Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Klasa Zaklęć To tu odbywają się zajęcia z zaklęć. Miejsca ustawione są w taki sposób, by każdy mógł z łatwością dostrzec nauczyciela oraz zapoznać się dokładnie z zalecanym przez niego ruchem różdżki podczas nauki. Oczywiście dla uczniów oznacza to też pewne niedogodności - na przykład to, że nauczyciel prowadzący lekcje zwykle ma tak samo dobry widok na poczynania młodzieży.
|
100% |
Absolwent |
44 |
średni |
Hetero |
Pióra: 2
30 września 2020, środa, godzina 9:00
I ETAP
Wszyscy uczniowie z pewnością już na pierwszym roku mieli okazję zorientować się, że na zajęcia z Zaklęć zawsze przyjdą po pojawieniu się profesorki - Wilemine była w klasie na długo jeszcze przed dzwonkiem. Oczywiście i tym razem nie było inaczej. Zanim pojawili się pierwsi studenci, profesor Kemppainen już usiadła wygodnie na blacie swojego nauczycielskiego biurka i przeglądała z uwagą coś, co wyglądało jak notatki uczniowskie, zdecydowanie jakichś młodszych klas. Unosiła tylko wzrok na moment, żeby przywitać uprzejmym uśmiechem i skinieniem głowy kolejnych wchodzących uczniów.
Jak tylko rozbrzmiał dzwonek oznajmiający początek lekcji, odłożyła kartki na biurko, zeskoczyła z niego dość żwawo i uśmiechnęła się dużo szerzej niż dotychczas.
- Dzień dobry! Mam nadzieję, że się wyspaliście, bo przed nami ekscytująca godzina zgłębiania fascynującego i niedocenionego zagadnienia, o którym nie ma mowy w standardowych podręcznikach szkolnych. - Krótkim machnięciem dłoni, bez potrzeby użycia różdżki ani wypowiadania inkantacji, uniosła ukrytą do tej pory za biurkiem tablicę, na której widniał temat dzisiejszych zajęć. - Magia konwergencyjna! Potocznie nazywana magią łączną. Jestem pewna, że niektórzy z was mieli okazję spotkać się już z tym zagadnieniem, może nawet je zgłębić. - Rozejrzała się po zebranych, pokładając szczególnie nadzieję w kilku najzdolniejszych studentach. - Podnieście rękę kto zna definicję, rodzaje lub choć jeden przykład magii łącznej. - Odczekała kilka sekund, dając uczniom czas na zastanowienie się i zdecydowanie, czy coś kojarzą z dzisiejszego tematu. Uśmiechnęła się do siebie, całkiem usatysfakcjonowana ilością rąk w górze.
- Bardzo dobrze. Zanim jednak przejdziemy do praktycznej części zajęć, rozwińmy temat, żeby każdy mógł zrozumieć o czym dokładnie mówimy. - Wskazała po kolei kilka osób, prosząc o definicję, rodzaje, oraz przykłady użycia magii łącznej, skinieniem aprobując każdą z odpowiedzi, nawet jeśli nie były w stu procentach rozwinięte, czy do końca poprawne. - Wszyscy macie rację. Magia konwergencyjna to łączenie siły magicznej wykonywanego zaklęcia przez minimum dwie osoby dla otrzymania konkretnego efektu. Istnieją jej dwa rodzaje: łańcuchowa oraz kolektywna. Doskonałym przykładem magii konwergencyjnej łańcuchowej jest teleportacja łączna, gdzie nie jest wymagana umiejętność teleportacji przez więcej niż jedną osobę. Magia konwergencyjna kolektywna to rzucanie tego samego zaklęcia w celu wzmocnienia jego siły i skuteczności. - Nie obeszła biurka, ale zwróciła się w kierunku tablicy, poruszając ręką w powietrzu, a kreda sama zapisywała zagadnienia pod głównym tematem zajęć. Wilemine nie przypominała uczniom o notowaniu wszystkiego, było dla niej oczywiste, że każdy powinien to zrobić, tym bardziej jeśli nie spotkał się z zagadnieniem wcześniej. - Konwergencja łańcuchowa wymaga większej ilości skupienia, bo jest znacznie mniej stabilna i dużo łatwiej o błąd, który może okazać się fatalny w skutkach. Z kolei konwergencja kolektywna opiera się przede wszystkim na biegłości w rzucanym zaklęciu.
Po chwili odwróciła się znowu do zebranych.
- W takim razie przejdźmy do praktyki!...
Ciąg dalszy lekcji nastąpi w II etapie.
I etap zajęć jest teoretyczny, II etap będzie praktyczny. W I etapie każdy rzuca k6, oraz wpisuje w kod swoje punkty Zaklęć i Pamięci, które ma w kuferku (proszę nie oszukiwać, wszystko będzie sprawdzane!), a kod wkleja na koniec posta. Wszelkie zakupy punktów należy wykonać PRZED napisaniem posta, po napisaniu obowiązywać będzie ilość punktów jaka była w kuferku w danym momencie.
Kod:
Kod: <aa>Pkty zaklęć:</aa>
<aa>Pkty pamięci:</aa>
<aa>K6:</aa> [u]parzyste[/u] - dodajesz punkty Pamięci, [u]nieparzyste[/u] - nie dodajesz punktów Pamięci
<aa>Suma:</aa> Zaklęcia + Pamięć (jeśli wypadło k6 parzyste) = x
SUMA:
0-5 - nie znasz odpowiedzi
6-10 - znasz odpowiedź, podnosisz rękę
11 i wyżej - znasz odpowiedź, podnosisz rękę, zostajesz poproszony/a o podanie definicji lub przykładu
Jeśli suma wskazuje, że zostajesz poproszony/a o odpowiedź, nie musisz jej opisywać w poście! Wystarczy jedynie o tym wspomnieć.
II etap zajęć nie ma wstępnie przewidzianego terminu, ale z pewnością pojawi się informacja o zbliżającej się publikacji, żeby wszyscy chętni zdążyli dołączyć do lekcji.
Wszelkie pytania/wątpliwości proszę kierować do Dani!
Poniżej znajduje się graficzne zobrazowanie klasy, ławki są podłużne i wieloosobowe (w razie jakby na grafice zabrakło miejsc, dorobi się, proszę się nie martwić!). Każdy może usiąść w wybranym wolnym miejscu - to te szare kropy (proszę o zaznaczenie w poście lub zgłoszenie do Dani gdzie dana postać siedzi). Klik w SPOILER poniżej.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Bi |
Pióra: 60
Nigdy nie miał niczego przeciwko zaklęciom, chociaż nie były jego ulubionym przedmiotem. Jak na Krukona przystało, przywiązywał do nich jednak wagę wiedząc, że bez takiego przygotowania nie ma specjalnie czego szukać w magicznym świecie. Bo kto to widział, czarodziej, który nie potrafi wyczarować najprostszego zaklęcia, plątającego się i stwarzającego zagrożenie dla otoczenia. Już teraz wiedział, że źle wypowiedziana formuła może narobić więcej szkody, niż przynieść pożytku.
