Slytherin |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
? |
Pióra: 78
Uśmiechnął się jeszcze raz rozbrajająco do Alice, zbyt skupiony na jej uśmiechu i różowym pasemku, żeby zauważyć co takiego dokładnie robią jej ręce. To nie było w tej chwili istotne, bo chyba właśnie umówił się z z piątoklasistką na, hm, randkę.
- Będę czekał niecierpliwie. - Puścił do niej jeszcze oko na odchodne, po czym przez jeszcze dwie sekundy odprowadzał ją wzrokiem, żeby w końcu znowu odwrócić się do Bianci. Napił się wina z dużo większym smakiem, niż sam siebie o to podejrzewał, ale najwyraźniej te pierwsze najgorsze momenty minęły i teraz będzie wchodziło gładko. Już czuł drobne zawirowania w głowie, więc na pewno alkohol zaczął odpowiednio działaś.
- Okej, to był interesujący przerywnik, ale oto jestem, wróciłem, cały twój! - Podsunął się bliżej niej i oparł o stół tuż obok, żeby przy okazji móc szturchnąć ją lekko ramieniem. - Na kogo się gapimy? Kogo obgadujemy? - Starał się podążyć za jej wzrokiem i wyłapać gdzie dokładnie padał, ale sporo osób kręciło się centralnie przed nimi, więc niezbyt mógł stwierdzić kogo Sforza ma na celowniku. Poza tym zaraz znowu zainteresowała go zawartość kieliszka, nawet spojrzał na nią z niebywałym zainteresowaniem.
- Muszę przyznać, że to bardzo dobre wino. - Pochwalił co prawda Biancę, ale wciąż wpatrując się w burgundowy napój w szkle.
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 155
Chciał zachować powagę... Ale jak mógł się nie uśmiechnąć, kiedy ponownie zbliżyła do niego twarz, by otrzeć swój nosek o jego!
- Tak, w takim razie jestem już obrażony - a mimo braków w mimice, udało mu się zachować chociaż poważny ton. - Właściwie myślę, że mógłbym zacząć obrażać się na ciebie częściej...
Jeżeli w grę miało wchodzić takie przekupstwo pełne czułości, mógł obrażać się na nią po kilka razy dziennie! A powody przecież same mogą się znaleźć. Na przykład, że jakiś jej komentarz bardzo go zranił, albo że nie powiedziała mu, iż ładnie dziś wygląda... Zawsze coś się znajdzie, wymaga to tylko kreatywności, a on przecież kreatywny był!
- W takim razie, w których tematach jesteś delikatna? Możemy na przykład nad tym popracować.
Nie, szczerze mówiąc nie rozumiał w czym i dlaczego miałaby być delikatna. Może nawet nie zdążył się nad tym zastanowić, nim zadał pytanie... A może właśnie przez wzgląd na lata przyjaźni czuł się na tyle pewnie i swobodnie, by pozwalać sobie na nieprzemyślane pytania.
Już teraz zaczął układać im w głowie trasę ucieczki na jakiś balkon, czy inne miłe oraz odległe miejsce, w którym nikt by im nie przeszkadzał i mogliby... Oglądać gwiazdy, oczywiście. Taki był plan.
Skrzywił się lekko, kiedy podkreśliła, że ma tego nie spierdolić, a po chwili spojrzał na nią niemal przepraszająco.
- Ale piękne gwiazdy, wielki księżyc i tyle? Nie było tam świec, skrzypiec i kolacji? - spytał prawie jakby kalkulował, czy aby na pewno tego nie spierdoli.
Pokiwał nieznacznie głową na boki tuż przed odpowiedzią.
- Też mogłabyś się zdrzemnąć czekając...
Uśmiechnął się ponownie na jej kolejne pytanie.
- Pocieszałem moją najlepszą przyjaciółkę... I wiesz, nigdy wcześniej nie słyszałem tyle razy jednego wieczora, że jestem zajebistym przyjacielem. Zupełnie jakby słowo przyjaciel było z jakiegoś powodu kluczowe... Czekałem tylko aż doda, że jestem dla niej bliski, jak brat - poczuł się oczywiście na tyle bezpiecznie, by trochę jej podokuczać za podkopywanie jego pewności siebie tej nocy. - Ale potem chyba zmieniła zdanie i może awansuję. Nie jestem pewien, ale chyba odwalałem całkiem niezłą robotę. Myślę... Że dbałem o nią aż do rana... To znaczy, że może do tego czasu byliśmy nierozłączni, bo ogólnie później też planuję całkiem nieźle dbać.
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 87
Bianca mrugnęła dopiero kiedy usłyszała radosny głos Mickeya tuż obok swojego ucha. Zerknęła na niego, po czym uśmiechnęła się szeroko, niemalże z rozbawieniem.
— Całkiem ładna – rzuciła, wzrokiem poszukując dziewczyny, która przed chwilą skradła uwagę Cavingtona. Zauważyła ją, gdy szybkim krokiem przemierzała komnatę, żeby zniknąć gdzieś za tłumem tańczących ludzi. – Jak już będziesz chciał z nią chodzić, to daj znać, dam jej namiary na jakiegoś dobrego stylistę – dodała z uśmiechem i uniosła kieliszek, aby upić kolejny łyk wina.
Ale pytanie Mickeya zdawało się być bardziej interesujące.
Przełożyła więc kieliszek do drugiej ręki, następnie objęła Ślizgona w pasie, przyciągając nieco do siebie.
— Właśnie zachwycił mnie pewien przepiękny i romantyczny obrazek, którego zarazem się nie spodziewałam. – Dłonią z kieliszkiem wskazała nieco na środek komnaty. – Mój, hm, kolega – ton widocznie sugerował, że ów kolega zwykłym kolegą wcale nie był – i Twoja eks. Przyznam, że tego nie spodziewałam się zupełnie, ale, cazzo, chyba lecą iskry – rzuciła nieco żartobliwie.
Dopiero po chwili dotarło do niej, że Mickey może poczuć się jakoś bardziej dotknięty. Cóż, rozstali się z Kaią, wiedziała o tym, widziała, że rozstanie to znosi całkiem nieźle, ale… Złamane serduszka czasami nie goją się tak szybko, jakby się pragnęło.
— W dormitorium mam kilka dodatkowych butelek, jeśli nam dobrze wejdzie – dodała z uśmiechem, chociaż widziała już, że Cavingtona alkohol zaczynał powoli brać.
Może w praktyce zostawi te kilka butelek na kilka kolejnych okazji…
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 lat |
ubogi |
Bi |
Pióra: 240
I tak za późno pojawiała się na imprezie, ale trzeba było pokazać się z godnym, pańskim spóźnieniem, jak i... No, poczekać aż April się wybierze. Przynajmniej nikogo nie dziwiło, że odwaliła się co najmniej jak na galę rozdania nagród czy cokolwiek podobnego, bo w wolnym czasie nie przegapiała żadnej okazji by wyglądać jak chodzące setki galeonów. Dzisiaj wyglądała po prostu elegancko w swojej beżowej sukience i wężowej kamizelce. Ba, nawet miała torebkę do kompletu!
