Gryffindor |
0% |
Klasa VII |
17 |
b. ubogi |
|
Pióra: 27
Nawet jeśli nie wiedział skąd u Alice taka agresja na jakikolwiek dotyk - nawet kiedy kiedyś zaczepił ją na korytarzu, to mu się odwinęła, ale widząc jej podobne reakcje wcześniej, jej piąstka została zamknięta w jego zaciśniętej dłoni, a później dziewczę miało przez jakiś czas trochę przesrane, dopóki mu nie przeszło - to przecież nie będzie jej zmuszał do czegoś wbrew woli. No, to też zależało o co chodzi, bo akurat jeśli rzucił im jakieś zadanie/wyzwanie, to nie mieli wyjścia i musieli w podskokach wykonywać, jeśli nie chcieli mieć przesrane do końca życia, ale swoich na traumatyczną krzywdę by nie naraził świadomie.
Pozwoliłby im na dalsze przekomarzanki bez swojego udziału, jedynie obserwując ich potyczkę z fajką zamiast popcornu i whisky zamiast napoju gazowanego, ale wrócili do tematu wyzwań. Prawdą było to, że tylko Val oberwał od niego wyzwaniem, Alice jedynie wcześniej naprawiła swój jakże durnowaty i niebezpieczny błąd, ale właściwie za niego nie zapłaciła. Została jedynie ukarana, ale dług należało spłacić.
Poza tym Hiro spierdolił, więc ktoś musiał dzisiaj jeszcze za niego beknąć. Najlepiej obydwoje, żeby rozłożyć po równo.
Z zainteresowaniem spojrzał na dziewczynę, układając w głowie coś dla niej odpowiedniego.
- W takim razie zmień muzykę, przyda ci się dobry podkład. - Skinął w stronę gramofonu, odsyłając ją do wykonania polecenia. Sama chciała inną muzykę, więc miała okazję!
Jak już się odwróciła, przeniósł wzrok na Valeriana. Chociaż przyglądał mu się przez moment, to nadal kalkulował co rzucić Alice. Mógł jak najbardziej wykorzystać wkurwienie Bianci i nawet je spotęgować, ale nie uderzając już w nią bezpośrednio. Chociaż może nawet bardziej zaboleć.
Zdążył dopalić papierosa i zagasić butem, zanim miał okazję przedstawić Gryfonce jej zapłatę za wcześniejszy błąd.
- Skoro Valerian całował tyłek Sforzy, to nie możemy zostawić jej przyjaciela bez uwagi. Zbajeruj Cavingtona tak, żeby żadne z nich nie zauważyło, że zwijasz im jedną z butelek wina. - Owszem, miał w tym wszystkim swój plan. Bianca chciała, żeby zlizywał wino? Nie ma sprawy, wyleje na nią całą butelkę.
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 155
Przez chwilę odwrócił wzrok w teatralnym zamyśleniu.
- Może... Może bym wybaczył... - odparł po chwili. - Może jakbyś obiecała mi to samo?
To już przecież byłby bardzo uczciwy interes! Tylko po co miałaby się na to zgadzać, skoro obiecał jej już na przysłowiowe słowo honoru całkowicie za darmo?
- Dobra, ale zamkniesz mnie tam bez nikogo i zostaniesz w środku, czy na zewnątrz? Bo to akurat mi robi sporą różnicę - dopytał z powagą, zupełnie jakby uwierzył, że Kaia ma zamiar przymknąć go w jakiejś odludnej komnacie.
W najdalszej komnacie, w najwyższej wieży? Nie zauważył, kiedy stał się księżniczką.
Cmoknął cicho w zastanowieniu.
- Dobra, masz mnie, zorganizowałbym ten talent show, byłbym w tym jury, tylko żeby na ciebie popatrzeć, a co gorsza, nie powiedziałbym o konkursie nikomu innemu - skoro mają już być creepami, to obustronnie!
Chociaż jak teraz tak o tym myślał, to towarzystwo Kai zawsze odpowiadało mu na tyle, że mogłaby mu zainscenizować talent show i byłby zachwycony... Wierzył w jej umiejętności!
- Taki jestem. Zawsze byłem, zwłaszcza dla ciebie. Okrutny, tak - odparł z udawaną powagą, kiedy Gryfonka była najwyraźniej bliska teatralnego szlochu nad niesprawiedliwością losu. Czy tam jego własną niesprawiedliwością.
Zaraz ponownie parsknął śmiechem na jej dalsze wygłupy.
- Kurwa, nie wiem, co to zmienia, ale imię Rzodkiew coś ci nie mówi?
Teraz wszedł już niestety (albo może i stety) na absurdalne poziomy humoru. W końcu nadążał, że skoro cofnęli się w czasie, tekst o wyrywaniu rzodkiewki nie padł... A jednak prowokowała go do przedstawienia się!
Slytherin |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
? |
Pióra: 78
No tak, zaręczyny. To nie tak, że zapomniał dlaczego zgodził się na to chlańsko wina dzisiaj, ale po prostu miał nadzieję odwrócić jej uwagę od tego tematu. Przyszli tu wyluzować, odreagować wakacje, pośmiać się, powygłupiać i nawzajem nastroić pozytywnie na ten rok szkolny, smutki na bok!
Oczywiście nie marudził i wysłuchał jej słów z pełną uwagą, pozwalając nie tylko na wylanie tej siedzącej w niej frustracji, ale również obierając odpowiednią postawę wobec całej sprawy.
- Uznaj mnie za ignoranta, ale nie ogarniam tych całych czystokrwistych i elitarnych tradycji starych rodów, więc odpowiem jak najzwyklejszy człowiek mogący poszczycić się jedynie swoją zajebistością. Nie jesteście razem, nie? W takim sensie, że nie był to wasz świadomy wybór. - Zamachał wolną dłonią jakby trochę niecierpliwie, mając nadzieję, ze rozumie o co mu chodzi. - Korzystaj z wolności z wyboru. Ktoś cię tu kontroluje i rozlicza z grzeszków, o których nie wiedzą? - Może i on sam miał opinię kasanowy i co chwilę sypiał z innymi, więc jego postawa nie była tu żadnym zaskoczeniem, ale jednak jeśli w grę wchodził świadomy i dobrowolny związek, to Mickey stawiał na wierność. Pod warunkiem, że nikt nikogo do niczego nie zmusza. A w tej sytuacji? Czy ktoś ściąłby jej głowę - niczym w średniowieczu - za korzystanie z życia i młodości?
Uniósł brwi i z westchnieniem napił się porządnego łyka wina, bo jej kolejna wypowiedź była dość ciężka do strawienia.
- Nie wiem czy zakładanie pasa cnoty na rzecz małżeństwa z bratem to dobre wyjście. - Jakoś tak na myśl przyszła mu Gra o Tron i już nawet miał nawiązać do tych realiów, ale nagły skok Bianci, odepchnięcie, włoskie krzyki i chluśnięcie wina na stół. W chwilowym niezrozumieniu sytuacji uniósł brwi, szukając pająka, czy czegokolwiek innego na co dziewczęta mogłyby reagować tak ekstremalnie. Zamiast insekta, czy gryzonia, zauważył jednak Gryfona od siebie z roku. Nie miał pojęcia co takiego typek zrobił, ale najwyraźniej bardzo nie spodobało się to Biance.
