Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 155
Wstyd gdyby tylko Ethan nie przybył na czas! Może eleganckie spóźnienie nie wychodziło z mody, ale nie tylko pomagał przy organizacji - zarezerwował sobie też cały dzień, by nie myśleć i nie zajmować się niczym innym! Nie to, żeby często skupiał się na skrajnie innych rzeczach niż te, które z założenia miały przynosić radość... Przynajmniej nie dobrowolnie.
Pojawił się więc stosunkowo wcześnie, dzięki czemu bez problemu wypatrzył Kaię, a obok niej... Cóż, Cavingtona. Pozostawało tylko pytanie, czy to jakaś dziwna scena pojednawcza, czy też Ślizgon przyszedł być dupkiem i należało odpędzić go od przyjaciółki, skoro już wcześniej Ethan podjął się straży jej dobrego humoru na ten wieczór.
Podszedł najpierw za plecy chłopaka i zmarszczył lekko brwi, patrząc to na Kaię, to zerkając na niego, jakby chciał dyskretnie wybadać, albo nawet niewerbalnie zapytać, co jest grane. Załapał się jednak w tym wszystkim na ostatnie słowa Gryfonki - a to już interesujące! Mickey starał się o przyjęcie? Znaczy że do ich zespołu? Zmierzył go jeszcze wzrokiem, jakby już oceniał jakiekolwiek predyspozycje, ale co takiego mógł ocenić? Nawet nie wiedział o jaki instrument chodziło! O ile chodziło o instrument.
Odkaszlnął, żeby dać znać o swojej obecności tuż obok i ruszył dwa kroki do przodu, by stanąć obok Kai.
- Czy pan ci się narzuca? - spytał siląc się na poważny ton, choć w rzeczywistości chciał przede wszystkim wejść do rozmowy i szybko nadrobić braki w wiedzy.
Slytherin |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
? |
Pióra: 78
Mimo tego, że lubił uznanie i dążył do niego czasem nawet nadmiernym wychwalaniem własnych umiejętności, to z jakiegoś powodu nigdy przed nikim nie chwalił się tym, że umie całkiem dobrze grać na klawiszach. To było tak bardzo jego safe place - może nawet bardziej niż sport - że wpuszczenie kogokolwiek do tej części swojego ja nie przyszło mu tak naturalnie i bezproblemowo. W każdym razie tak było do tej pory, dopóki nie zauważył w sobie wystarczającego potencjału i, co nawet ważniejsze, nie pojawiła się okazja do demonstracji ukrywanego muzycznego skilla.
I nawet usatysfakcjonowało go, że zdołał zaskoczyć Kaię tym, że ceni się na tyle wysoko muzycznie, żeby odpowiedzieć na jej ogłoszenie. Już sam ten fakt łechtał jego ego!
- No... właśnie to. Możecie zaprzestać poszukiwań klawiszowca, oto jestem, przybyłem! - Wyszczerzył się w szerokim uśmiechu, teatralnie rozkładając ręce.
Niestety najwyraźniej Harris miała pewne trudności z uwierzeniem mu na słowo - co w sumie nie powinno go zdziwić, przywykł do tego, że nie wierzyła mu tak od razu, z marszu - ale to nie szkodzi! Gotów był udowodnić jej swoją wartość! Może nie tu i nie teraz, ale z pewnością niebawem.
Na jej powątpiewające pytanie o to, czy dobrze umie grać na klawiszach, kiwnął głową z pełnym przekonaniem. I już otworzył usta, żeby jej odpowiedzieć, ale krótkie kaszlnięcie zaraz obok zwróciło jego uwagę na tyle skutecznie, że spojrzał w kierunku jego źródła. Nie musiał daleko szukać, bo Ethan stał już ramię w ramię z Kaią.
- Dubois, what a great timing. - Tu znowu uśmiechnął się szerzej, całkowicie zadowolony z tego, że nie musiał i jego szukać i oznajmiać swoją kandydaturę drugi raz. Góra przyszła do Mahometa! - Nie musisz być zazdrosny, tobie też się ponarzucam... - Zmierzył Ethana wzrokiem, jakby w pozytywnym rozpatrzeniu jego sylwetki i nawet jeśli jakiś czas temu stchórzył, kiedy na jakiejś imprezie dali się ponieść chwili, to wcale nie było mu głupio z nim nadal poflirtować. - Zawsze kręciły mnie trójkąty... I inne figury geometryczne też... - Nie mógł się powstrzymać przed nieco głupawym, łobuzerskim spojrzeniem na tę stojącą przed nim dwójkę. - Ale wracając do rzeczy, tak, gram na klawiszach. Dobrze gram na klawiszach. Z przyjemnością pochwalę się tą umiejętnością, jeśli potrzebujecie tej formalności do potwierdzenia mojej przynależności do zespołu. Może nie dzisiaj, ale jutro? Wieczorem? - Rano pewnie będzie odsypiał imprezę, ale na wieczór będzie rześki i wypoczęty!
Gryffindor |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 82
O wszystkie świętości tego świata! Jeszcze nigdy widok Ethana nie ucieszył jej tak bardzo, jak w tym momencie! Od razu poczuła się lepiej i lżej na serduszku, że nie została zupełnie opuszczona i nie musi teraz zmagać się z tym sama. Chociaż z drugiej strony – pojawienie się Gryfona wykluczało również pierwotną odmowę i odciągnięcie w czasie tej rozmowy z wymówką, że musi zapytać jeszcze Ethana, bo jednak razem prowadzą ten zespół.
