Gryffindor |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 82
Myśli o zwycięstwie chyba opuściły ją już na samym starcie. Z tego wszystkiego zapomniała nawet, że automatycznie ściągnęła z drzewa wstążkę i leciała z powrotem, ku linii mety. Dostrzegała już nawet sylwetki postaci czekających na zwycięzców, aczkolwiek widziała też plecy niektórych zawodników. I chyba wielkie bary Cavingtona, o ile się nie myliła. Och, świetnie, cały następny sezon będzie miała przejebane. Zresztą, nie tylko w Quidditchu, ale też i w zespole!
Losie, dlaczego musisz być tak okrutny?
Wylądowała miękko po mecie, ze skwaszoną miną i wielce z siebie niezadowolona. Miała dzisiaj naprawdę pechowy dzień. I jak to wszystko się skończy, chyba pójdzie prosto do dormitorium.
Wynik: 11 + 5 + 3 = 19
Suma: 0+2+3+2=7
Gryffindor |
0% |
Klasa VI |
16 lat |
ubogi |
Hetero |
Pióra: 117
Może ruszyła za szybko? Może była zbyt zdeterminowana?
Ledwie ruszyła możliwie jak najszybciej potrafiła i prawie minęła uczestnika przed sobą i... Właściwie nie była pewna co dalej. Zdaje się, że łupnęła w coś ponownie? A może w kogoś? Szybko zrobiło jej się ciemno przed oczami i najwyraźniej straciła na chwilę przytomność. Może jednak wizyta w Skrzydle Szpitalnym była nieunikniona.
Wynik: 4 + 4 = 8!
Suma: 5
odpadamy
Hufflepuff |
0% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 40
Ostatnia prosta! Kierując się tam, gdzie czasem migający mu między drzewami inni uczestnicy oraz głosami coraz wyraźniej słyszalnymi, Tadek przyspieszył nieco, mając nadzieję na odrobinę szczęścia. Spodziewał się, że to wcześniejsze spotkanie trzeciego stopnia z drzewem opóźniło go wystarczająco, żeby spadł w rankingu, ale może jednak nie wszystko jeszcze stracone! Dlatego widząc już w odległości światło różdżek, nabrał nieco pewności siebie i przyspieszył.
I to był jego błąd. Zanim zdążył wylądować bezpiecznie blisko zgromadzonych spojrzał w bok na kraksę, która również miała miejsce i... sam przyjebał w drzewo. Znowu. Zleciał z miotły momentalnie, czując okropny ból w łokciu i nie mógł ruszyć ręką. Skoro wyścig i tak się skończył, bo nie będzie na metr wsiadał na miotłę... został tak na ziemi. To on poleży, może zawroty i bóle głowy chociaż przejdą.
Wynik: 3 + 3 + 2,5 = 8,5
Suma: 2 + 0 + 2 + 0 = 4
Slytherin |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
? |
Pióra: 78
W miarę oddalania się od wstążek i ponownego zbliżania do miejsca, z którego startował, Mickey nabierał prędkości, sprawnie lawirując między drzewami. Ostrożność pozostała, ale zdecydowanie przestał już tak przesadnie uważać na wszystko, po prostu leciał po wygraną, bo przecież po to w ogóle się tu dzisiaj pojawił. Nie bez kozery był gwiazdeczką sportu, czyż nie?
Nie zwracał najmniejszej uwagi na słyszane pomiędzy drzewami odgłosy innych uczestników zderzających się z pniami, żadne jęki bólu nie mąciły jego skupienia, a wzrok nie odrywał się ani na moment od kierunku, w którym zmierzał. Dzięki temu uniknął kolejnych wypadków i już niedługo dotarł do miejsca startu, lądując brawurowo i bezkolizyjnie gdzieś nieopodal organizatorów. Wygrał?
No najwyraźniej! I ani trochę go to nie zaskoczyło!
Jednak mimo wszystko triumfowanie musiało poczekać, bo choć on sam wyszedł z tego wyścigu bez większych obrażeń (jedynie ujebany w błocie), to nie każdy miał takie szczęście. Pomimo już puszącego się ego, nie umknęło jego uwadze, że zarówno Kaia, jak i Harper dość niefortunnie zakończyły tę potyczkę. Ta pierwsza niemal od razu otrzymała pomoc od Ethana, natomiast Brooks...