Tym razem nie była tu jednak tylko po to żeby oślepić wszystkich swoim blaskiem piękna i perfekcji, jak sama w każdym razie określała. Tym razem miała cel by to April rozluźniła się i pobawiłą trochę. Nie chodziło jej naturalnie wcale o taką samą formę zabawy, jaką sama zwykle przyjmowała. Seks, flirt, owijanie sobie ludzi wokół palca - to była jej domena. April miała zwyczajnie się odprężyć i odrobinę chociaż wszystkiego nie nadinterpretować. Potańczyć, pośmiać się, nie zerkać ciągle na chodzące za nią demony. To miał być jej wieczór.
Nie zmieniało to faktu, że weszła do środka jakby to była jej impreza, z dumnie uniesioną brodą i niemal zuchwałym spojrzeniem świadczącym jakoby sądziła, że wszyscy do niej należą. Może po części tak było... Skierowała się z Krukonką od razu ku stołom z alkoholami, stukając szpilkami rytmicznie.
- Powtórzę po raz setny, wiem, ale... - Zaczęła, nalewając sobie i April po połowie kubeczka whisky i zalewając całość czymkolwiek smacznym w połączeniu, by dać jej zaraz jedną z mikstur szczęścia. - Dziś się bawisz, nie myślisz o niczym negatywnym, a ja się tobą opiekuję. Nie chcę widzieć trwogi na twojej buzi, dobra?
Może brzmiała nieco surowo, jak zwykle prawie zawsze, ale April mogła wiedzieć po tym czasie, że to jej zwyczajny ton, a wszystko, co jej mowiła, wynikało z troski i miłości, a nie jakiegokolwiek negatywnego nastawienia wobec niej. Uwielbiała ją! Mimo że tak się różniły od siebie, ich przyjaźń była dla Heather cholernie ważna i choć wcale nie starała się April zmieniać na siłę, faktycznie też sądziła, że mogłaby nieco wyluzować. Nawet jeśli za takie samo twierdzenie ze strony Ethana niemal go zagryzła.
Gryffindor |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 82
Zaśmiała się na kolejne jawne wyłudzenie. O nie, jak mogła nie pomyśleć, że w tym momencie dała mu do ręki broń? I to taką, od której sama zginie! Chociaż może…
Może to będzie coś przyjemnego dla nich obojga…
— Teraz mam dylemat – stwierdziła jakby z lekkim zamyśleniem. – Mogłabym Cię przekupić, żebyś nie był… Ale to będzie znaczyło, że w przyszłości będziesz wyłudzał jeszcze bardziej – mruknęła z lekkim rozbawieniem, trącając ponownie nosem jego nosek.
Jednak jego pytanie sprawiło, że uciekła na moment spojrzeniem. Z delikatnym uśmiechem błąkającym się na ustach, włosy, które zdążyły już odrobinę wrócić do brązowego koloru, ponownie nabrały różu pomiędzy kosmykami.
W których tematach jesteś „delikatna”?
Jak miała to wszystko nazwać? Jest w końcu delikatna, kiedy mówi o miłości. Ale czy mogła nazwać tak uczucie, które pojawiło się nagle, niespodziewanie, zaledwie przed chwilą – uczucie, którego doświadczyli oboje? Chyba nie. Zawsze miłość uważała za coś trwałego, pewnego i dojrzałego… A jak było w tym przypadku?
Czy naprawdę kochała Ethana?
— Myślę, że pewne rzeczy powinny zostać w sferze delikatności – stwierdziła w końcu, wracając spojrzeniem do twarzy Ethana. A potem przysunęła się bliżej, nosem przesuwając po powierzchni jego policzka, aby wyszeptać mu do ucha, łaskocząc ciepłym oddechem: - Jak chociażby uczucia.
Musnęła delikatnie wargami jego policzek, zanim ponownie odchyliła się, aby spojrzeć mu w oczy. Uśmiechnęła się do niego nieznacznie szerzej – choć dosłownie na ułamek sekundy, bo jej kolejny komentarz… chyba nie był dla Ethana przyjemny. A wcale nie taki miała zamiar, mówiąc o nim!
— To nasza pierwsza randka. Nie szalejmy tak, bo co nam zostanie na drugą? – spytała odrobinę zaczepnie, mając nadzieję, że Ethan podchwyci z powrotem jej humor. No bo nie chciała go w żaden sposób zranić ani urazić!
Zaraz jednak otworzyła usta jakby z odrobiną zdumienia, i pokręciła głową z uśmiechem.
— No pięknie. Próbujesz mnie zaciągnąć do łóżka już na pierwszej randce? Myślisz, że jestem taka łatwa? – uniosła brew z poszerzającym się szelmowskim uśmieszkiem.
A niech się tłumaczy!
Zaśmiała się cicho, a w jej śmiechu wybrzmiała odrobina nerwowości, kiedy opowiadał o dzisiejszym wieczorze z własnej perspektywy. Opuściła głowę, kiwając nią, ale z jej warg nie znikał uśmieszek.
No tak, miał rację. Przez cały wieczór powtarzała mu, że jest jej najlepszym przyjacielem, jakby miało być to pewnego rodzaju zaklęcie. W gruncie rzeczy to było raczej… coś w rodzaju bezpiecznego miejsca, w którym nie musiała podejmować ryzyka, że… że go straci przez coś, co sobie jedynie wyobraziła.
— No wiem. Wybacz – powiedziała ze szczerą skruchą w głosie. – Ale… bałam się, że sobie coś wyobraziłam, albo że tylko żartujesz, a ja to biorę na poważnie, bo coś we mnie nagle trafiło i… z jakiegoś względu dziwnie mnie do Ciebie ciągnęło. Bałam się, że jeśli zrobię chociaż jeden krok naprzód, stracę Cię.
Jej oczy błyszczały szczerym przejęciem i wręcz niemą prośbą mówiącą nie zostawiaj mnie. Nigdy nie czuła w sobie jakiegoś większego lęku przed odrzuceniem, ale w chwili, kiedy na szali położona była cała relacja z wieloletnim, cóż, przyjacielem…
— Zależy mi na Tobie, Ethan – szepnęła w końcu, jakby zdradzała mu tajemnicę zbyt intymną, aby mogła być wypowiedziana głośniej.
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 155
Uniósł brwi udając wielce urażonego.
- Ja? Serio? Kiedykolwiek cokolwiek od ciebie wyłudzałem? Coraz bardziej podpadasz!
A choć naprawdę starał się wyglądać na obrażonego, zaraz pochylił się, by ponownie złożyć pocałunek na jej ustach. Następnie uniósł brodę wysoko, niemal triumfalnie.
- Widzisz? Bezinteresowność. Ja mogę dawać ci co chcesz i kiedy chcesz!
A teraz proszę dawać wyłudzać od siebie czułości. I pochwały. I wszystko, co dobre!
Zaraz z jakiegoś powodu nie spodziewał się jej szeptu. Sądził, że zbliżyła się tylko aby móc się przytulić, jednak nagle poczuł przyjemny, choć niespodziewany dreszcz, na który na moment odwrócił głowę z cichym westchnieniem. Kto by pomyślał, że zwykły szept i to ze strony Kai może mieć na niego taki wpływ.
- Jeśli to oznacza, że będziesz tak do mnie mówić, niech zostają...