Aczkolwiek zważywszy na to, że naprawdę brakowało im członków zespołu, to była bardzo kiepska opcja.
Miała już otworzyć nawet usta, żeby coś odpowiedzieć, czując się zdecydowanie pewniej, kiedy to Cavington uprzedził ją. Tuż po tym, jak Ethan chrząknął i znalazł się obok niej. I może gadane Mickeya nie robiło już na niej tak wielkiego wrażenia (w końcu sama do niedawna się na nie nabierała), to jednak kolejne słowa zwróciły jej uwagę. Bo chyba nie spodziewała się takiego zwrotu i to do Ethana. Zrozumiałaby, gdyby chodziło o jakąś dziewczynę, ale o… niego?
Zmarszczyła brwi, przypatrując się Gryfonowi, jakby chciała go kulturalnie i bezgłośnie zapytać, co tutaj się właśnie odpierdala. Ale za moment zastanowiła się, czy faktycznie chciała to wiedzieć. Doszła jednak do wniosku, że chyba nie. Nawet wzdrygnęła się na samą myśl, o co dokładnie, czy też możne nawet dogłębnie mogło im chodzić. Może nie chodziło o to, że miała coś przeciwko takim… eksperymentom. Ale chyba samo połączenie Mickeya i Ethana budziło w niej wręcz… takie emocje.
Tym bardziej po tym, co Cavington nagadał jej na jego temat w dniu, w którym z nim zrywała.
Chyba wolała przejść jednak do rzeczy, zamiast pozwolić galopującym myślom galopować jeszcze dalej. I szybciej.
— Okej – odpowiedziała bez ogródek. Im szybciej się go pozbędą, tym lepiej. – Jutro wieczorem. Po kolacji? Chyba wszyscy będą już na tyle trzeźwi, żeby urządzać sobie talent show. – Aczkolwiek do wielkiego talentu Ślizgona podchodziła jednak z dozą sceptycyzmu. Wiele o sobie mówił, jeszcze więcej myślał, w mniejszym stopniu pokrywało się to z rzeczywistością. – Może być nawet i ta sama komnata co dzisiaj, chyba zdążymy już posprzątać – wzruszyła ramionami, zwracając się do Ethana, zupełnie jakby przed chwilą o cokolwiek pytała, a nie podawała stwierdzenie.
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 155
Uśmiechnął się na zapowiedź narzucania się przez Mickey'ego. Osobiście nie miał nic przeciwko jego towarzystwu...
- No nie wiem, ja raczej potrzebuję pełnej uwagi - odparł, kręcąc głową z dezaprobatą na geometryczny pomysł.
Z drugiej strony powstrzymywał się od wyznania, że to ogromny zbieg okoliczności, że teraz podszedł - niedługo po tym, jak rozmawiali z Kaią, jakim to jest dupkiem. Z drugiej strony nie był jeszcze do końca na bieżąco z ich relacją. Wiedział, że Gryfonka jest niezadowolona. Wiedział też że zerwali... O stronie Ślizgona nie wiedział z kolei nic, ale nie zdawał się wcale być obrażony, czy jakkolwiek negatywnie nastawiony.
Następnie wysłuchał zgłoszenia Cavingtona oraz jasnej odpowiedzi Kai. Cóż, nie miał do dodania nic, co wnosiłoby coś do tematu...
- Dwa wieczory picia pod rząd? Brzmi świetnie - dodał więc luźno.
Bo przecież opicie poszerzenie się zespołu byłoby obowiązkowe! A jeśli Cavington nie miałby jednak wystarczających umiejętności, mogliby się tak pocieszyć... Tak, może Ethan miał mały problem.
- Ale to my, jako profesjonaliści ocenimy, czy dobrze grasz - podkreślił z udawaną, przerysowaną powagą i skinął głową ku Kai.
Oczywiście planował też przegadać z nią, jak właściwie czuje się z tą kandydaturą, ale skoro nie zdecydowała się spławić Ślizgona, zdaje się, że naprawdę byli zainteresowani?
- Zdążymy, zdążymy - zapewnił Gryfonkę, nie myśląc nawet do tej pory o sprzątaniu... W dodatku bardzo możliwe, że jeśli zależałoby to tylko i wyłącznie od niego, nie zdążyłby o nim pomyśleć do końca roku.
Nie była typem imprezowiczki... Właściwie nie wiedziała, co podkusiło ją, by się tu znaleźć. Czuła się swobodnie, kiedy były to imprezy rodzinne - u niej w domu, albo w pobliżu, zazwyczaj na powietrzu. To było prostsze, znajome, bezpieczne. Potem przyszły te całe przyjęcia, na które zjeżdżali się przedstawiciele rodów, ich rodziny i wszystko było zupełnie inne. Atmosfera była ciężka, każdy rozmawiał w jakiś dziwny sposób - i nie chodziło tylko o dorosłych! Jej rówieśnicy też byli dziwni. Jak na przykład ten jeden Villiers, który zdawał się nie dawać jej spokoju.
A teraz? Teraz była na imprezie, która może nie była jej pierwszą, ale zawsze wychodziła z podobnych z zawodem i nie była przekonana, czy była bardziej zawiedziona sobą, czy ludźmi, którzy ją otaczali.