Wspaniałomyślnie i po bohatersku Mickey podziękował, pouśmiechał się, po czym przeprosił, podkreślając, że koleżanka nie mająca tyle szczęścia potrzebuje pomocy medycznej, a raczej nikt z obecnych medykiem nie jest. Utrata przytomności to nie przelewki! Poza tym raczej nie było tajemnicą, że pomimo swojej arogancji i ego rozsadzającego mury zamku, Cavington nie przejdzie obojętnie obok kobiety w potrzebie! Dlatego też zostawił komuś miotłę i podszedł do Gryfonki leżącej plackiem pod drzewem. Wyjątkowo delikatnie wziął ją w ramiona, starając się nie trząchać za bardzo i jak już ustabilizował jej pozycję, powoli ruszył w kierunku zamku. Miał nadzieję, że nie natkną się na nikogo po drodze, bo wybrał zdecydowanie najkrótszą drogę na przełaj.
/zt Mickey i Harper
Wynik: 8 + 4 + 3,5 = 15,5
Suma: 4 + 1 + 2 + 2 = 9
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Homo |
Pióra: 118
Ciężko powiedzieć czy to kwestia nocy i lasu, dużej prędkości, czy po prostu był upośledzony, może po prostu mdłości i zawroty głowy przez pierwsze zderzenie też miały swoje do gadania, ale niestety - Ian znowu rąbnął w drzewo. Leciał wolniej, tak, ale niewiele, bo chciał wygrać i poczuł się pewnie. Teraz jednak już doprawdy ledwo wtoczył się na miotłę.
Upadek nie był traficzny, bo w błoto i jakoś tak... Miększe to było niż ot twarda gleba. Nie zmieniało to jednak faktu, że bolało i jak doleciał na miejsce, z pewnością nawet nie będąc blisko pierwszego miejsca, wyglądał jakby przeżył wszystkie nieszczęścia tego pieprzonego świata. Był obolały, wkurwiony, uwalony w błocie, liściach we włosach i było mu niedobrze. Czy mogło być gorzej? Potrzebował dobrego słowa, ale wszyscy tu mieli jak zwykle wywalone. Wyglądował i zszedł z miotły niemalże ziejąc ogniem w smuteczku i złości na wszystko. I w sumie był na tyle wkurwiony i zawiedziony i na tyle źle się czuł, że nawet z nikim się nie pożegnał ani nie zagadał, od razu poszedł do zamku.
Wynik: 11 + 2,5 + 2,5 = 16
Suma: 0+ 3 + 2 + 1 = 6
zt.
Gryffindor |
25% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Homo |
Pióra: 103
Może czasem przyda się dostaćc gonga od drzewa, bo faktycznie skupił się bardzo żeby dolecieć na miejsce, i to w jednym kawałku. Może to też ból od upadku i adrenalina, że mógł zginąć, ale generalnie nie był nawet ostatni. Nie był pierwszy, niestety, ale aż tak nie zależało mu żeby koniecznie wygrał. Chciał spróbować swoich sił i mieć jakiekolwiek doświadczenie w podobnej rozrywce.
Ostatecznie był z kimś w remisie, podobno, ale nagroda byłą tylko za pierwsze miejsce. Nie żałował, był zadowolony z tego, że była zabawa, były emocje. Spojrzał oceniająco niego na Ślizgona z niższej klasy, który wyglądał jak sto nieszczęść, a w głowie tworzył takie wiązanki, że Donovan przestąpił krok dalej mimowolnie, jakoś tak żeby od tego świra trzymać się z dala. Leightonowie to jednak mają na bani... Tak czy siak, z zadowoloną mimo wszystkich bolączek miną podszedł do podekscytowanej grupki, wymieniając luźne wrażenia z wyścigu.
Wynik: 17 + 2 + 2 = 21
Suma: 5 + 2 = 7
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
19 |
średni |
Hetero |
Pióra: 17
Mimo że otrzymał anonimowy list zapraszający go na wyścig, to bardziej go to rozbawiło niż zainteresowało. Wcale nie potrzebował pretekstu do bycia poza zamkiem po ciszy nocnej, wiele razy wymykał się do lasu, żeby biegać, szczególnie bliżej pełni, kiedy naprawdę tego potrzebował. Rozbawienie przesyłką minęło w momencie, kiedy list pogiął się, podarł i zaczął ujadać jak jakiś nawiedzony chiuaua z wścieklizną, atakując adresata. Z tej potyczki Noah wyszedł z podrapaną ręką. Na szczęście dla skrawka papieru, zaraz sam się poszarpał na strzępy i zniknął. Davenport o całym zajściu by zapomniał w pół godziny, gdyby nie to cholerne zadrapanie, które trochę piekło, bo zacięcie papierem to ból nieziemski. I goi się powoli. Ale fail.