To podejście było jedną z jego głównych motywacji, które kazały każdego ranka podnieść się z łóżka i udać na zajęcia.
Dzisiejszego dnia wstanie przyszło mu znacznie łatwiej, być może za sprawą Thomasa, który był dziwnie podekscytowany.
Lavi nie potrafił go rozgryźć i niekiedy zastanawiał się, czy udało się to komukolwiek, bo jak na jego oko chłopak zachowywał się tak, jakby czasami nie do końca kontaktował i sterował nim ktoś inny.
Zanim zdążył się ubrać, Tom dopadł go (jak i podczas innych okazji, o których niekoniecznie chciałby pamiętać) i ostatecznie to właśnie z nim Lloyd udał się na zajęcia, starając się po drodze nie przyglądać chłopakowi zbyt natarczywie. Tym bardziej, że ostatnio przyłapał się na tym, że coraz częściej coś każe mu zerkać w stronę kolegi znacznie częściej.
- Może tutaj? - zagadnął, kiedy znaleźli się w sali, nie do końca wiedząc, gdzie usiąść.
Padło na miejsce koło dwójki Ślizgonów, których oczywiście kojarzył - ostatecznie mieli ze sobą wiele zajęć.
- Jesteś pewien, że to odpowiednie miejsce? Niespecjalnie wydają się zainteresowani zajęciami - szepnął do Krukona, który pozostawał nieugięty. Co on, przygody na lekcji szukał, czy co?
Chwilę później pojawiła się nauczycielka, rozpoczynając zajęcia. Krótka przemowa, która wcale tak krótka nie była i bum, pytanina. Czy zawsze musiały się pojawiać pytania teoretyczne?
Podniósł rękę, znając odpowiedź. Kto wie, może będzie miał okazję podzielić się nią z resztą.
Pkty zaklęć: 6
Pkty pamięci: 1
K6: 2
Suma: Zaklęcia + Pamięć (jeśli wypadło k6 parzyste) = 7
Gryffindor |
50% |
Klasa VII |
19 |
średni |
Homo |
Pióra: 67
Nie od dzisiaj było wiadomo, że Jayson miał smykałkę do zaklęć. Był to jeden z tych przedmiotów, którego nie musiał się aż tak dogłębnie uczyć, by i tak mieć wiedzę znacznie wykraczającą ponad poziom przeciętny. Nigdy również specjalnie nie krył się z faktem, że był w tym dobry. Uważał, że ludzie powinni znać swoją wartość i szczycić się tym, co wychodziło im najlepiej.
Szybkie śniadanie zakończone spojrzeniem w stronę ulubionego nauczyciela i można było udać się na pierwszą tego dnia lekcję, zajmując myśli kimś innym.
Wgryzając się jeszcze w jabłko, która udało mu się zabrać, rozejrzał się po sali, szukając miejsce.
Znalazło się samo, mentalnie zaklepane przez Rose, która jeszcze nie wiedziała, że to wolne obok niej miało zostać zajęte właśnie przez Gryfona.
Przecisnął się przez parę osób, po raz kolejny zastanawiając się, czemu przestrzeń pomiędzy rzędami była tak minimalistyczna. Nie każdy w Hogwarcie był wielkości dawnego nauczyciela, profesora Flitwicka.
- Witam, Piękna. Czuję się urażony, że nie poczekałaś - uśmiechnął się do dziewczyny, dopiero później zwracając uwagę na chłopaka, który siedział po jej drugiej stronie. - Ktoś tu chyba niespecjalnie pasuje, co? Bratasz się z wrogiem? - rzucił, niekoniecznie przejmując się tym, iż Ślizgon mógł to usłyszeć. Niby uprzedzony nie był, ale taką wewnętrzną niechęć miał chyba we krwi. Tym bardziej, że chodziło o jego przyjaciółkę, która niby miała prawo spotykać się z kim chciała, ale tylko jak Jay to zweryfikował.
Nie dodał niczego więcej, bo pojawiła się nauczycielka i zajęcia się rozpoczęły.
Skupiał się piąte przez dziesiąte na tym, co miała do powiedzenia, ale kiedy tylko padło pytanie, jego dłoń automatycznie powędrowała ku górze. Ba, udało mu się nawet dostać przywilej udzielenia poprawnej odpowiedzi na forum klasy.
- Bum, tak to się robi - rzucił, rozsiadając się wygodniej.
Pkty zaklęć: 12
Pkty pamięci: 0
K6: 2
Suma: Zaklęcia + Pamięć (jeśli wypadło k6 parzyste) = 12
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 162
Ostatnio wiele kosztowało Philipa, aby wstać z łóżka i dotrzeć na lekcję. Zwykle mu się to udawało - może z jednym małym potknięciem i jednym czy dwoma spóźnieniami... Dziś na przykład nie zdołał dotrzeć na śniadanie, czego przynajmniej na razie nie odczuwał, a dzięki czemu na zaklęciach był nawet chwilę przed czasem! Nie to, żeby się tym szczycił, czy szczególnie cieszył. Chyba przynajmniej mógł zająć niemal dowolne miejsce, jako jedna z pierwszych osób w sali.
Nadal cieszył się zieloną skórą po wczorajszej nieudanej przygodzie na eliksirach. Właściwie sądził, że ostatnio nic mu nie wychodziło, a wybuch, jaki spowodował był swego rodzaju wisienką na torcie. W dodatku taką, która przypominała o swojej obecności już z samego rana, gdy ze zmęczeniem spojrzał w lustro. Zieleń stała się blada i już wczoraj mówiono mu, że nieprzyjemny efekt uboczny powinien minąć do jutra, jednak nikt nie wybaczyłby mu przez to nieobecności na wczorajszych, czy dzisiejszych zajęciach. Tak jakoś życie stało się ostatnio mniej przychylne i sprawiedliwe. Nie to, żeby było sprawiedliwe kiedykolwiek.
Nie chcąc jednak rzucać się w oczy, ani uczestniczyć przesadnie aktywnie w lekcji, zajął miejsce w rogu, możliwie najdalej od pani profesor. Czekając na dziewiątą, rozłożył ręce na ławce przed sobą i oparł o nie czoło, pozwalając sobie na jeszcze parę minut odcięcia się od rzeczywistości. Nie drzemki - na to nie było czasu - ale chwila nie myślenia o niczym i przede wszystkich postawy, która nie zachęcałaby nikogo irytującego do zainicjowania rozmowy, była wskazana.
Z czasem usłyszał, jak sala zaczęła się wypełniać, a nawet jak ktoś siada obok niego i choć nie podniósł głowy od razu, jakiś drobny ułamek ciekawości wygrał i wyprostował się, by zaraz spojrzeć wprost na swojego sąsiada. A choć momentalnie poczuł mnóstwo sprzecznych ze sobą emocji, jego twarz ten jeden raz nie zdradzała nic. Zaciął się jedynie na moment, patrząc na Aarona, by wreszcie zwrócić wzrok przed siebie ze zmarszczonymi brwiami, jakby analizował, co powinien zrobić w tej sytuacji. Sytuacji, w której naprawdę nie chciał się znaleźć. Mógł ignorować go całą godzinę, albo... No właśnie, wziąć sprawy w swoje ręce i zmienić miejsce. Było ich jeszcze kilka w sali. Nie tak atrakcyjnych, jak to, które zajął z początku, jednak jego wartość upadła, kiedy tylko starszy Ślizgon usiadł obok. Czyli jednak ucieczka.