Dziś postanowiła dać takim wydarzeniom kolejną szansę, a tuż po wejściu skończyła stosunkowo szybko przy jedzeniu. Nawet nie po to, żeby czegoś spróbować. To był plan awaryjny, gdyby gniła tu za długo. W końcu gdzie było najbezpieczniej i najmniej niezręcznie, że była... Sama. W gruncie rzeczy to był ogromny problem. Była sama, a ciężko było znaleźć kogoś znajomego w rosnącym tłumie. Może jej grono znajomych było jednak sporo za małe? Ale co właściwie miałaby zrobić? Podchodzić i zagadywać do obcych?
Cóż, albo wypatrzy kogoś znajomego niedługo, albo może to kolejna porażka.
Gryffindor |
25% |
Klasa V |
15 |
średni |
Homo |
Pióra: 28
Gdyby tylko wcześniej wiedziała o organizowanej imprezie, to z pewnością dorwałaby tych organizatorów i namówiła na małe urozmaicenie, dodatkową dekorację stwarzającą rozrywkową atmosferę - powieszenie w którymś miejscu szarf albo koła. Chociaż zaledwie kilkanaście dni temu występowała przed kilkusetosobową publiką, to tak bardzo brakowało jej pokazów, że nie miałaby zupełnie nic przeciwko dyndaniu w powietrzu co chwilę i wyczynianiu zapierających dech w piersiach akrobacji.
Niestety, nie miała nawet za bardzo czasu na wywęszenie kto zajął się organizowaniem imprezy, wiec usiała zadowolić się po prostu tańcem. Ale może do tego przejdzie później, najpierw trzeba było w ogóle dotrzeć na miejsce! Założyła nawet zwiewną letnią sukienkę w kwiaty i skocznym krokiem wyszła z Pokoju Wspólnego Gryfonów. Wcale nie musiała iść daleko, a jakby miała problemy z trafieniem na miejsce, to wystarczyło podążać za tłumkiem, który schodził się ze wszystkich stron na siódme piętro. Jeszcze przed wejściem pomachała do kogoś znajomego, posłała uśmiech do innej rozpoznanej twarzy, czy rzuciła entuzjastyczne "hej!" na widok bliższej osoby. Mimo to jakoś nie zadokowała przy nikim na dłużej.
Wystrój sali sugerował, że to Gryfoni zorganizowali tę imprezę. Hm, mogła jednak spróbować znaleźć odpowiedzialne za to osoby, ale teraz było już po ptakach, więc nastawiła się na spędzenie wieczoru (a może nawet całej nocy) na tańcu.
Nie chcąc tarasować wejścia, żeby inni mogli swobodnie dostać się do środka, weszła nieco głębiej, kierując się do stołów z przekąskami. W międzyczasie rozglądała się po zgromadzonych, chcąc móc ocenić mniej więcej z kim będzie mogła się pobawić. Ku jej własnemu zaskoczeniu dostrzegła dobrze sobie znaną z dormitorium twarz. Nie spodziewała się, że Amity zdecyduje się na uczestnictwo w imprezie! To było doprawdy miłe zaskoczenie... może w końcu jednak wrzuciła trochę bardziej na luz i uznała, że jednak warto wychylić nos zza książek? Emmę bardzo ucieszyło to, że koleżanka tu była, bo była przekonana, że dziewczynie przyda się trochę rozrywki. Czemu więc miała nie wykorzystać sytuacji?
Z przyjaznym uśmiechem podeszła żywo do Gryfonki i zatrzymała się obok, przyglądając przez moment zawartości stołu.
- Czekoladowe różdżki, dyniowe paszteciki, kociołkowe pieguski, musy-świstusy... wow, obrobili Miodowe Królestwo na okazję imprezy? - Żartobliwym tonem rzuciła komentarz niby w eter, ale po chwili zwrócone na Amity spojrzenie mogło jasno sugerować, że Emma po prostu próbuje do niej zagadać. Porozmawiać, tak jak kilka lat temu potrafiły rozmawiać o niczym i śmiać się z byle czego.
Czy ona na pewno chodziła z tymi wszystkimi ludźmi do jednej szkoły?! Przecież widząc ich w losowym miejscu publicznym nie potrafiłaby nawet ocenić, czy powinna ich kojarzyć... Może to był głupi pomysł. Może powinna przespacerować się jeszcze po sali, a następnie, jeśli tylko nikogo nie znajdzie, wycofać się. Może wycofać się z ciastkiem na pocieszenie. Tak. Wtedy przygotowania do tego wyjścia nie poszłyby na marne! Co prawda nie wysilała się wcale bardzo - ubrała się jedynie w luźną sukienkę, która była bardziej stosowna na takie wyjścia. Może to wysiłek równy nagrody?
Już zrobiła pierwszy krok od stołu, kiedy usłyszała obok siebie znajomy głos. Zamarła na moment, odwracając głowę ku koleżance i przez chwilę faktycznie zastanowiła się, czy to aby na pewno do niej. Na szczęście Emma szybko rozwiała jej wątpliwości i zamiast taktycznego odwrotu, obróciła się tylko ku drugiej Gryfonce, odwzajemniając uśmiech, który wyszedł tylko trochę niepewnie.
- A, tak. Ostatecznie chyba jednak warto było przyjść - odparła, wymuszając przy tym wesoły ton, choć brzmiała przy tym dziwnie... Sztywno?