Może wolałby, aby mówiła jak najwięcej o tym, co chodziło jej po głowie, jednak faktycznie były pewne rzeczy, które skupiały jego uwagę... Jak chociażby ten przyjemny szept.
Zaraz przekrzywił głowę, już starając się zlepić zgrabną odpowiedź. Czy twierdził, że była łatwa? No nie. A przynajmniej absolutnie nic mu o tym nie wiadomo. Za to on? On był. I był o krok od powiedzenia tego na głos, kiedy jednak uznał, że to również jej nie ucieszy i nie będzie dla niej zbyt wielkim komplementem... To inaczej.
- Nie, myślę, że jestem tak uroczy - spróbował zgrabnie wybrnąć.
Oczywiście siłą nie miał zamiaru jej ciągnąć, ale na ten moment myśl spędzenia wspólnie całej nocy była niesamowicie kusząca. Ale jeśli będzie musiał czekać, poczeka...
Słuchając jej kolejnych słów, nie mógł oprzeć się wrażeniu, że nie mówiła o strachu dnia dzisiejszego, a o czymś co trwało dłużej. Tak naprawdę nie powiedziała nic, co mogłoby to sugerować, jednak na ten moment był niemal pewien, że Kaia tłumiła w sobie coś do dziś.
Przez chwilę nie wiedział też, co powiedzieć, bo... Cóż, w gruncie rzeczy to były żarty. Nie planował flirtować na poważnie, ale jakoś wszystko poszło do słowa do słowa. Tak naprawdę starał się ją rozbawić i nie zauważył nawet, w którym momencie jego słowa nabrały większego znaczeni - ale nabrały!
- Ej, nie, halo, masz się cieszyć - upomniał ją wreszcie pospiesznie, kładąc dłonie na jej policzkach i naciskając na nie lekko aż była zmuszona zrobić z ust dziubek. - Mi też na tobie zależy, ale nie patrz tak na mnie. Nie stracisz mnie, nie myśl za dużo, miałaś dziś się dobrze bawić.
Nie chciał tu też zachodzić o krok za daleko, ale przecież nawet jeśli mieliby stworzyć coś na dłużej i to coś ostatecznie by nie wyszło, to nie znaczy, że jakkolwiek by się wycofał... Tak samo było z Aurorą. Byli razem, było dobrze, a potem coś nie wychodziło i może gniewali się na siebie jakiś czas, ale ostatecznie udawało im się to rozchodzić.
Ethan na pewno nie podzielał tu jej obaw. Przynajmniej na razie. Na ten moment wszystko było proste, spontaniczne i... Może tylko trochę zobowiązujące. Tylko dlatego, że chodziło właśnie o nią.
Gryffindor |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 82
Roześmiała się na widok jego groźnej, wielce urażonej miny, gdy oburzał się na jakże wielkie pomówienia. Tak, właśnie, pomówienia…
Tylko jej śmiech dość szybko zastygł na wargach, kiedy złożył na jej ustach słodki pocałunek. Przymknęła nawet powieki, a potem jej wargi rozjaśnił delikatny uśmiech. Cholera, nigdy by nie pomyślała, że kiedykolwiek będzie całowała się z Ethanem, a co lepsze – że będzie jej się to tak bardzo podobać.
Może nawet by mu to powiedziała, ale wtedy sam pod nos podetknął jej broń!
— Och? – uniosła brwi jakby w wyrazie lekkiej wyniosłości. – W takim razie poproszę szarlotkę z lodami i sok pomarańczowy.
Oczywiście, nie było w okolicy żadnej szarlotki, ani tym bardziej lodów – może sok pomarańczowy by się trafił – nawet nie miała na to ochoty, ale skoro już składał takie deklaracje, niech się liczy ze wszystkimi konsekwencjami!
— Ach, i jeszcze marcepan. Nie zapomnij o marcepanie.
Dostrzegła, jak zareagował na jej szept. I sprawiło jej to ogromną przyjemność, szczególnie, gdy usłyszała jego cichutkie westchnienie. Zresztą, nawet nie zamierzał się kryć z tym, że mu się podobało!
Z czułością przeczesała jego włosy, nim ponownie wróciła spojrzeniem do jego oczu.
— Jeszcze wszystko przed nami – mruknęła i puściła do niego oczko, co było niemą formą obietnicy, że otóż zamierzała właśnie tak z nim rozmawiać.
Zaśmiała się jedynie na odpowiedź. Cóż, był uroczy, to prawda, widziała to (teraz chyba nawet lepiej), doceniała, ale to nadal było trochę za mało, aby spędzać z nim noc w jednym łóżku.
— Jesteś – odparła słodko. – Ale jak już wyląduję w Twoim łóżku, to ze względu na coś więcej niż Twój urok osobisty.
Na pewno przydatna będzie wiedza, czy i jak bardzo go kocha. I co czuje on. Kiedy już będzie bardziej pewna… wszystkiego. Na razie wszystko wydawało jej się nowe i tylko czekające na odkrycie, nazwanie.
A pierwszym, co na nich czekało, to rozmowa o tym, co będzie dalej. Chociaż zdawało jej się, że oboje patrzyli w tym samym kierunku i pragnęli tego samego. Chyba dzięki tej świadomości, albo iluzji, którą sama sobie wymyśliła, czuła się tak cudownie.
Zamrugała pospiesznie, kiedy poczuła jego dłonie na policzkach, a potem przymknęła oczy, dusząc w sobie śmiech, kiedy zrobił jej ust słodki dzióbek. W ogóle to wszystko źle zrozumiał!
Uniosła dłonie, aby zabrać jego ręce od swojej twarzy, a kiedy już opadły, splotła ze sobą ich palce.
— Cieszę się. Jestem naprawdę szczęśliwa, Ethan – powiedziała mu w końcu. Może nie był to dziki entuzjazm i szalone pomysły nie wpadały jej do głowy, ale… tak, naprawdę czuła się szczęśliwa. – Ale mimo wszystko mam całą masę wątpliwości i rzeczy, których się boję.
Opuściła na moment głowę. Na początku myślała, że wywlekanie tego teraz może tylko zniszczyć im wieczór, ale… może wcale nie? Może powinni faktycznie porozmawiać? O tym, co czują, o ich wątpliwościach, o… wszystkim w zasadzie.
— Myślę, że w moim śnie znalazło się miejsce na szczerą rozmowę. I myślę, że bardzo nam pomogła.
Przystąpiła o krok, aby objąć go delikatnie i wtulić się w niego – tak, jak jeszcze nigdy do niego się nie przytulała. Zamknęła oczy i odetchnęła głęboko. Ta bliskość przyniosła jej nieoczekiwany spokój. Czuła się naprawdę dobrze. Bezpiecznie.
— I myślę, że to chwila, aby uciec stąd przed wszystkimi – dodała, zadzierając delikatnie głowę, aby móc spojrzeć na jego twarz. – Jak myślisz, Ethan?
Gryffindor |
25% |
Klasa V |
15 |
średni |
Homo |
Pióra: 28
Nie było sensu wracać do przeszłych wydarzeń i jakichś niemiłych konfrontacji. Dzieliły razem dormitorium, wielokrotnie na lekcjach siedziały razem w ławce, widywały się nie tylko na posiłkach w Wielkiej Sali. Po co niechęć i jakieś obrażanie się? Życie zdecydowanie jest za krótkie na takie uciekanie od siebie, tym bardziej biorąc pod uwagę jak fajnie im się dogadywało i razem spędzało czas na początku nauki w Hogwarcie.
