Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Pusta komnata Generalnie niewiele jest tu do opisywania, bo ta komnata jest po prostu zupełnie pusta. Przez trzy zdobione okna wpada tu dość sporo światła, ale nie ma tu absolutnie żadnych mebli, książek, ogólnie niczego. To dobre miejsce na pojedynek, ale przy odpowiedniej organizacji i połączeniu sił można je również wykorzystać w celach towarzyskich. Wystarczy przynieść ze sobą koce, poduszki, trochę jedzenia od skrzatów i można rozkręcać imprezę w dużym gronie. Pytanie tylko, czy warto, skoro istnieje świetlica i sala wypoczynkowa dla uczniów ze wszystkich domów? No cóż, outsiderzy mogą skorzystać z tego miejsca. Nie jest na pewno tak popularne, ale co dla niektórych najważniejsze - nie rozpoznaje, czy uczniowie mają ze sobą jakieś używki…
Ravenclaw |
0% |
Klasa I |
|
b. ubogi |
|
Pióra: 9
sobota, 5 września 2020, godzina 20:30
Komnata została specjalnie przygotowana na planowaną imprezę. Kto by pomyślał, że uczniowie potrafią tak szybko się zorganizować? I to na samym początku roku szkolnego!
Wielkie okna zostały zasłonięte ciężkimi kotarami w kolorze czerwonym. Z sufitu z kolei zwisa mnóstwo długich, różnokolorowych serpentyn, a pomiędzy nimi latają balony, które co pewien czas samoistnie zmieniają kolory.
Środek komnaty pozostał bez zmian - przecież potrzeba mnóstwo miejsca do tańca! - jednak pod ścianami można od razu dostrzec stoły pełne jedzenia oraz mniejsze stoliki, przy których stały krzesła. Imprezowicze mogą posilić się takimi pysznościami jak musy-świstusy, eksplodujące cukierki, ciasteczka dyniowe oraz miętowe, kociołkowe pieguski, czekoladowe różdżki, paszteciki dyniowe, czy kiełbaski w cieście francuskim oraz małe kanapeczki. Do picia z kolei mają do dyspozycji sok z dyni, rum porzeczkowy, piwo kremowe oraz ognistą whisky. Oczywiście każdy z gości dostał informację o możliwości podzielenia się własnymi zdobyczami!
W jednym z rogów pomieszczenia stanął magiczny gramofon, który jak odkryli już niektórzy uczniowie, gra muzykę na życzenie - przynajmniej wtedy, gdy poprosi się go wystarczająco ładnie... W przeciwnym wypadku imprezowicze mogą spodziewać się nawet marszu żałobnego przeplatającego hity Dragonlorda czy kultowych Fatalnych Jędz.
Gryffindor |
0% |
Klasa VI |
16 lat |
ubogi |
Hetero |
Pióra: 117
Do imprezy, o której dostała wiadomość, a nawet o której rozmawiała już z Kaią pozostawało coraz mniej czasu. Harper nie tylko nie mogła jej przegapić, ale była również gotowa pomóc! Być może nie poświęciła temu tyle czasu, co Gryfoni, którzy zajęli się całą organizacją, ale miała swoją szansę. Oczywiście wykorzystała ją dopiero po zrobieniu się na absolutne bóstwo. Nie to, żeby różniła się szczególnie od codziennej wersji siebie... Niemniej jednak zadbała o to, żeby wszystko było dopięte na ostatni guzik i zjawiła się na miejscu przed czasem, aby wygłuszyć pomieszczenie. W końcu nie chcieliby, żeby impreza zakończyła się zanim się jeszcze zacznie, prawda?
Przekroczyła próg niepewnie - tak na wszelki wypadek zastanowiła się jeszcze raz, czy to aby na pewno ta sala. Jednak ozdoby szybko upewniły ją w tym przekonaniu. W drugiej kolejności zwróciła uwagę na Kaię, której rzuciła przyjazny uśmiech. Jednak na pogawędki będą miały jeszcze mnóstwo czasu. Teraz czas zabrać się do roboty.
Wyciągnęła różdżkę i uniosła lekko ręce, by zaraz wypowiedzieć Muffliato i... Nie zadziało się absolutnie nic. Zmarszczyła lekko brwi. Dlaczego zadziało się to absolutne nic? To przecież niepierwszy raz, kiedy korzystała z tego zaklęcia. Oparła jedną z rąk na biodrze, a w drugiej dłoni obracała przez chwilę różdżkę przyglądając się jej uważnie.
- Mm... No to mamy problem - rzuciła do koleżanki.
Oczywiście o odwołaniu imprezy nie było mowy! Mieli jeszcze sporo czasu, tylko szczerze mówiąc było jej nieco głupio po takiej porażce. Może to zły dzień? Kaprys różdżki?
Westchnęła głęboko, po czym zdecydowała się zebrać resztki swojej godności i zadać teraz najważniejsze pytanie.
- A pamiętasz może, kto wyciszał nam salę przy ostatniej imprezie? Albo ogólnie, kto się tym zajmował w zeszłym roku? - spytała, podchodząc wreszcie do dziewczyny.
Ktoś inny musiał się dziś popisać
kostka na zakłócenia: 1 :)
Gryffindor |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 82
Praktycznie wszystko było już gotowe – a przynajmniej wszystko, czym zajmowała się Kaia. Czerwone kurtyny wisiały w oknach i zasłaniały widok. W nocy, po zachodzie słońca, po drugiej stronie zamku nie powinno być widać absolutnie nic – tak w razie gdyby ktoś zrobił sobie spacer po błoniach, albo gajowy miał wyściubić akurat nos ze swojej chatki. Całość komnaty spowijała przyjemna ciemność, która będzie przebijana jedynie drobnymi światełkami. Serpentyny wraz z balonami unosiły się już na górze, a stoły częściowo zastawione już były jedzeniem. Teraz wystarczyło tylko poczekać, aż przyjdą ludzie.