Cóż, nie była mistrzem small talku. Właściwie mimo, iż cieszyła się - i to z paru powodów! - że Emma do niej zagadnęła, poczuła też ukłucie stresu. Nie rozmawiały już tak luźno pewien czas i... Naprawdę, naprawdę nie chciała tego zepsuć w tak głupi sposób, jak nieudana rozmowa o... Słodyczach... Nie, nie. W dodatku nie mogła zostawić wrażenia, że jedynie słodycze są czymś wartościowym na całej imprezie.
- Znaczy, mam na myśli, raczej nie spodziewałam się ich aż tylu - sprecyzowała pospiesznie, splatając przy tym palce swoich dłoni w nieco nerwowym geście, a następnie pokiwała głową, jakby właśnie się ze sobą zgadzała. Atmosfera dookoła po prostu jej nie sprzyjała... Naprawdę czuła się nie na miejscu i zaraz okaże się, że jej koleżanka też to widzi. Może trzeba było iść?
Gryffindor |
25% |
Klasa V |
15 |
średni |
Homo |
Pióra: 28
Nie trzeba było być Sherlockiem, żeby zauważyć dyskomfort, jaki Amity musiała odczuwać w tym miejscu. Może to duża ilość ludzi, może to miejsce, a może to obecność samej Emmy wprawiała ją w zakłopotanie, ale no... było widać, że nie czuła się, jakby była we właściwym dla siebie miejscu. Wallace nie chciała spłoszyć koleżanki! Skoro przyszła na imprezę, to powinna się dobrze bawić, a nie wyglądać tak, jakby coś przymuszało ją do bycia tutaj.
Zaśmiała się cicho, przez zamknięte usta, jak stwierdzenie Amity zabrzmiało, jakby słodkości dodawały imprezie atrakcyjności na tyle, że były najbardziej interesującą atrakcją. Na moment przysłoniła usta dłonią, żeby uspokoić ten chichot, bo nie chciała sprawić dziewczynie przykrości, zabrzmieć lekceważąco.
Na jej kolejne stwierdzenie pokiwała głową i raz jeszcze przesunęła wzrokiem po przysmakach. Założyła kilka pasemek rozpuszczonych włosów za ucho w zastanowieniu, po czym spojrzała na koleżankę z tym samym przyjaznym uśmiechem, ale tym razem również radosnymi iskierkami nadziei w oczach.
- A ja nie spodziewałam się tu ciebie spotkać. - Miała nadzieję, że zabrzmiało to tak, z jaką intencją to mówiła - jak autentyczne zadowolenie z jej obecności i pozytywne zaskoczenie. I żeby podkreślić tę radość, dorzuciła kilka kolejnych słów, zanim Gryfonka mogła odpowiedzieć. - Wyglądasz bardzo ładnie, Amity. - Wskazała na nią otwartymi dłońmi, jakby chciała w ten sposób zaznaczyć całokształt: sukienkę, buty, włosy, biżuterię. I niewiele myśląc, złapała ją za rękę i uniosła ją nieznacznie, samym gestem i ruchem własnej ręki prowadząc jej ciało do obrotu wokół własnej osi, żeby luźna spódnica zawirowała nieznacznie, a panienka Llewellyn rozluźniła się nieco bardziej.
Naprawdę miała nadzieję, że dobrze ukrywała własny dyskomfort... Póki co nie czuła na sobie krzywego spojrzenia i nikt w pobliżu nie rzucił złośliwym komentarzem, toteż starała się powtarzać sobie, że wszystko dobrze i zlała się z tłumem. A jednak przynajmniej nie zlała się wystarczająco, by Emma jej nie dostrzegła! W końcu była to bezpieczna osoba. Po niej nie spodziewała się złośliwości.
Jej wątpliwość wzbudziły dopiero kolejne słowa dziewczyny. Że nie spodziewała się jej tu spotkać. Amity nie spodziewała się tu być! A jednak nie była pewna, jak powinna to rozumieć. W pierwszym momencie poczuła drobna ukłucie paniki. Nie tak silnej, by w końcu rzucić się do ucieczki, ale wystarczająco poważnej, by czuć się tym bardziej nieswojo i nawet nie odpowiedzieć na słowa koleżanki. Czy była tu w ogóle jakaś dobra odpowiedź?
Z kolei na komplement, zareagowała już uśmiechem i pozwoliła sobie nieco się rozluźnić. Już miała nawet podziękować, gdy Emma postanowiła zrobić coś niespodziewanego. Chociaż jej ruch był płynny, Amity nie przyjęła go z taką łatwością i początkowo sztywno zacięła się, by dopiero zaraz załapać, co to miało być i faktycznie wykonać niemrawy piruet. Chyba nie do końca pomogło jej to w rozluźnieniu się...
- Mm... Tak. Tak, ty też - ratowała się odpowiedzią na komplement i bezwiednie zacisnęła nieco mocniej palce na dłoni Emmy. - To znaczy, dziękuję i ty też. Wyglądasz dobrze.
Wzięła głębszy wdech i zaraz wypuściła powoli powietrze, żeby uspokoić się i nie zepsuć tego bardziej.
- Wybacz, po prostu się nie spodziewałam - dodała, uśmiechając się przepraszająco i poruszyła lekko ręką, którą wciąż trzymała koleżankę na znak, że mówi o obrocie sprzed chwili.