Zdecydował się nie interweniować, bo uznał, że dobrze jej zrobi wyrzucenie z siebie frustracji na kogoś, kto najwyraźniej sobie na to zasłużył. Poza tym... Sforza potrafiła o siebie zadbać i wcale w tej chwili nie potrzebowała, żeby Mickey wchodził jej w drogę i zgrywał rycerza. Jedynie ponad jej ramieniem obserwował chłopaka z wypisanym na twarzy "she mad, and you deserved it", popijając przy tym wino.
A jak już Gryfon został wykopany w kierunku swoich znajomych - z tego co zrozumiał, to został tu po coś przysłany - chwycił butelkę wina, żeby uzupełnić braki przede wszystkim w kieliszku Bianci.
- Nie mam pojęcia o co poszło, ale może trochę ci lepiej po opierdoleniu kogoś z góry na dół? - Pomógł jej wycierać plamę, choć nie martwił się raczej o nieestetyczność. Dużo bardziej obchodziło go jak czuła się Sforza.
Gryffindor |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 82
Uniosła nieco brwi, tym razem w szczerym zdziwieniu, bo chyba czegoś nie wyłapała z tematu.
— Hm? Miałabym Ci obiecać wybaczenie? – zapytała, nie mogąc wręcz powstrzymać się od śmiechu. – Kurwa, nie wiem, co zrobiłeś, ale masz to u mnie jak w banku – rzuciła, dalej się śmiejąc. No bo naprawdę, od kiedy to on prosił ją o jakiekolwiek wybaczenie? Okej, kłócili się, przepychali słownie, ale nadal to było na takiej zasadzie, że i tak od siebie za daleko nie odchodzili, więc…
Za to jego następne pytanie było zastanawiające! Spojrzała na niego nieco podejrzliwie, chociaż głównie dlatego, że chyba zaczęło do niej powoli docierać, co się właściwie tutaj dzieje i że cała ta sytuacja zmierza w bardzo ciekawym kierunku…
Czego by się nie spodziewała, szczególnie jeśli myślała o sobie i Ethanie, ale, cholera… Z drugiej strony, wcale jej to jakoś też nie przeszkadzało…
— Waham się. Gdybym siedziała tam z Tobą, jest szansa, że byś mnie jeszcze upił i wykorzystał – rzuciła z uniesioną brwią, prowokacyjnym i dość jednak dwuznacznym tonem. – I, na przykład, zwinął mi klucz, żeby się wydostać…
Kurwa, czy ona kompletnie na głowę upadła? Przecież to… Boże, bardzo nie chciała tego nazwać, bo jeśli nazwie, to jeszcze może wszystko zjebać…
A wcale tego nie chciała!
I wcale nie pomogła jej w tym jego następna odpowiedź…
— Masz niezłe fantazje – rzuciła, mrużąc oczy jakby z podejrzliwością. – Twoja najlepsza przyjaciółka jako prywatna tancerka… Opowiedz mi o tym więcej.
Poważnie, chyba naprawdę chciała usłyszeć więcej.
Czy ktoś widział jej instynkt samozachowawczy?
Pokręciła tylko głową – i na tekst na okrucieństwie wobec niej, i na późniejsze stwierdzenie, chociaż wtedy dodatkowo jeszcze uśmiechnęła się z odrobinką rozbawienia.
Cmoknęła, jakby jeszcze rozkoszując się brzmieniem tak cudownego imienia jak Rzodkiew, zanim stwierdziła pewnie:
— Rwałabym. Och, rwałabym – dodała, kiwając głową jakby dla podkreślenia, że wcale nie żartowała.
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 155
Prychnął kręcąc głową.
- Wybaczenie? Co? Nie? - oburzył się od razu w przerysowanej reakcji. - Przecież wiadomo, że jestem tym najbardziej zajebistym i czym ty sobie zasłużyłaś? Tak to było?
Celowo pomijał tu słowo "przyjaciel", bo jakoś powoli zaczynało mu wadzić przy dzisiejszym wieczorze... Tym bardziej zwracał uwagę za każdym razem, kiedy to ona używała tego słowa i może hamowała nieco jego zapał, który wziął się... No właśnie, skąd? Tyle czasu się przyjaźnią, a ten wieczór był po prostu inny i chyba po raz pierwszy patrzył na Kaię inaczej niż jak na kumpla.
- Chodziło mi raczej o ten nielimitowany dostęp do pytań? - wyjaśnił zaraz po krótkiej pauzie, w której z założenia miała go jeszcze troszkę pochwalić.
Zaraz uniósł brwi.
- Znaczy, zamknęłabyś się tam ze mną i alkoholem? To chyba jasne, że z miejsca uznałbym, że to randka, nie? - i choć mówił to z rozbawieniem, dziś chyba po raz pierwszy całkiem poważnie myślał o tym, że randka z Kaią nie byłaby wcale złym pomysłem...
A może byłaby, tylko teraz nie myśli trzeźwo? Tyle że nie wypili wcale tak dużo.
Tyle że kolejne przedstawienie się, jako najlepszej przyjaciółki trochę ostudziło jego zapał. Ale tylko troszkę!
- Nie że prywatna tancerka... - odparł przewracając oczy, choć jak chwilę zastanowił się nad tym, to właśnie tak brzmiało. - Znaczy... Raczej prywatny talent show. A potem ja popisałbym się czymś przed tobą. Na przykład... Żonglowaniem - zamilkł na chwilę, sam mrużąc lekko oczy.
Czemu akurat to wybrał?
- Nie umiem żonglować - podsumował, żeby nie zdążyła robić sobie nadziei. Pokaz się nie odbędzie!
Zaraz jednak dała mu idealną szansę na zadanie ciekawego pytania na temat starego, dobrego Rzodkwi.
- Rwałabyś, ale...? - popatrzył na nią wyczekująco.
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 87
No tak, w zasadzie mogła się spodziewać, że Mickey nie będzie ogarniał, o co chodziło w tych narzeczeństwach i małżeństwach. A tłumaczenie mu, że chodziło o zwykły biznes jakoś tak jej nie pasowało… Ale w jej rodzinie taka była prawda. Jej ojciec został wydany za tę konkretną kobietę, bo do ich rodziny należało Castello Sforzesco – teraz nareszcie siedziba trafiła z powrotem do Sforzów. Ottaviano natomiast, na przykład, miał przedłużyć ród, a ona… cóż, miała być dobrą inwestycją, podobnie jak Chiara. W tym momencie dobrą inwestycję widzieli w Ramseyu, bo przedłużenie rodu, który praktycznie wymarł, na pewno nie zostałoby im zapomniane. Małżeństwa pieczętują sojusz na zawsze, a wychowanie? Kto będzie za kilkaset lat pamiętał, że Sforzowie wychowywali małego Carrowa? Na drzewie genealogicznym ich na pewno nie będzie.