Wstał gwałtownie i niechętnie spojrzał na chłopaka znacząco.
- Ok, przesuń się - zażądał ledwie sekundę później, uświadomiwszy sobie, że Aaron zapewne co najwyżej odpowiedziałby mu pytającym spojrzeniem, jeśli nie wyrazi jasno swoich oczekiwań.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
Ktokolwiek wpadł na pomysł, by pierwsze zajęcia dnia odbywały się na trzecim piętrze i były jednymi z zajęć najbardziej podstawowych w rozwoju magicznym powinien prawdopodobnie paść ofiarą morderczych schodów - tak sobie rozmyślała Oriane, przyklejona do grupy uczniów z jej roku; chociaż wyglądała jak niewzruszona statua wręcz, z wiecznie nienagannym a stylowym wyglądem oraz jasną, piękną twarzą co nigdy nie zdradzała pełni myśli, czuła jak serce wali ze strachu za każdym razem kiedy schody ot, zdecydowały się ruszyć. Ślizgoni wokół nie mieli pewnie pojęcia jak niesamowicie była im wdzięczna za obeznanie z klatką schodową. Wystarczało, że wpadła z nimi w równy krok i uśmiechnęła się enigmatycznie do paru osób i puf! miała przewodników którzy byli zbyt zaspani, zauroczeni i, przypuszczalnie, zbyt mało zainteresowani takim drobiazgiem jak "kto też idzie po schodach" żeby kwestionować obecność Boleynówny.
Coś interesującego było w anonimowości. Nie do końca komfortowego, z pewnością jednak nie popadającego w kategorie nieprzyjemnego. Ba! Było w tym coś ekscytującego, pachnącego wolnością, jak leśne powietrze kiedy galopowała na oklep przez stary konny trakt. Mogła czegoś nie wiedzieć - i nikt jej za to nie mógł samym półuśmieszkiem nazwać ujmą całego rodu.
Tak więc, pomimo morderczości schodowej klatki, do klasy dotarła w całkiem miłym nastroju; czuła się wręcz swobodnie. Cóż, tak swobodnie na ile tylko mogła sobie pozwolić bez utraty kontroli. Postawiła torbę na siedzisku z samego brzegu w dolnym rzędzie po swojej lewej. Blisko wyjścia, blisko nauczycielki. Idealne miejsce dla dziewczyny mającej parę dodatkowych problemów z pierwszego przedmiotu dnia właściwie tylko ze względu na różnicę języka.
I była praktycznie pewna, że znów spędzi całe zajęcia robiąc notatki pół po francusku, pół po angielsku, nawet nie próbując się powstrzymywać przed krzywieniem. Ale nie, ha! Miała szansę choć raz się wykazać. Podniosła rękę.
Zapowiadał się bardzo dobry dzień!
Pkty zaklęć: 4
Pkty pamięci: 3
K6: 2
Suma: Zaklęcia + Pamięć (jeśli wypadło k6 parzyste) = 7
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Gryffindor |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 82
Była podekscytowana – ale wcale nie dlatego, że zaraz miały się zacząć zajęcia z eliksirów, ale dlatego, że lada dzień, lada chwila miał się zacząć sezon Quidditcha! Czyli najlepsza pora w całym roku szkolnym, kiedy można się wylatać po boisku, a potem rozegrać kilka meczy! Miała spore ambicje na nadchodzący sezon i ciekawa była, kto zostanie kapitanem, bo w zasadzie poprzedni już skończył szkołę, więc pozostawił po sobie wakat. Miała nadzieję, że nie jakaś skończona pierdoła.
I w sumie dziwiła się, że miejsca obok siebie były ciągle zajęte, bo zapewne i Dani, i Ethan mieli serdecznie już dość słuchania ekscytacji Kai nadchodzącym sezonem, na przemian z rozpaczą, że miotła nadal do niej nie dotarła, więc pewnie będzie musiała latać na tych beznadziejnych, wolnych, szkolnych. No i jak mieli wygrywać i trenować, jak pewnie nawet nie dogoni na nich przeciętnego ścigającego z drugiej drużyny?
Cudem było, że usiadła na tyłku. A jeszcze większym, że wczoraj przeczytała rozdział na dzisiejsze zaklęcia. Choć był to sukces bardziej przypisywany Dani, bo to ona, jako jedyna ostoja normalności i pilności, przypilnowała, żeby Kaia w ogóle cokolwiek zrobiła na dzisiejsze zajęcia. Jak zwykle zresztą.
A Ethan był miłą przeszkadzają. Jak zwykle.
— Te dni się strasznie wleką – jęknęła, praktycznie rozkładając się na ławce i wzdychając teatralnie. Zignorowała fakt, że tak wystawiła tyłek, a raczej krzesło, że przejście za jej plecami było utrudnione, żeby nie powiedzieć, że niemożliwe. Trudno. Ludzie musieli sobie radzić. I tak siedziała już praktycznie na samym końcu. Wsunęła się w sumie tylko wtedy, kiedy obok niej przechodziła Rue, bo wiedziała, że Krukonka ma problemy. Wszyscy już wiedzieli. Ale jak tylko przeszła, z powrotem wysunęła krzesło razem z tyłkiem.
Gdy weszła profesorka, podniosła tylko lekko głowę, ale nadal bardziej leżała na ławce niż przy niej siedziała.
Dopiero kiedy zadała pytanie, o dziwo przypomniała sobie, że coś wie. Może nie wszystko, ale coś! Na szczęście jej pamięć nie należała do najsłabszych przymiotów jej życia, więc podniosła z zaangażowaniem rękę. Nawet jeśli miałaby być za moment zgaszona, bo jednak przeoczyła połowę istotnych rzeczy. Nieważne!
Pkty zaklęć: 2
Pkty pamięci: 4
K6: 4
Suma: 2 + 4 = 6
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 155
Qudditchem interesowałby się... Cóż, wcale, gdyby tylko nie to, że Kaia grała i była w to bardzo zaangażowana. Nic się nie zmieniło. Wspierał ją tak samo, kiedy byli jeszcze tylko przyjaciółmi, chodził na mecze, w których grała i dzielnie wysłuchiwał wszystkiego, co z tym sportem związane. Może tylko sporadycznie udawał, że wcale jej nie słuchał, albo delikatnie się z nią droczył, subtelnie najeżdżając na tę dyscyplinę, ale to przecież wynikało z jego ogromnej sympatii do niej! I może troszkę po to, by umilić sobie słuchanie o piłkach i miotłach. Ale przecież nie było tak źle. Zaraz sezon się rozpocznie, tak samo treningi i mecze, Kaia będzie wymęczona.