Nie wybrał się na tenże wyścig, bo i po co? Na miotłę wsiadać nie zamierzał, ani tym bardziej bawić się w hazard. Natomiast poczuł potrzebę przewietrzenia się i pobiegania, skoro skutki po pełni już przeszły i czuł się naprawdę dobrze. Nie pamiętał nawet o jakiej godzinie miał być ten cały wyścig, biegać wyszedł niedługo po godzinie jedenastej i wybrał się na naprawdę długi jogging, wymagający nie tylko fizycznie, ale i pod względem skupienia się na swoich zmysłach, bo bieganie po ciemku po Zakazanym Lesie raczej nie należało do rozrywek bezpiecznych. Dobrze, że emanował inną aurą niż człowiek bez klątwy, to przynajmniej część zwierzyny zamieszkującej puszczę nie odważyłaby się go zaatakować. Jednak są plusy tego wielkiego życiowego minusa.
Wracał już w stronę zamku, jak jego uwagę przykuły wyraźnie podniesione głosy, wiwaty i śmiechy dobiegające spomiędzy drzew. To przypomniało mu o tym planowanym wydarzeniu (aż poczuł pieczenie rozcięcia) i w sumie zbliżył się chyba bardziej z ciekawości niż czegokolwiek innego. No i przy okazji uspokoić oddech po wysiłku i trochę ochłonąć, bo się zmachał.
Trafił chyba na koniec wyścigu, bo co chwilę ktoś wracał, czy to lądując twardo na drzewie, czy miękko na własnych nogach. Ale nie to zwróciło jego uwagę, a raczej zebrany tłumek, który najwyraźniej się nie ścigał. Rozpoznał sporo osób, ale to na widok jednej konkretnej uśmiechnął się nieco szerzej. Oparł się ramieniem o pień drzewa tuż na granicy słabego światła z różdżek zebranych i uśmiechając się pod nosem, po prostu obserwował sobie, hm, wszystkich.
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 lat |
ubogi |
Bi |
Pióra: 240
Stała niedaleko Ethana większośc meczu, wymieniając z April krótkie komentarze albo gadając o zupełnie innych rzeczach. Nie to, że nie była zainteresowana samym wyścigiem, ale nie dlatego tu przyszła. Była zaproszona i była to impreza zamknięta - same te kryteria sprawiały, że co to by nie było, musiała się pojawić. I przez chwilę milczały, a gdy tylko zobaczyła jak William zerka na April jakoś częściej niż powinien, przynajmniej jej zdaniem, już zaczął kreować się pomysł w jej głowie żeby może jakoś ich ku sobie zbliżyć. Na przykład poprzez usunięcie się żeby Ape została sama i Will potrzebował z nią może chwilę pobyć. Całkiem nie chciała uciekać! Tylko zagadać do kogoś. Zatem szepnęła przyjaciółce, że pójdzie na chwilę z kimś zamienić słowo i przeszła zupełnie gdzieś na drug koniec zgromadzenia.
Przyszła w sumie po nic, zagadując do byle kogo. Dobrze, że miała charyzmę na poziomie, chociaż nie było niezręcznie. Jednak ona sama była znudzona, szczerze. I nie było nawet nikogo, dla kogo jej odstawienie się miałoby znaczenie, skoro sam Ethan był najwyraźniej zajęty. Nie żeby mu żałowała, ale troszkę zdrada, lubiła jego i ich wspóle schadzki i tak, była nieco obrażona. Troszkę. Zawiedzona może bardziej niż obrażona, w zasadzie.
W pewnym momencie jakoś miała wrażenie, zupelnie dziwne i znikąd, że coś się zmieniło. Nic złego ani dobrego, po prostu było... Inaczej. Dziwne uczucie. Mimowolnie jakoś rozejrzała się po okolicy, mrocznej i nieprzyjaznej. Jednak nagle zmieniła swoje nastawienie gdy jej wzrok zatrzymał się na znajomej sylwetce. Niby sama świadomie nie od razu nazwała kształt w półmroku, ale serce samo zabiło szybciej, wiedząc. I sekundę później i ona wiedziała kogo widzi, bo aż poczuła jak jej się robi gorąco. Zerknęła na zgromadzenie, konkretnie April, która widać sobie radziła, po czym odeszła kroczek, drugi, by zerkając na Noah, nadal będącego tam, niedaleko, kilkanaście kroków, zaraz kilka, gdy w pewnym momencie już nawet nie odwracała od niego wzroku, wdzięcznie zmierzając ku niemu. Cudownie, że się odstawiła, worth it. Zatrzymała się ledwie dwa kroki przed nim, nie będąc pewną czy po ostatniej ich szerszej wymianie zdań powinna od razu podchodzić bliżej. Z wielu powodów.
