22-07-2021, 09:47 PM
Sobota, 16 maja 2020, około godziny 15
Skrzydło szpitalne, I piętro
Skrzydło szpitalne, I piętro
Kaia Harris & Mickey Cavington | 16.05.2020
|
22-07-2021, 09:47 PM
Sobota, 16 maja 2020, około godziny 15 Skrzydło szpitalne, I piętro
22-07-2021, 09:48 PM
To miała być czysta i doskonała gra prowadząca Gryfonów do zwycięstwa – i przybliżająca do zdobycia Pucharu Quidditcha tego roku. Kaia była pewna, że uda im się to. Mimo że grali przeciwko Ślizgonom, którzy potrafili być okrutni i agresywni, Gryfoni mieli dość siły i odwagi w sobie, aby nie tylko to wytrzymać, ale czasami nawet uciec i postawić na swoim! Upór na pewno był cechą domową. Nawet jeśli Tiara Przydziału tak nie uważała.
Jeszcze w szatni usłyszała od kapitana, że powinna na siebie uważać, bo jest dla Ślizgonów zagrożeniem. I jej głupia dupa kazała jej zlekceważyć te słowa. Zapomniała już o tej przestrodze w momencie, kiedy wsiadła na miotłę i poszybowała w górę. Chwilę później te słowa okazały się być prawdą. Ślizgoni po prostu uwzięli się na nią, nie tylko śledząc każdy jej ruch – to by jeszcze zniosła! Ale pałkarze zdawali się celować tłuczkiem tylko w nią! Więc poza łapaniem kafla i przerzucaniem go przez obręcz, jednocześnie musiała stać się baletnicą i unikać uderzeń. Pałkarze Gryfonów robili, co mogli, a po ich minach widziała, że sami są wkurzeni. I słusznie, bo to było chamstwo! Po meczu zamierzała wygarnąć im wszystkim, bo taka gra jest po prostu nie fair! W chwili, kiedy złapała kafla i zebrała całą swoją determinację, żeby przeciąć boisko wprost do obręczy Ślizgonów, poczuła gwałtowne uderzenie w plecy, które sprawiło, iż wypuściła z rąk wszystko, co miała – włącznie z kaflem i miotłą. Jedyne, co pamiętała, to silny pęd i zieleń murawy – a potem już tylko ciemność. Zerwałaby się z łóżka, ale nie miała na to siły. Pomyślałaby, że to tylko zły sen i stres przed tak ważnym meczem – ale coś jej tu nie grało. Pomimo że widziała niewyraźnie tylko wpadające promienie słońca, to zdawało jej się, że nadal jest tutaj za jasno jak na sypialnię Gryfonek. I zdecydowanie za mało czerwono. Poruszyła ręką, ale jęknęła zaraz i skrzywiła się okrutnie. Wszystko ją bolało, a uniesienie dłoni wymagało od niej ogromnego wysiłku. Mimo wszystko, udało jej się to zrobić. Przetarła leniwie i niespiesznie oczy, a kiedy ostrość już się w miarę ustawiła, dostrzegła… Miała ochotę się rozpłakać. Łzy napłynęły już do jej oczu. To było skrzydło szpitalne. A to wszystko, co jej się śniło, wcale nie było snem – a faktem. Naprawdę zleciała z miotły i rozbiła się o murawę. I ledwo mogła się poruszać. Nie wiedziała nawet, czy mogła mówić. Nie chciała się o tym przekonać. Zapadła się jedynie jeszcze bardziej w pościel, czując, że łzy pieką ją wręcz zbyt mocno. Nie udało im się. I to w tak podłym czasie! To był maj, nie tylko koniec sezonu Quidditcha… ale też początek wielkiego stresu przed SUMami. A ona była uziemiona. I to dosłownie. Niech jej się tylko nawinie jakiś Ślizgon, a zamorduje go gołymi rękami.
22-07-2021, 11:23 PM
Kochał Quidditcha na równi z tenisem. I kochał tę adrenalinę, która pompowana była przez całe ciało wraz z krwią, kiedy tylko dosiadał miotły. Nie ważne przeciwko komu był to mecz, liczyło się żeby wygrać i przy okazji dobrze się bawić.