Oczywiście zajął miejsce obok dziewczyny. Zaraz nawet uśmiechnął się lekko, gdy dojrzał, jak jego bulwunia przybiera raczej pozę naleśnika na ławce.
Cmoknął cicho, gdy tylko się odezwała, szykując się już na udawanie oburzenia.
- Tak? Może ci z nami za nudno, co? - dopytał z pretensją, biorąc głos za siebie oraz ich sąsiadów z ławki.
A przecież jeśli tylko faktycznie było jej z nimi za nudno, to przecież przydałoby się coś z tym zrobić. Nawet jeśli byłoby to coś, z czego Danica siedząca tak blisko, nie byłaby zadowolona. Był zdolny do takiego poświęcenia.
Za moment jednak zaczęła się lekcja, a nawet na jej początek padło pytanie. Cóż, Ethan nie należał do osób, które wyrywałyby się pierwsze do odpowiedzi, jednak zdawało mu się, że miał pojęcie o dzisiejszym temacie. Podniósł niemrawo rękę. Nie był nawet do końca pewien, czy pani profesor mogła to dostrzec, ale liczyły się chęci, prawda?
Pkty zaklęć: 6
Pkty pamięci: 2
K6: 3
Suma: 6
Gryffindor |
0% |
Klasa VI |
16 lat |
ubogi |
Hetero |
Pióra: 117
Zaklęcia nie należały do absolutnie najmocniejszych stron Harper, ale był to przedmiot, który szczerze interesował ją wystarczająco, by chciała aktywnie uczestniczyć w lekcji i słuchać uważnie tego, co nauczycielka miała do powiedzenia. Było to oczywiście też pewne zboczenie mugolaków. Przecież głównie ze względu na swoje pochodzenie, wszystko co magiczne zdawało się niebywale fascynujące i już nie mogła się doczekać dnia, w którym będzie mogła opuścić mugolskie przedmieścia na rzecz najlepiej w pełni magicznego sąsiedztwa, gdzie czułaby się po prostu... Pewniej.
Choć czuła się pewniej w takich dziedzinach, jak eliksiry, czy zielarstwo, zdawała sobie sprawę z tego, że zaklęcia stanowiły absolutną podstawę tego, co wiedzieć powinna. Dlatego też nie wyobrażała sobie zrezygnować z tego przedmiotu w nowym roku nauki. Co więcej, zamierzała przyłożyć się teraz nieco bardziej. Zdawałoby się, że bardziej okrojony plan będzie temu sprzyjał, jednak Harper należała do osób, które wybrały maksymalną ilość przedmiotów na ostatnie dwa lata nauki.
Zaklęcia miały też swoje wady... Na przykład fakt, iż jeśli tylko ktoś przychodził zbyt blisko rozpoczęcia zajęć, wszystkie najlepsze miejsca zostały zajęte. Najlepsze, czyli te wśród jej znajomych, którzy zdaje się wszyscy siedzieli po tej bardziej zatłoczonej części sali. Świetnie.
Dobrze, nie ma problemu. Wytrzyma sama. Ostatecznie przecież te zajęcia nie będą wymagały pracy w parach, mogła usiąść... Gdziekolwiek.
Niedługo po zajęciu miejsca, profesor Kemppainen rozpoczęła zajęcia i bardzo szybko padło pytanie o pojęcie, o którym... Cóż, albo nie słyszała, albo zapomniała, że je słyszała. Obie możliwości nie do końca się jej podobały, ale co zrobić?
Pkty zaklęć: 3
Pkty pamięci: 1
K6: 3
Suma: 3
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
17 |
średni |
Hetero |
Pióra: 90
Wiele osób postrzegało Alana jako paskudnego kujona, głównie przez jego zamiłowanie do transmutacji i eliksirów – czyli przedmiotów, które dla wielu osób w Hogwarcie stanowiły podstawowy problem przy zdawaniu egzaminów i przechodzeniu z klasy do klasy. Jednak nawet osoby ambitne tak jak Alan miały swoje faworyzowane przedmioty i u tego konkretnego Krukona było to bardzo wyraźnie widać. Od lat zafascynowany sztuką transmutowania obiektów i warzenia mikstur nieco olewał pozostałe przedmioty. Nie na tyle, by coś oblewać (chociaż SUMa z astronomii napisał wyjątkowo paskudnie, a nauczyciel ONMS był wyraźnie zawiedziony jego wynikami, które nie pozwalały na pójście do klasy OWuTeMowej), ale jednak widoczna była pewna dysproporcja między jego wiedzą z zakresu ulubionych przedmiotów oraz tych mniej lubianych. Zaklęcia same w sobie Alan lubił; ciężko przecież, by było inaczej, skoro to był tak naprawdę podstawowy przedmiot dla niemal każdego czarodzieja, bez względu na kierunek jego zainteresowań. Trochę jak matematyka dla mugoli – niby można żyć bez bycia w tym geniuszem, ale jednak warto umieć tabliczkę mnożenia. Dlatego do ćwiczeń praktycznych chłopak zawsze przykładał się sumiennie, nawet jeśli mu nie do końca wychodziło, natomiast jeśli chodzi o wiedzę teoretyczną… no, można powiedzieć, że miewał pewne braki, które zresztą wyszły na teoretycznym SUMie z zaklęć. Całe szczęście wynik wystarczył do tego, by mógł kontynuować naukę tego przedmiotu, nie był jednak z pewnością prymusem na tych zajęciach.
W tę konkretną środę Alan pojawił się w sali bardzo wcześnie. Męczyły go koszmary, przez co nie spał tak długo jak zwykle, jeszcze przed 8 pojawił się na śniadaniu, a do klasy zaklęć wpadł jako jeden z pierwszych uczniów. Profesor Kemppainen siedziała już w sali, więc Alan powitał ją grzecznym Dzień dobry i usadowił się gdzieś w połowie długiej ławy, po czym oparł twarz o dłonie i przymknął oczy. Do rozpoczęcia lekcji zostało jeszcze sporo czasu, mógł więc zacząć ponuro myśleć o wypracowaniu na transmutację, które profesor zapowiedział już w zeszłym tygodniu. Zanim się spostrzegł, szmer kroków i rozmów przerwał głos profesor Kemppainen, żywo tłumaczącej przedmiot dzisiejszych zajęć. Kiedy zaczęła pytać o definicje i opisy, Alan obsunął się po siedzeniu, by być mniej widocznym. Nieszczególnie wiedział nawet, o co jest pytany… — Wiecie, o czym ona mówi? — szepnął teatralnie do Zandera i Danici, którzy siedzieli tuż przed nim.
nawet nie rzucam, bo Alan jest debilem w zaklęcia
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
19 |
średni |
Hetero |
Pióra: 17
Jeszcze jeden dzień męczarni i Noah będzie w końcu mógł odetchnąć i skupić myśli. Ta zależność od instynktów przeszkadzała mu w szczególności na zajęciach, kiedy jego uwaga powinna być skierowana na nauce. Niestety nie mógł sobie wybrać kiedy ma być pełnia, więc musiał znosić siebie samego - i przy okazji dużo bardziej kontrolować - przez te kilka godzin, w ciągu których musiał siedzieć grzecznie w ławce w zatłoczonej sali pełnej dźwięków, kolorów i zapachów.