- Jak biegniesz na wyścig, to właśnie się skończył. - Odezwała się swobodnie, przyjaźnie, choć obserwowała jego zachowanie uważnie. Kciuki zahaczyła o kieszenie skórzanych spodni, jako że miała ze sobą tylko małą, przewieszaną przez ramię torebeczkę, przez co nie musiała chodzić cały czas jak primadonna. - Nocny jogging? - Czasem biegali razem, albo mijali się biegając osobno, zatem naturalnie spoodziewała się, że stąd to zmachanie i generalne okoliczności spotkania.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
19 |
średni |
Hetero |
Pióra: 17
Fakt, po tym jak wyglądała ich ostatnia wymiana zdań, Noah sam nie był pewien, czy Heather będzie chciała z nim rozmawiać. Zachował się trochę jak dupek, ale był wtedy tak rozdrażniony i na granicy nie tylko własnej cierpliwości, ale i człowieczeństwa, że wystarczyła byle głupota, mała iskra i zapalił się niczym kupa siana w suszę. Ale to wszystko przeszło razem z pełnią, która jak zwykle minęła, zdążył się zregenerować i o dziwo w przeciągu tego tygodnia nie mieli za bardzo okazji rozmawiać. Jakieś pojedyncze krótkie przelotne uśmiechy i cicho rzucone "hej" nie wystarczyły, żeby Noah przestał czuć się... głupio. Było mu najzwyczajniej w świecie wstyd za samego siebie i już. Nie ma co się tego wypierać, jest już dużym chłopcem. I naprawdę chciał z nią porozmawiać, tylko jakoś... nie było okazji.
Najwyraźniej zdarzyła się sama. Zupełnie jakby to los zadecydował za nich kiedy czas na rozmowę.
Obserwował ją cały czas, czując się jak jakiś stalker, ale nawet kiedy wyraźnie wyczuła jego obecność i w końcu zauważyła... nie oderwał wzroku. Spiął się, bo poczuł lekki ścisk nerwów w żołądku, nawet mimo niedawnego wysiłku, który wciąż odbijał się echem w mięśniach i płucach. Kilkanaście kroków, kilka, nie wiedział po jakim czasie, ale w końcu znalazła się tuż przy nim. Jak zwykle zniewalająco piękna, emanująca pewnością siebie, zadbana, odstawiona, wyróżniająca się na tle tłumu tak bardzo, jak iskra światła w ciemności.
Nie odezwał się pierwszy, ale uśmiechnął się lekko, jak już zatrzymała się dwa kroki przed nim. Spuścił na moment wzrok, jak zagadała ot tak niezobowiązująco i z cichym, gardłowym śmiechem pokręcił przecząco głową. To nie z powodu wyścigu tu był i akurat ona z pewnością doskonale o tym wiedziała.
- Czasem trzeba przewietrzyć płuca i głowę. - Co z tego, że robi to praktycznie codziennie, jeśli akurat nie umiera na ból istnienia i nie odsypia pełni. - I kto wygrał? - Skinął głową w kierunku zebranych, choć zupełnie go to nie interesowało. Ani odrobinę. Nie miał pojęcia nawet kto leciał. Co chciał w takim razie osiągnąć tym pytaniem? Chyba dać sobie troszkę czasu na uspokojenie nerwów.
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 lat |
ubogi |
Bi |
Pióra: 240
Wiedziała, znała go za dobrze, chociażby zwracając uwagę na jego zwyczaje, potrzeby, na fazy ksieżyca, by podobne oczywistości jej umykały. Zresztą, właśnie, akurat biegać to czasem wychodzili wspólnie, choć rzadko, bo zgrać się jest ciężko bez ścieżki komunikacji, jak wykluczyć sowę. Uniosła kącik ust nieco, rpzyglądając mu się uważnie. Szukała jego uczuć, humoru. Dlaczego potrzebował dzisiaj biegać, co miał w głowie? Oraz też, jakie nastawienie miał obecnie do niej samej? Niby po pełni rozmawiali jakoś w miarę normalnie, ale też bardzo oszczędnie, bo jakoś nie było czasu. Zastanawiała się jednak czy to na pewno jego brak, czy raczej brak chęci do rozmowy, ze strony Noah. Bądź co bądź ostatnio dość go zdenerwowała, zupełnie nie celowo.