I chyba po to poszedł Ethan – po to, żeby pogonić Puchonów, bo na samym początku na pewno wszyscy rzucą się do jedzenia, jak zawsze, zanim znajdą w sobie siłę, żeby wejść na parkiet. Kaia jeszcze zerknęła na samogrający gramofon, który tylko czekał na jakieś życzenie i uśmiechnęła się z zadowoleniem. Była z siebie mega dumna!
Zaraz dostrzegła wchodzącą Harper, tak jak się umówiły, i uśmiechnęła się szeroko, widząc ją taką odstrzeloną.
— Harper, wyglądasz jak milion galeonów!
W sumie teraz to nawet zrobiło jej się trochę głupio, że sama przyszła na imprezę tak… zwyczajnie. W rozpuszczonych włosach, ciuchach, jakie by założyła normalnie, na co dzień, po zajęciach i ogółem tak… Ale z drugiej strony – tak ją wszyscy znali i lubili, a ona jakoś nie miała ochoty się nikomu podlizywać jeszcze bardziej swoim wyglądem.
Chciała już zaproponować, że kiedyś mogą się razem tak odstrzelić, jak już znajdzie jakiegoś chłopaka, dla którego chciałaby faktycznie tak wyglądać i mu jakoś zaimponować… Ale nagle nieudane Muffliato zaaferowało ją kompletnie, że aż zapomniała rzucić dodatkowym komentarzem.
Nie spodziewała się, że może nie wyjść. I nie mieli nikogo, kto by mógł wyciszyć salę za Harper! Cholera, co teraz?
— Może… spróbuj jeszcze raz? Może teraz wyjdzie? – zapytała dość niepewnie.
Cholera, głupio by było, gdyby wszystko już było gotowe, a na samej mecie mieli się wyrąbać na głupi ryj…
Slytherin |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
? |
Pióra: 78
Co prawda początek imprezy zapowiedziany był na godzinę 21:00, ale Mickey pojawił się na miejscu nieco wcześniej. Chociażby dlatego, że podejrzewał spotkać Kaię (dobrze wiedział, że nie odpuściłaby imprezy), może nawet właśnie przed czasem, a chciał zagaić ją odnośnie ogłoszenia naborowego do zespołu. Do tej pory jakoś nie brał pod uwagę możliwości dołączenia do jakiejś grupy muzycznej i grywał w zaciszu domowym ze słuchawkami na uszach, ale nie mógł przepuścić okazji podbicia swojej popularności. No bo przecież granie w zespole to tak jakby plus milion do bycia seksi.
Nie bardzo kojarzył gdzie dokładnie jest opisana w anonimowym liście sala - bo siódme piętro to jednak wyjątkowo daleko od lochów, rzadko zapuszczał się tak wysoko - dlatego zaglądał do każdego pomieszczenia po kolei, aż w końcu otworzył odpowiednie drzwi. Jednak pierwszym, co zobaczył po wejściu nie były serpentyny i balony, a dwie urocze niewiasty z Gryffindoru. Nie mógł się nie uśmiechnąć na ich widok, wciąż stojąc w progu otwartych na oścież drzwi.
- Oho, przychodzę w samą porę. Moje dwie ulubione Gryfonki tylko dla mnie. - Zmierzył wzrokiem i Kaię i Harper, aczkolwiek nie zrobił tego ostentacyjnie. Nawet jeśli panienkę Harris miał okazję spotykać dość często poza lekcjami, to jednak z Brooks w większości widywał na zajęciach, treningach lub meczach. Zdecydowanie obydwie wyglądały dużo ładniej w normalnych, codziennych ubraniach, niż szaro-czarnych mundurkach szkolnych.
Chociaż obydwie z pewnością nie wyglądały na zachwycone jego przybyciem, to jednak ich z lekka ponure, zmartwione miny wydały mu się spowodowane czymś zupełnie innym. Jego obecność wzbudzała dużo bardziej skrajne emocje.
- Jeszcze impreza się nie zaczęła, a wy już zamulacie? Ktoś umarł? Albo co gorsza, ktoś doniósł i impreza odwołana? - Uniósł pytająco brwi, spoglądając to na jedną, to na drugą w oczekiwaniu na odpowiedź. Hm, jeśli impreza miała nie wypalić, zawsze mogli sobie poimprezować w trójkę - nie narzekałby na kameralne grono.
Gryffindor |
0% |
Klasa VI |
16 lat |
ubogi |
Hetero |
Pióra: 117
Każdy komplement był dla Harper szczerze ważny. Niektórzy mogliby uznać, że jest pusta i to jedna z niewielu rzeczy, jakie ją interesują, ale w rzeczywistości atmosfera w domu nie dała jej sprzyjających warunków do budowania wysokiej samooceny. Sama zaczęła choć trochę podobać się samej sobie dopiero gdy nauczyła się robić sobie makijaż i był to duży krok, który dał jej sporo pewności siebie. Z kolei każdy komentarz podobny do tego Kai był na wagę złota. Odpowiedziała jej szerokim uśmiechem i zrobiła krótki piruet, aby zaprezentować się w całej okazałości.
- Dziękuję - odparła, dygając krótko.
Chętnie zatrzymałaby się na tym temacie na dłużej, gdyby tylko nie nieszczęsne zaklęcie. Cmoknęła cicho ustami na propozycję Kai i już uniosła różdżkę, a nawet otworzyła usta, ale pojawił się kolejny z gości. I to taki, którego towarzystwa wolałaby uniknąć... Nie dzisiaj. O nie. Chodziło raczej o resztę roku szkolnego oraz cały przyszły. Ale nie dało się. Zdaje się, że los i tak był dla niej łaskawy. W końcu mogła wpaść na niego na peronie, w pociągu, albo być zmuszona siedzieć przy nim na wspólnych zajęciach. Nie, do tej pory była bezpieczna. Może powinna być wdzięczna, ale naprawdę, nie mógłby przyjść chociaż te parę minut później? Czy ktoś umarł? Być może jej chęci na bycie tu, póki sala nie zapełni się wystarczająco, aby móc znaleźć się w dwóch różnych kręgach.