A w każdym razie to on miał takie podejście, niestety nie wszyscy członkowie drużyny je podzielali. A już tym bardziej kiedy mecz miał być przeciwko Gryfonom - z jakiegoś durnego historycznego powodu odwiecznym wrogom Ślizgonów. Kapitan drużyny miał dość interesującą taktykę, która zakładała eliminowanie graczy czerwonych pojedynczo, i miało to być zadanie właśnie pałkarzy. W tym samym czasie ścigający mieli strzelać bramki, mając niemalże wolne pole do popisu, bo pałkarze przeciwników powinni bronić swoich przed atakami. I wszystko byłoby całkiem okej, każda strategia dobra, jeśli prowadzi do wygranej, gdyby nie nadmiernie agresywna forma aplikacji. Pierwszym celem miała być jedna ze ścigających - cała trójka była dobra i zagrażająca, ale to tę najczęściej atakującą bramki mieli wyeliminować najszybciej, jak to możliwe. Mickey oczywiście rzetelnie wykonywał polecenia kapitana i kilkakrotnie doprowadził do sytuacji, gdzie Kaia musiała przekazać kafla, ale to bardzo nieczyste zagranie drugiego z pałkarzy sprawiło, że dziewczyna spadłą z miotły i musiała zostać zniesiona z boiska. Cóż, gorsze faule się zdarzały nawet w szkolnych meczach. Tym razem to zupełnie inny faktor sprawił, że Cavington poczuł po prostu zniesmaczenie. Nie dość, że dziewczyna oberwała wyjątkowo nieczysto, to przynajmniej połowa drużyny zielonych nie tylko pochwaliła takie zagranie, ale jeszcze na dodatek naśmiewali się z jej miny, kiedy leciała twarzą w kierunku murawy. To było po prostu... totally dick move. Tego nie potrafił poprzeć, chociaż jego reputacja aroganta mogłaby sugerować coś innego. Nie przebrał się nawet ze stroju sportowego, jedynie zostawił w szatni pałkę, miotłę i zdumioną drużynę po jego komentarzu "NOT cool, dude", po czym udał się do Skrzydła Szpitalnego w celu, hm, przeprosin. Nawet nie w imieniu drużyny, bo tamci mieli to pewnie w dupie, ale osobiście nie spodobało mu się jak potraktowali innego gracza - w dodatku dziewczynę! - i chciał okazać choć odrobinę wsparcia i sportowego zachowania, którego zabrakło innym Ślizgonom. Wszedł do Skrzydła, jak Kaia jeszcze była nieprzytomna. Nie chciał siedzieć jak kołek przy jej łóżku i czekać na jej ocknięcie, więc podszedł do okna będącego nieco w bok od Gryfonki i przysiadłszy na parapecie, zaczął zdejmować ochraniacze będące częścią stroju do gry. Jak był akurat w momencie ściągania drugiego przedramiennika, usłyszał za sobą szelest szpitalnej pościeli i jęk, sugerujący poruszenie dziewczyny. Spojrzał w jej kierunku kontrolnie i akurat trafił na moment jak zapadała się w poduszkę. Uśmiechnął się nieznacznie pod nosem, czując pewien rodzaj ulgi, że odzyskała przytomność. - Za kilka godzin będziesz jak nowonarodzona. - Zgarnął zdjęte ochraniacze i podszedł do jej łóżka. Nie za blisko, ale na tyle, żeby mogła go widzieć bez nadmiernego przekręcania głowy. Nie spytał czy bardzo ją boli, bo to odmalowało się na jej twarzy bardzo wyraźnie. Wręcz sam się lekko skrzywił, jakby empatycznie poczuł to, co musiała czuć ona.
25-07-2021, 10:12 AM
Drgnęła nagle, kiedy niespodziewanie usłyszała czyjś głos. Męski głos, który zdecydowanie nie należał do grona jej najbliższych znajomych, których mogła się tutaj spodziewać jako pierwszych!
Chciała gwałtownie odwrócić głowę, ale kark odmówił jej posłuszeństwa – więc powoli poruszyła nią na tyle, na ile mogła, żeby dostrzec… Ślizgona, i to jeszcze w szatach drużynowych. Ślizgona, którego, kurwa, znała, bo był piątoklasistą i mieli razem niektóre zajęcia. Mickey, jebany, Cavington! Chyba powinna zacząć uważać na to, co myśli, skoro jej pobożnym życzeniem było uduszenie jakiegoś Ślizgona, a najlepiej wszystkich – i oto, nagle, niespodziewanie, pojawił się jebany pałkarz! Od razu w niej się zagotowało i zawrzało, że aż poczuła, że może lepiej ruszać rękami. Ile może zrobić z człowiekiem adrenalina! Niestety, nie na tyle dużo, żeby poderwać się z łóżka, wstać i do niego podejść, bo kolejna próba skończyła się jedynie bólem pleców i głośnym jękiem, a następnie opadnięciem z powrotem na poduszki. — Musisz nie mieć, kurwa, instynktu samozachowawczego, skoro po tym tłuczku masz czelność mi się jeszcze pokazywać na oczy – syknęła w jego stronę z wściekłością godnej zaciętej lwicy pragnącej rzucić się do walki. – Wypierdalaj stąd, zanim poczuję się lepiej i własnoręcznie Cię uduszę. Pewnie podniosłaby głos i zaczęła na niego wrzeszczeć, gdyby w tym momencie nie było to takie męczące. Odwróciła nieco głowę i zamknęła oczy, byleby tylko na niego nie patrzeć. Jakby dla podkreślenia nastroju, jej włosy zmieniły całkowicie swoją barwę na wściekłą czerwień, a Kaia zacisnęła dłonie w pięści. No bo czego tu jeszcze chciał? Pomachać jej Pucharem Quidditcha przed nosem? Niech spierdala, pierdolony sadysta! — Po drodze pogratuluj ode mnie kolegom. Jesteście siebie, kurwa, warci. Wszyscy, co do jednego.
