak gdy ponownie przyjrzał się kolorom wśród jej włosów, jedynie zaklął w myślach.
Odstawił przyniesione rzeczy na bok i podszedł do niej, by wyciągnąć do niej rękę. Nie wiedział czemu, ale jakoś wydawało się to teraz bardziej na miejscu, niż ciąganie jej za sobą, jakby tego chciał. Tak samo przytulanie, całowanie, kiedy może nie miała wcale na to ochoty... Był nieco bardziej ostrożny i chciał wyczuć, czego powinien się teraz spodziewać.
Gryffindor |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 82
Zaśmiała się po raz kolejny. Ale Ethan był zwyczajnie niemożliwy!
A już szczególnie dzisiaj.
Pamiętała ich pierwszą randkę i to, jak bardzo słodziła jemu. Cóż, najwidoczniej role się odwróciły i dzisiaj to ona była bardziej jego obiektem westchnień.
Nie było sensu się z nim kłócić, dlatego podarowała mu tylko długiego całusa w usta w odpowiedzi. Dzisiaj uważał ją za absolutnie najlepszą – i czuła się z tym cudownie. Dzisiaj mogła być zajebistą dziewczyną, z zajebistym chłopakiem u boku. Tak. Tak właśnie było. Ethan nawet nie wiedział, jak bardzo dodawał jej skrzydeł! I ile znaczyło dla niej jego wsparcie, zwyczajne bycie obok. Nawet interesowanie się czymś tylko dlatego, że ona się tym interesowała!
Naprawdę uważała, że trafiła na wspaniałego, idealnego wręcz chłopaka, że jej się poszczęściło.
Tym bardziej więc bolało, kiedy stała, patrząc w deszcz, ze świadomością, że tenże ideał jej nie kochał.
Dlaczego jej nie kochał?
I co w takim razie do niej czuł?
Dlaczego w ogóle byli więc razem?
Nie usłyszała jego kroków ani na korytarzu, ani tuż za sobą. Dopiero jego słowa wyrwały ją z krótkiego otępienia. Sprawiły, że lekko drgnęła, zaskoczona jego nagłym towarzystwem, rozplotła ramiona i obróciwszy, przybrała na twarz uśmiech.
Żaden uśmiech na jej wargach nie był tak rozpaczliwy, tak przepełniony smutkiem jak ten.
— W takim razie mamy faktycznie luksusowe warunki do świętowania – spróbowała wzbić się na szczyt humoru, który dziś już nie istniał. – Tylko może zrobić się trochę chłodno. I wilgotno – stwierdziła, zerkając po raz kolejny na nocne niebo i uparcie padający deszcz. W zasadzie, to była bardziej niż pewne, że za jakąś chwilę będą wyglądać jak zmokłe kury. – Nie wiem czy nie lepiej będzie się gdzieś przenieść. – Na przykład do dormitorium i schować się pod kołdrą. – Ale to może jeszcze zaczekać.
Posłała mu delikatny uśmiech, istniejący tylko dzięki lekkiemu ruchowi kącików ust i podała mu dłoń. Doceniała, że nie był nachalny, ale… ale właściwie to…
Właściwie to chyba chciała, żeby może był. Może to by jej nakreśliło, co właściwie się między nimi działo. Czy faktycznie mu zależało, czy była tylko laską, z którą chodził, bo akurat nie miał innej pod ręką i w okolicy.
Wiedziała, że to myślenie jest złe, ale jednocześnie nie mogła odpędzić tych myśli.
A z drugiej strony bała się, że jeśli przekroczy pewien dystans… wcale jej to nie pomoże.
Już nie wiedziała, czego chciała.
Poza jednym.
Chciała wiedzieć, kim tak naprawdę była dla Ethana Dubois. I jak wiele dla niego znaczyła.
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 155
Czuł że być może to właśnie czas na poważną rozmowę o tym, co miało miejsce - o tym, jak on to widział i dlaczego nie odpowiedział tym, czego niewątpliwie oczekiwała... O tym, że właściwie to tak, kocha ją, bo jest jedną z najbliższych mu osób, tylko... Tylko jeszcze musiałby powiedzieć to bez słów kocham cię. Tak, żeby wiedziała, że to silne uczucie i przywiązanie oraz ile dla niego znaczy, ale żeby wiedziała też, że póki co byli razem przez miesiąc, nie tak wiele się między nimi wydarzyło i choć i więź faktycznie zdawała się zacieśnić, mimo tych paru zgrzytów, które zdążyły już mieć miejsce, to deklaracja miłości była... Ciężka. To tak jakby przysięgał przed nią, że jej nie opuści do... Cóż, śmierci. I to prawda, nie wyobrażał sobie teraz życia bez Kai. Właściwie ani teraz, ani miesiąc temu! Rzecz w tym, że szczerze nie wiedział, co będzie za miesiąc, czy za rok. Po prostu, poznawali się od innej strony. Właściwie sądził, że Kaia też to poznawanie nawet nieco hamuje. Był przyzwyczajony do nieco innego tempa i też nieco go zawiodła, ale szanował też jej bariery... I zdaje się, że tą jego barierą, z kolei, były podobne wyzwania. On właśnie na nie nie był gotowy.