- Mickey, Ślizgon z szóstej klasy. - Była przekonana, że Noah ma to gdzieś, oraz ona też miała w zasadzie. Ale skoro pytał... - Ja tu jestem i tak tylko dla towarzystwa i przyjemności wyjścia. I dla swatania April, tak przy okazji. Ale chyba już nic tu po mnie.
Wzruszyła ramieniem lekko. Zerknęła jeszcze za siebie na April, widząc jednak, że jest, żyje, nic złego się nie dzieje, wróciła spojrzeniem do Noah, już nieco mniej uśmiechniętymi oczami. Martwiła się o niego, i stresowała, jak zawsze gdy mieli dosłownie jakiekolwiek konflikty czy trudniejsze momenty między nimi. Szczególnie, że czuła się trochę winna. Trochę, bo nie wiedziała, że Noah tam w pociągu jest obok, ale też wiedząc, że był krok przed przemianą, i że jest wtedy bardzo nerwowy, po prostu było jej przykro, że sprowokowała taką sytuację. Zły czas sobie wybrała.
- To jak się teraz czujesz, lepiej? - Zapytała, przyglądając mu się w trosce. - Ostatnio wydajesz się... Spięty.
Co było w sumie prawdą, ale nie rozwijała naturalnie skąd takie przekonanie.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
19 |
średni |
Hetero |
Pióra: 17
Nie, ani trochę nie interesowało go kto wygrał ten cały wyścig. W ogóle nie byłoby go tutaj, gdyby nie poczuł potrzeby pobiegania. W sumie nawet nie do końca wiedział dlaczego skręcił w kierunku tego zgromadzenia, jak już je usłyszał. Z pewnością nie były to wilcze instynkty, bo po pełni nie determinowało to jego kroków i czynów. Chyba że była to ludzka podświadomość, która wiedziała kogo tu znajdzie. I się nie pomyliła. Może w ogóle ta potrzeba pobiegania była napędzana podświadomą wiedzą, że Heather będzie dzisiaj w Lesie? Raczej nie zwykła przegapiać wszelkich zgromadzeń towarzyskich i doskonale o tym wiedział.
Uniósł lekko brwi z jednej strony w rozbawieniu, a w drugiej z zainteresowaniem, kiedy Gryfonka przyznała po co tu właściwie jest. Swatać April? Tę samą April, która rumieni się nawet pod wpływem zwykłego koleżeńskiego "cześć", uśmiechu, czy zaoferowanej pomocy? Noah miał wrażenie, że to dziewczę prędzej spłonie z onieśmielenia, zanim jakiekolwiek swaty miałyby szansę nastąpić. Ale może to tylko jego wrażenie, w końcu to Heather zna ją dużo lepiej.
Spojrzał po tym towarzystwie zebranym nieopodal, w sumie nie będąc zbytnio zainteresowanym kto się tu nazbierał, rozpoznał z daleka niektóre twarze, ale niemal od razu przeniósł wzrok znowu na błękitne oczy Hatheway, widząc ich kolor dużo bardziej w wyobraźni niż autentycznie w tym półmroku.
Westchnął przeciągle i wyraźnie trochę się spiął, kiedy nawiązała niebezpośrednio do ich ostatniego bliższego spotkania w pociągu. Ugh, zachował się wtedy naprawdę jak jakiś durny zazdrosny gówniarz i bardzo źle mu z tym było. Pokiwał krótko głową, na moment spuszczając pokornie spojrzenie na własne stopy i krzywiąc się odrobinę w grymasie... chyba zawstydzenia.
- Yeah, about that... - Podniósł znowu spojrzenie na nią, mając nadzieję, że wybaczy mu tamto irracjonalne zachowanie. - Początki roku są stresujące. I nie czułem się wtedy najlepiej. - Krótka pauza. - Po prawdzie czułem się wtedy okropnie i... przepraszam. Nie powinienem powiedzieć tego co powiedziałem i w sposób w jaki powiedziałem. - Naprawdę było mu przykro i martwił się, że przez tamto swoje zachowanie ich znajomość, ich przyjaźń ucierpiała.
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 lat |
ubogi |
Bi |
Pióra: 240
Wcale nie chciałą mu wyrzucać ani robić wymówek jak się zachował albo nie zachował ostatnim razem, czy jakimkolwiek innym. Faworyzowała go na tyle, że podobne sytuacje albo zostawiała za nimi i udawała, że ich nie było, albo sama sobie tłumaczyła Noah na wszystkie sposoby, żeby sobie udowodnić, że jest niewinny i ma jakieś sensowne powody żeby zrobić tak, a nie inaczej. Poza tym, w sumie nie była też taką znowu paniusią żeby o wszystko się obrażać.