31-07-2021, 11:45 PM
Jej próby poderwania się z łóżka - oczywiście nieudane ze względu na jej obecny stan, który przez najbliższych kilka godzin raczej się nie zmieni - wywołały u Mickey'ego pewien rodzaj zaskoczenia objawiającego się uniesionymi brwiami. Natomiast wyraźnie malujący się ból po tych zbyt gwałtownych ruchach sprawił, że zmrużył nieco oczy i skrzywił się nieznacznie. Mógł w jakimś stopniu empatyzować w tej chwili z Kaią, bo sam wielokrotnie oberwał tłuczkiem, pałką, czy chociażby rakietą od tenisa lub z pięści - dobrze wiedział co to ból i jego ciężar.
- Hej, nie wyrywaj się tak, bo to nie ułatwi pracy pielęgniarza. - Uniósł jedną rękę i wykonał nią taki gest, jakby chciał ją uspokoić, ale padający z jej strony zarzut trochę go zabolał. On tu w dobrej wierze przychodzi, przeprosić za chamskie zachowanie swojej drużyny, a dostaje opierdol jakby był sprawcą sytuacji w jakiej Kaia się znalazła! No dobrze, nie zdążył nawet powiedzieć dlaczego tu jest, więc generalnie miała prawo wylać na niego frustrację, ale to i tak nie fair! - Łooł, przyhamuj trochę. Rozumiem, że masz wściek dupy, ale wierz mi, że nie ty jedna. - Odsunął się odrobinę, jakby chciał dać jej nieco więcej przestrzeni osobistej, której bardzo starał się nie naruszyć. - Dasz mi chociaż szansę na wyjaśnienie mojej obecności tutaj, zanim faktycznie wypierdolę i pogratuluję moim kolegom bycia chujami nie umiejącymi zachować się sportowo? - Wcale nie oczekiwał odpowiedzi pozwalającej na wytłumaczenie się, ani nawet tego, żeby na niego spojrzała - rozumiał jej niechęć, bo w tej chwili osobiście nie chciał widzieć innych członków drużyny Ślizgonów. - Przyszedłem, hm, przeprosić za tych dupków. Wiem, że to niewiele, ale ani trochę nie spodobało mi się ich nieczyste zagranie. I ich późniejsze reakcje. Tak się, kurwa, nie robi. Tak się nie wygrywa. - Wzruszył nieco powolnie ramionami, jakby miało to podkreślić jak bardzo nie podobała mu się cała ta sytuacja. - Mecz przerwano, będzie rozegrany ponownie, więc będziesz miała okazję pokazać tym idiotom jak dobrym jesteś zawodnikiem. Może nawet komuś pałka się omsknie i tłuczek poleci w złą stronę, jakby znowu kozaczyli... - Mówiąc "komuś" miał na myśli siebie samego, a "w złą stronę" miało zasugerować celowanie w swoją drużynę jako jakaś forma zadośćuczynienia.
01-08-2021, 03:37 PM
Prychnęła tylko z pogardą na jego jakże troskliwy komentarz na temat tego, żeby się nie wyrywała i tylko przez to będzie gorzej. Niech się, skończony dureń, pierdoli, a nie, teraz będzie dla niej troskliwy! Co za zdradziecka, fałszywa, zakłamana szuja! Gdyby tylko miała trochę więcej sił i nic jej nie bolało, to…!