Skinęła głową na słowa Mickeya. No tak, to nie był ich świadomy wybór. Na pewno nie jej. Została postawiona przed faktem dokonanym, humor jej się dzięki temu zjebał, tym bardziej, że Ramsey cały czas chciał z nią porozmawiać, a jej jakby nagle skończyły się tematy do rozmowy.
W zasadzie to, o czym mówił Cavington… miało sens. Ona niczego nie obiecywała, nie chciała tego związku, a na samą myśl, że miała chociażby randkować z Ramseyem, czy nie wiadomo co, nieco ją mdliło. Może minimalnie mniej niż jak pomyślała o randce z Roycem, ale nadal!
No i miał rację – nikt tutaj (może poza praktycznie wszystkimi uczniami Hogwartu) nie wiedział, co robiła, jak, gdzie i z kim. Nikt jej z tego nie rozliczał w domu. Poza tym, nawet jej rodzina zasłynęła na kartach historii z kontrowersji, nieczystych zagrań i mnóstwa kochanków czy kochanek. Sam Muzio miał żonę, ale poza tym – swoją ulubioną kochankę i dzieci z tego związku nawet zostały uznane.
— W sumie to masz rację – przyznała po chwili namysłu. Nie, żeby nie podobał jej się taki tok myślenia, ale… cholera. Okej, jeśli się w kimś zakocha, to zostawi cały swój styl życia i poświęci się związkowi. Ale czy do tej pory była tak porządnie zakochana?
Chyba nie.
Uśmiechnęła się pod nosem do kieliszka wina, odpowiadając:
— Chyba że pas cnoty na całe małżeństwo z bratem – rzuciła, bo naprawdę, nie wyobrażała sobie tego.
Temat nie zdążył rozwinąć się bardziej, bo zaraz nastąpiła cała ta akcja z cholernym zboczeńcem, który został przysłany przez Alexa, ale przede wszystkim ROZLAŁA WINO! No cholera jasna, tyle dobrego trunku!
Na szczęście Mickey zrozumiał jej małą tragedię bez dodatkowych słów, bo kiedy ona ścierała alkohol ze stołu, ten napełnił jej kieliszek. Uniosła go od razu do ust i przechyliła odrobinę, kompletnie nieprofesjonalnie, ale smak wina od razu poprawił jej humor i sprawił, że ciśnienie z niej zeszło. Och, jak dobrze!
Wywróciła oczami, a potem rzuciła:
— To ciasteczko, które sam byś brał, przysłało przydupasa, żeby pocałował mnie w dupę – wyjaśniła pokrótce.
A po chwili dość wymownej ciszy parsknęła śmiechem, bo dotarło do niej, jak bardzo niedorzecznie do brzmiało. Gesù!
Na fali śmiechu dodała jeszcze:
— W życiu nie powiem już nikomu, żeby pocałował mnie w dupę, bo jeszcze to, kurwa, zrobi.
Naprawdę, co ludziom może przyjść do tego chorego, popierdolonego łba, to było wręcz niewiarygodne!
Raczej nie pociągnęłaby tematu, ale i tak z lekkim zaskoczeniem (choć zdecydowanie lepszym humorem) zerknęła na niziutką dziewczynę zachodzącą od tyłu Mickeya. Była całkiem ładniutka, a we włosach wyróżniało się różowe pasemko. Chociaż co do jej stylu ubierania miałaby kilka zastrzeżeń.
Zaraz jednak zmarszczyła brwi i rzuciła przelotne spojrzenie na Alexa siedzącego nieco dalej, bo zdawało jej się, że już tą dziewczynę widziała, i to właśnie siedzącą obok niego… Aczkolwiek nie dałaby sobie ręki uciąć, bo po pierwsze, była wkurwiona, po drugie, była zajęta ofukiwaniem spojrzeniem Dickmana, inne cizie jej w tamtej chwili nie obchodziły.
Gryffindor |
0% |
Klasa V |
15 |
b. ubogi |
Asek |
Pióra: 74
Wywróciła tylko oczami na jego polecenie, burknęła pod nosem krótkie on miał to zrobić, wskazując ruchem głowy w stronę Vala, ale bez większego marudzenia, z petem w ręku, zeskoczyła ze stolika i poszła w stronę gramofonu, zastanawiając się, co powinna puścić. Może niekoniecznie jakiś heavy metal (którego szczerze nie znosiła, ale dla świętego spokoju udawała, że nie ma nic przeciwko temu). Najchętniej puściłaby jakąś sonatę fortepianową, może La Campanellę Liszta, albo Italian Polkę Rachmaninova. Ta druga była nawet odrobinę imprezowa, na jej gust, ale cholernie trudna do zagrania, szczególnie ta część z sekstolami i nieregularnym rytmem, i sama jej jeszcze nie opanowała.
Ale wątpiła, że ta banda ignorantów doceniłaby prawdziwy kunszt muzyki, więc rzuciła hasłem na jakieś Highway to Hell od AC/DC, bo zdążyła zauważyć, że po pierwsze, nazwa zespołu budzi szacunek, po drugie – ten tytuł jest akurat popularny i ogrywany praktycznie wszędzie.
Kiedy wróciła, miała ochotę westchnąć i wywrócić oczami raz jeszcze na durny pomysł, który rzucił jej Alex. Spojrzała w stronę dziewczyny, której tyłek przed chwilą całował Valerian, a potem przeniosła wzrok na Dickmana z lekko uniesioną brwią. W jej głowie kotłowało się bardzo wiele komentarzy, od mówiła, że jak nie masz jaj, to żebyś nie przysyłał innych, przez kurwa, naprawdę nie masz jaj, żeby zarywać do dziewczyny przez wysyłanie przydupasów, aż nawet po żałosny jesteś w tym momencie, ale darowała sobie wszystkie i zamiast tego cieszyła się w myślach, że nie jest to nic godnego pożałowania, jak na przykład całowanie tyłka kolegi tej Gryfonki. I przy okazji nic, co miało zawierać dotykanie innych.
A tego gościa chyba nawet kojarzyła z meczów Quidditcha, grał na pozycji pałkarza, ale na pewno nie był z Gryffindoru, ani z piątej klasy. No nic.
Rzuciła peta na podłogę, przydepnęła, po czym roztrzepała swój koński ogon, odwracając się i idąc do chłopaka bez słowa. Aczkolwiek w myślach nadal wylewała na Alexa wiadro pomyj pod tytułem jaki Ty musisz być smutny, żeby nie umieć zagadać do laski, którą podobno pukałeś.
Po drodze jeszcze złapała sobie kubeczek i nalała alkoholu, chociaż nie po to, żeby dodać sobie odwagi, jak ta skończona ciota Valerian, a głównie po to, żeby wypaść nieco lepiej.
Miała nadzieję, że gość ma poczucie humoru.
Zauważyła, że dziewczyna, która tak wpadła w oko Alexowi, już ją dostrzegła, ale widocznie była już w lepszym nastroju. Może to i lepiej. Może jej kolega nie był jednak taki sztywny jak pała do Quidditcha.