A jednak już jakiś czas męczyły go wyrzuty sumienia. Chwilami kłócił się sam ze sobą w myślach. Część jego chciała po prostu wierzyć, że nie zrobił jej nic złego. A jednak widział teraz jak wyglądała, jak na niego patrzyła i jak się zachowywała i choć póki co minęło może dwadzieścia minut, był na siebie zły, że przecież właśnie on jej to zrobił. Mimo, że wcale nie chciał.
Zawahał się chwilę przed odpowiedzią, patrząc na nią uważnie.
Odezwał się jednak pospiesznie, gdy uświadomił sobie, że cisza zdaje się mu ciążyć - i prawdopodobnie nie tylko jemu.
- Jasne, możemy się przenieść, kiedy będziesz chciała. Jeśli będzie ci za chłodno. Do jakiegoś miejsca z kominkiem, albo żeby pochillować pod kocem.
Nie chciał jej zostawiać, to pewne. To znaczy, wolałby w ogóle nie być w tej sytuacji, być wolnym od zmartwień, ale póki co miał zadanie. Znów zająć się nią odpowiednio, by może wyciągnąć ją z tego dołka... Do którego sam ją wepchnął... Kurwa, zajebiście.
Gdy tylko podała mu rękę, pogładził ją kciukiem i... Otworzył usta, by zaraz zebrać resztki swojej odwagi i podjąć problematyczny temat, wytłumaczyć się i doprowadzić wszystko do porządku, i...!
Poddał się.
- To kiedy zaczynasz im treningi?
Dlaczego był takim idiotą? Dlaczego wypalił akurat z tym? Dobrze, uwielbiała Quidditcha, ale to przecież brzmiało tak głupio! W dodatku był tego świadom dopiero, jak wypowiedział to pytanie na głos. W jego głowie prezentowało się jakoś lepiej...
Gryffindor |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 82
Przez krótką chwilę, podczas której zapadła pomiędzy nimi cisza, zdążyła sobie uświadomić, że tego nie da się już uratować.
To znaczy, tego wieczoru.
Czuła zbyt wiele żalu. Zawód i wątpliwości zbyt mocno targały jej głową, jej sercem, nie była w stanie już cieszyć się nawet własnym sukcesem sprzed chwili tak, jak cieszyła się jeszcze zaledwie godzinę temu.
Bo co do ich związku, miała nadzieję, że to, co zrobiła, nie będzie jednoznaczne z bardzo bolesną drogą prowadzącą do rozstania.
Nie chciała się rozstawać z Ethanem. Było jej z nim dobrze. Cholera, tak jak powiedziała, kochała go. Była w stanie mu nieba przychylić, zrobić wszystko, o czym tylko by zamarzył.
Ale czy mogła być z osobą, która jej nie kocha?
Nie rozumiała. Skoro on tego nie czuje… to dlaczego z nią jest?
Teraz, doświadczywszy tego niemego odrzucenia, zwyczajnie się bała. Oczami wspomnień widziała rozsypujący się na proch związek taty i jej matki. Dla niej tata nigdy nie był wystarczający. Im była starsza, tym pomiędzy nimi było gorzej. Nie potrafili ze sobą rozmawiać, nie było pomiędzy nimi czułości. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz powiedziała tacie kocham Cię.
Ale pamiętała, że, odchodząc, wysyczała mu – to Twoja wina.
Wiecznie był dla niej niewystarczający. Zawsze coś było nie tak, zawsze mógł być lepszy. To warunkowało jego stałe odrzucanie – a teraz, kiedy Kaia doświadczała także i jego, słyszała ostatnie słowa matki, gdy wychodziła z domu po raz ostatni.
Słowa pełne wyrzutu. Słowa, które wyryły się w jej głowie, słowa mówiące, że była słaba.
Zbyt niewystarczająca, zbyt wybrakowana, aby ją kochać.
Najwidoczniej ona także nie zasługiwała na miłość.
Jej wargi delikatnie drgnęły, kiedy nareszcie jej odpowiedział. I zdała sobie sprawę, że jej myśli uciekały do pokoju wspólnego. Miejsce przy kominku kojarzyło jej się z salonem Gryfonów, a chillowanie pod kocem – z bezpiecznym łóżkiem w dormitorium.
Ale teraz już nie potrafiła sobie wyobrazić, żeby mieli znaleźć się w jednym łóżku i pod jednym kocem.
Ale pokiwała mimo wszystko lekko głową.
— Na razie możemy jeszcze tutaj zostać. Nie jest tak zimno. I późno – dodała z westchnieniem, znów wracając spojrzeniem do zachmurzonego nocnego nieba.
I w zasadzie wszystkiego się spodziewała, tylko nie pytania o Quidditcha.
A może to i lepiej. To był dość neutralny grunt.
— Najpierw zrobimy nabór na brakujących członków – oznajmiła, z cichym westchnięciem ruszając w stronę ściany, reklamówki z alkoholem i ciastem, które przyniósł Ethan. Choć trzymał ją za dłoń, Kaia nie odwzajemniła uścisku. Jej dłoń wyślizgnęła się spomiędzy jego palców i opadła luźno, wzdłuż ciała. Nawet się na niego nie obejrzała. – To znaczy, ja zrobię. Czyli pewnie w przyszłym tygodniu. A potem ruszymy z treningami. Pewnie też koło weekendu, ale domyślam się, że wtedy wszystkie drużyny się rzucą, żeby trenować.
Przysiadła przy ścianie i znalazłszy pierwszą lepszą truskawkę, ugryzła jej kęs.
|