A impreza zdawała się doskonałą okazją, żeby ocieplić stosunki, odsunąć przeszłe spory w niepamięć i po prostu może zacząć normalnie rozmawiać, śmiać się, kolegować?
Uśmiechnęła się zachęcająco do Amity i poruszyła ramionami w nieco przerysowanych podrygach do rytmu muzyki. Miała nadzieję przynajmniej odrobinę ją rozbawić, jeśli nie samym tańcem, to jakimiś drobnymi wygłupami. Ku jej zadowoleniu koleżanka po chwili zgodziła się (nie bez wahania, ale jednak!) i dała zaprowadzić na parkiet. Emma zatrzymała się gdzieś bliżej skraju, gdzie nie było przesadnie tłumnie, żeby Amity nie czuła się przytłoczona nadmiarem osób dookoła. I pierwsze co zrobiła, to ponownie uniosła rękę dziewczyny, żeby okręcić ją wokół własnej osi. Nawet jeśli wciąż trochę sztywno, to nic nie szkodzi! Za moment i ona sama okręciła się zgrabnie, po czym złapała drugą rękę Gryfonki i przyciągnęła nieco bliżej siebie.
- Popłyń z muzyką, nie myśl o niej, po prostu poczuj! - Z szerokim uśmiechem na ustach oparła obydwie dłonie na jej biodrach, żeby wprawić je w podobny ruch, co swoje własne, sugerując w ten sposób Amity rozluźnienie i poddanie się instynktowi, który z pewnością miała! Za moment uniosła ręce i wyrzuciła w górę w entuzjastycznym poddaniu się rytmowi dość skocznego utworu, jaki akurat leciał.
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 155
Milczał przez chwilę patrząc na Kaię niemal z niedowierzaniem. Zaraz pokręcił nieznacznie głową, nie spuszczając z niej wzroku.
- Wiesz, mam z tym dwa problemy... Po pierwsze, na informację, że możesz mieć co chcesz, ty chcesz szarlotkę, lody i sok? Ze wszystkiego, co mogłabyś chcieć? - zamilkł ledwie na trzy sekundy, dzieląc w ten sposób swoją wypowiedź na dwa punkty. - Do tego, powiedziałem, że mogę to robić. Nie muszę! Ale co powiesz na...
Ponownie zamilkł, by rozejrzeć się nieznacznie.
- Ciastko z... Ze schłodzonym... - uniósł lekko brwi, szukając w sobie kreatywności. - Whisky jest dosyć pomarańczowe...
Następnie wrócił do niej wzrokiem.
- Albo czekasz aż do Hogsmeade..
W końcu spotkanie, które jej obiecał nagle najpewniej też zmieni się w randkę... Tam może nawet znajdą szarlotkę, lody i sok. I może marcepan.
Ich relacja nie tylko zmieniła się szybko i niespodziewanie, ale również powoli nabierała kształtu, kiedy pomimo braku poważnych rozmów, dosyć luźno deklarowali sobie pewne rzeczy na przyszłość, co Ethana osobiście nastrajało coraz bardziej optymistycznie do tej zmiany - a i tak przecież startowali z optymizmu!
Zastanowił się chwilę po jej odpowiedzi, która jasno sugerowała, że dzisiejsze spotkanie nie zakończy się w łóżku. Szkoda, ale przecież nie będzie jej przymuszał.
- To znaczy, że muszę popisać się jeszcze intelektem... Hojnością w szarlotki? Romantyzmem... No dobra, tylko daj mi trochę czasu - pokiwał głową, godząc się wyraźnie ze swoim losem.
Przecież mimo wszystko nie każda pierwsza randka kończyła się w łóżku, nawet jeśli on nie miałby nic przeciwko.
W końcu opuścił ręce, zdejmując dłonie z jej policzków, za jej ruchem.
Wątpliwości, strach, rozmowa... Wszystko to brzmiało strasznie poważnie. To znaczy, był oczywiście gotów na rozmowę, ale nie widział tu za dużo miejsca na wątpliwości, czy strach. On był spontaniczny w tym uczuciu, w tej chwili i raczej chciał zobaczyć, co będzie. Ale skoro chciała szczerej rozmowy... Miał tylko nadzieję, że nie będzie zbyt obciążająca.
Zamiast jakiegokolwiek komentarza, objął ją, gdy postanowiła się wtulić i pojedynczym ruchem ręki przeczesał jej włosy palcami. Nie musiał jednak długo czekać na wezwanie do ucieczki, na co ponownie uśmiechnął się do niej, po czym pocałował ją w czoło, odsunął się i chwycił ją za rękę, by zaraz wspólnie zebrać prowiant, a następnie udać się w jakieś miejsce, skąd mogliby mieć dobry widok na gwiazdy.
z/t Kaia i Ethan
Gryffindor |
25% |
Klasa VI |
16 lat |
b. ubogi |
? |
Pióra: 108
Po prostu nie tak miało potoczyć się to wszystko, ale Valerian ani nie miał ochoty, ani szczególnych możliwości, by ratować sytuację. Pozostawało tylko usunąć się w odpowiednim ku temu momencie... Szczerze mówiąc nawet nie miał ochoty opuszczać imprezy tak ogólnie. Jedzenie, alkohol oraz muzyka były w porządku. Brakowało tylko towarzystwa. Prócz Alexa, oczywiście, ale on był osobą na wiele sposobów skomplikowaną.
Tak czy inaczej, nie było tu wyjścia idealnego. Gdyby był zmuszony do zostania, był skazany wręcz na sztywną atmosferę przy wkurwionym Alexie - a i tak ta atmosfera to najlepsze, co mogło go przy nim spotkać w takim humorze. Z drugiej strony powrót do dormitorium o tej porze był zwyczajnie słaby. Niemniej gdy tylko Dickman warknął w jego kierunku, chociaż się skrzywił, kiwnął również głową.
- Jasne - mruknął cicho nieszczególnie zachwycony daną mu możliwością.
Po prostu miało wyjść inaczej. A jednak był też przyzwyczajony do tego, że imprezy różnego rodzaju są po prostu zawodem. Hell, był przecież Blackwoodem! U nich nawet gwiazdka była co roku... Cóż, specjalna.
Nie czekał długo, nim oddalił się w stronę wyjścia, po czym skierował się smętnie w kierunku Pokoju Wspólnego.
z/t
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 111
Wcale nie wybierała się na imprezę. A w każdym razie nie zamierzała się wybrać, dopóki Heather nie zagrała karta najlepszej przyjaciółki i po prostu stwierdziła, że April idzie i koniec. Nie zakładała, żeby miała dobrze się bawić w tłumie uczniów lubiących imprezy, bo sama takim typem zdecydowanie nie była, ale właściwie bez marudzenia uznała, że potowarzyszy Hatheway. Znając ją, to pewnie i tak szybko znajdzie sobie towarzystwo kogoś, z kim spędzi resztę nocy, a wtedy Kingsley będzie miała okazję wymknąć się i wrócić do pokoju.