Stanęła w pewnej odległości za chłopakiem, oparła się biodrem o stolik, na drugim biodrze wsparła dłoń i wysiliła się na najbardziej wyzywające spojrzenie, jakie potrafiła z siebie wykrzesać.
— Excuse me, hey, but are you from Tennessee? Because you’re the only ten I see – rzuciła, uśmiechając się słodko chwilowo jeszcze do pleców chłopaka.
Kubeczek z alkoholem natomiast odstawiła na stoliku i położyła dłoń na blacie. Na jej szczęście niedaleko była butelka z winem…
Zło nigdy nie umiera. Przybiera tylko nowe formy.
Jeśli raz spotkało nas nieszczęście,
to nie znaczy, że jesteśmy odporne na powtórne zranienie.
Piorun może uderzyć dwa razy.
Gryffindor |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 82
Zaśmiała się na jego wielkie oburzenie. Tak myślała, że wcale nie chodziło o żadne wybaczenie… Niemniej, tak to właśnie zabrzmiało! Pokręciła głową z rozbawieniem, a potem dodatkowo wywróciła oczami (choć z uśmiechem!) na tak jawne domaganie się pochwał i komplementów. A to cwaniaczek!
Ale nie zamierzała wcale się wycofywać.
— Mmmm… mniej więcej, że nie wiem, skąd wytrzasnęłam tak zajebistego… - urwała, bo o ile sobie przypominała, dalej padło słowo przyjaciel, a w tym momencie nie pasowało jej już do kontekstu.
To, jak się wobec siebie zachowywali… i to, jak się czuła… To nie mieściło się już w ramach kumplowania.
Cholera. Chyba dodatkowo zaczynała się stresować…
Chrząknęła tylko, jakby sama przywołując się do porządku, po czym uśmiechnęła się z odrobiną niezręczności, nim dokończyła nareszcie:
— Ethana. Tak zajebistego Ethana.
Brzmiało to dość żałośnie, ale ani przyjaciel, ani kumpel już jej tu nie pasowało.
W tym wszystkim uśmiechnęła się delikatnie, z odrobiną zawstydzenia i w sumie przypadkiem dostrzegła, jak wśród jej włosów zaczyna pojawiać się róż, tak nietypowy dla Kai, tak rzadko występujący.
Ostatnio pojawił się… dawno temu. I nie w towarzystwie Ethana. Ethan znał doskonale kolorystykę jej włosów, potrafił zareagować odpowiednio do jej humoru, ale… ale czy znał ten kolor?
Nie wiedziała już sama, czy chciała, żeby go znał, czy lepiej, żeby nie…
— Masz to jak w banku – odpowiedziała mu w końcu z uśmiechem. – W sensie, nielimitowany dostęp do pytań.
Zaraz jednak zaśmiała się cicho i z rozbawieniem nachyliła w stronę Ethana, aby szepnąć:
— Ale może poczekaj jednak jakąś chwilę z tymi pytaniami o okresie.
Okej, nie wiedziała, czy nie popsuła czasem klimatu, ale musiała! Po prostu musiała! Chociaż wcześniej nie było jej do śmiechu, w tym momencie pytanie Milesa ją niezmiernie bawiło i chyba jeszcze przez jakąś chwilę będzie przeżywała to jakże taktowne wydarzenie. Ale tylko chwilę! Potem pewnie z powrotem zapomni i znów będzie uwielbiała Milesa. Na swój sposób.
Uniosła nieco brwi na stwierdzenie, że brzmi to dla niego jak randka. Doprawdy, Kaia z alkoholem i zamkniętą komnatą dla niego tak właśnie brzmiała? I czy zawsze tak brzmiała, czy to dopiero dzisiaj, pod tym dziwnym nastrojem, któremu jakoś tak nie potrafiła się oprzeć…?
A może raczej nie chciała…
— Randka liczyłaby się dopiero od momentu, w którym byłbyś tam dobrowolnie – odparowała, chociaż poniekąd miała w tym ukryty cel. Przede wszystkim odpowiedź na pytanie, czy faktycznie rozważał taką możliwość jak on, ona i pójście na randkę…
Czekaj, od kiedy jej na tym zaczęło zależeć?
Czuła się tak kompletnie zmieszana! To, co się działo między nią a Ethanem… nawet nie umiała powiedzieć, skąd to wszystko się wzięło. Po prostu się pojawiło – pach, nagle, po prawie sześciu latach znajomości! Czy tak się dzieje w normalnym życiu, czy ludzie po prostu od razu padają sobie w ramiona, czy długotrwałe przyjaźnie po prostu tak mają, że w końcu przeradzają się w… coś więcej?
W tym wszystkim zignorowała nawet zmienioną muzykę, gdzie ktoś puścił AC/DC. W tym momencie jej nic nie przeszkadzało, gdy zdawała się żyć w zupełnie innym świecie, gdy nie potrafiła oderwać wzroku od oczu Ethana…
Roześmiała się na jego komentarz, kręcąc lekko głową. A już się nastawiała, obiecywał jej takie rzeczy…!
— Jak ja mam tańczyć, to musisz mi się czymś zrewanżować. Prywatny talent show, najpierw dla Ethana, potem dla Kai – uniosła nieco brwi, jakby w lekkim oczekiwaniu na to, co wymyśli. Poza żonglowaniem, którego, jak już ustalili, nie potrafił!
Ale jego kolejne pytanie kompletnie wybiło ją z rytmu. Róż na jej włosach zdawał się rozlegać coraz bardziej, a ona nie spodziewała się tak bezpośredniego pytania. Niemalże natychmiast poczuła szybsze bicie serca i na moment uciekła spojrzeniem w dół.
Rwałabym, ale się boję. Ale nie wiem, czy to nie popsuje naszej relacji. Ale nie wiem, czy to tylko ja dzisiaj jestem jakaś nienormalna i wyobrażam sobie niestworzone rzeczy. Ale nie wiem, czy jak się obudzę jutro, to ta bańka nie pęknie. Ale nie wiem, co wtedy będzie. Ale nie spodziewałam się, że poczuję coś takiego akurat do Ciebie, kogoś, kogo przez lata uważałam za po prostu przyjaciela. Ale nie wiem, co tak konkretnie czuję i nie potrafię tego nazwać…
— Ale nie wiem, czy Rzodkiew tego też chce – odezwała się, niezamierzenie, niemalże szeptem, ponownie unosząc spojrzenie, by spojrzeć w jego oczy.
Otoczenie zdawało się nie istnieć w tym momencie. W komnacie zrobiło się jakby bardziej gorąco, a ona… z całej masy wątpliwości nie wiedziała, dlaczego wybrała akurat tą.
Ale, cholera, chyba tego chciała. I chciała mieć nadzieję, że to nie tylko ona dzisiaj upadła kompletnie na głowę.
Slytherin |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
? |
Pióra: 78
Jak już najgorszy kryzys został zażegnany i najwyraźniej z Bianci zeszło więcej pary, niż sama nawet podejrzewała, Mickey miał nadzieję na faktycznie bezproblemowy wieczór. Z drugiej strony taki niespodziewany przerywnik też był całkiem zabawnym elementem imprezy, a i pomysł pocałowania kogoś w tyłek tak dosłownie, zasługiwał przynajmniej na uznanie za kreatywność.