Zmarszczyła tylko gniewnie brwi, kiedy stwierdził, że nie jedyna jest wkurwiona. Pewnie, że nie. Cały Gryffindor musi być wkurwiony za takie zachowanie! Miała nadzieję, że powodem nieobecności drużyny i bliskich jest to, że poszli wtłuc tym zdradzieckim debilom trochę rozsądku i uczciwości do łbów. Odwróciła głowę, nie mając już ochoty na niego patrzeć. Wygonić go i tak nie wygoni, będzie musiała poczekać, aż przyjdzie ktoś wcisnąć w nią jakiś paskudny eliksir. Wtedy na pewno go stąd wywali. Miejmy nadzieję, że nie będzie musiała czekać zbyt długo. Jednak kiedy stwierdził, że przyszedł przeprosić, zmarszczyła nieco brwi i zamrugała. On? Przeprosić? Coś jej tutaj nie grało. Albo był tak kompletnie bezczelny, albo… Spojrzała na niego znów, nieco podejrzliwie, gdy przyznał, że jemu też nie spodobało się to nieczyste zagranie i ich późniejsze reakcje. Miała w dupie ich reakcje, już w głowie wiedziała, że jak któregoś spotka, to albo mu dorobi rogi, albo wydłuży zęby, albo przyprawi o jakieś bolesne pryszcze na tym głupim ryju. Będzie miała chociaż odrobinę satysfakcji. Najwyżej zarobi szlaban. I tak będzie warto. Jednak kiedy oznajmił jej, że mecz przerwano i będzie rozegrany ponownie… Chyba jakoś to sprawiło, że słuchała go o wiele chętniej. Przynajmniej jedna sprawiedliwość będzie na tym świecie i… Zaraz, zaraz. Czy on jej sugerował, że chce z nią współpracować za to, co zrobili i sabotować własną drużynę? Nieco mniej już oburzona, poprawiła się tylko lekko na łóżku. — Zaraz, chcesz pomagać Gryfonom? – zapytała, bo chyba wolała wiedzieć, że nie wyobrażała sobie czegoś, czego nie było i czego wcale nie chciał powiedzieć. – Jak się dowiedzą, że będziesz sabotował własną drużynę, możesz z niej wylecieć – stwierdziła, chociaż sama siebie zaskoczyła, że w ogóle się tym przejmowała. Ale w zasadzie, skoro to nie on przyczynił się do jej obecnego stanu, to chyba nie musiała go nienawidzić. Tym bardziej, że przyszedł tutaj i… chciał chyba jakoś pomóc. Albo jej to chociaż wynagrodzić. To w sumie było… miłe. Niemalże Gryfońskie! Aż jej się śmiać zachciało na tę myśl – lojalny i uczciwy Ślizgon. Tego jeszcze chyba nie grali.
08-08-2021, 02:45 PM
Nie dziwiło go to, że Kaia wcale niekoniecznie wierzyła w jego dobre intencje. Jakoś nigdy się nie kumplowali, więc i skąd miała wiedzieć, że autentycznie istnieje Ślizgon nie zawsze zgadzający się ze ślizgońskimi metodami dążenia do celu? Okej, sam często oszukiwał i szukał sposobu na zdobycie zamierzonego celu jak najmniejszym nakładem pracy, ale kiedy przychodziło do sportu, to respektował sportowe zachowanie i zdrową konkurencję. Miał swoje wybujałe ego i dumę, ale miał też kodeks i honor, które nie pozwalały na pewne niegodne zachowania.
Uśmiechnął się lekko do samego siebie, jak w końcu zdobył jej uwagę na tyle, że porzuciła stuprocentowo wrogie nastawienie. Tak było dużo łatwiej rozmawiać i faktycznie miał szansę na przedstawienie swojej postawy w całej tej sytuacji. Wzruszył ramionami, kiedy Kaia wprost zapytała, czy sugerował sabotaż własnej drużyny. Nie powinien tego przyznawać na głos, bo w ciągu ostatnich pięciu lat zdążył nauczyć się, że w Hogwarcie nie tylko ściany mają uszy, a plotki podróżują dużo szybciej niż świstokliki, ale jakieś małe ryzyko mógł przecież podjąć. - Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. - Nie potwierdził bezpośrednio jej przypuszczeń, ale też im nie zaprzeczył. Natomiast uśmiechnął się odrobinę szerzej. - Przynależność do drużyny, która stosuje nieczyste zagrywki wobec innych zawodników, niekoniecznie mieści się w moim pojęciu honorowej gry. Nie tylko Gryfoni potrafią być szlachetni, Harris. - Może i na pierwszy (oraz drugi, trzeci i wiele kolejnych) rzut oka Mickey nie wyglądał na osobę szlachetną, ale miał swoje momenty rycerskości. Może nawet nadawałby się na Gryfona, gdyby nie jego inne cechy wyraźnie widoczne na co dzień. - W każdym razie nie musisz się martwić o ten mecz, został przeniesiony na najbliższy pasujący termin. Masz czas na rekonwalescencję. Rozmawiałem z pielęgniarzem i mówił, że jutro będziesz jak nowo narodzona. - Przeprosił, wyraził swoją postawę wobec jej sytuacji i zagrywek ślizgonów, więc nie chciał naruszać jej przestrzeni prywatnej w nadmiarze. Jeszcze przed chwilą chciała mu skakać do gardła, więc nawet jeśli odrobinę zmienił jej zdanie na swój temat, to miała prawo nie chcieć jego towarzystwa. Nie skierował się jeszcze do wyjścia, ale odwrócił się odrobinę tak, jakby za moment miał wykonać odpowiedni krok i zostawić ją samiusieńką w Skrzydle Szpitalnym.