Niechęć do imprezy wcale nie oznaczała, że nie przyłoży się do wyglądania najlepiej, jak tylko mogła! Może w przeciwieństwie do Gryfonki nie jak na rozdanie oskarów, ale mimo wszystko mniej codziennie. Ostatecznie postawiła na sukienkę z kwiatowym motywem i szerokim kołnierzem odsłaniającym ramiona, z falbaną podkreślającą jej krój, przewiązywaną w pasie. Do tego dobrała zwykłe, czarne balerinki bez obcasa pasujące do czarnej torebki z magicznie powiększonym wnętrzem, żeby móc zmieścić w nią różdżkę i kilka niezbędnych kosmetyków. Najwięcej czasu i uwagi poświęciła fryzurze, splatając długie rude włosy w dwa kłosy opadające na ramiona. Celowo wybrała tak bardzo letni wygląd, żeby ostatecznie pożegnać wakacje i skupić się na nadchodzącym roku.
Po mistrzowsku udało jej się zignorować przytyki Vatesa, który zdawał się być niewzruszony jej brakiem zainteresowania i bez przerwy komentował niemal każdy krok. Również ten wykonany fizycznie na spotkanie z Heather i później do wybranej na imprezę sali.
Nie omieszkała po raz n-ty przypomnieć przyjaciółce, że niekoniecznie jest imprezowym typem i pewnie będzie ją tylko niepotrzebnie hamować, ale dzisiaj do Hatheway wyraźnie to nie docierało. Albo faktycznie postawiła sobie za punkt honoru rozwianie wyjątkowo głębokich lęków April z początku tego roku.
Weszła do sali, chowając się nieco w cieniu Gryfonki. Celowo! Było to o tyle łatwe, że blondynka zawsze zwracała na siebie większość uwagi i podświadomie dążyła do bycia najjaśniejszą gwiazdą na firmamencie społeczności szkolnej. Chwała jej za to, dzięki temu Kingsley przemykała w większości niezauważona i nie musiała zmagać się z nadmiarem kontaktów międzyludzkich, komentowanych od razu przez Vatesa.
- No dobrze, dobrze. Dam szansę imprezie. Ale jak znajdziesz kogoś dużo bardziej interesującego, to masz się na mnie nie oglądać, jasne? - Uśmiechnęła się właściwie z wdzięcznością, że miała ją przy sobie. Przez "kogoś bardziej interesującego" oczywiście miała na myśli Noah. Jakoś nie podejrzewała zobaczyć go na takim spędzie, bo nie był typem imprezowicza, na dodatek wyglądał dzisiaj na wyjątkowo zmęczonego, ale też zdążyła zauważyć, że tych dwoje ciągnie do siebie jakaś niewyobrażalna siła i potrafią znaleźć się obok siebie w mgnieniu oka.
Przyjęła podany kubeczek z odrobiną trwogi. Nie przepadała za smakiem alkoholu, dlatego też właściwie nigdy nie piła. Tym bardziej tych mocnych trunków. Ale nie zamierzała sprawić Heather przykrości i westchnąwszy na dodanie sobie odwagi, upiła mały łyk.
Cudem nie wypluła, bo nie spodziewała się takiego palenia w język i gardło. Za to zakaszlała kilkakrotnie, jak totalny żółtodziób, którym z resztą była.
- Matko i córko, Heather, chcesz żebym się bawiła, czy dezynfekowała sobie żołądek? Prawie wypaliło mi dziurę w podniebieniu. - Nie mówiła tego w gniewie, raczej w zdumieniu jak można pić tak mocne rzeczy na potęgę!
Choć potrzeba było nieco więcej, by Amity się zaśmiała, uśmiechnęła się nieco szerzej na zabawny ruch ramionami Emmy, który najwyraźniej miał ją trochę rozruszać. Na pewno nie miało być to też takie proste, ale zdaje się, że podobało jej się ta uwaga, jaką koleżanka postanowiła jej poświęcić. Oczywiście przed ich kłótnią rozmawiały i w jakimś stopniu spędzały wspólnie czas - choćby ze względu na dzielone dormitorium - ale to przecież nie to samo. Tutaj mimo panującej między nimi niezgody (a może Amity tylko ją wyolbrzymiła?), Emma zdecydowała się podejść i zaproponować wspólny taniec i... Ojej, zdaje się, że to po prostu znaczyło więcej, niż mogłaby się spodziewać sama Llewellyn. I nawet w tej chwili nie podejrzewała, jak daleko miały zajść jej myśli po całym wydarzeniu.
Kolejny raz okręciła się bardziej swobodnie. Przede wszystkim wiedziała już, że Emma może tego od niej oczekiwać! W dodatku okazało się to dużo prostsze niż rzecz, która czekała ją po chwili.
Gdy druga Gryfonka ułożyła dłonie na jej biodrach, może i nie miała nic przeciwko, ale została z własnnymi rękoma uniesionymi lekko pomiędzy nimi. Bo co miałaby z nimi zrobić? Również ułożyć je na biodrach koleżanki? Objąć ją jakoś? Tak się tańczyło, ale czy one miały tak tańczyć? Na krótki moment ponownie zalała ją niezręczność sytuacji, choć szczerze dawała z siebie wszystko, aby tego nie okazać oraz wypaść przed Emmą jak najlepiej, bo... No bo tak. To po prostu miało w tym momencie sens, a nie zdążyła tego przeanalizować.
Instynkt jednak nie pomagał Amity tak bardzo, jak by tego chciała. Tańczyła wiele razy, ale otoczenie, sytuacja i towarzystwo było zupełnie inne! Nie potrafiła nawet tego wyjaśnić, ale tu było inaczej.
A jednak gdy Emma wyrzuciła ręce do góry, była zmuszona do samodzielnego wykrzesania z siebie minimum ruchu i faktycznie zaczęła nieco kiwać się na boki do rytmu.
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 lat |
ubogi |
Bi |
Pióra: 240
Nie umykało Heather, że April jakoś tak... Często trochę chowała się za nią. Nie przeszkadzało jej to póki Krukonka czuła się z tym w porządku, jednak jakoś ciężko jej było w to uwierzyć. Znała ją dość dobrze by widzieć kiedy nie czuła się komfortowo, czyli w sumie w większości sytuacji gdy otaczało ich nieco więcej osób. I to nie tak, że jej nie akceptowała, kochała ją taką, ale bardzo chciała przy tym dla niej dobrze. Chciała żeby się czasem chociaż rozluźniła, odetchnęła, nie myślała o klątwie, jaka na niej spoczywała.
W sumie jak się zastanowić, widać przyciągała osoby z klątwami. Dwie jej najbliższe miały z tym problem, przynajmniej Ethan chyba nic w sobie nie miał. Albo nie wiedziała o tym, odpukać. Pascal był z kolei zbyt... Niewinny, mimo wszystko, by podejrzewać go o wszelkie ciemne drugie oblicze.
- Znajduję codziennie, dzisiaj jest dla ciebie. Kocham cię, a ty nie myśl za dużo, hm? - Nachyliła się lekko, żeby jej ściszony głos usłyszały na pewno tylko one dwie. - I zupełnie ignoruj tego błazna co za tobą łazi, ten jeden raz mógłby sobie pójść do innego pokoju.