Bianca tak pięknie ubrała to w słowa, że po tej chwili wymownej ciszy i Cavington po prostu parsknął śmiechem - uważając żeby nie uronić choćby kropli cennego wina. Owszem, brzmiało to niedorzecznie, ale również niebywale zabawnie! Nawet zerknął przelotnie w kierunku chłopaka, na którego Bianca wcześniej łypała. Tym razem już miał koszulkę na sobie, więc nie rozpraszał aż tak bardzo.
- Nadal bym go brał. - W rozbawieniu wzruszył lekko ramionami. - Przyznaj, że ty też. Widzę to w twoim spojrzeniu. Hm, może powinienem być zazdrosny? - Zmrużył odrobinę oczy, pozostawiając na ustach ten sam radosny uśmiech bardzo wyraźnie podkreślający, że oczywiście żartuje. - A może trójkąt? - Kilkakrotnie poruszył brwiami w bardzo sugestywnym geście. Już nawet dzisiaj w innej rozmowie zdążył napomknąć, że jarają go figury geometryczne! Nawet uniósł lekko kieliszek w geście wzniesienia za to toastu.
Przez moment poświęcił uwagę pitemu trunkowi, więc nie zauważył spojrzenia Bianci lądującego gdzieś za sobą. Jak znowu na nią popatrzył, to nie zdążył ani spojrzeć za siebie, ani zdziwić się na kierunek uwagi, bo zza swoich pleców usłyszał... cóż, tekst tak typowy dla siebie samego, że aż poczuł jak gdzieś wewnątrz jego ego zaczyna rozpychać się na mentalnym tronie. Uśmiechnął się trochę głupkowato do Sforzy, zanim odwrócił się w kierunku... dość niskiej blondynki z różowym pasemkiem we włosach. Zmierzył ją pokrótce wzrokiem, jakby widział po raz pierwszy w życiu - kojarzył ją z korytarzy szkoły, nawet wiedział jak ma na imię, w końcu to dziewczę, a on dziewczęta zapamiętuje! - po czym posłał rozłożył odrobinę ręce w geście mającym zaprezentować jego zacną osobę. Uśmiechnął się przy tym szeroko.
- Well, I guess we both must be, because you look like a 9/10... and I'm the 1 for you. - Co jak to, ale zawsze mile łechtało go, jak dla odmiany to do niego koś podbijał z tanim, zabawnym, ale działającym tekstem na przełamanie lodów.
Gryffindor |
0% |
Klasa V |
15 |
b. ubogi |
Asek |
Pióra: 74
O Boże, na szczęście kolega tejże Gryfonki nie okazał się tak wielkim sztywniakiem, jakiego się obawiała… Co lepsze, nawet nie uwierzyła, że ten gówniany tekst przypomniany sobie na poczekaniu w ogóle zadziałał! Chłopak odwrócił się do niej z szerokim uśmiechem i nie wiedziała, czy czuła ulgę czy nie. Był jakiś taki… sama nie wiedziała, ale określiłaby go mianem nieszkodliwego. To był chyba dobry znak.
Na ripostę w postaci równie suchego tekstu miała ochotę roześmiać się albo wywrócić oczami, ale zamiast tego uśmiechnęła się uroczo, jakby była wręcz oczarowana błyskotliwością komentarza chłopaka.
Uniosła kubeczek z alkoholem, aby upić łyk i dać sobie chwilę do namysłu.
Skoro lubił takie suche teksty, to mógł być dobry patent na dalsze bajerowanie…
— Y’know, I was wondering if you’re an artist because you were so good at drawing me in.
Mrugnęła do niego niby zalotnie, ponownie opierając się o blat stołu.
Zło nigdy nie umiera. Przybiera tylko nowe formy.
Jeśli raz spotkało nas nieszczęście,
to nie znaczy, że jesteśmy odporne na powtórne zranienie.
Piorun może uderzyć dwa razy.
Gryffindor |
25% |
Klasa VI |
16 lat |
b. ubogi |
? |
Pióra: 108
Oczywiście obdarzył Alice przemiłym uśmiechem, kiedy upominanie się o taniec, który przecież sama wymyśliła sobie bez najmniejszego powodu, obróciło się przeciwko niej. Należało jej się! Nawet odprowadził ją wzrokiem, szykując się psychicznie na małe show, tym razem w jej wykonaniu... Jednak gdy tylko obrócił się z powrotem do Alexa, ten patrzył wprost na niego, co mimo wszystko wywołało w nim drobne ukłucie niepokoju. Halo, on tu akurat odwalił, co miał do odwalenia. Alice zresztą też miała swoją kolejkę i jedynie Hiro oraz Alexa ominęło. Hiro, wiadomo, umknął, a Alex... O Alexie wiadomo jeszcze lepiej - on nic nie musiał. A jednak Valerian szczerze czekał na moment, kiedy nudziłoby mu się wystarczająco, albo może nachlał, czy zjarałby się wystarczająco, by samemu prosić gawiedź o wyzwanie. Jeszcze cały rok potencjalnej szansy.
W każdym razie, starszy Gryfon patrzył teraz wprost na niego, co nigdy nie było dobrym znakiem.
- Co? - spytał po chwili, marszcząc brwi. - Na mnie nie patrz, ja już ogarnąłem, to co miałem.
Może nie powinien podchodzić do tego tak defensywnie, niemniej po ostatniej prawie-wtopie wyczerpał mu się limit zdrowego rozsądku. A może zdążył zapić go do końca?
W każdym razie, słuchając już kolejnego wyzwania ze strony Alexa, usiadł wygodnie na miejscu na stole, które przed chwilą zajmowała Alice, dopalając papierosa. Gdy z kolei obróciła się i powędrowała dzielnie do swojego celu, pstryknął niedopałkiem w jej kierunku - ten oczywiście nie doleciał nawet połowy drogi do niej.
- A nie za łatwo jej? - spytał, zerkając na Alexa.
Cóż, jej zadanie było zdecydowanie mniej żenujące i nie dało się z tym kłócić.
Zaraz oczywiście wrócił wzrokiem do dziewczyny i z oddali obserwował jej poczynania. Nawet przez chwilę myślał, czy jakoś jej nie utrudnić, jednak butelka wina zdawała się dobrą rekompensatą... Przynajmniej póki zdawało mu się, że to dla nich.
Slytherin |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
? |
Pióra: 78
Jakoś do tej pory nie spotkał zbyt wielu dziewcząt zaczynających zagajanie właśnie od typowo suchych tekstów na podryw, a przecież tkwił w nich tak wielki potencjał! Dlatego nie tylko zaskoczyło go, ale też ucieszyło, że znalazł się ktoś mówiący w podobnym języku.
Zaśmiał się przez nos i odwrócił tylko na moment, żeby rzucić Biance odrobinę przepraszające spojrzenie, bo przyszedł tu przede wszystkim dla niej, a teraz jego uwaga była gdzieś indziej. Miał nadzieję, że Sforza się nie obrazi! Najwyżej później jakoś się jej odwdzięczy, na rękach będzie nosił, włoskie piosenki śpiewał, albo pod oknem stanie i niczym Romeo będzie wychwalał jej urodę. Albo wyśle jej rodzicom nie jednego, a sto wyjców za tak nieczyste zagranie z tymi zaręczynami. I da sowom przekąski, po których przy okazji zasrają im cały salon.