Akurat zaklęcia od zawsze były jego ulubiony przedmiotem i niestety nie pomagało to w trawieniu obecnej fazy księżyca. Tak jak przez ostatnie parę dni, tak i dzisiaj wstał wcześniej - i tak nie mogąc spać - jeszcze przed świtem wyszedł pobiegać i popływać, zmęczyć się fizycznie przynajmniej na tyle, żeby mieć większe prawdopodobieństwo przesiedzenia jednej godziny lekcyjnej bez większych problemów.
W sali pojawił się niedługo przed dzwonkiem, ale na tyle wcześnie nadal, żeby móc zająć jedno z tych miejsc najbliższych wyjściu, dając sobie łatwiejszą drogę ewakuacji.
I owszem, udało mu się usiąść w tym samym rogu klasy, w którym znajdowały się drzwi wejściowe, ale zamiast od razu zadokować na samym brzegu, nogi poprowadziły go kawałek dalej, do rzędu bliższego środkowi sali. I tuż obok Oriane, która zjawiła się w sali niedługo przed nim. Podążył za nią zupełnie podświadomie, wiedziony pierwotnym instynktem rozbudzonego już wilka oczekującego na jutrzejszą pełnię.
Zaciskając nieco mocniej szczęki, usiadł obok Ślizgonki i posłał jej uprzejmy uśmiech na powitanie, razem z cichym "Hej.", po czym od razu celowo zanurkował do swojej torby w celu przygotowania się do zajęć. Naprawdę bardzo liczył na to, że będzie miał szansę skupić się na lekcji!
Wyciągając podręcznik, rozejrzał się mimochodem po zapełniającej się sali w poszukiwaniu innej blondynki, choć wiedział doskonale, ze jeszcze jej w sali nie było. I jakby na zawołanie, kiedy jego umysł zakonotował fizyczny brak Heather w pomieszczeniu, poczuł coś jakby lekkie łaskotanie z tyłu głowy. Niemal od razu też poczuł bardzo dobrze sobie znane perfumy, z każdą sekundą przybierające na intensywności.
Nie musiał się odwracać, żeby wiedzieć kiedy dokładnie Gryfonka przekroczyła próg. Jego zmysły były tak wyostrzone, że jak tylko jej niedaleka obecność została przez nie zidentyfikowana, automatycznie skupiły się na niej.
Spiął się nieznacznie, bo i tak był dość spięty już do tej pory. I chociaż wewnętrznie bardzo, bardzo chciał żeby usiadła obok niego, to kiedy faktycznie to zrobiła, zadrżał lekko i zacisnął dłonie na brzegach własnej szaty pod stołem. To będzie naprawdę ciężka godzina.
Spojrzał na Heather, jak tylko pojawiła się obok i posłał jej może trochę zbyt nerwowy uśmiech. Nie zauważył nawet towarzyszącej jej April.
Całe szczęście dźwięk dzwonka oznajmiającego początek lekcji przerwał jego kotłujące się niebezpieczne myśli, wiec zmusił się całą siłą woli do spojrzenia na profesorkę i skupienia uwagi na jej słowach.
Magia konwergencyjna. Ciekawe zagadnienie, o którym miał okazję czytać i to całkiem sporo, bo po prostu go zainteresowało. Dlatego uniósł rękę znając i definicję i rodzaje i przykłady, o które chodziło profesor Kemppainen. Wysłuchał odpowiedzi poproszonych studentów, nieświadomie przechylając się odrobinę w lewo, jakby pod ciężarem uniesionej prawej ręki. I nawet sam miał okazję podać przykład, kiedy został o to poproszony.
Chociaż było mu ciężko w pełni skupić się na zajęciach, to przynajmniej jego krukońska duma została mile połechtana i pomimo trudów zachowywania umysłu na prostych torach naukowych, miał okazję wykazać się wiedzą.
Odrobinkę mu nawet ulżyło. Może jednak ten wysiłek fizyczny z rana na coś się przydał.
Pkty zakleć: 11
Pkty pamięci: 5
K6: 2
Suma: 11 + 5 = 16
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 lat |
ubogi |
Bi |
Pióra: 240
Choć w pierwszej klasie była przydzielona do domu lwa, nie bez powodu była blisko bycia Krukonką mimo wszystko. Niemal zawsze była w pełni przygotowana do lekcji, uczyła się pilnie, choć może nie najlepiej z klasy. Po prostu starała się wynieść jak najwięcej z zajęć. Ci, co znali jej podejście do życia czy też wiedzieli, że ambicją jej jest bycie żoną do pachnienia i wyglądania, a nie "silną niezależną karierowiczką", dziwili się po co w takim razie te starania i wysiłek. W rzeczywistości choć Heather faktycznie celowała w taką przyszłość, zabezpieczała też możliwie siebie, jak i nie chciała przy tym być tępą dzidą. Ceniła siebie i swój intelekt, jednak chciała z niego korzystać niezależnie od tego jaką rolę w przyszłości będzie jej dane wykonywać.
Przyszła na zajęcia więc przygotowana, jak zwykle. Na wiele sposobów, bo poza wiedzą i skupieniem, motywacją do nauki, była też jak zwykle umalowana, ubrana schludnie, spójnie, wypachniona. Jak zwykle po prostu była zadbana i prezentowała się znacznie lepiej niż zapowiadałaby dziewiąta rano dla nie jednej osoby. To w końcu nadal skoro świt! A jednak nawet wtedy przecież ważne jest by pokazywać siebie od jak najlepszej strony, prawda? Poza tym, sam wygląd dopracowany i ułożony starannie jakoś tak sprawiał wrażenie, że Heather sama czuła się zdrowiej i lepiej ze sobą, jakby była mniej skrzywiona na umyśle, niż w rzeczywistości. A realia były przecież znacznie gorsze...
Gdy tylko weszła z April, rozejrzała się po sali. Jej wzrok w sekundę zatrzymał się na Noah, a potem wolnym krześle obok. Zerknęła również na blondynkę po jego drugiej stronie i poczuła ukłucie co najmniej niezadowolenia, może to ze skojarzenia z samą sobą, a może poczucia, że akurat dziś chociażby nie chciałaby obok Noah nikogo poza sobą. Dlaczego akurat teraz? Nikt w sumie nie wiedział, nawet Noah, że Heather dawno już odkryła jego sekret. W zasadzie, sądziła, że dla tych, co się przyglądali i ich to obchodziło, nie było to trudne do wydedukochania po zachowaniu Krukona w złożeniu konkretnych czynników zewnętrznych. Jak potwierdziła swoją teorię, sama stukała się w głowę, że wcześniej tego nie ogarnęła. Kiedyś nawet była, na początku, dość tym przerażona, ale ostatecznie wyszło zupełnie przeciwnie. Gdy tylko pierwszy szok minął, tak samo minął strach, a jego miejsce zastąpił większy nawet niż wcześniej szacunek, uznanie i podziw.