Wyprostowała się, upijając spory łyk alkoholu i krzywiąc się tylko lekko, niemal z gracją, jak zawsze gdy robiła cokolwiek. Jej zdaniem tak nie było, bo nie wypadało tak mówić, aczkolwiek faktycznie każdy jej gest zdawał się jakiś taki... Przemyślany. Jakby odruch bezwarunkowy u niej wymarł niemalże.
Wodziła sobie wzrokiem po imprezie, a jej wzrok powoli mierzył i ważył kolejne osoby, jakie widziała. Dopiero przy pewnej blondynce, której jakoś do tej pory nie kojarzyła, zatrzymała się z pewnym zainteresowaniem. Była bardziej niż zaintrygowana z każdą chwilą, jako że Ślizgoni zwykle zdawali się... Inni, po prostu. Inni niż ona, i może dlatego jej wartość w oczach Gryfonki wzrosła. Jednak zaraz April wybiła ją z zamyślenia, przy czym skupiła na sobie jej wzrok ponownie.
- Oh nie dramatyzuj, tylko pierwszy jest taki. Dezynfekujesz złe myśli, tak sobie mów. Kolejne będę ci robiła pitne, ale pierwszy zawsze musi dawać kopa. Inaczej zanim coś poczujesz, wychlasz wszystkie soki i będziesz tylko sikać co pięć minut. Impreza w kiblu to słaba sprawa.
Chyba że w innym celu, ale akurat tu Heather gardziła chodzeniem na czułości do łazienki. To obrzydliwe, ludzie tam się wypróżniają, a nie uprawiają seks. Nie była desperatką! Jeśli już miała gdzieś z kimś iść, to w sensowne miejsce. Na szczęście spotykała się z osobami, które to rozumiały bez wykładu na ten temat.
Spojrzała na dziwne rzeczy, jakie robiła pewna grupka, widać świetnie bawiąc się w... Całowanie czyjegoś tyłka? Skrzywiła się lekko.
- Wiesz, czasem zastanawiam się czy ludzie wiedzą, że nie jesteśmy zwierzętami. - Powiedziała krytycznie, patrząc biernie na... Wszystko.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 111
To nie tak, że źle jej było chować się w cieniu Heather. Skąd! Bardzo cieszyło ją, że to przyjaciółka zbiera całą albo przynajmniej większość uwagi otoczenia, bo dzięki temu April nie czuła się przytłoczona, obserwowana, oceniana. Okej, nadal się tak czuła, ale nie w takim stopniu. Sama nie wybrałaby się na imprezę, bo obawiała się wzbudzić za duże zainteresowanie już na wejściu - nawet jeśli wcale nie przełożyłoby sięto na rzeczywistość. Z Heather czuła się bezpieczna, naprawdę.
Przewróciła odrobinę oczami i uśmiechnęła nieco szerzej, nie czując się ani trochę obrażona, kiedy Gryfonka przyznała do znajdowania co dzień kogoś ciekawszego niż Kingsley. Nie była wcale o to zazdrosna, ileż razy sama zagrzewała ją do wielu spotkań, szczególnie z Noah, bo chociaż miała na tego chłopaka tak niewyobrażalnie wielkiego krasza, to nie potrafiła choćby porozmawiać z nim bez nerwów. Więc żyła bardzo mocno tym układem przyjaciółki ze swoim obiektem westchnień, bo to prawie tak, jakby sama mogła tego doświadczyć.
Nie ważne.
Dopowiedziane szeptem słowa sprawiły, że April zrobiło się cieplej na sercu. Jakoś tak dobrze jej było, że ktoś wie o istnieniu Vatesa i nie ocenia, nie nazywa jej dziecinną za posiadanie “wymyślonego przyjaciela”, ani wariatką za gadanie w przestrzeń. Co nie znaczyło, że sam Vates taki stan lubił. Wręcz nie znosił Heather, wiec nie puszczał takich tekstów bez komentarza.
Sama sobie wyjdź do innego pokoju, córo Koryntu. Może znajdziesz tam jakiegoś napaleńca, bo po to tu pewnie i tak przyszłaś, a nie dla dobra April.
Stał tuż przy samej Gryfonce, niemal sycząc jej do ucha. Tylko że nie mogła go słyszeć. Kingsley niestety tak i w zawstydzeniu za jego słowa, aż napiła się kolejnego, zdecydowanie zbyt dużego łyka drinka. Musiała jakoś zalać to uczucie niesmaku wobec wytworu własnej głowy. Aż zmrużyła oczy, starając się dzielnie znieść palący smak alkoholu, po czym spojrzała kontrolnie do wnętrza kubeczka, jakby już nie mogła doczekać się dna.
- Dezynfekuję myśli, okej, ale przy okazji nie chcę aplikować o płukanie żołądka. - Czy to słowa Heather, czy wciąż uczucie zażenowania, coś jednak sprawiło, że zaraz znowu się napiła, nadając samej sobie chyba za szybkie tempo. Tylko że nawet tego nie wiedziała, bo jak dotychczas zdarzyło jej się jakiś alkohol pić, to w ilościach śladowych, ledwo wyczuwalnych i generalnie nawet niekoniecznie dawało to wtedy efekt.
spojrzała za wzrokiem Heather, kiedy usłyszała komentarz o zwierzętach. Nie miała okazji zauważyć samej akcji całowania tyłka, jedynie trafiła na jakaś reprymendę. A w innym miejscu śmiechy. Tam znowu tańce, sprzeczki, inne osoby pochłaniające przekąski…
- Technicznie rzecz biorąc to też jesteśmy zwierzętami, a jedyne co nas od nich różni to rozwinięta mowa, sumienie i kciuk przeciwstawny pozwalający na… - Widząc spojrzenie, jakie pewnie otrzymała od Heather na swoje naukowe wywody na imprezie, zamilkła. Nawet zagryzła na moment wargi i kiwnęła głową na zgodę, że to nie czas i miejsce.
- Okej, będę potrzebować więcej tego, jeśli mam wyłączyć codzienną April - Uniosła odrobinę kubeczek, żeby podkreślić czego będzie potrzebować. I nawet napiła się kolejnego, niewielkiego łyka. W sumie połowę drinka zdążyła już wypić.
Slytherin |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
? |
Pióra: 78
W rozbawieniu przewrócił oczami na słowa Bianci. A ta od razu o tym, że Miki miałby z Alice chodzić! Najpierw może niech się poznają? Niech się okaże, czy w ogóle jest jakaś chemia? Potencjał na coś więcej niż “randka” i, cóż, cokolwiek więcej na choćby jedną noc?
- Byle ten twój stylista nie wymagał zmywania różowego pasemka, wygląda całkiem uroczo. I oryginalnie. - Może gdzieś w podświadomości ten kolor połączył z pewnymi wydarzeniami z maja tego roku, ale informacja ta nie dotarła do świadomości, skutecznie blokowana alkoholem i rozpychającym się ego. Może to i lepiej. Chociaż pewnie i tak niewiele by sobie z tego zrobił.
Uniósł brwi i uśmiechnął się rozbawiony, jak Bianca przyciągnęła go bliżej siebie tak bez jakichkolwiek ogródek.