Slytherin |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
? |
Pióra: 78
Uniósł jedną brew na Ethanowe stwierdzenie, że potrzebuje pełnej uwagi. Cóż, Mickey i Kaia już nie byli razem - co Dubois z pewnością wiedział - więc obecnie jego uwaga znowu była dostępna dla każdego, kto tylko jej chciał. I dla tych, co jej nie chcieli też, weźmy na przykład taką Harper. Może i jeszcze miesiąc temu trochę się wkurzał na Harris, ale było minęło, po co miał tracić czas na jakieś bez sensowne dramy? To ona zakończyła związek i nawet jeśli obydwoje zawinili i do tego doprowadzili, to żadne z nich nie potrafiło schować dumy w buty i choćby powiedzieć "przepraszam". A teraz było na to zdecydowanie za późno, pozostawało mieć nadzieję, że będą w stanie się dogadać, jak już przyjdzie im razem tworzyć muzykę, bo jakikolwiek nie byłby koniec ich związku, to Mickey bardzo lubił spędzać z Kaią czas.
- Jutro po kolacji w tym samym miejscu mi odpowiada. - Wzruszył ramionami, obrazując jak bardzo nie ma problemu z ustalonym miejscem i godziną spotkania. Co prawda miał do przejścia niemalże całą wysokość zamku, ale cóż, poświęci się dla chwały i sławy.
Zagryzł na moment wargi, żeby powstrzymać zbyt szeroki uśmiech rozbawienia stwierdzeniem Ethana, że to oni, profesjonaliści, będą oceniać, czy n umie dobrze grać. Nie musieli nic oceniać, bo sam doskonale wiedział, że gra lepiej niż tylko dobrze, ale jeśli miało to połechtać ich ego, to spoko, da im przyjemność pozbierania szczęk z podłogi, jak już zaskoczy ich swoim skillem muzycznym.
- Hm, taaaak, spoko, porozmawiamy jutro jak profesjonaliści. - Powoli, teatralnie skinął głową, jakby zgadzał się ze słowami Gryfona, aczkolwiek nie udało mu się przerysować powagi, bo był za bardzo rozbawiony... cóż, całą sytuacją.
- Dobra, jutro pierwsze oficjalne spotkanie zespołu, a tymczasem zdaje się, że któraś z butelek włoskiego wina ma moje imię na etykiecie. - Kiwnął Ethanowi na pożegnanie, do Kai puścił oko i już go nie było. Zadowolony z siebie, skocznym krokiem podszedł do stołu z przekąskami. Jeszcze stojąc z Gryfonami wypatrzył w rosnącym tłumie Biancę, a przecież obiecał jej już wczoraj, że dzisiaj się wyluzują i że nawet wypije z nią wino - Merlin jeden wie jak wielki to będzie błąd, ale raz na ruski rok mógł po alkohol sięgnąć, why not.
- Mam nadzieję, że za bardzo nie tęskniłaś. - Stanął obok Sforzy, obejmując jej barki ramieniem i pochylił się nieco w kierunku stołu, żeby sięgnąć po jakieś ciastko, więc i odrobinę naparł na jej bok własnym ciałem. Wszystko to było oczywiście zamierzone i oczywiście Bianca na pewno to wiedziała. Była jedną z tych bardzo niewielu dziewcząt, wobec których takie gesty naruszające przestrzeń osobistą nie miały żadnej sugestii ani podtekstu.
Gryffindor |
25% |
Klasa V |
15 |
średni |
Homo |
Pióra: 28
Nawet jeśli Emma i Amity nie miały ekstra kontaktu, a ich ostatnia "rozmowa" - która nie była krótką wymianą zdań na tematy przyziemne - skończyła się kilkoma ostrymi słowami z dwóch stron, to Wallace nie oceniała koleżanki. A przynajmniej nie jej cech osobowości, przez które czuła się niezręcznie w imprezującym tłumie - akurat na tyle ją poznała, żeby wiedzieć jakie środowisko woli Llewellyn. Dlatego też jej obecność tak ją zaskoczyła! I ucieszyła!
Brak płynności w ruchach koleżanki ani trochę nie zniechęciły ani nie zakłopotały Emmy - nie każdy przecież musiał być primabaleriną! Poza tym nie zapowiedziała w żaden sposób, że zamierza okręcić Gryfonkę w powolnym piruecie, nie tylko żeby spróbować pomóc jej się wyluzować, ale i żeby przyjrzeć się jej kreacji na ten wieczór. Sukienka tak ładnie podkreślała jej dziewczęcą urodę!
Krótki, uprzejmy chichot stłumiony zamkniętymi ustami mógł zostać nieusłyszany, ale z pewnością Amity zauważyła drobne dygnięcie w podziękowaniu za zwrócony komplement. Nie przeszkadzał jej ten odrobinę mocniejszy zacisk na własnej dłoni, przynajmniej dopóki nie miał siły imadła miażdżącego kości, ale o to dziewczyny nie podejrzewała.
Przechyliła lekko głowę i nadal z uśmiechem przymrużyła oczy, jakby chciała wyczytać coś kryjącego się za zakłopotaniem Amity. Nawet w tym lekkim geście poruszenia złączonych rąk poczuła, że Llewellyn jest spięta.
- Nie masz mnie za co przepraszać, nie uprzedziłam. - Wzruszyła lekko jednym ramieniem, po czym spojrzała na wypełniający się tańczącymi uczniami parkiet. Wszyscy zdawali się świetnie bawić. I ona też chciała! Co więcej, naprawdę chciała, żeby i jej obecna towarzyszka dobrze się dzisiaj bawiła i może zmieniła nieco podejście do takich imprez?