- Jeszcze nikt - mruknęła w odpowiedzi siląc się o możliwie najbardziej neutralny ton.
Słowo "jeszcze" było tu kluczowe. W takim składzie Cavington faktycznie mógł zginąć.
Najgorzej, że ani nie chciała przyznawać się do porażki przed kimś, kto mógłby uprzykrzać jej potem wieczór, ani podejmować kolejnej próby, która mogłaby skończyć się tym samym... Tylko jak rozegrać to mądrze?
Zmierzyła go krótko wzrokiem, a następnie zerknęła na Kaię porozumiewawczo. Chyba nie wsypie jej przed kimś, kto starał się dokuczać jej na każdym kroku?
- Przyszedłeś wcześniej, żeby się do czegoś przydać?
Dobrze, miejmy już tą seksistowską odpowiedź - bo takiej się spodziewała - z głowy i przejdźmy do rzeczy! Może udałoby się obarczyć go paroma zadaniami przed rozpoczęciem... W tym wyciszeniem sali. Przecież chyba nie wycofałby się mając takie pole do popisu?
Gryffindor |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 82
Widok rozświetlonej uśmiechem twarzy Harper od razu poprawiał Kai humor. Nie, żeby ten miał być jakiś skrajnie zły, wręcz przeciwnie – akurat teraz czuła się całkiem nieźle, ale możliwość sprawienia przyjaciółce radości zdecydowanie plusowała. Nawet końcówki włosów Kai zmieniły swoją barwę na żółtawą – tylko że bardzo szybko zniknęły, kiedy Gryfonce nie udało się rzucić zaklęcia, a jak na zawołanie, żeby sytuacja stała się jeszcze gorsza, w progu komnaty stanął nie kto inny jak Mickey, jebany, Cavington.
Świetnie.
Nie musiał nawet nic mówić – jego wkurwiający uśmieszek od razu sprawił, że pasemka włosów Kai u nasady zmieniły swoją barwę na czerwień przemieszaną z ciemnym niebieskim. A kiedy się odezwał, dodatkowo wywróciła oczami i skrzyżowała ramiona pod biustem.
Musi sobie zapisać, żeby nigdy więcej o nim nie wspominać, bo najwidoczniej był jak cholerny dżin. Wystarczyło, że powiedziała o nim dzisiaj słowo do Ethana – i bach, oto jest! Normalnie potrzyj butelkę, a Cavington się zjawi!
W dodatku te jego wkurwiające teksty i pytania sprawiały tylko, że czuła się coraz bardziej zirytowana, co widać było głównie po jej włosach, bo czerwone pasemka zdawały się powoli zajmować coraz większą powierzchnię.
Miał wyczucie. Akurat musiał przyjść wcześniej, kiedy jeszcze nie ogarnęły wszystkiego z Harper przed imprezą! Kto w ogóle go zaprosił? Jak się dowiedział? Ona zaproszenia mu nie wysyłała. Ethan raczej też nie powinien. Raczej…
Chyba że to wysoce rozwinięta sieć hogwarckiej poczty pantoflowej.
Miała już warknąć, żeby się odczepił i wyszedł, bo nie ma jeszcze dwudziestej pierwszej, więc po jaką cholerę się tutaj przypałętał, kiedy dostrzegła dość znaczący wzrok Harper. Nie musiała nic mówić – od razu zrozumiała, co Gryfonka miała na myśli. Na twarzy Kai pojawił się nawet lekki uśmieszek. Rozplotła ramiona i wsparła dłonie o biodra, patrząc na Mickeya odrobinę lekceważąco, a odrobinę wyzywająco.
— Właśnie. Skoro już tutaj jesteś, to możesz przydać się do czegoś i, na przykład, wyciszyć salę, żeby faktycznie impreza nie została odwołana. Co o tym myślisz, hm? Chyba nie odmówisz dwóm niewiastom w potrzebie? – spytała odrobinę sarkastycznie, z lekkim uśmiechem na ustach i poruszyła nieco wyzywająco brwiami, jakby tym samym rzucała mu w niemy sposób wyzwanie.
Slytherin |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
? |
Pióra: 78
Doprawdy nie rozumiał skąd ten sarkazm w ich wypowiedziach. Przez moment spoglądał to na jedną, to na drugą Gryfonkę, jakby oczekiwał czegoś więcej, jakiegoś rozwinięcia wypowiedzi, jakiegoś chociażby "prozę", którego po prawdzie nawet nie wymagał. Nic, tylko ironia i sugestie! No nie, nie było im do twarzy z takimi minami... Ale może po kolei.
W końcu zatrzymał wzrok na Harper i uśmiechnął się nieco szerzej - czarujący uśmiech numer dwa - wyprostował się nieco bardziej i westchnął krótko.
- Właściwie przyszedłem wcześniej, bo miałem dziwne przeczucie, że złapię cię tutaj przed czasem - w momencie, jak padło słowo "cię", spojrzał na Kaię z lekkim skinieniem i uniósł brwi odrobinę - ... ale może to poczekać, jeśli obydwie mnie potrzebujecie. - Rozłożył nieco ramiona w geście mającym niewerbalnie przekazać "oto jestem, wasz zbawca w najciemniejszej godzinie potrzeby!". Zaraz sięgnął po swoją różdżkę, która do tej pory spoczywała w tylnej kieszeni spodni, ale nie zabrał się do rzucania zaklęcia tak od razu.
- Ten sarkazm był zbędny, przecież wiesz, że nie odmówiłbym pomocy. Nawet nie wymagam oklepanego "proszę". - Posłał Kai niby urażone spojrzenie, w którym bez przerwy igrały typowe dla Cavingtona błyski niewzruszonej radości i poczucia wspaniałości. Kto, jak kto, ale właśnie panienka Harris powinna wiedzieć, że Mickey pomoże kobiecie w potrzebie! Tym bardziej, jeśli miało to też znaczyć, że zostanie bohaterem ratującym imprezę.