Przeniósł znowu wzrok na niską blondynkę, po czym kopiując jej pozycję, podparł się jedną ręką o blat stołu. W drugiej trzymał kieliszek z winem, więc uniósł szkło odrobinę, wyciągając w jej kierunku, żeby stuknęła swoim kubeczkiem. No jak już tu przyszła z alkoholem, to równie dobrze mogą się razem napić.
- Well, here I am. What are your other two wishes? - Poruszył pojedynczo brwiami, jakby faktycznie był jednym z jej trzech życzeń do złotej rybki. Otaksował ją wzrokiem z uznaniem, bo choć cenił sobie jej umiejętność gadki, to jednak jest facetem, wzrokowcem! No ładne z niej dziewczątko. Młodsze, bo na pewno nie z jego roku ani z roku Bianci, tam to wszystkie dziewczęta kojarzy.
Gryffindor |
0% |
Klasa V |
15 |
b. ubogi |
Asek |
Pióra: 74
Spojrzała z lekkim powątpiewaniem, jak chłopak zerkał w kierunku dziewczyny. Szukał jej aprobaty, czy jednak nie wytrzymał i postanowił obśmiać się z koleżanką z jej idiotycznych tekstów? Cóż, pewnie sama by się śmiała. Znaczy, zacznijmy od tego, że wszelki podryw zaczęłaby (i zakończyła) soczystym kopem w dupę, ale… ciężkie czasy wymagały ciężkich poświęceń.
Minimalnie chyba poczuła się lepiej, kiedy chłopak oparł się o stół podobnie, jak i ona. To chyba znaczyło coś w stylu, że jednak jest zainteresowany jej towarzystwem. Dobrze! Byle nie na długo, bo chciała stąd jak najszybciej spierdolić. Najpierw jednak musiała wciągnąć go w rozmowę…
A skoro najwidoczniej mu się podobało, zamierzała ją ciągnąć dalej.
Uśmiechnęła się (tym razem szczerze!) kiedy stuknął kieliszkiem o jej plastikowy kubeczek. Również uniosła go na znak niemego toastu, bo co jak co, ale napić się z nim akurat mogła. A potem wróciła spojrzeniem do twarzy chłopaka i uśmiechnęła się nieco szerzej.
— Are you my goldfish or jinn? – uniosła zaczepnie brew. Cóż, na razie nie szykowała dla niego żadnego suchego tekstu, ale… W głowie pojawił jej się jeden. Ale to za moment. Pomalutku, małymi kroczkami… Kto wie, może kupi go nim bardziej? – Well, my second wish would be… - może to było nie do końca poprawne, traktować takie żarciki dosłownie, ale tym razem potrzebowała, bo miała plan! Przetoczyła wzrokiem po Sali, jakby się zastanowiła, a potem nachyliła się lekko w jego stronę, odrobinę stając na paluszkach, dla pewności, że na pewno usłyszy przyciszony głos. – I would like to know your name.
Przy okazji przesunęła lekko dłoń po blacie stołu. Z boku mogło to wyglądać tak, jakby zmniejszała dystans między ich dłońmi, ale tak naprawdę sięgała powolutku po stojąco tak niedaleko butelkę wina…
Zło nigdy nie umiera. Przybiera tylko nowe formy.
Jeśli raz spotkało nas nieszczęście,
to nie znaczy, że jesteśmy odporne na powtórne zranienie.
Piorun może uderzyć dwa razy.
Gryffindor |
0% |
Klasa VII |
17 |
b. ubogi |
|
Pióra: 27
Valerian wcale nie musiał wiedzieć jaki jest Cavington, ale byli na tym samym roku, więc Alex założył (najwyraźniej błędnie), że jednak skojarzy. Przecież nie od dziś ten Ślizgon był znany na korytarzach jako szkolny kasanowa, co to wyrywa wszystko co się rusza, a już tym bardziej jak miał zainteresowanie.
Spojrzał na siadającego obok siebie Valeriana tak, jakby chciał go zaraz opierdolić za tę zuchwałość bez zaproszenia, ale no niech ma. Znajcie łaskę pana. Przeniósł wzrok na Alice, ciekaw czy w ogóle uda jej się to wino zwinąć.
- Nie sądzę, żeby wróciła tak szybko, jak ty. - Głównie na tym polegała jej trudność. Poza tym zajebać wino Sforzy mogło być równie trudną częścią, bo skoro tak ją rozeźliło ulanie odrobiny z kieliszka, to możliwa była furia po stracie całej butelki.
Nie, nie zamierzał tej butelki dawać dzieciakom. Za co niby? Nagroda za bycie smarkaczami? Niedoczekanie. Miał swój motyw w tej kradzieży i oni wcale nie musieli go znać, nie będzie im się przecież tłumaczył z tego, co mu po głowie chodzi. Tak jak i oni nie musieli się tłumaczyć jemu.
I całe szczęście, że nie wiedział co im po głowach chodzi, bo jakby w jakiś sposób usłyszał wcześniejsze myśli Alice, to miałaby przesrane do końca życia i nie chciałaby go nigdy więcej spotkać.
- Zazdrościsz jej? Chcesz popisać się jeszcze raz w jakiejś misji? Drugiej damskiej dupy do całowania już nie dostaniesz. - Mimo że w jego tonie nie przebrzmiało żadne rozbawienie, pozostał tak samo surowy jak wcześniej, to mimo wszystko nie mroził już krwi w żyłach. Valerian mógł jednak stwierdzić, że ostatnie zdanie było swego rodzaju ostrzeżeniem, bo Alex spojrzał na niego z uniesionymi brwiami. Chciał kolejne zadanko? Na pewno coś się znajdzie. Może jakaś misja ratunkowa koleżanki, jeśli za długo będzie zwlekać z kradzieżą?
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 87
Uniosła brwi z lekkim powątpiewaniem, kiedy Mickey uznał, że nadal by go brał – które wzrosło, gdy tylko stwierdził, że widzi, że ona też. Wcale nie! No może trochę…
Nadal była na niego wkurwiona. Nawet nie za durny pomysł całowania jej w dupę poprzez przydupasa, ale przez fakt, że rozlała przez niego wino. Wiele mogła wybaczyć, wiele zrozumieć, ale na pewno nie rozlane wino. W dodatku przywiezione prosto ze słonecznych Włoch! Czy ten gość w ogóle wiedział, ile to wszystko kosztowało?
Roześmiała się na wielki bulwers Mickeya i pokręciła głową.
— Wybacz, mio spasimante, nie dzielę się zdobyczami. – Zrobiła nawet krok w jego stronę, aby objąć go jedną ręką w pasie, mrucząc zalotnie: - Tobą też bym się nie dzieliła.