08-08-2021, 10:56 PM
Kaia ściągnęła z zainteresowaniem brwi. Może Cavington nie odpowiedział jej wprost, o co mu chodziło, ale nadal – tyle wystarczyło, żeby mogła się domyślić, po której stronie chciał być. W zasadzie, wcale się nie dziwiła, że nie odpowiedział jej bezpośrednio. Tak jak zauważyła – gdyby dowiedziała się o tym jego drużyna, wykopaliby go na zbity pysk za sabotaż.
Mimo to, zaskoczył ją. I to tak pozytywnie. Na jej wargach nawet pojawił się delikatny uśmiech na komentarz, że nie tylko Gryfoni potrafią być szlachetni. Najwidoczniej. Miała wyrobione zdanie na temat Ślizgonów, szczególnie niektórych jednostek, ale Cavington wyróżniał się na ich tle. I to w dodatku, o ile perfidnie nie kłamał jej prosto w twarz, pozytywnie. A chciała wierzyć, że nie kłamał. W zasadzie… zdziwił ją. I tym, że tu przyszedł przeprosić w imieniu drużyny, i tym, że chciał pomóc się odegrać… i tym, że zainteresował się jej stanem zdrowia na tyle, że wcześniej rozmawiał z pielęgniarzem. Zrobił praktycznie tyle, ile zrobiłby dla niej lojalny, prawdziwy przyjaciel… Nie mogła tak nazwać Cavingtona, ale do końca życia plułaby sobie w brodę, gdyby tego nie doceniła. — Czekaj – odezwała się jeszcze, poruszywszy się nieco nerwowo na łóżku. Nie mogła za dużo zrobić, choć miała chęć się zerwać. Jej wzrok był utkwiony nadal w sylwetce Ślizgona, który najwidoczniej zbierał się już, aby opuścić skrzydło szpitalne. Zaraz poczuła się nieco głupio. To, co miała zamiar powiedzieć, nigdy nie należało do rzeczy prostych. Dlatego uciekła spojrzeniem w bok, bardzo uważnie obserwując podłogę. — Dzięki. Za wszystko w sumie – powiedziała może mało wylewnym tonem, ale bez wątpienia było to szczere. – I sory, że tak na Ciebie naskoczyłam. Myślałam, że to Ty zwaliłeś mnie tym tłuczkiem i przyszedłeś się jeszcze trochę ponabijać – dodała z cichym westchnieniem. Ta sytuacja była dla niej wystarczająco trudna. — Jesteś w porządku, Cavington – zdobyła się na to wyznanie, nieco niepewnie zerkając na Ślizgona. A końcówki jej włosów nawet zmieniły swoją barwę na zabawnie różową…
24-08-2021, 09:43 PM
To nie tak, że już zawsze i w każdym meczu zamierzał sabotować własną drużynę, o nie. To miał być ten jeden, jedyny raz, kiedy chciał nie tylko zadośćuczynić krzywdzie jakiej doznała Kaia. Doskonale wiedział, że kapitan drużyny nie odpuści najwyraźniej skutecznej strategii i w powtórce ostatniego meczu w sezonie - od którego zależało która z drużyn wygra Puchar Quidditcha - znowu wyda polecenie eliminowania gracza. Może tym razem nie tak brutalnie, żeby znowu nie przerwać gry ale mimo wszystko... Całe szczęście ten dupek był już na ostatnim roku, więc Mickey miał nadzieję, na dużo czystszą grę swojej domowej drużyny w przyszłym sezonie. A tymczasem chciał po prostu nieco wyrównać szanse Gryfonów na obronienie się przed agresywną taktyką.