Ponownie przeniosła wzrok na koleżankę i na moment przygryzła delikatnie dolną wargę, po czym z uniesieniem brwi skinęła w kierunku tłumku.
- Ale uprzedzam, że zamierzam wyciągnąć cię do tańca. - Postąpiła pół kroku we wskazanym kierunku i pociągnęła delikatnie za trzymaną dłoń Amity w ramach zachęty.
Mimo że jeszcze wciąż nie wydawało jej się, by była zbyt ostra w słowach względem Emmy, cieszyła się, że nie podejmują teraz tamtego tematu. W dodatku koleżanka najwyraźniej nawet nie zamierzała tam zboczyć i Amity mogła poczuć się nieco bezpieczniej w tej interakcji. Może wtedy kłótnia nie była dla niej problemem, ale w tak obcej i pozornie nieprzyjaznej przestrzeni nie potrzebowała więcej stresu.
Uśmiechnęła się i nieco bardziej rozluźniła na dygnięcie Emmy. No dobrze, może miała ona wady, albo raczej cechy, których Amity wcale nie rozumiało, ale było w niej coś... Ciepłego? Tak, chyba o to chodziło.
A jednak gdy tylko Emma spojrzała ku parkietowi, była przekonana, że to moment, w którym się rozstają. Na tyle, że całkowicie rozluźniła palce swojej dłoni i była gotowa po prostu puścić dziewczynę. W końcu po to tu była, prawda? Tańczyć, bawić się i pokręcić się w tłumie z tą całą pozytywną energią, jaką zwykle zwykle roztaczała i która zdawała się działać na większość. Tylko nie na nią? A może tym razem było trochę inaczej?
Zaraz okazało się, że było zdecydowanie inaczej. Amity zamrugała szybciej parę razy, kiedy docierał do niej kolejny komunikat dziewczyny. Och, więc to ją chciała wyciągnąć na parkiet? Zerknęła w głąb sali trochę nieufnie, ale zaraz po wzięciu cichego, jej zdaniem dyskretnego głębszego wdechu, pokiwała krótko głową na znak zgody. Musiała się zgodzić! Przecież mniej więcej po to tu była. Potem miałaby do siebie tylko wyrzut, że znów wszystko nie wyszło.
- Jasne, w porządku - mruknęła z delikatnym uśmiechem.
Następnie podążyła za Emmą, pozwalając jej tym samym na poprowadzenie jej i przejęcie kontroli.
Gryffindor |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 82
Z kolejnymi komentarzami robiło jej się coraz dziwniej i coraz poważniej się zastanawiała, czy czegoś przypadkiem nie przeoczyła.
Na szczęście Cavington nie ciągnął tego maratonu cringu, i chyba po raz pierwszy od… bardzo dawna była mu za coś bardzo wdzięczna. Oczywiście, że by mu tego nie powiedziała, ale nadal.
Skinęła więc głową, i na komentarz Mickeya, że jutro mu odpowiada, i na stwierdzenie, że dwa wieczory picia pod rząd brzmią jeszcze lepiej. Miała nadzieję, że Cavington jednak będzie grał lepiej niż przypuszczała, znając jego ega, bo nawet jeśli nawalenie się nie brzmiało źle, to jednak w poniedziałek odbywały się zajęcia, nauczyciele by na nich dziwnie patrzyli. Wolałaby, żeby ta impreza nie dotarła jednak do uszu taty.
Uniosła tylko rękę na nieme pożegnanie, z dziwnym uśmieszkiem przyklejonym na twarzy, kiedy Mickey postanowił opuścić ich towarzystwo, a następnie odwróciła się do Ethana. Dłonie wsparła o swoje biodra i uniosła nieco brwi.
Okej, do tej pory mogła milczeć, ale skoro znaleźli się tutaj względnie sami…
— Chcesz mi o czymś powiedzieć? – zagadnęła tonem, jakby kompletnie nic się nie stało i pytała raczej o godzinę niż coś bardziej znaczącego.
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 87
Trochę wynudziła się, czekając na Cavingtona. To znaczy, gdyby chciała, mogłaby zagadać z kimś innym i z nim zacząć imprezę – problem był jedynie taki, że nie chciała. Dzisiaj nawet za bardzo nie miała ochoty na zabawę, i gdyby nie umówiła się z Mickeyem na opijanie smutków, nerwów i wszystkiego, co zafundowali jej rodzice w wakacje, to w ogóle by nie przyszła. Co z kolei jest nie do pomyślenia – przecież nie mogło zabraknąć Bianci na imprezie!
Stojąc więc przy stole z przekąskami, z butelkami wina po jednej stronie, podjadała sobie beztrosko ciasteczka, co jakiś czas lustrując bawiący się tłum uczniów. Ku jej uciesze, w końcu wypatrzyła zmierzającego ku niej skocznym krokiem Ślizgona, który za moment objął jej barki ramieniem, a za moment nieco na nią naparł.
Na jej wargach pojawił się uśmieszek, może nawet odrobinę łobuzerski, kiedy przekręciła się tak, że nie napierał już na bok, a na cały jej… przód. Zaczepnie dotknęła własnym nosem jego nosa, nim mruknęła:
— Chyba Ty stęskniłeś się o wiele bardziej.
Puściła mu oczko, po czym bezczelnie wyjęła z jego dłoni ukradzione wcześniej ciasteczko i sama je ugryzła, uśmiechając się z odrobiną prowokacji.