Usiadła obok Noah, posyłając mu szczery, przyjazny uśmiech na przywitanie, rzuciając ciche "hej" za chwilę. Starała się na niego nie gapić, jednak z uwagi na pełnię lada moment nie mogła nie zerkać w trakcie trwających zajęć ku niemu w ot trosce tego jak się czuje i co się dzieje w jego głowie czy ciele. Znała bardzo dobrze jego potrzeby szczególnie tuż przed przemianą, te cielesne i te mentalne. Od dawna, ku jego nieświadomości, w pełni świadomie kręciła się w jego towarzystwie i starała się przynieść mu jak największą ulgę, jakoś pomóc mu w tej potwornej klątwie, na którą w żadnym wypadku nie zasługiwał. On w szczególności nie.
Słysząc pytanie i jedynie domyślając się mniej więcej odpowiedzi, podniosła rękę razem z wieloma innymi osobami dookoła, jednak ostatecznie nie została zapytana o odpowiedź. Może to i lepiej, jeszcze by palnęła jakąś głupotę. Jak usłyszała odpowiedź Noah chociażby, faktycznie jej pomysł na odpowiedź, choć nie niepoprawny, był po prostu nieco mniej rozwinięty.
Pkty zaklęć: 6
Pkty pamięci: 4
K6: 1
Suma: 6
Slytherin |
75% |
Klasa VII |
17 |
zamożny |
Bi |
Pióra: 10
Aaron potrafił być upierdliwy, tym bardziej, jeśli druga strona robiła coś, co wyjątkowo nie było mu na rękę. Takiego wyzwania postanowił podjąć się Philip, który niemal ostentacyjnie i z premedytacją, starał się unikać starszego kolegi, znikając z jego pola widzenia ilekroć w ogóle zdążył się w nim pojawić.
Nie trzeba było być Krukonem, by domyślić się w czym rzecz. Philip Leighton był na Moona zwyczajnie obrażony. Schlebiające, bo musiało mieć to związek z zazdrością, ale z drugiej uciążliwe bo niszczyło wiele planów Aarona. A tych względem chłopaka miał naprawdę wiele.
Próbował dopaść go po śniadaniu, kierując się na zaklęcia, ale nigdzie go nie dostrzegł. Czy naprawdę chciało mu się wkładać aż tak wiele wysiłku w uciekanie? A może po prostu mgła jeszcze do końca nie zniknęła i Moon był po prostu ślepy?
Zirytowany, warknął na jakiegoś gówniarza, który zastąpił mu drogę. Ktoś powinien wychować to bydło.
Udał się do sali, po której przeleciał wzrokiem. Mógł być niewidomy a i tak dostrzegłby postać siedzącą z dala od innych. Tą samą, która próbowała tak skutecznie go unikać. Peszek, bo chyba z planów nie zostało wiele.
Skierował się w jego stronę i nie pytając o pozwolenie, usiadł obok tym samym sprawiając, że Philip niespecjalnie drogę ucieczki miał. Jaka szkoda.
Nie odezwał się słowem, nie przerywając ciszy, którą zainicjował młodszy chłopak. Wystarczyło, że był obok, Leighton z pewnością myślał już swoje.
W pewnym momencie sąsiad wstał. Obrócił w jego stronę głowę, patrząc leniwie, bez wyrazu. Kiedy padło polecenie, jego ręka automatycznie powędrowała na jego ramię - nie musiał się wysilać, był wyższy, niż młodszy Ślizgon.
- Siadaj. Chyba, że wolisz zrobić scenę rodem z mugolskich melodramatów - skomentował i siłą zmusił go, by ponownie opadł na ławkę. Z założenia, bo wylądował tyłkiem na nodze Moona, który skwitował to pewnym siebie uśmiechem. - Nie do końca takie siadanie, ale co wolisz - szepnął.
Kiedy zaczęła się lekcja, padło pytanie teoretyczne. Aaron, który nie miał z zaklęciami problemu, podniósł leniwie rękę, a kiedy, zapewne ku zaskoczeniu większości, został poproszony o podanie przykładu, zrobił to.
Przeczesał dłonią włosy rozwalając się na ławce tak, by mieć pewność, że Leighton nie znajdzie żadnej drogi ucieczki. Zresztą, czy on serio myślał, że Moon pozwoli mu się wycofać?
Pkty zaklęć: 11
Pkty pamięci: 0
K6: 3
Suma: 11 + 0 = 11
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 162
Oczywiście, że unikał Aarona, choć sam nawet przed sobą nie powiedziałby nawet, że był obrażony. Był co najwyżej zły. Zły na niego, zły na siebie i na całą sytuację, której być może nie powinien był pozwolić się zacząć.
A jednak w jednym miał rację. Bardzo szybko mogło zrobić się melodramatycznie, a Philip absolutnie nie potrzebował do tego wszystkiego uwagi innych. Ale mógł spróbować jeszcze choć jednym zdaniem-... A raczej mógłby, gdyby Aaron nie naparł mocno na jego ramię, przy czym momentalnie odsunął się od niego pod samą ścianę. Czyli jednak nie warto było wstawać dziś z łóżka. Żeby tylko poczuć znowu to głupie uderzenie gorąca...? Ze złości! Miał go serdecznie dosyć. Tak, tego się trzymał.
Otworzył nawet usta, by w przypływie pewności siebie - albo może samej pewności, że jednak chciałby znaleźć się w dowolnym innym miejscu - spróbować raz jeszcze pozbyć się go ze swojej drogi, jednak wtedy profesor rozpoczęła zajęcia. Przez parę sekund patrzył ku niej w zawieszeniu, jakby chciał upewnić się, że zaraz nie skupi uwagi na nich, po czym zerknął przelotnie na kolegę.
- Spierdalaj - syknął cicho, licząc że słowo zarezerwowane teraz specjalnie dla niego, było też słyszalne tylko przez niego.
Na szczęście pani profesor była wystarczająco daleko, a osoby wokół nich... Cóż, oni pewnie byli zajęci swoimi rzeczami. Mogli nie dosłyszeć.
Zaraz po tym i tak Philip podparł głowę ręką - tą od strony Aarona, by wbić wzrok w ścianę w przeciwnym kierunku. Przynajmniej nie musiał na niego patrzeć, mógł udawać, że go tu nie ma...
I już po chwili skrzywił się na myśl o swojej reakcji sprzed chwili. Miał po prostu go unikać, a nie robić z tego awantury... Ten jeszcze głupio by go pytał, czy go unika. A potem dlaczego. Już w głowie słyszał durny dialog na ten temat. Westchnął głęboko i zaraz usłyszał pytanie nauczycielki, na które jedynie machnął ręką nieznacznie w górę. Tak, znał odpowiedź, ale szczerze mówiąc wcale nie chciał jej udzielać. Za to po tym, jak usłyszał odpowiedź po swojej lewej, prychnął cicho i... I chyba liczył, że na tym ich kontakt się skończy.