- Nie spodziewałbym się, że żadna z was nie zna Muffliato. Jakbyście potrzebowały pomocy w nauce, to nie krępujcie się, wiecie gdzie mnie znaleźć. - Posłał obydwóm dziewczynom wspaniałomyślny uśmiech, zmierzył jeszcze odstawioną Harper wzrokiem, pokiwał z aprobatą głową, po czym odwrócił się w kierunku drzwi. Zamknął je, a następnie wycelował w nie różdżką.
- Muffliato - Zdawało się, że zaklęcie wsiąkło w drzwi, bo jakiekolwiek szmery dobiegające z korytarza całkowicie ucichły. Zadowolony z efektu Mickey uśmiechnął się triumfalnie i odwrócił w kierunku Gryfonek. - Nie ma za co, odrobicie w naturze.
Muffliato - 5
Gryffindor |
0% |
Klasa VI |
16 lat |
ubogi |
Hetero |
Pióra: 117
Cokolwiek oznaczało wcześniejsze przybycie Cavingtona, nie wróżyło to nic dobrego. Uniosła lekko brwi, gdy wyznał, że ma do Kai jakąś sprawę, a następnie popatrzyła i na dziewczynę. Bardzo długo odradzała jej kiedyś związek ze Ślizgonem - czasem delikatnie, a innym razem dobitniej - i miała tu niepokojące przeczucie, że być może przybiegł tu z nadzieją, że jednak im wyjdzie. Ale chyba Kaia zdążyła zmądrzeć, prawda? Cóż, kumplowały się, naprawdę chciała dla niej jak najlepiej... I właśnie dlatego mówiła, że zasługuje na kogoś lepszego. Dużo lepszego.
Harper naprawdę powstrzymywała się od rzucenia paroma złośliwościami w kierunku Ślizgona. Najpierw nie powiedziała mu, iż nie wierzy, by ktokolwiek był w życiu tak zdesperowany, by potrzebować akurat jego. Następnie nie powiedziała, że poprosić, to ona może go co najwyżej o wyjście. Potem, że to ogromny zbieg okoliczności, bo ona nie spodziewałaby się, że jest w stanie samodzielnie wpaść na odpowiednie zaklęcie, a następnie poprawnie je rzucić - choć tu skrytykowałaby też samą siebie... Druga wersja, której również nie wypowiedziała na głos polegała z kolei na powiedzeniu mu, że nie spodziewałaby się, że wie, w którą stronę trzymać różdżkę. Właściwie mogła być z siebie dumna! Jego słowa skwitowała jedynie przewróceniem oczami - tego odruchu nie dało się już powstrzymać, ale i tak była dzielna.
Dopiero na ostatni komentarz uniosła brwi. Tak, musiała prędzej czy później usłyszeć coś podobnego.
- A, bo to tylko dla nas? - spytała z udawanym zdziwieniem. - Okej, skoro zaraz się zbierasz, to weź chociaż ciastko na drogę...
I zakrztuś się nim... Proszę. Tak, tu proszę w kierunku Cavingtona brzmiałoby już odpowiednio.
Gryffindor |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 82
Uniosła brwi w lekkim – no dobra, może wcale nie lekkim – zdziwieniu, kiedy Cavington stwierdził, że ma do niej sprawę i miał nadzieję ją tutaj wcześniej znaleźć. Zerknęła na Harper, która też posłała jej pytające spojrzenie – ale w tym momencie wiedziała dokładnie tyle samo, co i ona! Wzruszyła tylko ramionami na znak, że też nie ma pojęcia, jaką sprawę może mieć do niej jej były facet i sama jest absolutnie niewinna! Po zerwaniu w wakacje absolutnie nie miała ochoty mieć z nim nic do czynienia.
Zerknęła na niego ponownie, kiedy stwierdził, że im pomoże. Nie, żeby była zdziwiona – doskonale znała dziwny kompleks Mickeya (nawet jeśli nie znała powodu jego istnienia) i wiedziała, że nie odmówi im w potrzebie. Co za szlachetność! Gdyby nie cała reszta, nawet nadawałby się na Gryfona.
Wywróciła jedynie oczami na docinek o sarkazmie. Jak na to, ile zdołał ją poznać, to naprawdę powinien się spodziewać czegoś więcej niż kilka złośliwych słówek! W tym momencie, na przykład, miała ochotę z całej siły kopnąć go w dupę z pytaniem, co się tak, do cholery, guzdrze – czas jest tutaj przecież na wagę złota! Czy tam innych galeonów. Pereł. Diamentów. Cokolwiek tam czarodzieje uznają za cenne, tata jej jakoś nigdy nie powiedział. Będzie musiała go zapytać.
Poniekąd odetchnęła z ulgą, kiedy Muffliato zadziałało, ale za moment przypomniała sobie, kto rzucił to zaklęcie z powodzeniem i poczuła się z tego powodu tylko gorzej. Tym gorzej, że Harper mogła się przez to źle poczuć. Sama by się źle poczuła!
Zerknęła tylko kontrolnie na przyjaciółkę, a potem znów na Ślizgona, powstrzymując parsknięcie śmiechem. Było to naprawdę bardzo trudne do zrobienia!
A Harper widocznie miała mimo wszystko dobry humor. Kaia by mu nawet tego ciastka na drogę nie dała.
— A w kwestii spłaty w naturze, zwiniemy jakąś mandragorę ze szklarni. Albo kupimy Ci kaktusa. Będzie do Ciebie pasował – stwierdziła, może dość podle jak na to, że przed momentem wybawił je od nie lada problemów. Ale miała to w nosie! Gdyby nie jego obecność, Harper na pewno by się udało za drugim razem.
A Kaia przysięgła sobie w duchu, że na następną imprezę sama się nauczy już rzucać to cholerne zaklęcie.