Nie otrzymując od niej żadnej odpowiedzi przez parę sekund, pokiwał tylko głową nieznacznie, jakby samemu sobie przytakując i odwrócił się nieco bardziej w stronę wyjścia. Wyszedłby i nie zmuszał jej do swojego towarzystwa, ale zatrzymała go nieco pospiesznym "czekaj". W sumie nie do końca spodziewał się, że będzie chciała dalej z nim rozmawiać, ale zdecydowanie miał na to nadzieję. Odwrócił się znowu w jej kierunku i z podniesionymi w zaskoczeniu brwiami podszedł pół kroku bliżej łóżka. Uznał to wręcz za urocze, że nie bardzo mogła patrzeć mu w twarz, kiedy dziękowała. Podszedł jeszcze bliżej łóżka, aż właściwie stanął tuż obok. Jakby tylko chciał, to mógłby nawet oprzeć się o jego brzeg. Nie zrobił tego z szacunku do przestrzeni osobistej Kai, którą już i tak chyba odrobinę naruszał. - Nie ma sprawy. Też sam bym się podejrzewał o nienajlepsze intencje. - Wzruszył lekko ramionami i posłał jej uprzejmy uśmiech, zupełnie inny od typowych wyniosłych półuśmieszków zwykle u niego widywanych. - Jakby nie było, jestem z wrogiej drużyny. - Przewrócił lekceważąco oczami przy słowie "wrogiej", tym samym wyrażając mniej więcej swoje zdanie na temat tej wrogości między ich domami. Usłyszawszy komplement z jej ust, przez moment wpatrywał się w jej twarz z wolno poszerzającym się uśmiechem, który poza uprzejmością miał w sobie również trochę rozbawienia i całkiem sporo wdzięczności. Zrobiło mu się naprawdę bardzo przyjemnie, że uznała go za w porządku! Tak jak wcześniej zauważył, ale nie bardzo przywiązał uwagę do tego jak jej włosy zmieniały kolor, tak teraz różowiejące końcówki skutecznie porwały jego spojrzenie. Nie była mu już obca metamorfomagia, nawet jeden z młodszych Ślizgonów miał tę umiejętność, ale wciąż go to w jakimś stopniu fascynowało. Niewiele myśląc, pod wpływem impulsu sięgnął do jednego z luźno leżących na poduszce kosmyków i chwycił go między palce, przyglądając się powolutku wędrującemu w górę kolorowi. A jak zorientował się, że mogła to źle odebrać - nie chciał poszkodowanej głowy zawracać, choć pewnie w innych okolicznościach otwarcie by ją bajerował - powoli wypuścił pukielek i pozwolił mu opaść na poduszkę. - Sorry. - Spojrzał jej w oczy przepraszająco i odsunął się odrobinkę. - To cholernie fascynujące, że niektórzy mogą tak po prostu... zmienić coś w swoim wyglądzie. - Poruszył ręką przy własnej głowie tak, jakby miało to w jakiś sposób zobrazować te zmiany. Raczej nieudolnie. - Poza tym... do twarzy ci z taką odrobiną różu.
26-08-2021, 09:45 PM
Zerknęła na niego, kiedy podszedł bliżej, przystanął przy jej łóżku i uśmiechnął się do niej. Ona sama odwzajemniła jego uśmiech. Kurczę, i pomyśleć, że przed momentem najchętniej by go zamordowała – a teraz przyznała, że jest kompletnie w porządku. I… w sumie nawet ją trochę rozbawił, kiedy uznał, że sam siebie nie podejrzewałby o najlepsze intencje. Cóż, przynajmniej się nie gniewał za ten nagły wybuch.
Cholera, naprawdę był w porządku. Nawet uśmiechnęła się nieco szerzej, widząc, ile przyjemności przyniósł mu ten komplement. Ale totalnie na niego zasługiwał. Zachował się naprawdę okej, przede wszystkim względem niej, potem też przy okazji względem Gryfonów. Ciekawe, może nawet w przyszłym sezonie się dogadają. Fajnie by było, gdyby drużyny zrezygnowały z tej głupiej wrogości i zaczęły po prostu się… bawić. Odprowadziła wzrokiem jego dłoń, która niespodziewanie wystrzeliła prosto w stronę kosmyków włosów i… i w tym momencie te zaróżowiły się jeszcze bardziej i zdecydowanie szybciej, gdy tylko chwycił je pomiędzy palce, tak bacznie obserwując. Nie za bardzo wiedziała, gdzie powinna podziać swoje spojrzenie… czuła się tak… niezręcznie… ale z drugiej strony, nie powiedziała też ani słowa, że jej to nie pasuje. Tak jakby… w zasadzie nie miała nic przeciwko takiemu naruszeniu pewnej bariery, ale z drugiej strony nie była na nią do końca gotowa. Najwidoczniej Cavington to wyczuł, albo w porę się opamiętał, bo pozostawił jej włosy w spokoju z krótkimi przeprosinami. Kaia tylko skinęła głową, aczkolwiek nadal unikała jego spojrzenia. Nie dlatego, że była zła czy coś, teraz poczuła się trochę… głupio. I trochę onieśmielona. Tak, to było dobre słowo. Chociaż jak najbardziej rozumiała jego ciekawość. Nie była natomiast przygotowana na kolejny komplement. Zdawałoby się, że wręcz jeszcze bardziej zapadła się w pościeli, a jej włosy już kompletnie zmieniły kolor na śliczny, pastelowy, może nieco ciemniejszy u nasady róż. Przygryzła lekko wargę, uśmiechając się delikatnie. Było jej i miło, i niezręcznie w tej samej chwili. Chyba nikt jej wcześniej nie mówił, że do twarzy jej w różowych włosach. Pewnie gdyby rozumiał ich kolory, też by tego nie powiedział. — Dzięki – niemalże szepnęła, zerkając na niego przelotnie. – I, ten… nie gniewam się, czy coś… Wiele osób jest zafascynowanych metamorfomagią. Niektórzy potrafią się gapić jak na okaz w zoo – dodała z odrobiną śmiechu, chociaż chyba tylko po to, żeby cokolwiek mówić. Chyba nie chciała, żeby sobie poszedł…
25-09-2021, 11:51 PM
Róż coraz bardziej obejmujący powierzchnię włosów Kai przez moment naprawdę całkiem pochłonął jego uwagę, zanim się zreflektował i wycofał z jej przestrzeni osobistej. Nie miał do tej pory okazji widzieć z aż tak bliska swoistej cechy zmiany wyglądu przez metamorfomaga. A jak tylko brąz całkiem ustąpił dużo żywszemu kolorowi na głowie dziewczyny, Mickey nie mógł nie uśmiechnąć się nawet odrobinę szerzej. Naprawdę uważał, że bardzo ładnie wyglądała. Co prawda jeśli dobrze pamiętał, to jedna z Puchonek też była metamorfomagiem i cały czas nosiła różowe włosy, ale to było zupełnie co innego.