Jej dłoń pełzła już na pośladek Cavingtona, kiedy dostrzegła dziewczynę. Cóż, bardzo szybko wygrała uwagę Ślizgona, i wcale się nie dziwiła – niemalże nie parsknęła śmiechem, słysząc ten tekst. Okej, w porządku, w porównaniu z nią wypadała naprawdę słabo, dlatego wolała odsunąć się nieco i dać więcej pola do popisu dziewczynie. Ona nie miała aż tak gadane w dziedzinie suchych tekstów na podryw, a wiedziała, że Mickey będzie w swoim żywiole, więc…
Kto wie, może oboje dzisiaj wyjdą stąd ze zdobyczą.
Uniosła tylko dłoń, kiedy ten obejrzał się na nią dla upewnienia się, że się nie obraża. Ależ skąd, absolutnie się nie obraża! Oparła się tylko pośladkami o blat stołu i odsunęła się na pewną odległość, aby dać im miejsce na small talk.
Popijając wino, zerknęła raz jeszcze w stronę Alexa, który również spoglądał w jej kierunku. Najwidoczniej raz pochwycone spojrzenie, nie pozostanie już dzisiaj bez odpowiedzi i mogła tylko zastanawiać się, co takiego chodzi mu po głowie.
Czasami lepiej nie wiedzieć. Na razie przyszła spędzić tutaj czas z Mickeyem i dopóki nie stwierdzi, że towarzystwo słodkiej blondyneczki jest o wiele ciekawsze od jej osoby, zamierzała się z nim bawić, jak obiecała.
Odwróciła wzrok od Alexa, aby rozejrzeć się po sali, tak na małe zwiady. I dzięki temu, na przykład, dostrzegła Ethana obściskującego się widocznie z byłą dziewczyną Mickeya. A to ciekawe… Chyba nie spodziewała się tego obrazka zobaczyć… cóż, nigdy. Jakoś ex Cavingtona nie pasowała jej do Dubois, chociaż nie ze względu na charakter, a szukanie przygód miłosnych. O ile kojarzyła, Harris była raczej stonowana i szukała stałych relacji. Ciekawe…
Gryffindor |
25% |
Klasa VI |
16 lat |
b. ubogi |
? |
Pióra: 108
- Zakładając, że w ogóle będzie miała z czym wracać... To nie takie oczywiste - skomentował wyraźnie wątpiąc w umiejętności koleżanki i przekrzywiając lekko głowę przyglądając się jej rozmowie z Cavingtonem.
Cóż, sama rozmowa wydawała się kleić i był nawet pod pewnym wrażeniem... To musiało oznaczać, że Alice potrafiła flirtować i co więcej, być miła. Niemożliwe! Przypomni jej to kolejnym razem, kiedy się do niego odezwie.
Zerknął na Alexa przy jego groźnie brzmiącym komentarzu i w pierwszym odruchu pokręcił lekko głową.
- Nie, sorry... - wymamrotał z niezadowoleniem to, co wywrzeszczał mu w głowie ten cały popularny instynkt samozachowawczy.
Zaraz po tym przechylił się nieco w głąb stołu, by sięgnąć po pocieszenie w postaci talerzyka z ciasteczkami dyniowymi, do którego najwyraźniej od teraz rościł sobie pełne prawa. Tuż po wyprostowaniu się, zrobił sobie chwilę przerwy na zjedzenie pierwszego ciastka i przejechanie wzrokiem po reszcie zebranych - tak na wypadek, jakby udało im się przegapić coś ciekawego.
Slytherin |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
? |
Pióra: 78
Fakt, Mickey był teraz w swoim żywiole. Nie tylko przez suche teksty na podryw, ale również przez okazane mu zainteresowanie, które przecież uwielbiał. Przychodząc na imprezę wręcz się go spodziewał, bo skoro miał uwagę innych na korytarzach, to i tym bardziej w zamkniętym pomieszczeniu. Dla jego wybujałego i tak ego była to najlepsza pożywka! Tym bardziej teraz, kiedy był po... pięciu łykach wina? Może i to nie dużo, ale jednak pięć łyków włoskiego wina domowego dla kogoś, kto tyka alkohol od święta - nawet będąc postury Mickey'ego! - to całkiem sporo.
Upił nieco większy łyk, niż prawdopodobnie zakładały to normy i pochylił się odrobinę w kierunku blondyneczki, kiedy tylko przeszła do swojego drugiego życzenia. Podążył za jej wzrokiem, również pobieżnie kontrolując tłumek, ale niekoniecznie konotując co się dzieje, aż znowu zatrzymał spojrzenie na jej oczach. Zniżyła nieco głos, ale usłyszał ją bez problemu, w końcu stała całkiem blisko. I generalnie to zaskoczyła go tym pytaniem, bo chociaż nie był jak Freddie Mercury, którego kojarzą wszyscy, to jednak fejm go wyprzedzał. Nie kojarzyć szkolnej gwiazdy sportu? Nie wiedział w tej chwili czy go to obraża, czy schlebia. Uniósł brwi w zdziwieniu, jakby spodziewał się zaraz usłyszę, że to żart, ale nic takiego nie nastąpiło.
- Didn't see that coming. - Nawet nie ukrył zdziwienia w głosie. - I'm Mickey. And you are very interesting person, indeed... - Zmrużył odrobinę oczy i uśmiechnął się zalotnie. Skoro go nie kojarzyła, ale sama podbiła, to może nie była aż takim wyzwaniem, ale jednak nie mógł zdać się tu na swój fejm, trzeba było włączyć swoją game.
- So? Do you have a name or can I call you mine? - Kojarzył jej imię, ale dla pewności wolał, żeby się przedstawiła sama, przynajmniej będzie miał pewność, że się nie pomylił.
Gryffindor |
0% |
Klasa V |
15 |
b. ubogi |
Asek |
Pióra: 74
Uniosła nieco brew. Oj? Chyba spodziewał się, że znała jego imię… Cóż, znała jego, chociaż słowo znała było nieco zbyt mocne… Kojarzyła go po prostu z meczów Quidditcha, ciężko było nie zauważyć tak silnego faceta na miotle, szczególnie, gdy Gryffindor grał ze Slytherinem.
A więc Mickey… To imię zdawało jej się nawet odrobinę słodkie. Troszkę jak Myszka Miki. Myszka Miki była super, Timmy ją lubił. Chociaż jeszcze bardziej lubił, kiedy jego siostra próbowała przedrzeźniać Kaczora Donalda. Średnio jej to szło, ale był naprawdę zachwycony.
Skoro więc już tak bajkowy wstęp mają za sobą…
Uśmiechnęła się, upijając kolejny łyk alkoholu. Ona wcale się nie zdziwiła, że jej imienia nie kojarzył – cóż, była raczej anonimową twarzą w tłumie, a ci, co ją znali, raczej nie pamiętali jej zbyt pozytywnie. Nadal miała to gdzieś.
Zdobyła się na najbardziej tajemniczy uśmieszek, jaki potrafiła z siebie wykrzesać.