Gryffindor |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Homo |
Pióra: 228
W sumie przyszedł bardziej z braku laku, może też dla darmowego napitku, niż żeby faktycznie z kimś konkretnym się spotkać. I faktycznie, jako ogromna dusza towarzystwa, mówiąc bardzo ironicznie, przyszedł, ledwo skinął na przywitanie znajomym twarzom, ostentacyjnie lustrując Harper tylko pobłażliwie wzrokiem, po czym pozyskał pełny niemal wylewający się kubeczek ponczu. Wtedy, dopiero wtedy mógł zakręcić się przy którejś ścianie, opierając się plecami o nią i krzyżując nogi w kostkach.
W zasadzie to chyba tylko dla alkoholu jednak tu był. Z wieloma ludźmi nie rozmawiał, kilkorga zwyczajnie nie lubił. A jednocześnie potrzebował ludzi wokół siebie i czuł potrzebę żeby być przez kogoś przyjętym. A to było trudne, gdy na chęć poznania stawał okoniem, a sprawienie przypadkowe nawet, że poczułby się jakoś zagrożony, natychmiast uruchamiało jego mechanizmy obronne i był zwyczajnie wredną małpą.
Dopiero widząc Nico jakoś poczuł się lepiej. Bardziej stabilnie, bezpieczniej właśnie. I choć nie pokazał tego zbytnio, to jedynie ramiona odrobinę mu opadły w większym odprężeniu tego, że nie był taki całkiem sam i on jeden na pewno krzywdy mu zrobić nie chciał.
Slytherin |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Homo |
Pióra: 137
Nico zdecydowanie lubił podobne wydarzenia. Można było się ładnie ubrać, poobracać wśród znajomych w zupełnie innym klimacie niż na przykład podczas regularnego posiłku w Wielkiej Sali, zjeść coś dobrego, napić się, potańczyć, mnóstwo wszystkiego! Więc oczywiście pojawiał się na każdym podobnym wydarzeniu, o którym miał pojęcia.
Początkowo kręcił się tylko wokół ludzi, witając się z niektórymi z nich, jednak w momencie kiedy spotkał wzrokiem Hiroshiego, zdecydował podejść i zatrzymać się właśnie przy nim na chwilę dłużej.
W tym temacie był szczery tylko i wyłącznie ze sobą, ale chłopak... Cóż, po prostu nie kojarzył mu się najlepiej. Nie jego wina. Nic do niego nie miał, ale uwagę na niego zwrócił przecież tylko ze względu na relacje ich rodziców i wszystko wyszło... Okropnie słabo. A jednak w tym wszystkim czuł, że chociaż nieproszony, zbliżył się do sytuacji jego rodziny i szczerze bez typowych dla samego siebie złośliwostek, chciał z początku po prostu go poznać. Dodatkowo, co niezrozumiałe dla niego, czuł się źle z tym, że wpieprza się z buciorami w tematy jego rodziny, w które nie powinien.
A jednak sytuacja trwała i nie mógł powiedzieć, by go nie lubił.
Skinął do niego głową, a następnie nalał sobie tego samego ponczu, aby wreszcie oprzeć się bokiem tuż obok Gryfona.
- Dobra, wyglądasz na dobrego obserwatora. Jakie dramy udało mi się przegapić? - zagadnął, rozglądając się po sali.
Cudze dramy były fajne! Ich... Niekoniecznie.
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 155
Skinął Ślizgonowi na pożegnanie i zaraz znów został z Kaią sam na sam i... Nie wiedziałby, że coś nie tak, gdyby go nie spytała. W dodatku pytanie, jakie zadała było tak nieprecyzyjne, że kompletnie go nie zrozumiał, a raczej z góry zinterpretował w zły sposób. Sądził bowiem, że Gryfonka zwyczajnie nie chce mieć z Mickey'im nic wspólnego.
No dobrze, byli świeżo po zerwaniu i Kaia miała zdaje się prawo nienawidzić Cavingtona oraz nie chcieć go w zespole, ale zachowywała się do tej pory, jakby była co najmniej w jakimś stopniu zainteresowana jego zgłoszeniem! Czy to Ethan miał być bad cop w tej sytuacji? Może powinien, ale nie dała mu żadnych sygnałów. A teraz dosłownie pierwszym skojarzeniem jakiegokolwiek problemu, była potencjalna niechęć Gryfonki!
- No co? - spytał niemal z nutką pretensji. - Przecież zawsze możemy powiedzieć, że sorry, ale nie spełnił oczekiwań i tyle. A myślałem, że jesteś z tym ok.
Rzecz jasna nawet przez myśl mu nie przeszło, że nawiązywała do tekstów, jakie wymienili ze Ślizgonem. Właściwie był nawet przekonany, że Kaia wiedziała o wszystkim. On w każdym razie wcale się tak nie krył.
Może Kieran nie należał do najbardziej szalonych imprezowiczów, a miało w tym całe mnóstwo wpływu samo wychowanie, jednak lubił przychodzić na tego typu wydarzenia, nie zważając na to, że poza tym mógł mieć całe mnóstwo pracy... Od zerwania narzeczeństwa z Biancą oczywiście starał się dużo bardziej, żeby tylko rodzice nie mieli się do czego przyczepić, jednak nie oznacza to, że nie pozwalał sobie na drobne ustępstwa... Jak to właśnie. Miał do tego jeszcze jeden powód, by tu być. Z Gemmą miało wyjść inaczej niż z Biancą i musiał przyznać, że dogadywał się z nią dużo lepiej od samego początku. Nie pomyślał o tym, że może to kwestia wieku, czy może jego własnego doświadczenia i nastawienia. Sprawa była prosta - Gemma była lepsza. A jednak starał się o jak najlepszą relację z nią, po raz kolejny nie dla niej, czy dla siebie, tylko aby zadowolić rodziców oraz aby nie zostać wykluczonym z rodziny. W dodatku był prawie przekonany, że jedno dziecko w tą, czy w tamtą nie robiło im większej różnicy. A przynajmniej póki nie chodziło o Lilith, która z jakiegoś bzdurnego powodu wraz z narodzinami stała się najważniejsza.