— To zostało nam tylko czekać aż Puchoni przyjdą z jedzeniem i czymś do popicia – słowa te skierowała, rzecz jasna, do Harper, postanawiając zupełnie zignorować obecność Cavingtona. I ten jego interes, jakikolwiek tam mógł do niej mieć. – No i Ethan gdzieś się zapodział, ale powinien niedługo wrócić. Chyba wszystko mamy na miejscu generalnie, nie? – rzuciła okiem jeszcze raz po wystrojonej komnacie.
Slytherin |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
? |
Pióra: 78
Gdyby zniechęcał się po kilku słabych złośliwościach, to chyba nie nazywałby się Mickey Cavington. I nie, nie oczekiwał żadnego wznoszenia go na piedestały za uratowanie sytuacji, ale może jakieś małe, malutkie "dziękuję" mogłoby paść? A jak nie werbalne "dziękuję", to chociażby wdzięczny uśmiech? Nie? Cokolwiek?
O, w sumie kaktusem by nie pogardził.
- Jak chcesz mi dawać kwiatki, to ci nie zabronię. Raczej zakładałem, że to działa w drugą stronę, ale spoko, czemu nie. - Uśmiechnął się odrobinę łobuzersko, jakby cała sytuacja wręczania kwiatka - jakkolwiek wrzeszczący, czy kolczasty by nie był - naładowana była podtekstami widocznymi dla potencjalnych obserwatorów. Nie no, jak chciała wręczać mu kwiatka i nie miała nic przeciwko późniejszym plotkom, to Mickey tym bardziej nie oponował.
Przeniósł spojrzenie na Harper usiłującą wyraźnie wyprosić go z imprezy, która nie dość, że się jeszcze nie zaczęła, to gdyby nie on, mogłaby się nie odbyć.
- Jak pójdziesz ze mną, to możemy zrobić imprezę gdzieś indziej, Brooks. Ale ciastko sobie zostaw, schudłaś przez wakacje? Jest cię jakby... mniej. - Przechylił głowę, po raz kolejny taksując ją wzrokiem. Cóż, wyglądała bardzo dobrze, ale czemu miałby nie odpowiedzieć złośliwie?
- Tak, tak, Puchoni i żarcie, wszystko wygląda super, będzie zajebista biba. - Przewrócił oczami i machnął nieco lekceważąco ręką, zupełnie ignorując fakt, ze właśnie został jawnie zignorowany, po czym podszedł pół kroku bliżej w kierunku Harris.- Zanim zleci się cała szkolna gawiedź, Kaia, mam coś co cię zainteresuje. - Przez moment zastanowił się, czy nie spróbować jej odciągnąć od Harper i pogadać na osobności o kwestii zespołu, ale przeczucie mówiło mu, że to będzie niewykonalne. Nie przeszkadzało mu to jakoś specjalnie.
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 87
Kiedy tylko dostała zaproszenie, nie miała absolutnie żadnej wątpliwości, że to robota Gryfonów – i w sumie żałowała, że sama nie przyłożyła ręki do przygotowania. Ale absolutnie nie mogła tego przegapić! Już sobie wyobraziła, ile znajomych twarzyczek będzie mogła zobaczyć ponownie po wakacjach i… cóż, ta impreza to będą dla niej wakacje, bo praktycznie cały faktyczny wypoczynek zniszczyli jej rodzice.
Teraz przynajmniej będzie mogła odetchnąć i odpocząć. Chociaż trochę.
Oczywiście, nie zamierzała przyjść z pustymi rękami, dlatego zabrała kilka butelek przemyconego w kufrze wina. Całe szczęście – nie musiała iść nigdzie daleko, wszystko odbywało się na tym samym piętrze, więc tym lepiej! Bez większych problemów dotarła do pustej komnaty, która, jak się okazało, już wcale taka pusta nie była…
Widząc trójkę imprezowiczów, uśmiechnęła się szeroko. Nie zwykła przychodzić przed czasem, ale to taka wyjątkowa okazja…
— Ciao, ragazzi! – z szerokim uśmiechem przemaszerowała ku nim przez komnatę. – Przyniosłam ze sobą wkupne – dorzuciła, unosząc dłonie z butelkami wina… po czym zmarszczyła nieco brwi, stając obok Mickeya. Zmierzyła spojrzeniem jego, a potem dziewczyny, które najwidoczniej nie były zachwycone jego towarzystwem. To coś nowego! – Ale macie nastroje. Ktoś umarł?
Gryffindor |
0% |
Klasa VI |
16 lat |
ubogi |
Hetero |
Pióra: 117
Kaia miała rację. Przecież Harper zdecydowanie mogła spróbować jeszcze raz i pewnie za drugim podejściem wyszłoby dobrze! Dlatego też tym bardziej nie miała wyrzutów sumienia, że nie podziękowały w żaden sposób Cavingtonowi... Gdyby chodziło o kogoś innego, może by to zrobiły, ale każdy komentarz ze strony chłopaka jasno wskazywał na to, że jego ego było na wystarczająco wysokim poziomie i należało je poskromić, a nie dokarmić.
A jednak Ślizgon wreszcie trafił komentarzem tak, by wywołać u Harper jakąkolwiek reakcję. Czy naprawdę schudła? Nawet spuściła na chwilę wzrok, by ocenić stan swojego ciała. Może faktycznie w wakacje jadła mniej, a wcale mniej się nie ruszała? W końcu miała sporo pracy, do tego dochodził stres i... Czy wyglądała źle? A może to tylko ironia? Może jednak przytyła? To znaczy, wcześniejsza reakcja Kai dosyć mocno ją podbudowała, ale komentarz Cavingtona zdawał się wszystko zniszczyć... Co nie powinno być dla niej niespodzianką. W końcu zawsze wszystko psuł. Szybko jednak ocknęła się z nieprzyjemnego ciągu myślowego, by unieść brodę wysoko, na znak, że wcale nie obchodziło jej jego zdanie.
- Dobra, na sygnał, że Cavington ma coś do pokazania, oddalę się, zanim pożałuję i czegoś nie odzobaczę...