Na komentarz, że wiele osób potrafi gapić się na osoby jej pokroju jak na okaz w zoo, Cavington poruszył się nieco nerwowo, jakby trochę za bardzo osobiście to zrozumiał. Nie jakby go rugała, ale jakby jednak naruszył jakąś granicę. W zakłopotaniu podrapał się po głowie i rozejrzał na boki, ostatecznie zatrzymując spojrzenie na trzymanych w drugiej ręce ochraniaczach. Przynajmniej teraz miał wymówkę co zrobić z rękami! Podsunął sobie krzesło, żeby odłożyć na nie części ekwipunku sportowego. - Nie chciałem tak bezczelnie się gapić… - Rzucił to wciąż przepraszającym tonem, po czym w zastanowieniu przez moment przyglądał się Kai. Wyraźnie coś chciał powiedzieć, ale nie mógł ubrać myśli w słowa, przez dwie długie sekundy skubał od wewnątrz kącik dolnej wargi, nieopodal blizny odznaczającej się przy ustach. - Tak sobie pomyślałem… - Podrapał się po policzku, dając sobie czas na ułożenie wypowiedzi w głowie. - … może… może chcesz żeby dotrzymać ci towarzystwa zanim przyjdzie cała twoja drużyna? - Nie wątpił, że niebawem tu wpadną, ale z jakiegoś powodu nie chciał jeszcze iść. Poza tym nawet jak go tu zastaną, to co z tego? Jakoś nie bał się konfrontacji z rozjuszonymi Gryfonami, bo niczemu sam nie zawinił. I Kaia już o tym wiedziała. - To znaczy, nie czuj się w żaden sposób zobligowana, czy coś, po prostu tak pomyślałem, że może nie chcesz jednak być teraz sama. A ja nie mam nic do roboty i… możemy porozmawiać. O Quidditchu. Albo o niczym. Albo nie rozmawiać nawet? - Trochę się zamotał, ale ostateczne nie wyszło tak źle. Zrekompensował to niepewnym, czarującym uśmiechem najzwyklejszego chłopaka z sąsiedztwa, a nie gwiazdy sportu, za jaką się uważał tak ogólnie. - No chyba że chcesz odpocząć, to nie będę ci głowy zawracał… - Wskazał ponad ramieniem w kierunku drzwi do Skrzydła Szpitalnego, sugerując że zna drogę i wyprosi się, jeśli trzeba. Ale nie chciał wychodzić, naprawdę.
04-10-2021, 08:19 PM
O nie... Cavington odebrał chyba tę uwagę dość personalnie, bo momentalnie zauważyła zmieszanie na jego twarzy i to, że nieco się wycofał, jakby stracił na swojej pewności. Nie, nie, nie chodziło jej o to, żeby go jakoś urazić, nie chodziło o to, żeby to jemu przytknąć, że tak się zachowywał, tylko... no, inni byli gorsi. Bardziej natrętni, namolni, potrafili gapić się na nią z otwartymi ustami i... och, to w ogóle nie chodziło o to!