- Oh, daj spokój. - Zbyła go lekkim machnięciem ręki. - W porządku, było minęło. Poza tymm zazdrość to zupełnie naturalne emocje ludzkie, zdarzają się. Jedynie martwiłam się czy wynikło to z czegoś poważnego i czy wszystko w porządku u ciebie. Nie miałam okazji do tej pory zapytać.
Przyglądała mu się w trosce, otulając się ramionami, bo jakoś tak na boku zrobiło się chłodno. Z ludźmi było cieplej, no i też było godzinę temu cieplej, tylko nocne powietrze jakoś ujmowało tego komfortu ludzkiej temperatury. Dobrze, że wzięła cieplejszą kurtkę i aksamitny szal, który zresztą zaraz wyjęła z torebki żeby zarzucić sobie na szyję. Wyjścia są fajne, ale wolała jednak się nie rozchorować.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
19 |
średni |
Hetero |
Pióra: 17
Nie do końca chodziło o to, że Heather by się obraziła. Noah raczej obawiał się tego, że zachował się wyjątkowo nie jak on i dość... nieodpowiednio, biorąc pod uwagę ich przyjaźń i układ. Włączył mu się wtedy podkurwiony terytorialista, zwierzę, które od rana było rozdrażnione i każdy bodziec był jak dźgnięcie w oko.
- Normalne, owszem, ale bez przesady. - Westchnął płytko, trochę się rozluźniając i uspokajając. Nawet uśmiechnął się odrobinę. - Wszystko w porządku. W każdym razie teraz już tak. - Jasno mówił o tym, że jest w porządku, bo oni są w porządku najwyraźniej.
Widząc jak objęła się ramionami i zaraz otuliła wyciągniętym z torebki szalem, poczuł nagłą ochotę przytulenia jej, ogrzania w objęciach. Nie odczuwał chłodu, nie dość że naturalnie ma nieco wyższą temperaturę ciała, to dopiero co biegał i wciąż był rozgrzany. I spocony, może Heather wcale nie miała ochoty się przytulić? Aczkolwiek jakoś raczej nigdy nie miała z tym problemu, w niejednej sytuacji byli, hm, spoceni. Nie chciał jednak w tej chwili narzucać jej swojej osoby... za bardzo.
Odbił się lekko od pnia, o który wciąż się opierał i postąpił te dwa kroczki, żeby stanąć blisko niej. Sięgnął do jej dłoni, łapiąc ją delikatnie i obejmując palcami.
- Zimno ci. - To nie było pytanie, bo sama przed chwilą dała dowód na to, że odczuwa chłód. Plus miała zimną dłoń, chociaż przy jego naturalnym cieple to każdy mógłby wydawać się soplem lodu. - Zaproponowałbym, że cię rozgrzeję, ale... - Spojrzał po sobie, jakby chciał podkreślić, że do najświeższych w tej chwili nie należy, a następnie na zgromadzenie nieopodal. Czy miał na myśli tylko przytulenie? Zadziorny uśmiech i sugestywne zerknięcie na tłumek wskazywałby na nieco inny pomysł na formę ogrzewania. Uniósł drugą rękę, żeby odgarnąć jej włosy z twarzy, zmierzwione odrobinę pod wpływem zakładania szala.
Chociaż wtedy w pociągu uderzyło to w niego ekstremalnie mocno, to teraz dużo klarowniej i bardziej racjonalnie odczuwał jak bardzo za nią tęsknił przez te wakacje. Niby tylko dwa miesiące, a jednak... Brakowało mu jej. Niefortunnie akurat na początek września wypadła pełnia, więc nawet nie mieli wcześniej okazji najzwyczajniej w świecie porozmawiać, poprzebywać ze sobą, nadrobić czas rozłąki. I przez chwilę obawiał się, że zjebał swoim szczeniackim zachowaniem, a tu jednak wszystko wydawało się być w normie.
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 155
Właściwie liczył na zwycięstwo Kai i zdecydowanie wierzył w jej szanse. I to nie tylko on, sądząc po zakładach, którymi zajmowali się nieco wcześniej!
Gdy tylko wylądowała, klepnął Willa w ramię, na znak, że on teraz zajmuje się tym całym cyrkiem i poszedł bezpośrednio do dziewczyny... Nie tylko dlatego, że było mu to na rękę! Po pierwsze chciał przy niej być, zwłaszcza że nie wyglądała w tym momencie najlepiej. Dopiero po drugie chciał uciec od momentu odpowiedzialności, z którą William przecież świetnie sobie poradzi! Biorąc pod uwagę, że nie miał wyboru, bo Ethan wyminął go, nim ten zdążył zareagować.