Chociaż powody może nie były najlepsze, szczerze starał się o komfort Gemmy i nawet jeśli zwykle nie wykazywał się empatią wobec innych, wpadł na to, że wypadałoby wprowadzić świeżo upieczoną Ślizgonkę w hogwarckie zwyczaje, żeby mogła swobodnie obracać się w towarzystwie. Choć nie był jeszcze do końca pewien, jakim typem osoby była jego narzeczona, zaryzykował to zaproszenie, a ona wydawała się zadowolona! A więc kolejne zwycięstwo.
Trochę po czasie określonym w zaproszeniu, przekroczyli wspólnie próg sali, a następnie Kieran poprowadził ją na bok, do alkoholu, sądząc jeszcze, że to dobry pomysł, by się rozluźnić.
- To jak, zdążyłaś już poznać trochę osób? - zagadnął, patrząc po zebranych, licząc że zbuduje dziś pewien komfort dla Gemmy, za który będzie mu po prostu wdzięczna.
Był skłonny rozejrzeć się za kimś, z kim póki co się dogadywała... Ale jednocześnie nie miała na to do tej pory zbyt dużo czasu. Choć z drugiej strony, może była bardzo komunikatywna? Skąd miał wiedzieć. Ich nawzajem postawiono w bardzo sztucznej sytuacji i poznawali się... Inaczej, niż poznają się zwykle nastolatkowie.
Gryffindor |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 82
Wywróciła oczami, słysząc nieco pretensjonalny głos Ethana. Znaczy, mogłaby go nawet jeśli zrozumieć, jeśli powiedziałby jej cokolwiek na temat, o który pytała! Ale zamiast tego doczepił się możliwości przyjęcia do zespołu Cavingtona. A niech gra! Jeśli umie dobrze grać, to przyda im się ktoś taki, faktyczne talenty bardzo ciężko jest znaleźć.
— Nie o tym mówię! – powiedziała zniecierpliwiona Kaia, może ciut za głośno, bo kilka osób zdołało obejrzeć się na nią ze zdziwieniem w oczach.
Kilku z nich zgromiła spojrzeniem, a potem odsunęła się nieco w bok, żeby nie drzeć się w środku imprezy, która miała nadzieję, że się uda i przejdzie jeszcze do szkolnej legendy. Oby! Chociaż powtórzenie takiego wyczynu jak szlaban z Aurorą będzie bardzo ciężki.
— Zastanawiam się jedynie, dlaczego nic nie wiem o tym, że z Cavingtonem macie takie bliskie, a może powinnam powiedzieć dogłębne relacje, hm? – uniosła lekko brew, krzyżując ramiona pod biustem. – Nie, żebym miała coś przeciwko, ale taka informacja nie wydawała Ci się istotna, kiedy jeszcze z nim chodziłam?
W sumie za to powinna przy okazji opierdolić też Cavingtona. Powiodła za nim spojrzeniem i szybko odnalazła go wzrokiem, klejącego się tym razem do wspomnianej wcześniej Włoszki, i już obiecała sobie w myślach, że trochę dzisiaj popsuje im ten romantyczny nastrój.
A jeszcze najlepiej, że teraz coś podszeptywało jej, że wszystko mogło się dziać wtedy, kiedy jeszcze byli razem. Na tę myśl przełknęła ze złością ślinę, a nasada jej włosów zaczęła powoli zmieniać kolor na czerwony…
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 155
Zmarszczył brwi, kiedy niemal krzyknęła na niego, że nie o to chodzi. Jak to nie o to chodziło?! Dosłownie nie miał żadnego innego pomysłu. A gdyby zaraz po zaciągnięciu go na bok nie powiedziała, o co chodzi całkowicie wprost, dosłownie nie byłby w stanie domyślić się samodzielnie. Co, to że pewnego razu flirtowali i trochę całowali się z Cavingtonem, to problem? To był krótki epizod... Nawet nie mógłby nazwać tego epizodem. Już naprawdę nie wspominając o tym, że nie zastanawiał się, czy Kaia o tym wie... Z jakiegoś powodu zakładał, że tak.
- Nie tak dogłębne - odparł przewracając oczami.
Cóż, jego zdaniem po prostu przesadzała. Nawet jeśli doszłoby do czegoś więcej, przesadzała.
Niemniej zaraz westchnął, dostrzegając jak jej nastawienie szybko zmienia się wraz z kolorem włosów. Dobrze, przesadzała, ale zdaje się, że miała dziś wystarczająco nerwów już parę godzin wcześniej.
- Nie wiem, przelizaliśmy się raz i w sumie tyle - dodał zaraz i jasno wskazał swoim tonem, że dla niego nie było to nic wielkiego... Zaraz nawet wzruszył ramieniem. - Jakoś nie pomyślałem, że to dla ciebie ważne, jak zaczęłaś z nim chodzić.
|