— My name is Alice – mruknęła, delikatnie chwytając paluszkami już butelkę i przysuwając dyskretnie po stole w swoją stronę… - And if you go on a date with me, I will take you to the Wonderland – zmrużyła kokieteryjnie oczęta, chociaż w tym momencie miała ochotę wychylić resztę tego alkoholu z kubeczka i najebać się porządnie po takim tekście.
Oficjalnie zaczyna nienawidzić Alexa za durne pomysły, jakie przychodzą mu do głowy…
Cieszyła się, że żadne z nich tego nie słyszy, bo nie zapomnieliby jej tego do końca życia.
A lepiej, żeby się nie zbliżali, bo spierdolą jej całą robotę.
Zło nigdy nie umiera. Przybiera tylko nowe formy.
Jeśli raz spotkało nas nieszczęście,
to nie znaczy, że jesteśmy odporne na powtórne zranienie.
Piorun może uderzyć dwa razy.
Slytherin |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
? |
Pióra: 78
O mało nie roześmiał się na jej kolejny tekst, bo przez chwilę rozważał, czy nie użyć jego wersji w upewnieniu się o jej imię. Powstrzymał się jednak i uśmiechnął jedynie nieco szerzej, wyraźnie ukontentowany takim obrotem sprawy. Najwyraźniej myśleli dość podobnie jeśli chodziło o suche teksty. To ciekawa odskocznia od codzienności, kiedy dziewczyny, z którymi flirtował, niekoniecznie chętnie podchodziły do cheesy tekstów na podryw.
- I might turn Mad as a Hatter then. - Cóż, skoro użyła tego disnejowskiego tekstu, to musiał improwizować. Całe szczęście nie miał z tym żadnego problemu. Tym bardziej, że dziewczę wydawało się całkiem zainteresowane. Hm, ładniutka, więc czemu nie.
- Zwykle to ja zapraszam na randki, ale zdecydowanie cenię odwagę u dziewczyn. A tej raczej ci nie brakuje. - Podniósł rękę, którą dotychczas opierał o stół i powoli sięgnął do jej spiętych w koński ogon włosów, gdzie delikatnie złapał różowy kosmyk, chcąc dać jej do zrozumienia, że to również jest odważne. Nie każda nastolatka (pomijając metamorfomagów) zdobyłaby się na farbowanie i to w kolorach jaskrawych. Jak tylko pozwolił włosom wymsknąć się spomiędzy palców, wrócił do podpierania się o stół. Nawet napił się kolejnego łyka - pierwsze momenty z alkoholem były najgorsze, teraz już szło z górki!
- Wybierz dzień i godzinę, na pewno mam wtedy dla ciebie czas.
Gryffindor |
0% |
Klasa V |
15 |
b. ubogi |
Asek |
Pióra: 74
Chociaż jej uśmiech był szeroki i niemalże pełen zachwytu, w środku wręcz błagała, żeby to piekło się skończyło. Czemu ona w ogóle się zgadzała na coś takiego? Okej, chłopak był miły, może nawet by go polubiła, tak prywatnie i normalnie, ale bez całej tej… otoczki.
I miała szczerą nadzieję, że już teraz był nawalony na tyle, żeby nie pamiętać, iż w ogóle ją spotkał.
Spojrzała na niego z lekkim zaskoczeniem, gdy uznał, że odwagi jej nie brakowało. No cóż, w końcu chyba dlatego trafiła do Gryffindoru, aczkolwiek nigdy nie zauważyła u siebie za specjalnie pokładów prawdziwej odwagi. Raczej robiła to, co musiała. Walczyła o swoje. O przeżycie.
Ale miło było coś takiego usłyszeć. I może nawet posłałaby mu delikatny, szczery uśmiech, gdyby nie…
Gdyby nie to.
Zamarła w bezruchu – jedynie spojrzeniem śledząc ruch jego dłoni, gdy sięgał do jej włosów. W odruchu miała chęć unieść dłoń, odtrącić jego rękę, nawrzeszczeć na niego – ale nie. NIE MOGŁA! Zamiast tego, zacisnęła jedynie mocniej zęby oraz palce – na plastikowym kubeczku, który wydał delikatny szelest, zapewne zagłuszony przez muzykę, oraz na butelce. Siłowała się jedynie ze sobą, aby nie zacisnąć powiek.
Nie, nie, nie… Błagam, nie. Zabierz tę rękę…
Gdyby tylko wiedział, ile obrazów natychmiastowo przeleciało jej przed oczami. Ta twarz, palce sunące po jej ciele, mierzwiące jej włosy, gorący oddech na karku i szept już po wszystkim, że jeśli tylko powie komukolwiek, nie zobaczy już Timma żywego, zdrowego i szczęśliwego.
Przegrała tę niemą walkę – zacisnęła na kilka chwil powieki, czując, jak zimne dreszcze przechodzą przez jej plecy. Dosłownie jakby tu był, jakby ją dotykał, obejmował, zachodził od tyłu…
Drgnęła delikatnie. Piekło się skończyło, kosmyki włosów wysunęły się spomiędzy palców Mickeya, nie było żadnego dotyku. Była tylko przestrzeń – zdecydowanie za mała. I idiotyczna szopka, która przez moment wymknęła się jej spod kontroli. Przez chwilę wyglądała na naprawdę wystraszoną, co najmniej, jakby zobaczyła bazyliszka wpełzającego do komnaty…
Zamrugała jeszcze raz oczami. Spokojnie. Zapanowałaś nad tym. Jesteś tutaj sama. Nie grozi Ci nic złego. Chłopak popełnił błąd, nie wiedział. Nie skrzywdził Cię.
Zrobiła jednak minimalnie krok do tyłu, tym razem przesuwając nieco butelkę z winem w swoją stronę i, złapawszy za szyjkę, wsunęła ją nieco pod stół, aby jej nie zauważył.
Pierdoleni faceci. Gdyby nie oni – nie byłoby żadnej krzywdy. Nie byłoby wstrętu do dotyku. Nie byłoby oblania Dickmana. Nie byłoby durnego zadania wymyślonego przez Alexa, bo go za rozporkiem swędziało. Kurwa jebana mać.
Jak ona szczerze nienawidziła mężczyzn.
Jednak na twarz przywołała uśmiech. Udało jej się opanować. Była nawet odrobinę dumna, że nie uderzyła go odruchowo. To był już spory wyczyn.
Nie wiedziała tylko, kto miał więcej szczęścia. On – że się powstrzymała, czy ona – bo wyglądał na kogoś, kto z łatwością złamałby jej rękę nawet przez przypadek, w obronie przed ciosem. Dotyk Alexa pamiętała do tej pory, a raczej nie był aż tak umięśniony jak Mickey.
— Przyszły tydzień? – uniosła brew, opierając się nieco bardziej biodrem o stolik, przy okazji starając się ukryć ściągniętą butelkę z winem. – Weekend albo piątek to dobry czas na randki – rzuciła, ponownie na usta przywołując prowokacyjny uśmieszek.
Niech to się już skończy, błagam…
Zło nigdy nie umiera. Przybiera tylko nowe formy.
Jeśli raz spotkało nas nieszczęście,
to nie znaczy, że jesteśmy odporne na powtórne zranienie.
Piorun może uderzyć dwa razy.
|