- Oho, aż tak tęskniłaś przez te kilka minut, że nie możesz znieść tego ogromnego dystansu między nami? - Poruszył jednokrotnie brwiami i dopiero spojrzał we wskazanym przez Gryfonkę kierunku. Zanim jednak skupił wzrok na konkretnym celu, przemierzył wzrokiem tłumek zebranych po drodze. Ale na wspomnienie o jego eks od razu odnalazł podmiot uwagi koleżanki. Nawet krótko parsknął śmiechem, zaraz jednak powstrzymując kolejny pchający się już na usta. Przygryzł na moment wargi, czując właściwie… no, nieopisane rozbawienie. Czy go to zabolało? O dziwno nie. Owszem, fajnie mu było z Kaią tak długo, jak trwało, ale jak się skończyło… żadne z nich nie schowało dumy w buty żeby spróbować związek uratować i jakoś tak z czasem… rozeszło się po kościach. Najwyraźniej sama Kaia nie rozchodziła tego jeszcze, a przynajmniej jeszcze godzinę temu wciąż wylewała na niego jad. A teraz… Miał ochotę się roześmiać i nawet podejść tam i coś jej powiedzieć, ale w zamian pochylił nieco głowę w stronę Bianci, wciąż obserwując ten romantyczny obrazek
- Czyli jednak moje podejrzenia i, hm, obawy okazały się ostatecznie bardzo podstawne. No wiesz, poniekąd to też trochę o niego się pokłóciliśmy. Wielka awantura wielkiego upadku wielkiej miłości. - Pokręcił lekko głową, śmiejąc się przez nos, po czym spojrzał na swój kieliszek i na raz wychylił jego zawartość.
No dobrze, może tak odrobinkę zrobiło mu się przykro. Ale wino bardzo szybko i skutecznie zmył to uczucie i Mickey już z uśmiechem szukał butelki, która nadal przecież nie została opróżniona do końca.
- Jak tak dalej pójdzie, to na wakacje zrobię ci nalot na chatę i poimprezujemy w winnicy. Wtedy nie ma sensu otwierać butelek, bezpośrednio z beczki będziemy lać!
Gryffindor |
25% |
Klasa V |
15 |
średni |
Homo |
Pióra: 28
Ta niepewność Amity i taka jakaś osobliwa niewinność w jakiś sposób Emmę rozczuliły. Ona osobiście nie miała problemów z otwartością na tłumy, ale może to właśnie przez wzgląd na środowisko, w jakim się wychowała? W cyrku nie było miejsca na wstyd, w akrobacji powietrznej nie było miejsca na strach sceniczny. Wyzbyła się takich rzeczy szybciej, niż chyba nauczyła się czytać. Tylko jak mogła pokazać koleżance, że jak tylko wyjdzie poza strefę komfortu, to zacznie prawdziwe, emocjonujące życie?
W tej chwili muzyka przyszła jej bardzo z pomocą, bo z gramofonu zaczęła lecieć przyjemna, radosna salsa. A podstawowe kroki były tak łatwe, że Amity z pewnością je załapie! O ile już nie zna?
- Amity, znasz salsę? Ma bardzo proste kroki podstawowe, myślę że ci się spodoba. - Założyła sobie włosy za uszy, żeby nie zasłaniały jej widoku. - Liczymy na trzy, są trzy szybkie kroki i pauza na jeden takt. O tak. - Zademonstrowała koleżance kroki, po czym spojrzała na nią z uśmiechem. - Spróbuj tak jakby robić lustrzane odbicie moich kroków. Daj mi ręce, będzie troszkę łatwiej. - Chwyciła jej dłonie i złapała delikatnie, za same palce, jakby zaraz miała zacząć wywijać nią na parkiecie na lewo i prawo. Ale jedyne co to wykonując znowu kroki salsy, lekko poruszała rękami koleżanki, jakby tym sugerując gdzie powinna też iść noga. Chyba nawet nie robiła tego świadomie, a w zwykłym tancerskim odruchu.
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 87
Jego słowa sprawiły jedynie, że jej wargi zaczęły rozciągać się w szerokim, pełnym satysfakcji uśmiechu – może też odrobinkę pobłażliwym, jakim zazwyczaj rodzice raczą swoją pociechę, gdy ta zaczyna oglądać się za partnerami i interesować tymi bardziej dorosłymi sprawami…
— Mmm, widzę, że ktoś tu wpadł Ci w oko – rzuciła z odrobiną śmiechu słyszalną w głosie, i puściła mu oczko. – Nie martw się, zostawimy jej wszystko to, co Ci się w niej podoba.
Chociaż coś jej podpowiadało, że na jednej randce z dziewczyną może się skończyć, to przecież nikt nie zabraniał jej odrobinkę się z nim podroczyć… Tym bardziej, że oboje teraz byli samotni i potrzebujący opieki jakiegoś silnego, a na pewno pocieszycielskiego ramienia…
Uśmiechnęła się do niego szerzej, zalotnie, falując zabawnie brwiami.
— Nawet nie wiesz, jaka była to dla mnie katorga – rzuciła mu w odpowiedzi, bo, cóż, taka była prawda! Nawet jeśli ich znajomość opierała się na przyjaźni i niewinnym flircie, to i tak bardzo lubiła obecność Cavingtona. I teraz, tutaj, blisko, i generalnie w swoim życiu.
W zasadzie w momencie, kiedy Mickey zauważył obściskującą się w romantycznym uniesieniu parę, zaczęła odrobinkę, tycieńkę żałować, że mu jednak pokazała to, na co patrzyła. Ale cóż, ani nie była już tak do końca trzeźwa, ani nie pomyślała, że Cavington może chować urazę. Zdawał się beztroski, jak zawsze, i miała szczerą nadzieję, że w ten oto sposób nie popsuła im imprezy.
A jeśli nawet, to chyba oboje mieli dzięki temu więcej powodów do zapijania swoich frustracji…
Ale, na szczęście, na jego twarzyczce nie dostrzegła cienia bólu czy frustracji, a raczej… rozbawienie. Z ciekawością aż sama przysunęła się bliżej, żeby lepiej usłyszeć to, co miał jej do powiedzenia i… spojrzała na niego za moment z zaskoczeniem, a następnie ponownie na Ethana i Kairę.
Cóż, nie do końca znała szczegóły ich rozstania – chyba Mickey zbyt wiele jej o nim nie opowiadał, ale teraz to była kompletnie ciekawa! Czy jego ex już wtedy kręciła z Ethanem? Niemożliwe, trochę ją kojarzyła i zdawało jej się to do niej niepodobne… Ale czy ludzie nie udowadniali jej na każdym kroku, że są zdolni praktycznie do wszystkiego?
— Chyba muszę lepiej poznać tę historię, bo nie spodziewałam się, że będzie taka ciekawa – rzuciła, sama wychylając do końca wino ze swojego kieliszka, nim rzuciła okiem na Mickeya. – Ale chyba następnym razem, dzisiaj mieliśmy imprezować po całości – dodała, puszczając do niego oczko, a następnie, nucąc pod nosem osławione z dnia wczorajszego bella ciao zabrała mu kieliszek z dłoni i sama odwróciła się w stronę stołu, na którym… cholera, była pewna, że przyniosła jeszcze jedną butelkę. – Mickey, tu była jeszcze jedna butelka – dodała, nagle zmieniając ton na śmiertelną powagę. Przy okazji nieświadomie zignorowała zaproszenie się do jej domu w wakacje, chyba nawet nie była świadoma, że takie słowa padły. – Ktoś nam zajebał, kurwa, butelkę wina – dodała, jakby pierwszy komunikat nie wystarczył.