Oczywiście, gdyby tylko Harper wiedziała, że Ślizgonowi było na rękę odciągnąć ją na bok, zostałaby jeszcze chwilę wbrew nagłemu poczuciu niepewności. Na szczęście nie wiedziała i faktycznie zaczęła odchodzić na bok... Udawać, że poprawia dekoracje. Tak, to dobry sposób. Posłała jeszcze Kai ostrzegawcze spojrzenie, które miało kazać jej uważać. Cokolwiek chłopak wymyślił, nie mogło być dobre.
- Kwestia czasu - rzuciła do Bianci w odpowiedzi, posyłając jej lekki uśmiech.
Czy brzmiało to jak groźba? Chyba nie... W każdym razie oczywiście nie miało. Raczej zapowiadało marny los Cavingtona, jeśli tylko nie przestanie zachowywać się w ten sposób.
No dobrze... Po krótkich oględzinach sali stwierdziła też brak widocznego lustra. To problematyczne. Może powinna zaraz wybrać się jeszcze do toalety i upewnić się, że nie wygląda... Głupio?
Gryffindor |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 82
Kaia uniosła tylko brew na odpowiedź na temat wręczania kwiatków. Poważnie, nie sądziła, że można przedstawić dawanie facetowi kaktusa w taki sposób. Zapewne gdyby powiedziała, że wsadzi mu tego kaktusa w dupę, też by potrafił to skomentować w tonie, który miałby nieść za sobą milion podtekstów.
Zaraz zerknęła jednak na Harper, która poruszyła się nagle na komentarz Mickeya o tym, że schudła. Nie potrafiła wywnioskować z jego tonu, czy chciał być złośliwy czy też nie, ale Harper widocznie się tym przejęła. A nie chciała, żeby durny Cavington zepsuł jej humor po dzisiejszym komentarzu, który rzuciła Kaia!
— Ciebie za to jest zdecydowanie za dużo – warknęła w odpowiedzi Kaia. Naprawdę ją wkurzył! Myślał sobie, że może tutaj przychodzić i psuć humor jej przyjaciołom? Dobre sobie!
Na fali wkurwienia, łypnęła tylko na Bogu ducha winną Biancę i w tym wszystkim nawet nie zdążyła nic powiedzieć, kiedy Harper się od niej oddalała. A już miała wołać o pomoc, żeby nie zostawiała jej z nim samej!
Skrzyżowała ramiona pod biustem i westchnęła dość ostentacyjnie.
— Co takiego możesz mieć, co może mnie zainteresować? – spytała lekceważąco, nawet na niego nie patrząc. Nie sądziła, że cokolwiek w Mickeyu może okazać się dla niej interesujące. Chyba, że przyniósł ze sobą ze dwie butelki ognistej, to zmieniałoby postać rzeczy. Ale jeśli nie chował jej gdzieś w gaciach, to jej nie miał. Więc czym niby mógł ją zainteresować?
Hufflepuff |
0% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 0
Przyszła tu tylko dlatego, że miały być słodycze. Tak przynajmniej usłyszała z ust plotkujących uczniów, nic nie napisali na "zaproszeniu". Zresztą, z tego co też usłyszała, to nie każdy dostał zaproszenie. Cóż, sowy też miały prawo do pomyłek albo do dnia wolnego. Na szczęście (albo i nie), poczta plotkarska działała na najwyższym poziomie, prawie jak w każdej szkole. Miało to swoje plusy i minusy - dzięki temu nie musiała sama rozmawiać z ludźmi, żeby się dowiedzieć, co w zamku trąbi. Z drugiej strony czasami dochodziły do niej ploty o osobach, które znała i to już nie było takie fajne. Zwłaszcza, jeśli chodziło o Krukona, który był jej przyjacielem. Akurat jego znała na wskroś i jak słyszała jakieś niepochlebne opinie albo durne komentarze (najczęściej w kwestii quidditcha; sport czasami wywoływał mnóstwo negatywnych emocji pomiędzy osobami, które kibicowały różnym drużynom), to miała ochotę skakać do kogoś z łapami. Albo cisnąć w niego łajnobombą. O ile do sportu nic nie miała ani do rywalizacji, o tyle takie różnice poglądowe pomiędzy ludźmi doprowadzały ją do szewskiej pasji czasami. Przecież można kibicować komuś i jednocześnie szanować drugi zespół, zamiast obrzucać szambem. Ludzie czasem są dziwni, dlatego lepiej nie zadawać się z nimi.
Zatopiona w myślach, potrąciła kogoś, niemal przewracając się na stół. Chyba by sobie nie wybaczyła, gdyby zmiażdżyła ciałem te wszystkie słodkości. Dyniowe paszteciki!
- Rany, przepraszam. Nie mam mózgu - zaczęła przepraszać, podnosząc oczy coraz wyżej. Matko, jaka ta osoba była wysoka. Choć z jej śmiesznym wzrostem każdy wydawał się wysoki. W ramach nieudolnych przeprosin (przecież prawie wepchnęła tą osobę do misy z ponczem) złapała najbliższą tabliczkę czekolady, żeby ją wręczyć. Oby nie potraktowano jej zaklęciem wodnym, akurat dzisiaj miała natchnienie na pomalowanie sobie oczu i siedziała nad tym makijażem dość długo. A jeśli nie, to trudno - będzie wyglądać jak gotka. Czyli akurat w jej stylu.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 |
bogaty |
Bi |
Pióra: 0
Z całą pewnością gdyby nie otrzymał zaproszenia, również by się zjawił. Mimo, iż Hogwart jest naprawdę pokaźnych rozmiarów placówką, plotki tu rozchodziły się z prędkością świata, o ile nie większą. To też nie było sposobności by ktokolwiek nie wiedział o imprezie integracyjnej. Niemniej Wood w pewnym stopniu czuł się odrobinę wyróżniony z faktu otrzymania sowy z informacją. W sumie uważał całe przedsięwzięcie za całkiem dobry pomysł, tym bardziej że był to ostatni rok jego nauki i z całą pewnością rozrywka na początku roku była nawet wskazana. Później mógłby nie mieć czasu na rozrywki. A jakby nie patrzeć chłopak lubił zabawić się od czasu do czasu. Był młody, miał do tego pełne prawo.