Pkty zaklęć: 8
Pkty pamięci: 0
K6: 4
Suma: 8
Hufflepuff |
50% |
Klasa VI |
16 |
ubogi |
Pan |
Pióra: 0
Chociaż Lexa szczególną miłością darzyła zielarstwo i opiekę nad magicznymi stworzeniami, to przykładała się też mocno do pozostałych przedmiotów, które wybrała w ramach OWuTeMów. Zaklęcia były w jej oczach szczególnie ważne, jako przedmiot traktujący o podstawowej umiejętności czarodziejów – używaniu uroków i zaklęć użytkowych, przydatnych w codziennym życiu i innych mniej oczywistych sytuacjach. Zawsze starała się jak mogła, by na te zajęcia przychodzić z przygotowaniem teoretycznym i jako takim pojęciem o tym, co działo się na ostatniej lekcji. Nawet spóźnienia zdarzały jej się dużo rzadziej, niż na innych lekcjach, bo na samą myśl o zaklęciach odechciewało jej się bujać w obłokach. To były te nieliczne momenty, gdy Lexa schodziła na ziemię i nie zatapiała się w marzeniach.
Po wejściu do klasy usiadła sobie na pierwszym wolnym miejscu, jakie mignęło jej między kolegami. Nie zamierzała wdawać się w jakieś dyskusje, no chyba że będzie ich czekało ćwiczenie w parach, ale to zmartwienie na później. Dziewczyna usiadła sobie spokojnie, wyjęła ze sfatygowanej torby różdżkę oraz pergamin i pióro, po czym czekała cicho na rozpoczęcie zajęć.
Niedługo profesor Kemppainen zaczęła delikatną odpytkę i co ciekawe, Lexa znała odpowiedź na jedno z pytań. Podniosła nieśmiało rękę, licząc, że będzie mogła popisać się swoją wiedzą.
Pkty zaklęć: 8
Pkty pamięci: 0
K6: 2
Suma: Zaklęcia + Pamięć (jeśli wypadło k6 parzyste) = 8
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Bi |
Pióra: 83
To był jej dzień, czuła to. Już kiedy otworzyła oczy, podnosząc się z łóżka, dość szybko jak na nią, miała przeczucie, że wszystko układało się tak, jak powinno. Nie była pewna, skąd w ogóle takie podejście, niemniej odpowiadało jej. Była wyspana, zmotywowana do działania (jak zawsze, bo kujon był z niej trochę wielki) i nic nie stało na przeszkodzie, by zapisać datę jako jedną z tych lepszych.
Ubrała się szybko, w międzyczasie zajadając się ciasteczkami migdałowymi, które w paczce przysłała jej mama i skierowała się na śniadanie. Mimo wszystko była głodna, ale wiadomo, że kiedy tylko Cassandra chciała, potrafiła zjeść naprawdę sporo. Ostatecznie taki wulkan energii potrzebował większej ilości paliwa. Co zabawne, potrafiła też długo nie jeść, niemniej działo się to głównie kiedy była czymś zestresowana lub przygnębiona.
Witając się z osobami, które kojarzyła, spoglądając bardziej chłodno na uczniów w zielonych barwach, zajęła miejsce przy stole, by w pośpiechu śniadanie spałaszować. Ach, czy tosty z masłem i dżemem nie były wyśmienite?
Chwile później kierowała się w stronę sali, dzierżąc w dłoni kubek z gorącą herbatą - napojem, bez którego nie dało się funkcjonować.
Przywitała się z nauczycielką, zajmując miejsce tuż obok Teddy’ego.
- Cześć! Nie widziałam cię nigdzie wcześniej. Długo już siedzisz? - zagadała przyjaciela, odstawiając naczynie i wyciągając książki. Liczyła, że uda im się poznać dzisiaj nowe, ciekawe zaklęcie!
Kiedy tylko nauczycielka zaczęła mówić, zaraz zadając pytania, Cassie, znając odpowiedź, podniosła rękę do góry jakby w nadziei, że będzie mogła podzielić się wiedzą z klasą. Niestety, nie ona została poproszona o definicję, ale kto wie, może będzie miała jeszcze okazję!
Pkty zaklęć: 9
Pkty pamięci: 4
K6: 5
Suma: 9
Slytherin |
75% |
Klasa VII |
17 |
bogaty |
Hetero |
Pióra: 70
Jak zwykle Jasper pojawił się w klasie niemalże równo z dzwonkiem, chcąc swoim przybyciem zwrócić jak największą uwagę. Nie było to zresztą aż takie trudne, bo jego wysoka sylwetka raczej mocno wybijała się ponad tłum uczniów. Stanął na chwilę w drzwiach, poszukując czujnym wzrokiem jakiegoś wolnego miejsca. Ubolewał bardzo, że był dwie klasy wyżej nad Liv – dręczenie jej podczas zajęć mogłoby być przecież takie zabawne. W czasie lekcji musiał jednak znaleźć sobie inną rozrywkę. Nie, żeby zaklęcia same w sobie go nie interesowały – wręcz przeciwnie, był to jeden z jego ulubionych przedmiotów i chłopak naprawdę się na nim przykładał. Jednak każda godzina, podczas której nie mógł zabiegać o czyjąś atencję, była godziną straconą.
Uśmiechnął się nieco szerzej, gdy zobaczył siedzącą blisko brzegu długiej ławy Meredith i bez wahania ruszył w jej kierunku. Lubił jej towarzystwo – nie dlatego, że byli jakimiś bliskimi przyjaciółmi, w żadnym wypadku. Po prostu aura tajemniczości i niedostępności otaczająca tę Ślizgonkę powodowała, że Jasper traktował każdą rozmowę z nią jak wyzwanie, nawet jeśli chodziło o wymianę kilku słów podczas lekcji.
— Jak ty to robisz, Meredith, że zawsze wyglądasz, jakby kompletnie nic nie było warte twojej uwagi? — spytał półgłosem, niby od niechcenia, bo profesor już rozpoczęła lekcję. Jasper musiał być w wyjątkowo pilnym nastroju tego poranka, bo gdy usłyszał pytanie, na które odpowiedź nasuwała mu się sama, od razu podniósł rękę. Nauczycielka poprosiła go do odpowiedzi, a on wyrecytował ją wraz z przykładami. Czyżby próbował się popisywać?
Pkty zaklęć: 11
Pkty pamięci: 0
K6: 1
Suma: Zaklęcia + Pamięć (jeśli wypadło k6 parzyste) = 11
Ravenclaw |
0% |
Klasa VII |
18 |
średni |
Bi |
Pióra: 91
Powiedzmy sobie szczerze - Zander nigdy nie był mistrzem w zaklęciach. Chciał, starał się, ale nadal była to jego słaba strona, jeśli brać pod uwagę przedmioty szkolne. Poświęcał czarom sporo czasu, machając różdżką przy każdej możliwej okazji, niemniej fakt, że nie miał żadnego przygotowania teoretycznego w dzieciństwie, nie mając pojęcia, że w ogóle posiada magiczną moc, nie potrafił tak sprawnie przyswoić zaklęć. I chyba to wyjątkowo bolało jego dumę, skoro czuł wewnętrzną potrzebę zaimponowania nie tylko samemu sobie, ale i innym uczniom. Niemal, jakby chciał udowodnić, że osoba urodzona z mugolskiej rodzinie potrafi osiągnąć wiele.