- Wyjebałaś się.
Tak, dokładnie to chciała teraz usłyszeć... No dobrze, może powinien był poświęcić tej myśli choćby sekundę, bo po wypowiedzeniu jej na głos faktycznie nie brzmiało najlepiej. Ale z drugiej strony na jej miejscu wcale by się na to nie oburzył!
- Wszystko ok? - spytał mierząc ją wzrokiem.
Gryffindor |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 82
Wyjebałaś się.
Cholera, kurwa, jebana, mać, jak zaraz się odwinie, weźmie tą miotłę i zdzieli mu po łbie, pod żebra, w brzuch, a na koniec wsadzi mu ją w dupę, to…
To nic dziwnego, że jej włosy momentalnie przybrały intensywnie czerwony kolor. Na szczęście było w cholerę ciemno, więc i tak prawie niczego nie było widać. Włącznie z tym, że do czerwieni zaczął dołączać kolor niebieski, a jej się oddychało coraz ciężej. Chciało jej się płakać. I nawet niekoniecznie przez przegraną. Chciało jej się płakać, bo głowa pękała jej z bólu (a kiedy tak wysilała się, żeby panować nad emocjami, zdawała się boleć jeszcze bardziej), a w dodatku Ethan jej wcale nie pomagał!
Dopiero jego drugie pytanie zdradzało jakąkolwiek troskę. Ale ta troska minęła ją tak sprawnie jak samochód na autostradzie.
— Nie! – odwróciła się do niego nerwowo, ignorując tłum dokoła. – Wjebałam się na drzewo, łeb mi pęka z bólu, mój chłopak pierwsze, co do mnie mówi, to wyjebałaś się i…! – podczas tej dramatycznej pauzy wzięła miotłę w obie dłonie i przyjrzała jej się dokładniej, próbując przy tym złapać oddech. – Chyba rozjebałam sobie miotłę. Ledwo doleciałam do końca. Ojciec mnie zabije.
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 155
Gdyby tylko jeszcze oberwał tą miotłą, może nawet po chwili przyznałby, że mógł sobie zasłużyć... Ale na szczęście jego dziewczyna była stosunkowo łagodna w swojej wściekłości. Przynajmniej póki.
Ostrożnie objął ją ręką, licząc że jednak to nie sprowokuje jej do otwartej agresji. W razie czego był gotów wycofać się co najmniej o kroczek i pocieszać ją z bezpieczniejszej odległości.
- Dobra, ok... Po prostu... Chcesz wracać? - skinął głową w stronę zamku.
Czy powinien tak wszystko zostawiać, jak mało kto zdążył się zebrać? Prawdopodobnie nie, ale co za różnica? Przecież nic takiego by się nie stało. Co najwyżej mogliby zacząć wątpić w jego profesjonalizm, ale tego nikt im nie gwarantował! Sami wiedzieli w co się pakują i mają szczęście, że Ethan z Willem przypadkiem nie zamotali się wystarczająco, by pomylić dni, czy godziny.
Zaraz popatrzył też na miotłę i przekrzywił głowę. Nie dość, że nie znał się na miotłach, było też cholernie ciemno, ale chyba nie mogli zakładać tak od razu najgorszej opcji?
- Może da się naprawić? - spytał naiwnie, ale mając przy tym jak najlepsze intencje!
Gryffindor |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 82
Czy chciała wracać? Pewnie, że chciała wracać! W głowie jej się kręciło, istniała szansa, że jak tylko adrenalina jej zjedzie, przy okazji ją również zemdli. Nic przyjemnego, więc tym wcześniej chciała znaleźć się w łóżku… A problem był taki, że do pokonania mieli jeszcze całe błonia i siedem pięter w drodze do zamku.
— Tak, chcę wracać.
Na szczęście Ethan darował sobie inne niepotrzebne komentarze i objął ją ramieniem, co w jakiś sposób jej pomogło i zdjęło z niej trochę ciśnienia.
Wszystko po to, żeby za moment podbiło się znowu.
— Pewnie. Na ślinę. Albo taśmę klejącą – prychnęła. – Miotły się tak zwyczajnie nie naprawia. A nawet jeśli, to widziałeś w Hogsmeade jakiś sklep z miotłami? Musiałabym wysłać ojcu miotłę, i co ja mu powiem? Że wjebałam się na drzewo podczas nielegalnego wyścigu w Zakazanym Lesie, bo było, kurwa, ciemno?