Panicz Wood ubrany był w czarną koszulę, tego samego koloru spodnie i również czarne połyskujące w świetle buty. Energicznym ruchem dłoni zaczesał rozwichrzoną grzywkę do tyłu, chcąc w ten sposób nieco ją ujarzmić. Efekt nie był powalający, jednak włosy już nie zasłaniały mu obrazu całej sali.
Początkowo zmierzył wszystkich obecnych chłodnym spojrzeniem. Ciekawy był czy ktoś z jego domu również postanowił uczestniczyć w imprezie. Cóż dostrzeżenie jakiejkolwiek znajomej twarzy graniczyło z cudem z tego względu, iż masa uczniów co i raz poruszała się w takt muzyki. Nie bardzo zmartwiony Ślizgon przesunął się w głąb sali z zamiarem zatrzymania się przy misie z pączem. Uznał, iż dobrym pomysłem było by przepłukanie gardła, tak na rozgrzewkę. Oczywiście starał się uważać na ludzi, których mijał cóż...jakoś nie miał ochoty na niepotrzebne Zaczepki, no przynajmniej na trzeźwo i nie na samym początku.
W końcu zatrzymał się w punkcie swojej wędrówki, jednakże los chyba nie chciał być dla niego łaskawy i w swoim kaprysie postanowił sprawdzić jego zręczność. Nim się zorientował poczuł jak ktoś go pchnął prosto w czerwony jak krew pącz. W ostatniej chwili z przekleństwem na ustach przytrzymał się przegu stołu. Oczywiście był to nie mały wysiłek dla jego ramion jednak był na tyle silny by utrzymać całe ciało nad misą. Dopiero po kilku chwilach usłyszał kobiecy głos. Spojrzał na sprawczyni całego zamieszania z wyraźną rządzą mordu w oczach.
-Mała uważaj do cholery - Przewrócił oczami gdy nieznajoma dziewczyna chciała wręczyć mu tabliczkę czekolady.
-Taka drobna, a taka silna kto by pomyślał - zadrwił odrobinę rozbawiony jej próbą przeprosin. Mimo wszystko przyjął ofiarowaną czekoladę. Niestety jego łakomstwo wzięło górę nad złością jaką jeszcze chwilę temu w nim była. Przez dłuższą chwilę przyglądał się dziewczynie w ciszy, próbując dopasować jej wydawało się charakterystyczną twarz do odpowiedniego nazwiska, jednak było to całkowicie bezskuteczne.
-My się chyba nie znamy, nie jesteś z siódmego roku jak mniemam - Zagadnął z wyraźną nutą ciekawości w głosie.
Slytherin |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
? |
Pióra: 78
Pojawienie się tuż obok siebie Bianci skwitował szerokim uśmiechem. Ten widok zdecydowanie cieszył oczy! I wcale nie chodziło o alkohol, a właśnie o samą Gryfonkę. Ciekawe, że w tej chwili stał w otoczeniu samych Gryfonek, gdyby był bardziej typowym Ślizgonem, to pewnie przejąłby się opinią innych wychowanków domu węża. Ale był sobą i naprawdę miał całkowicie gdzieś przynależności.
- No dobry wieczór, księżniczko! Za chwilę do ciebie wrócę i wyjaśnię te grobowe miny. - Wskazał tu na Kaię i Harepr, bo to ich miny wyrażały brak zadowolenia sytuacją, on już bawił się w najlepsze. Posłał jeszcze Biance buziaka, odprowadził chyba obrażoną Brooks wzrokiem w kierunku... gdziekolwiek poszła, po czym odszedł parę kroków na bok razem z Harris.
Jak tylko zapytała co to takiego może ją zainteresować, rozłożył odrobinę ręce i wyszczerzył się w zalotnym uśmiechu numer 69 zarezerwowanym dla fanek. Tak, to miało znaczyć, że to on jest tym obiektem, który ją zainteresuje. Ale w razie jakby nie było to jasne...
- Siebie. - Tu wskazał otwartymi dłońmi na swoją sylwetkę, jakby prezentował się przed nią do oceny. - Szukacie członków zespołu, prawda? Oto jestem, wasz nowy klawiszowiec zwarty i gotowy do akcji. - Chociaż kiedyś w rozmowach mówił jej, że brzdąka sobie coś na keybordzie, to nigdy nie było okazji, żeby faktycznie zaprezentował swoje umiejętności, więc Kaia miała prawo nie skojarzyć faktów.
Gryffindor |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 82
Jeśli próbowała zapomnieć o cechach Cavingtona, które ją w nim niemiłosiernie wkurwiały i przyprawiały o zawroty głowy (a czasami również o usilne pragnienie wymiotów), to właśnie jej o tym przypomniał przy jakże przesłodkim przystawianiu się do Bianci. Wywróciła oczami i skierowała wzrok gdzieś indziej, żeby tylko na to nie patrzeć, zanim w ogóle pomyślała o uświadomieniu sobie, że generalnie nie powinno jej już to obchodzić, bo od dobrych… prawie dwóch miesięcy nie byli już razem. To prawie tyle samo czasu co ten, kiedy ze sobą chodzili!
Kiedy skończył już swoje przedstawienie, odeszła razem z nim na bok i skrzyżowała ramiona pod biustem. A następnie uniosła brwi, kiedy posłał również i jej uwodzicielski uśmiech, twierdząc, że miał do zaoferowania siebie.
Zaraz, zaraz. Miała nadzieję, że nie przywlókł się tutaj, żeby wracać do jej życia i prosić o jeszcze jedną szansę…
A po kolejnych słowach uznała, że chyba ta pierwsza opcja nie była taka zła.
Kompletnie ją zatkało! Patrzyła się na niego z wybałuszonymi oczami, co najmniej jakby właśnie oznajmił jej, że jest Darth Vaderem w przebraniu i chce ją zwerbować do zniszczenia Gwiazdy Śmierci. Czy coś. Albo żeby zapanować nad galaktyką.