Po szybkim śniadaniu skierował się do sali, w której miały się odbyć nieszczęsne lekcje. Kto wie, może dzisiaj dopisze mu szczęście i wszystko pójdzie po jego myśli?
Mniej więcej w połowie spotkał Danicę - uroczę Gryfonkę, z którą dobrze spędzało mu się czas. Była spokojna i na jego oko trochę nieśmiała, co czyniło ją perfekcyjną kompankę do nauki.
-Cześć. Jak poranek? - zagadnął, uśmiechając się do niej.
Sprawnie ominął grupkę dziewcząt, które postanowiły urządzić sobie mini targ na środku korytarza, sprzeczając się niczym rasowe przekupki.
- Podekscytowana perspektywą nowości? - dodał, kiedy znaleźli się przy sali.
Puścił ją w drzwiach, kiwając głową w stronę nauczycielki.
Zajął miejsce tuż przy pannie Davies, pozwalając sobie zmusić ją do swojego towarzystwa podczas tychże zajęć. Dodatkowo przywitał się z Alanem, przyjacielem, który również nie radził sobie tak dobrze, jak mogło się wydawać. Przynajmniej nie byli osamotnieni w tym wszystkim!
- O dziwo tak - odpowiedział mu, kiedy okazało się, iż faktycznie odpowiedź na zadane pytanie nie jest mu obca. Ba, nawet podniósł rękę, zaskakując tym samego siebie.
Pkty zaklęć: 1
Pkty pamięci: 5
K6: 6
Suma: 6
Hufflepuff |
25% |
Klasa VI |
16 |
ubogi |
Hetero |
Pióra: 83
Można by pomyśleć, że hogwarccy prefekci powinni być pod każdym względem nieskazitelnym przykładem perfekcyjnego zachowania. Gdyby tak jednak było, to Arthur nawet i po dwudziestu latach starań nie otrzymałby tego tytułu. Spóźniał się na pierwszą lekcję średnio trzy razy w tygodniu, bo wiecznie coś po drodze gubił albo ewentualnie zapominał, że jest czwartek, a nie sobota. Nikogo już więc nie dziwiło jego wpadanie w ostatnim momencie, bardziej zaskakujące było to, gdy chłopak siedział w sali jeszcze przed rozpoczęciem zajęć – i tak było tym razem! Chociaż to Arthur został prefektem, to jednak bez pomocy Teddy’ego czasami by chyba zgubił własną głowę. Tym razem to jego najbliższy przyjaciel odpowiadał za to, że Crawford na czas znalazł się w klasie zaklęć i nawet zdążył się rozpakować przed dzwonkiem.
— Jak babcię kocham, nie mogę się doczekać rozpoczęcia sezonu quidditcha — powiedział cicho do Tadka, wychylając się do niego nad siedzącą między nimi Kitty. — Wtedy może wreszcie będę ogarniał co, kiedy i jak, bo dużo łatwiej zwracać uwagę na to, jaki jest dzień tygodnia, gdy ma się napięty harmonogram treningów, ot co — stwierdził, uśmiechając się krzywo. Zdecydowanie poczucie czasu nie było jego najmocniejszą stroną, ale jakżeby mogło, skoro każdą wolną chwilę chłopak poświęcał albo na bujanie w obłokach, albo na czytanie mugolskich komiksów?
W międzyczasie gromadzili się kolejni uczniowie, zapełniając wolne miejsca przy długich ławkach, a klasa wypełniła się szmerem rozmów toczonych przyciszonymi głosami. Niedługo przed dzwonkiem zajęte zostało także wolne miejsce obok Arthura, na które opadła znana mu z widzenia Ślizgonka. Uśmiechnął się do niej nieco nieśmiało, jak to on miał w zwyczaju.
Wkrótce zaczęła się lekcja, a profesor Kemppainen zaczęła odpytywać ochotników z różnych podstawowych definicji i pojęć. Arthur, zdziwiony nie mniej, niż jego najbliżsi przyjaciele (i zapewne sama profesorka), podniósł rękę na jedno z pytań. — No nie patrz tak na mnie, muszę czasami okazać trochę aktywności — szepnął teatralnie do Kitty, która chyba była bardziej zszokowana niż on sam.
Pkty zaklęć: 6
Pkty pamięci: 1
K6: 1
Suma: Zaklęcia + Pamięć (jeśli wypadło k6 parzyste) = 6
Hufflepuff |
50% |
Klasa VI |
16 |
zamożny |
Bi |
Pióra: 116
Miała poważne problemy z ruszeniem się z łóżka. Działo się tak niemal zawsze, kiedy poprzedniego dnia zasiedziała się zbyt długo, gaworząc ze swoimi przyjaciółmi. Czy naprawdę zarówno Arczi, jak i Teddy musieli być takimi gadułami? A podobno to płci pięknej usta się nie zamykając.
Przeciągnęła się pozwalając, by jej włosy przybrały jaśniejszą barwę, oddając przy tym nastrój w jakim się znajdowała. Było stabilnie, bo póki co nie stało się nic, co diametralnie miałoby zmienić jej nastawienie. Nigdy z góry nie zakładała, że niespodziewanie dzień się zepsuje, przez co ona sama byłaby na niego podatna.
Ubrana, przygotowana, najedzona, udała się na pierwszą lekcję, jaką były zaklęcia. Niby nic szczególnego, niemniej trochę ją to stresowało. Nie miała aż takiej smykałki, chociaż machanie różdżką potrafiło być zabawne. Przynajmniej do czasu, aż człowiek nie wsadził drugiego końca przypadkowej osobie w oko, co w pierwszych latach nauki zdarzało się Puchonce nader często. jej gorliwość i chęć rzucenia dobrego czaru przerastały nawet ją.
Na widok swoich ulubionych przyjaciół, uśmiechnęła się szeroko, kierując w ich stronę. Chyba nie sądzili, że pozwoli im odpocząć od siebie?
- Kto by pomyślał, że takie z was kujony, by tak szybko pojawić się w klasie. W ogóle powinnam się obrazić, że nie poczekaliście, czy jednak kibicować waszemu potencjalnemu związkowi? - rzuciła, siadając pomiędzy nimi. Porządek zachowany, mogła uczestniczyć w lekcji.
- Może po prostu zainwestuj w kalendarz? - zaproponowała. Sama nie miała głowy do terminów i często przegapiała umówione wizyty, jeśli tylko ktoś jej na czas nie przypomniał.
Wraz z rozpoczęciem lekcji zaczęło się zadawanie pytań. To właśnie wtedy Kitty dwa razy doznałą szoku. Pierwszy, kiedy Arthur zgłosił gotowość do odpowiedzi, a drugi raz, kiedy i ona znała jedną na inne pytanie.
- To chyba jest nas dwoje. To co, Teddy, dołączasz do nas? - zaśmiała się, zerkając na drugiego Puchona.
Pkty zaklęć: 6
Pkty pamięci: 5
K6: 3
Suma: 6
|