— Nie, nie! - zawołała od razu dość żywo i nawet nieco podniosła się na łóżku. Nie za dużo, na tyle, że mogła poprawić się i nie zapadać już w pościeli, ale jednak. - Nie mówiłam tego do Ciebie, tylko... wiesz, niektórzy nawet nie próbują być taktowni... Czy ona właśnie mówiła Ślizgonowi, że uważa go za taktownego? Chyba... Może... W sumie, słabo go znała, ale z tego, co zdołała dzisiaj zaobserwować, to był... okej. Nawet mu to powiedziała - no bo był naprawdę okej. I o ile jeszcze chwilę temu nie chciała go widzieć na oczy, tak teraz... teraz nie chciała, żeby sobie szedł, a jakoś tak... jakoś tak nie miała pomysłu, jak go zatrzymać, i przez tę chwilę niezręcznej ciszy czuła, że jednak będzie musiała pogodzić się z samotnością do przybycia drużyny i przyjaciół, i... I wtedy powiedział coś, co sprawiło, ze nagle poderwała głowę, spojrzała na niego, jej wargi rozpromienił uśmiech, a końcówki jej włosów zmieniły swoją kolor nawet na żółty! Czyli on też wcale nie chciał iść! To... nie wiedziała, czy powinna się z tego tak cieszyć, ale i tak sprawiało jej to ogromną przyjemność... Pokręciła nieco zbyt gwałtownie głową, kiedy zaczął się tłumaczyć, albo że w razie czego może jeszcze wyjść - bo poczuła lekki ból w karku, ale poza delikatnym skrzywieniem się, obyło się bez drastycznych konsekwencji takiego szaleństwa. — Nie, znaczy... - zaczęła dość niepewnie, nie mając pojęcia, jak powinna mu powiedzieć, że naprawdę chciała, żeby został. - Chętnie z Tobą poleżę. Znaczy, ja poleżę, Ty posiedzisz - dodała ku sprostowaniu, czując, jak niezręczność zaczyna do niej wracać, a na wargach pojawia się dość nerwowy uśmiech. - No i... nie wiem tylko, jak drużyna na Ciebie zareaguje. Mogą przyjść z wyzwiskami i może nie być przyjemnie... I wiem, że jestem dużą dziewczynką i chętnie bym Cię obroniła przed bandą oszołomionych, wkurwionych Gryfonów, ale tak troszkę nie jestem dzisiaj w formie... O ile leżenie w skrzydle szpitalnym mogła faktycznie nazwać wyjściem z formy. Poza tym - co ona w ogóle mówiła? Czemu kręciła się tak dokoła tematu? — Ale będzie mi miło, jeśli ze mną zostaniesz - powiedziała w końcu, dla pewności i wszelkiego sprostowania, obdarowując go ciepłym, już nieco pewniejszym uśmiechem. Chociaż wcale aż tak pewnie się nie czuła...
09-07-2022, 04:47 PM
Trochę jednak zaskoczony reakcją Kai, uniósł brwi na to nagłe ożywienie z jej strony. Właściwie to całkiem mu to... schlebiało. Odniósł wrażenie, że przejęła się tym, że on się przejął, a to było dość odświeżające, patrząc na całą tą głupią zaciętą rywalizację pomiędzy Ślizgonami i Gryfonami.
Nie, nie chciał jeszcze iść, bo poczuł całkiem sporo sympatii wobec Harris, jak już przebił się przez jej zwyczajową niechęć do wychowanków Slytherina i przede wszystkim członków drużyny Quidditcha. A słysząc jak i ona nieco zamotała się w odpowiedzi, aż uniósł lekko brwi i po chwil uśmiechnął się szerzej w rozbawieniu i zarazem w szczerym zadowoleniu, że jednak chciała jego towarzystwa. Pokiwał lekko głową w odpowiedzi, z wciąż nie gasnącą fascynacją obserwując jej włosy tym razem przybierające też inny kolor, żółty. W sumie nie miałby nic przeciwko i poleżeniu z nią, ale może to za szybko na tak wielkie kroki w tej dopiero co rozpoczynającej się pozytywnej relacji. Poza tym, Kaia wciąż pozostawała pacjentem, takie pakowanie się jej do łóżka mogłoby być bardzo złym posunięciem! - Okej, posiedzę. - Z rozbawieniem wskazał na krzesło, które niemal od razu przysunął nieco bliżej, ale zanim usiadł, spojrzał na nią trochę poważniej. - Pod warunkiem, że będziesz odpoczywać, gwałtowne zrywanie się i inne ruchy są niewskazane na tę chwilę. - Tak, rozmawiał z pielęgniarką. Jak już wzrokowo upewnił się, że przyswoiła wszystkie te słowa, przełożył ochraniacze na brzeg łóżka dziewczyny i usiadł na krześle, opierając przedramię o materac, więc i lekko pochylał się w jej kierunku. - Jestem dużym chłopcem i myślę, że będę w stanie też sam się obronić. Nie martw się o to na zapas. - Przyjdą z wyzwiskami, to po prostu wyjdzie. Wcale nie czuł, że musi się tłumaczyć przed bandą wściekłych Gryfonów. Wystarczyło mu, że wyjaśnił wszystko Kai i liczyło się, że ona wiedziała jaką on ma wobec całej sytuacji postawę. - Jesteś świetnym graczem. Pewnie to wiesz, ale... naprawdę jesteś świetnym graczem. - Spojrzał na nią bez nawet cienia zawstydzenia, że generalnie właśnie jej słodzi. Może nawet miał w tym jakiś cel, ale tego by nie zdradził. |
« Starszy wątek | Nowszy wątek »
|