— Ale… co… - zdołała tylko z siebie wydukać, czując, że w jej mózgu aktualnie było jedno wielkie zwarcie.
Zgoda, pamiętała, że razem z Ethanem pisała ogłoszenie o członków zespołu, ale… ale to było do innych! Dlaczego ze wszystkich uczniów Hogwartu musiał przyleźć akurat on? Czym sobie zasłużyła na taki paskudny żart losu?
I generalnie mogłaby z biegu odmówić, gdyby nie… no właśnie. Gdyby nie fakt, że naprawdę brakowało im muzyków.
Z drugiej jednak strony, nie miała pojęcia, jak Cavington gra. Owszem, mówił jej, że coś sobie podgrywa, ale myślała, że kończyło się na dukaniu Dla Elizy albo Stary Donald farmę miał.
— Czekaj, czekaj, czekaj – uniosła dłoń, mrugając i biorąc głęboki wdech, jakby w końcu udało jej się wyrwać z tego dziwnego letargu. – Próbujesz mi powiedzieć, że umiesz grać na klawiszach? Dobrze grać na klawiszach? – zmarszczyła brwi. Może gdyby to nie był on, uwierzyłaby mu na słowo… - Chyba nie myślisz, że to takie proste, że przyjdziesz i Cię przyjmiemy. Ja Cię nawet nie słyszałam.
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 87
Odwzajemniła szeroki uśmiech Cavingtona. Cóż, może nie wyglądał na pieska w potrzasku, ale i tak czuła, że mogłaby mu jakoś pomóc. Tym bardziej, że – niebywałe! – Gryfonki wcale nie zdawały się zachwycone jego obecnością. Co poszło nie tak?
Może nieco zmarszczyła nosek, kiedy stwierdził, że przyjdzie do niej za chwilę i dopiero potem z nią porozmawia – ale ostatecznie zgodziła się. Po posłanym buziaku tym bardziej. Wolną ręką „złapała” niewidocznego buziaka, przygarnęła do siebie, a następnie posłała Ślizgonowi oczko, po czym odeszła w stronę stołów. Była pewna, że i tak ją znajdzie. A jak nie ją, to znajdzie alkohol.
Czyli w sumie ją też.
Postawiła przyniesione wino na stole wśród smakołyków. Zdawało jej się, że jeszcze nie wszystkie dotarły, bo wciąż było trochę miejsca – ale ostatecznie zadowoliła się czekoladową różdżką. Podgryzła ją odrobinę, zanim zatrzymała ją między zębami, aby nalać sobie wina. A co będzie czekała na rozkręcenie imprezy! Miała chęć i powód, żeby się napić, więc będzie piła. Nawet jeśli będzie wyglądała przy tym jak ostatnia desperatka lub nałogowa alkoholiczka.
Oparła się o stół i z kieliszkiem w jednej, czekoladową różdżką w drugiej, powiodła spojrzeniem po powoli narastającym tłumie uczniów. Może wśród niego wyłoni jakąś znajomą twarz, której będzie mogła polać. Miała taką nadzieję.
Hufflepuff |
0% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 0
Miała ochotę umrzeć, kiedy zauważyła wzrok Ślizgona. W tym momencie przeszło jej przez myśl, że wygląda jak prawdziwy Ślizgon, tak jak niektórzy plotkarze ich przedstawiają - zaciśnięte usta, mord w oczach, agresywna postawa czy pogardliwy ton. Osobiście starała się nie szufladkować ludzi w szkole ze względu na ich Dom, ale czasami naprawdę dało się dostrzec te charakterystyczne cechy, którymi się wyróżniali. A czasami naprawdę pasowali do tego opisu, jaki został wykreowany "z góry", a tak naprawdę to chyba był zawarty nawet w samej piosence Tiary. No niestety, musiała jakoś wybrnąć z tej krępującej sytuacji.
A chciała tylko pasztecika dyniowego.
- Staram się uważać, ale niezdarność życiowa mi na to nie pozwala. - Dopiero po sekundzie uświadomiła sobie, że mogło to zabrzmieć trochę wyzywająco. Pozostawało mieć nadzieję, że chłopak nie odbierze tego w ten sposób. Najważniejsze, że nie wylądował zębami w tym nieszczęsnym ponczu, bo jeszcze miałaby na sumieniu jego ubrania. To by było o tyle bardziej krępujące, że nie umiałaby mu ich nawet wyczyścić i to wszystko ze względu na swoją lichą umiejętność czarowania. Jej magiczny patyk nie był zbyt często używany poza lekcjami. Najpewniej by mu spaliła te ubrania albo coś jeszcze gorszego.
- Z rozpędu to i królik jest silny. Mam nadzieję, że nie połamałam ci żeber - pociągnęła jego żart, zerkając z dołu. Jak dla niej był wielkoludem. Miało to swoje plusy i minusy, ale trzeba pamiętać, że jak jest się wysokim to łatwiej dostrzec człowieka z tłumu. A to był (jak dla niej) duży minus.
No ale skoro wziął czekoladę, to chyba jest szansa na to, że nie będzie się na nią wściekać do końca szkoły. Można było odetchnąć z ulgą.
- Z szóstego - poprawiła go. Starała się nie myśleć o tym, że niedługo i ona będzie na siódmym, co się wiąże z większą ilością materiału do nauczenia. Oprócz tego, co już mają. To jakiś dramat. - Widziałam cię kilka razy, zresztą, trudno cię nie zauważyć. No i oboje koczujemy w lochach. - Zaczęła się zastanawiać, czy kiedykolwiek widziała go w kuchni (gdzie ona sama bardzo często bywa), ale na razie miała dziurę w próżni. Twarzy nie miał przeciętnej, więc raczej by go zapamiętała. No i ten wzrost. - A ty jakiego jedzenia szukasz? - palnęła, chcąc zagaić jakikolwiek temat. No i żeby, przede wszystkim, zapomniał o tej sytuacji z ponczem.
|