Ojciec Kai był, bądź co bądź, bardzo wyrozumiały… ale mimo wszystko istniały pewne informacje, których wcale nie musiał wiedzieć o swojej córce…
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 155
Dobrze, chciała, to chciała! Żadnych zbędnych dodatkowych pytań. Skinął jedynie głową i skierował się do zamku, licząc że zaraz uda mu się ją jakoś pocieszyć. Jeszcze nie miał pojęcia w jaki sposób... Ale zwykle chyba w końcu wychodziło, prawda? Czasem wymagało to parę godzin w środku nocy, jak po imprezie z zeszłego tygodnia, ale przecież wtedy wynik był świetny! Tak! Podbudował sam siebie, da radę!
Tylko że wtedy Kaia zaczęła narzekać na jego szczere i troskliwe pytanie, które miało w jakiś sposób ją pocieszyć!
- Dobra, jasne, nie da się, rozumiem - przerwał jej w pewnym momencie, żeby przypadkiem nie zagalopowała się i nie przelała złości na niego. - To może... Powiesz, że pożyczyłaś miotłę jakiemuś idiocie - ten idiota to ja - i złamał ci miotłę? Coś w tym stylu? Znaczy, może będzie zły, ale wtedy to nie twoja wina, tylko masz dobre serce, że pożyczasz swój sprzęt i to, ten dokładnie moment w twoim życiu nauczył cię, żeby nie dzielić się podobnymi rzeczami bez powodu?
Cóż, to jedyny pomysł, na który wpadł w te parę sekund, jakie miał...
Gryffindor |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 82
Kiedy Ethan ruszył z miejsca, nie sądziła, że pójdą już tak szybko. W sensie teraz, w tej chwili, natychmiast. Obejrzała się za siebie, jakby szukając innych ludzi, którzy by zaprotestowali.
— A Will? Samego go zostawiasz?
Bądź co bądź, oboje przyjmowali zakłady. I pewnie mieli z lekka przesrane, bo domyślała się, że wiele znajomych kibicowało jej. A wygrał Cavington. Cholera, nie zniesie jego ego rozsadzającego zamku przez najbliższe kilka tygodni.
Spojrzała na Ethana. No to nie był najgorszy plan… No dobra, był beznadziejny. Ale w sumie jedyny, jaki mieli. Tylko to wcale nie znaczy, że tata jej kupi nową miotłę od razu.
— Tak, to świetny moment, żeby stracić dobrą pozycję w drużynie, bo nie sądzę, że tata w podskokach pójdzie i mi kupi od razu nową miotłę. Wiesz, ile kosztuje to dziadostwo?! – rzuciła karcąco okiem na miotłę, jakby to ona sama była sobie winna, że się poturbowała, bo wleciała w drzewo. W sumie, poniekąd jej wina! Konie umiały omijać drzewa, czemu miotły nie umiały?
Za moment spojrzała jeszcze raz na siebie. Bo o ile wiedziała, co jest przed nią, to nie miała pojęcia, co się działo za nią.
— Na pewno wszyscy wrócili? Wiesz, trochę przesrane, jeśli nagle w szkole zaczną ginąć uczniowie. Wtedy bekniemy wszyscy, bo prędzej czy później ktoś nas wsypie.
Oby nie. Oby, kurwa, nie…
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 155
Zerknął jeszcze raz na Willa.
- Nie no, jest już duży, da radę - uznał przekrzywiając głowę i najwyraźniej wątpiąc we własne słowa. - Albo poczekasz chwilę aż to ogarniemy?
Cóż, to byłaby lepsza opcja, ale nie wiedział też, na ile Kaia była skłonna czekać. Liczył jednak, że bardziej czuła się źle przez rozwaloną miotłę, niż przez ból głowy.
- Ale jak odeślesz ją z takim wyjaśnieniem, to może coś uda im się z nią zrobić? Ostatecznie... Nie wygląda chyba tak źle i muszą być ludzie, którzy się tym zajmują, nie? - odparł patrząc razem z nią na miotłę, jakby właśnie pochylali się ze smutkiem nad czyjąś trumną.
Ale przecież miotły nie powinny niszczyć się po jednym nieszczęśliwym wypadku!
Już miał wspomnieć, że jeśli ktoś nie wrócił, to trzeba było się nie wywalić... Ale szybko zauważył, że byłoby to w tej sytuacji i w tym towarzystwie co najmniej nietaktowne.
|