Dość nerwowo odwróciła się, aby spojrzeniem omieść raz jeszcze komnatę. Pierwsze, co przyszło jej na myśl, to ta mała blond siksa z różowym pasemkiem – ale pamiętała, że przed chwilą obserwowała ją jak wychodziła i… zmarszczyła lekko brwi, jakby miało jej to pomóc sobie przypomnieć, czy niosła w ręce wino. Miała wrażenie, że nie. A może jednak?
Rozejrzała się raz jeszcze, z narastającym wkurwieniem, jakby w desperackiej nadziei, że jednak znajdzie kogoś, kto jej zakosi wino, wpierdoli mu i odzyska trunek. Ale nie zauważyła nikogo takiego – możliwe że dlatego, że podniesione ciśnienie wymieszane z procentami rzucało się na jej koncentrację.
— Cazzo, co za zasrana szkoła złodziejów! – zaklęła może odrobinę za głośno, a potem z ostentacyjnym westchnięciem, rzuciła do Mickeya: - Poczekaj tutaj, mam w dormitorium jeszcze trochę zapasów. Wrócę z drugą butelką.
Szkoda jej było tego trunku, i to bardzo! Dobre wino było w końcu na miarę złota, no ale… najwidoczniej nie tylko ona o tym wiedziała.
Zostawiając kieliszki za sobą, bo w końcu zaraz i tak miała wrócić, przemaszerowała szybkim, sprężystym krokiem przez komnatę, aby ostatecznie ją opuścić i skierować się w stronę pokoju wspólnego Gryfonów.
z/t
Gryffindor |
0% |
Klasa VII |
17 |
b. ubogi |
|
Pióra: 27
Pozostawiony sam sobie (z własnego wyboru) i wkurwieniu, jakie bezustannie paliło, mógł zakotwiczyć się w jednym z rogów sali z widokiem na niemal wszystko. A na pewno na to, co chciał widzieć. Popalając fajkę i dopijając whisky, obserwował Sforzę niczym polujący ptak drapieżny wyczekujący odpowiedniego momentu na atak. Sam poniekąd sprowokował tę sytuację, zakładajac jak mogą potoczyć się wydarzenia, kiedy Gryfonka w końcu zauważy brak drugiej butelki wina. Gówniaki się nie myliły, napalił się na Biancę, bo… cóż, bo wiedział do czego jest zdolna, ładna z niej dupa i nie angażowała się emocjonalnie w tę znajomość. Alex zdecydowanie lubił jej ognisty temperament, porywczość i dominujący charakter. W wieu aspektach są podobni, więc to tylko za każdym razem dodawało pikanterii ich spotkań.
Jak tylko zauważył, że dziewczyna kieruje się do wyjścia z sali zupełnie sama, zostawiajac Cavingtona za sobą, podniósł się z krzesła, dopił resztę whiski i odstawił butelkę na najbliższy blat z cichym stuknięciem. Chwycił wcześniej zajebane przez Alice wino w dłoń, dopalił papierosa, peta wrzucił do pustym szkle po Ognistej i niespiesznie ruszył w kierunku wyjścia. Nie musiał się jakoś szczególnie przepychać przez tłum, bo tłum w dużym stopniu schodił mu z drogi.
Jak w końcu wypadł na korytarz, rozejrzał się na boki w poszukiwaniu Bianci. Długo szukać nie musiał, bo nie tylko usłyszał odgłos jej kroków w ciszy nocy, ale również zauważył zmierzająca w kierunku wejścia do wiezy Gryfonów. Podążył za nią na tyle szybkim krokiem, żeby dogonić ją zanim w ogóle zbliży się do portretu grubego babska pilnującego przejścia do Pokoju Wspólnego.
/zt
Czy znała salsę? W życiu nawet nie pomyślałaby nawet, że takie pytanie padnie w jej kierunku! Bynajmniej nie dlatego, że nie lubiła tańczyć. Lubiła! Tylko może... Inaczej? Bardziej swobodnie, czując muzykę i nie kierując się żadnymi zasadami - a więc przeciwnie do jej codziennego stylu życia, z drobnymi wyjątkami, kiedy uważała zasady za faktycznie absurdalne, lub co najmniej głupie i niepotrzebne.
Jednak tym razem nie zamierzała wyrażać swojego zdania na głos. Nie na temat tańca. Była gotowa podążać za instrukcjami koleżanki, jakby była to niesłychanie ważna lekcja.
Zamiast jakkolwiek skomentować, skinęła głową, aby zaraz w pełni skupić się na powtarzaniu ruchów Emmy, co okazało się nie być takie trudne... Co prawda cały czas patrzyła pod nogi, jakby obawiała się, że coś pomyli i wraz z tą pomyłką nadejdzie koniec świata, ale jej własna uwaga dawała jej pewne poczucie kontroli nad nową sytuacją, w dziwnie groźnym otoczeniu.
Dopiero gdy sądziła, że czuła ten taniec i poczuła się w nim pewnie, podniosła wzrok na koleżankę i nie wiedzieć czemu momentalnie się nią rozproszyła i postawiła nogę krzywo w kolejnym ruchu. Może nawet przewróciłaby się w tak głupi sposób, gdyby nie to, że szybko wysunęła jedną dłoń z jej ręki, by podeprzeć się na jej ramieniu.
- Aa... Erm... - zająknęła się na dobry początek. - Przepraszam, nie wiem czemu, to w sumie nie jest tak trudne.
Zamilkła na chwilę, patrząc ponownie na ich stopy, po czym zabrała rękę z jej ramienia i znów podniosła wzrok.
- Może to muzyka - zaczęła głupią, jak po chwili uznała, wymówką. - Znaczy, może to przez rytm. Ale właściwie to nieważne, bo to tylko jeden zły krok i...
Skrzywiła się lekko, przerywając bezsensowny wywód. Czemu się tłumaczyła? Czemu zależało jej, żeby Emma nie miała za złe. Zaraz ponownie chwyciła dłoń Emmy, żeby mogły tańczyć dalej. Mogły...? Tak bez ciągnięcia tego tematu...?
Ravenclaw |
0% |
Klasa I |
|
b. ubogi |
|
Pióra: 9
Impreza zdecydowanie trwała dużo dłużej niż uczestniczyli w niej sami organizatorzy, jednak jedynie pojedyncze osoby zdawały się zauważyć ich brak. Na ich usprawiedliwienie, rozesłane zaproszenia były w większości anonimowe.
Niektórzy bawili się w najlepsze cały wieczór, inni natomiast zdążyli odejść zasmuceni najróżniejszymi powodami - takie uroki życia nastoletniego. Raz odkrywasz miłość swojego życia, innym razem oblewasz kogoś ponczem, albo co gorsza, ty jesteś nim oblewany.
Z pewnością było to huczne rozpoczęcie roku szkolnego z dala od zasięgu wzroku grona nauczycielskiego.
wszyscy z/t
|